poniedziałek, 19 września 2016

Kino i weekendowy cyrk na kółkach

W sobotę wybrałam się z Chłopem mym do kina. Nic w tym nadzwyczajnego, ale chciałabym polecić Wam ten film, który oglądaliśmy.
W tym celu wybraliśmy się do stolicy naszej wielkopolskiej, gdyż w naszym mieście kino jest, a i owszem, nawet cyfrowe 
i nowoczesne, ale tego akurat filmu nie grają, póki co.
Kino, które wybraliśmy w Poznaniu, mieści się w Zamku i nazywa się Pałacowe. Nie wiem, dlaczego, ale nigdy w nim nie byłam. Chłop też nie. Mieliśmy więc okazję.
I co to za film, który chcę Wam zarekomendować? ( Nie mam z tego żadnych profitów!)
To "Królestwo".
Film przyrodniczy, ale z przesłaniem. I co ciekawe, większość akcji rozgrywa się w Puszczy Białowieskiej, ale nie wszystkie i nie jest to film o naszej Puszczy. Ale to nie szkodzi.
O filmie poczytajcie sobie tutaj, znajdziecie też zwiastun i kadry.
Jako, że z wiekiem robię się coraz bardziej sentymentalna, to podczas oglądania, łezki poleciały :))
Uważam,, że każdy powinien go obejrzeć, ale to dokładnie każdy i wziąć sobie do serca to, co zostało w nim powiedziane 
i pokazane. Na pewno warto zabrać nań dzieci i młodzież szkolną i na to powinny znaleźć się pieniądze z budżetu organów prowadzących szkoły, a nie na Smoleński, Pokłosia, czy inne mniej lub bardziej kontrowersyjne filmy.
Które nie każdy ma ochotę oglądać. Ja np. nie i nie wybieram się na żaden taki, bo ... bo nie i już. Nie mam zapotrzebowania, by epatować moje zmysły takimi obrazami. Pomijając polityczne wydźwięki wyżej wymienionych.
A każdym razie, wróciliśmy do domu zadowoleni, bo jeszcze przypadkiem trafiliśmy na Placu Wolności na "mercato", czyli targ włoski. Można tam kupić włoskie sery, wędliny, makarony, oliwki i różne inne, trwa do 3. października. Fakt, ceny do niskich nie należą, ale raz na jakiś czas można przecież kupić sobie coś innego do jedzenia.
W nocy natomiast, Chłopa mego chwycił silny ból nerki ... dawno nic się nie działo w tym temacie, prawda??
Wziął przeciwbólowe i rozkurczowe, trochę mu minęło, ale po tym "trochę" zaczęły go jelita boleć. Od jelit natomiast, jak niektóre z Was pamiętają, zaczął się cyrk dwa lata temu, operacja i te inne korowody.
Przetrwaliśmy do rana, a rano pojechaliśmy na SOR, bo czekanie do poniedziałku na wizytę u lekarza rodzinnego, który niekoniecznie w bólu ulży, było bez sensu.
W niedzielny poranek jest zazwyczaj spokój w tego typu przybytkach. ( Dwa lata temu też była to niedziela). Koniec końców, Chłop dostał dwie kroplówki, zastrzyk przeciwbólowy, posiedział dobre dwie godziny, zanim to wszystko mu do żył wleciało i minęło. 
Co najśmieszniejsze w tej sytuacji, trafiliśmy po raz trzeci na tego samego lekarza!! ( Pierwszy raz, jak Chłopu miał udar - facet przyjechał w karetce, którą do domu wezwałam, drugi - przyjmował go do szpitala dwa lata temu i wczoraj też nań trafiliśmy).
To jest dziwne, bo lekarz ten, pełni wysoką funkcję administracyjną naszego szpitala i ma jednocześnie dyżury, żeby nie stracić zapewne uprawnień lekarskich. A my na niego zawsze trafiamy.
I bardzo dobrze, bo jako lekarz jest naprawdę w porządku. I pod względem wiedzy, jak i podejścia do pacjenta, oraz jego rodziny.
Tak to się w weekend zadziało u nas ...
Chłopa czeka więc wizyta u urologa - mamy już wytypowanego ;) prywatna, rzecz jasna, bo u nas w mieście, dopiero 
w październiku będą przyjmować zapisy na przyszły rok!!!!!! Fajnie, nie?

Udanego tygodnia życzę, niech przyniesie nam wszystkim same dobre rzeczy, wiadomości, wydarzenia.
Trzeba trochę pozaklinać tę rzeczywistość, prawda?

