środa, 26 listopada 2014

Sentymenty, stare szafy i kaktusy

Nie wiem, dlaczego dzisiaj tak mnie na sentymenty wzięło. Może planety się jakoś tak ustawiły, albo Księżyc? Otóż od pewnego czasu prowadzę zajęcia w mojej starej szkole podstawowej. Nie z uczniami, tylko z osobami dorosłymi, popołudniami, a teraz to właściwie już wieczory są. Lubiłam moją podstawówkę, która na fali tak zwanych reform przekształcona została w gimnazjum, odnowiono ją, pozmieniano przeznaczenie klasopracowni. Ale duch pozostał.
Dzisiaj miałam zajęcia w innej sali - ze względu na wywiadówkę. Teraz jest to klasa matematyczna, a wcześniej była historyczna. Odniosłam wrażenie, że duch historii - nieważne, że peerelowskiej i duch ówczesnego nauczyciela tegoż przedmiotu, ciągle tam jest. Matematyka nie pasuje. Jakoś tak pusto w klasie się zrobiło ... ale z tyłu stoją stare szafy. Ciągle w całości, pomalowane na inny kolor, ale wiernie służą kolejnym pokoleniom nauczycieli i uczniów. Zrobiłam im zdjęcia, bo ich widok jakoś tak dziwnie mnie poruszył. Jedna fotka też jest z lekka zamazana ;)



Czekałam, aż kursanci wyjdą, bo oni chyba do tej szkoły nie chodzili ;) 

A od niedawna bujam się po moim dawnym liceum. Tutaj już tak miło nie było, niestety. Od tamtych czasów niewiele się zmieniło. Stare mury i klimaty mają swój urok, nie przeczę, ale te akurat wyglądają trochę żałośnie.
W każdym razie, w klasie, w której mam lekcje, na parapetach stoją kaktusy. Sfociłam dwa:



 Niewinnie wyglądają, prawda? Takie puchate ;) Wystarczy jednakże dotknąć, żeby szybko się przekonać, że pod puchem kryją się ostre kolce. Dwulicusy jedne ;)


 Już wolę, kiedy ktoś od razu kolce wystawia, wiadomo o co chodzi, dotykasz na własną odpowiedzialność ;) Jakie to życiowe ...

Dzisiaj znów widziałam pierdolino. Mknął sobie objazdem, dziarsko wyprzedzając pospieszny, który kierował się na stację. Jeśli mój informator dowie się o kolejnym przejeździe pierdolina, to zaczaję się na niego z aparatem i z bliska obejrzę - pociąg, nie informatora, oczywiście.

Miłego wieczoru życzę :)

P.S. Ciekawe, czy jutro będę mogła zrealizować moje "wypasione" zamówienie w pasmanterii ;) Bo bez niego ani rusz z robotą ;)

sobota, 22 listopada 2014

Zabrakło mi ...

Zajęłam się w końcu dzisiaj jedną rzeczą, którą miałam uszyć już jakiś czas temu. Poszukałam w necie jakiegoś tutoriala, kupiłam tkaninę i wypuściłam się po dodatki. Moje wymagania okazały się jednakże tak wyrafinowane, iż wprawiły w popłoch panie w pasmanterii. Kiedy się już otrząsnęły z pierwszego i drugiego szoku, obiecały sprowadzić dla mnie owe dodatki 
w drugiej połowie tygodnia. Dobra, poczekam.
Włączyłam sobie dzisiaj ów tutorial, przemyślałam modyfikacje mojego wykroju i okazało się, że zabrakło mi kawałka tkaniny, żeby wykroić szfystko, co chciałam i częściowo pozszywać. Ech .....
A co będę szyć? Nie przyznałam się paniom w pasmanterii do końca, bo w stuporze zdziwieniowym trwałyby do wieczora ;)
Wam też nie powiem hrehre ..... możecie zgadywać jedynie, a nagrodę główną i tak zgarnie Elka. ;)




A tydzień temu widziałam na naszych torach pociąg widmo, czyli pierdolino, czy jakoś tak. Nie mam pojęcia, co tutaj robił, bo na naszej trasie jeździł nie będzie. Mała strata. Szłam akurat z kijkami, żałując, że nie mam aparatu przy sobie i, że wcześniej nie wyszłam, gdyż dorwałabym to kuriozum na przejeździe.
Wytężcie zatem wzrok, jeśli macie ochotę, bo wyszło mi tylko to:


Za domami widać go, niczym widmo - doskonale pokazuje stan naszych kolei i nie tylko.

