Pisałam jakiś czas temu o porządkach, które poczyniłam na balkonie. Jakimś cudem zagnieździły się nam mrówki. Gniazdo miały w koszu wiklinowym, w którym rósł taki już biedny krzaczek. A, że roślina obok zaatakowana została przez mszyce, to mrówki urządziły sobie dojarnię.
Ale zaczęły mi wchodzić do mieszkania, więc pewnego popołudnia zostały wyeksmitowane - kosz z krzakiem no i rzeczona dojarnia. Chłopu wywiózł wszystko na taki pobliski nieużytek. Pomarudził, bo dwa razy musiał jechać rowerem, ale zawiózł.
Po jakimś czasie, żal mi się tej roślinki w garnku zrobiło, bo upały, bo dostałam ją od Agniechy, bo coś tam jeszcze...i pewnego dnia, niedawno, wzięłam ją do domu z powrotem. Tzn.na balkon. Już bez mszyc i mrówek.
Dołożyłam ziemi, obficie podlałam i ku mojemu zdziwieniu - odbiła skubana... Puściła piękne liście i do pierwszych przymrozków pewnie będzie sobie rosła.
Ta roślinka to waleriana, czyli kozłek lekarski.
Czy Ty to widzisz, Agniecha?
Trochę to symbolicznie wygląda, bo z tej rośliny niewiele zostało po inwazji mszyc i słońca.
Tylko z drugiej strony - może to nadinterpretacja z mojej strony...
Odrodzenie, nadzieja, odbicie od dna...sama nie wiem, co jeszcze...
Tęsknię ogromnie za Bonusem....
Chociaż Franio to kochany kotek, który przeżył swoje... Uwielbia czesanie... Z kota leci dużo kłaków, ale może się unormuje... na kolanka przychodzi i łebek podkłada, żeby za uchem go miziać ... a przy okazji trochę wyczesać, bo kłaków naprawdę dużo zostawia. Rolki są w użyciu jak nigdy ...
Franio lubi też gotowanego indyka. Dzisiaj i wczoraj trochę dostał, jak wszystko będzie ok., to dostanie częściej jako urozmaicenie. Kupiliśmy też enzymy trzustkowe i mu podajemy z karmą... tak co drugi dzień.
Kocha spać, ale chyba już o tym pisałam ... Z okazji Dnia Zwierzaka dostał takie legowisko zawieszane na kaloryfer - kładzie się tam ... i drapak też dostał, ale na razie drapak nie wzbudził jego entuzjazmu. Może inaczej go ustawię, to wejdzie.
Pisałam wczoraj tego posta na telefonie, jak miałam trochę wolnego w pracy, w internacie. Nie był to mój normalny dyżur, tylko poszłam za koleżankę, było nas kilkoro, więc jest inaczej, kiedy człowiek jest sam, albo z drugą osobą...
No i się popłakałam pisząc o Bonusie, chociaż obiecałam sobie ,że postaram się uspokoić. Ale nie, to jeszcze nie ten moment ...
Czasem ludzie piszą, że po śmierci swojego zwierzaka widzą go, albo słyszą ... Bardzo bym chciała, ale nic z tego. Ani mi się nie przyśnił, a kiedy odszedł, to poczułam, że go naprawdę nie ma. Odszedł gdzieś tam w niebyt, może do jakiegoś nieba, albo jest przy kimś innym.
Chciałam dla niego jak najlepiej, a wyszło jak zawsze - jedno wielkie nic.