Na koniec dwa zdjęcia.
Pierwsze zostało zrobione w Mrzeżynie, po wyjściu z plaży (albo, żeby do niej dojść), trzeba przejść przez las. 
Drugie - w Bornym. Pod tymi brzózkami znaleźliśmy kilka grzybów - koźlarzy, bo one pod tymi drzewami właśnie rosną.



piątek, 16 września 2016

Na żywo ;)

Chyba na razie skończyliśmy z wojażowaniem, czas zatem wrócić do częstszego publikowania postów, edycji zdjęć 
z wyjazdów itp.
Dzisiaj chciałabym napisać o spotkaniu z kolejną osobą z blogowego świata.
Tym razem był to mężczyzna, którego część z Was zna, ponieważ prowadzi bloga i udziela się na kilku innych, które ja również odwiedzam.
Mężczyzna ten, który używa nicka Balum Balum, wrzucił jakiś czas temu pytanie na swojego bloga, które dotyczyło miejsca wakacyjnego wypoczynku nad morzem, w którym zwierzęta są mile widziane.
A ja przecież znam takie miejsce, ponieważ jeździmy tam od kilku lat i wiem, że właścicielka pensjonatu chętnie przyjmuje turystów ze swoimi pupilami. Jedyny delikatny mankament - pensjonat nie znajduje się bezpośrednio nad morzem, lecz jakieś 8 km od, ale na wsi, w towarzystwie stadniny koni, oraz rzeki pełnej ryb - to ostatnie akurat nie ma dla nas znaczenia :)))
Balum zdecydował się na wyjazd w to miejsce i tak się złożyło, że nasz pobyt zbiegł się częściowo z ich pobytem :)
I jak do tej pory było, tak i teraz - spotkałam sympatycznego faceta z równie sympatyczną żoną i czarną Piesą :)
Co tu dużo pisać ... mieszkają jakieś 50 km od nas i mam nadzieję, że będzie okazja, żeby spotkać się ponownie :)
Piesu koniecznie chciał zaprzyjaźnić się z naszym Bonusem, ale nie doszło do bezpośredniej konfrontacji, gdyż przezornie trzymaliśmy zwierzaki z dala od siebie :)) A pasowałyby do siebie, bo obydwa czarne i wielkości podobnej.
Na zakończenie otrzymaliśmy od Balumów ;) ogromnego pomidora z ich ekologicznej uprawy, który wyrósł nadspodziewanie wielki :)
Oto on:




W kształcie serca, bo podarowany sercem ♥

Zdjęcia robiłam już w Bornym, udało się mi sfocić olbrzyma, bo w ten sam dzień został napoczęty i stopniowo zjedzony. Ważył prawie kilogram!

Dziękuję Ci, Pawle za spotkanie :) Jesteście chyba zadowoleni z pobytu nad morzem :))
Pozdrawiamy Was serdecznie ♥♥♥

A na koniec - trochę prywaty;)

Paczę na Ciebie ...

Kotu nasz w pensjonatowym pokoju. 
Piszę "kotu", bo bardzo się mi to określenie podoba, a przejęliśmy je od naszego małego sąsiada, trzylatka, który uwielbia obserwować Bonusa ze swojego balkonu i snuć na jego temat różne opowieści, zadawać liczne pytania osobie, 
z którą w danej chwili jest.
Jakiś czas temu wołał na Bonusa "Kotu!", zamiast "Kocie!" :)) Spodobał się nam ten wołacz :)

I z innej beczki. Wiecie, że dzisiaj jest częściowe zaćmienie Księżyca? Oraz pełnia w dodatku?
 

czwartek, 8 września 2016

Do trzech razy?

Jeśli napiszę, że po raz trzeci jestem w Bornym i dzieje się to w przeciągu miesiąca, to mi zapewne nie uwierzycie... Ale to prawda.
Szaleństwo. I tak na dobrą sprawę, jeszcze tak na serio do domu nie wróciłam, może teraz, po powrocie w niedzielę.
Kot pojechał z nami, oczywiście.
Cały ten dzień był dość zwariowany.
Bonus po podróży padł, na spacer iść nie chciał!! Ciekawe, o której nas obudzi rano;)
A my śmignęliśmy na grzybki, blisko domu. Znaleźliśmy kilka kozaków, czyli koźlarzy, dwie sowy, czyli kanie, ze trzy kurki 
i tyleż rydzów ... Będą jutro na obiad.
Czymcie się zatem ciepło i nie zazdrośćcie mi wyjazdu i grzybobrania ;)) bo niekoniecznie musi się ono udać ;)