Miłych i spokojnych snów wszystkim życzę, oraz udanej niedzieli :)

czwartek, 20 listopada 2014

Białowiescy królowie i książęta

Jakiś czas temu napisałam post na blogu, że zaczął się sezon na oglądanie żubrów i innych zwierząt, które zaczęły przychodzić do paśnika na jednej z polan w Białowieży. Tłumów, póki co przed komputerami nie ma, w tej chwili jest np. około 500 oglądaczy. Sesja się jeszcze nie rozpoczęła,m więc studenci mają inne, ciekawsze zajęcia niźli wgapianie się w żubry, czy inne jelenie.
No cóż .....
W tej chwili, wokół paśnika widać jedynie jakieś ptaszorki, ale przed chwilą:

Tylko się nie przestraszcie ;) albo nie próbujcie regulować odbiorników ..... 


Tak, tak, to śnieg. Owszem, przeczytałam u kilku blogowych koleżanek, że śnieg już u nich spadł, ale co innego czytać, a co innego widzieć, choćby tylko w kamerze ....
U mnie tego czegoś na razie nie ma. I wcale za tym nie tęsknię. Nic, a nic. Lodowate zimno jedynie przenika człowieka na wskroś.
No nic, proszę wycieczki, oglądamy dalej:



Zdaje się, że ktoś siedzi za sterami kamery i kieruje ją na co ciekawsze obiekty. I to jest bardzo dobra koncepcja ;)

Kilka dni temu, chwyciłam w kadr pięknego jelonka, który pożywiał się siankiem:




 

A tego prosiaczka pamiętacie z zeszłego roku? Jak widać, żyje i ma się dobrze, dziarsko przeganiając inne dziki z polany, 
a bardziej od koryta:



I to byłoby tyle na dzisiaj, proszę wycieczki. Dziękuję za uwagę :) Miłego oglądania :) Zwierzaki mają terapeutyczną moc, nawet 
z tak daleka i przez komputer. Naprawdę. Sprawdziłam to dzisiaj na sobie :)

sobota, 15 listopada 2014

Jak Chłop mój, piekarnik uratował.

Piekarnik nasz ma jakieś 9 lat. To zwykły sprzęt Amiki, wbudowany w meble, z osobną płytą gazową. Od samego początku miewał fochy, przypalając pieczone w nim potrawy, a ostatnio nic nie szło w nim upiec bez stresu i odskrobywania przyjaranych kawałków. O pieczeniu ciast to już dawno zapomniałam - przytyłam bez tego, tak, czy tak zresztą ;)
Osobiście mogę obejść się bez piekarnika, ale mój Chłop już mniej. W grę wchodziło zatem kilka wariantów postępowania: wyrzucenie starego sprzętu i kupno nowego, wezwanie fachowca do naprawy starego lub próba samodzielnego naprawienia. Chłop wybrał wariant numer trzy.
Największym wyzwaniem było wyciągnięcie całej "klofty" spod szafek. A potem poszukanie termostatu, którego niedziałanie było najprawdopodobniej przyczyną przypalania się potraw. Żeby wydobyć termostat, Chłop musiał użyć siły i wyciągnąć panel, 
w którym są pokrętła. Nie było to łatwe, oj nie. Istniały albowiem obawy, że panel ów ulegnie wygięciu i niemożliwym będzie ponowne jego wkręcenie na stare miejsce. O pierdylionie śrubeczek, które przy okazji trzeba było poodkręcać nie wspomnę. Koniec końców udało się. 
Wyciągnięcie termostatu było już zabawą, jeszcze tylko pstryknięcie zdjęcia kabelkom i .... można było udać się do wybranego sklepu w celu zakupu nowego.
Na szczęście okazało się to możliwe i za złoty trzydzieści, piekarnik nasz otrzymał nowiuśki termostat, który po doczepieniu go do odpowiednich kabelków, oraz wykonaniu czynności zamykających go w bezpiecznym pudle z metalu i szkła, oraz włączeniu zegara ( bardzo ważna czynność!), ruszył do pracy :)))
Chłop wynalazł przepis w necie na ciasto o nazwie Leśny Mech i dzisiaj je zrobił. Oto ono:

Zielony kolor pochodzi od ...szpinaku:



Na wierzch ubita śmietana z cukrem:


Do tego lekko stężała galaretka. Żeby to wszystko utrzymało się na cieście, dołożyliśmy zamiast fixu śmietanowego - żelatynę:


E włala: 

To zielone na wierzchu to pokruszone ciasto, odkrojone wcześniej z wierzchu i pestki granatu, których nigdy jeszcze nie jadłam. Uważam, że ciasto prezentuje się wspaniale :) Na razie znajduje się w lodówce, żeby mogło dojść do siebie ;) I faktycznie wygląda jak mech. Nie wiem jeszcze, jak to wszystko razem smakuje, jutro się przekonam.
Najważniejsze, że piekarnik działa, a termostat musiał mieć od nowości jakiś felerny. Bywa.

Spokojnych snów wszystkim życzę i miłej niedzieli :)

poniedziałek, 10 listopada 2014

Co dwa żubry, to nie jeden - sezon na podglądanie rozpoczęty :)

Miałam już dzisiaj nic nie pisać, ale weszłam na fejsbunia, a tam, pacze - żubry :)) W końcu skusiły się na sianko przygotowane dla nich przez leśników i leżące na polanie od kilku dni.
Kiedy weszłam na żubry online - główni bohaterowie leżeli już najedzeni, przeżuwając zapewne kolację ;)
Leżą zresztą cały czas.

Oto one:


Słodziaki nasze :))

Dołożone 12.11 - jelonki :)



piątek, 7 listopada 2014

Balkonowe rozgrywki

Mimo, że mieszkam w blokowisku, to ptaków u nas, póki co nie brakuje. Od kilku lat dokarmiamy je zimą na balkonie, skubańce pamięć mają świetną. Z nastaniem pierwszych, jesiennych chłodów, przylatują na balkon, przypominając o swojej obecności. Stali mieszkańcy, to wróble, a w okresie jesienno - zimowym są i sikorki.
Niedawno wywiesiłam słoninkę dla sikorek. Przez kilka dni nic się nie działo, ale ostatnio słoninka cieszy się dużym powodzeniem. Może trochę za wcześnie stołówka została otwarta, ale trudno. Karmnika na razie nie ma.
Lubię obserwować ruch na balkonie, bo oprócz sikorek, na słoninkę zasadziły się wróble! I nawet nieźle im idzie skubanie. Dzisiaj obydwa gatunki współpracowały nawet ze sobą. Udało się mi zrobić zdjęcia z tej współpracy. Ciężko się je robi, bo przez szybę i z przyczajki, bo inaczej ptaki wieją, co sił w skrzydłach.
Zobaczcie, co sfotografowałam:









Bardzo groźnie wygląda, moim zdaniem, wróbel na trzecim zdjęciu od dołu. Nie sądziłam, że ma taki język ;) Nigdy zresztą żadnemu do dzioba nie zaglądałam.

Na weekend nigdzie nie wyjeżdżamy, jutro może do stolicy naszej wojewódzkiej, zażyć zgiełku wielkiego miasta ;) 
Życzę wszystkim udanego odpoczynku :)) Na pewno każdy na niego sobie zasłużył :)

PS. Pisałam niedawno, że w moim mieście nie ma zbyt wielu plakatów wyborczych, a gdzieś indziej som? To u nas jusz tesz som. Aż sie człowiek boi lodówkę otworzyć. Albo szafkę w kuchni. Tudzież skrzynkę na listy.

PS.2 Pamiętacie, rocznica jakiego wydarzenia jest dzisiaj? Pamiętacie te apele, białe bluzeczki i głowy Lenina z nad pianina? ;) Ja pamiętam, że były i gazetki okolicznościowe też.

środa, 5 listopada 2014

Koniczynka na szczęście

Pięć dni listopada przeleciały jak szalone. Mam w tej chwili dużo więcej zajęć, trochę rano, trochę w południe, trochę wieczorem - poszatkowane niczym kapusta do kiszenia ;) 
Jutrzejszy plan jest dużo spokojniejszy, w sensie, że bardziej zwięzły. Długo to wszystko nie potrwa zapewne, do końca listopada i finito. 
Jako, że znużona jestem tą bieganiną, jutro pełnia Księżyca, która dodatkowo wzmacnia różne takie objawy, to wrzucam wszystkim szczęśliwe koniczynki. Czterolistnej nie zauważyłam, ale tyle jest trzylistnych, że i one szczęście mogą przynieść :))


Spokojnych snów wszystkim życzę :)