Sądzicie może, że mi odbiło i za zimą, która ledwo co się była uprzejmie zakończyć, tęsknię?
Nie, nie, zdecydowanie nie.
Są albowiem miejsca, w których panuje zupełnie inny klimat niż np. u nas w Wielkopolsce i nie mam na myśli Alaski, czy jakiegoś innego bieguna południowego, dajmy na to.
Wystarczy podjechać od nas na południe naszego kraju, prosto w dół, w sumie ponad 200 km
i już się jest w innej krainie. Krainie śniegu i lodu. Ale do rzeczy przejdźmy po tym wstępie.
Tydzień temu wybraliśmy się z Chłopem do Szklarskiej Poręby na weekend. Wyjechaliśmy
w piątek po pracy, wróciliśmy w niedzielę wczesnym wieczorem. Celem naszym była wyprawa
( dojazd samochodem, bądźmy szczerzy, po odgarniętych i suchych drogach ;)) do Jakuszyc, na Polanę, gdzie panują jeszcze całkiem fajne warunki do jazdy na nartach biegowych.
Niania nasza z radością została z Franiem, który owinął ją sobie wokół najmniejszego pazurka bez trudu ;), nocleg zamówiliśmy w pensjonacie, w którym kilka razy byliśmy i pojechaliśmy.
Pod koniec naszej jazdy zaczął lać deszcz. Lać - to i tak jest mało powiedziane ... i tak praktycznie do samej Szklarskiej. Pocieszała nas myśl o tym, że w Jakuszycach jest inny klimat
i śniegu trochę zostało. Poza tym, nawigacja skierowała nas na Złotoryję - kto jechał, ten wie, jaka to droga. Cóż, nie znamy tak dobrze tej trasy, nie mamy jej dobrze opracowanej jeszcze, więc zdaliśmy się na nawigację.
Droga przez Złotoryję prowadzi oczywiście przez to miasto, a potem malowniczą i krętą drogą, miejscami złej jakości. W ciemnościach i przy ulewie nie wygląda to najlepiej. Z ulgą powitaliśmy Jelenią Górę i wjazd na drogę nr 3.
A w sobotę - piękne słońce, małe zakupy w piekarni wciśniętej w podwórze ( i tam, jak w całej Polsce chyba - w sobotę rano zakupy robią panowie :)) i po śniadaniu pojechaliśmy do Jakuszyc.
Pani z wypożyczalni nas pocieszyła, że śniegu jest dużo, trasy obleciał ratrak, więc powinno się dobrze jeździć. No i tak było. Na nartach zrobiliśmy jakieś 18 km. Ludzi z rana praktycznie zero. Pojechaliśmy trasą na Orle - to taka łatwa, bo płaska traska dla początkujących, aczkolwiek
z Polany jest jakieś 5 km w jedną stronę ... Napiliśmy się herbaty z prądem i ruszyliśmy
z powrotem, skręcając jednakże na tak zwany Samolot. No i tam już są miejsca bardziej wymagające.
Jako, że moje umiejętności co do zjazdu i hamowania są mizerne, to wywaliłam się ze dwa, albo trzy razy, a raz ściągnęłam narty i doszłam sobie pieszo, bo bez przesady ....
Trzeba będzie w końcu wziąć kiedyś instruktora i technikę podszkolić, to może odważę się zjechać z niektórych wzniesień ;) Dlatego też zjazdówki nie dla mnie.
Chłopu mój był świadkiem ciekawej wymiany zdań pewnej pani z instruktorem. Pani ze swoją rodziną uczyła się jeździć na nartach, no bardzo dobrze, ale w pewnym momencie instruktor mówi, że jeszcze raz maja przejechać jakiś odcinek drogi. Na pewno nie jakoś bardzo długi,
a pani mówi do faceta, że to takie męczące ... Instruktor odpalił jej, że jazda na biegówkach zawsze jest męcząca, ale to jest w tym bardzo fajne :)))) że się człek zmęczy.
Nie da się ukryć. Kondycja potrzebna jest, a ręce wieczorem bolą .... jakkolwiek, gdyby człowiek uprawiał regularnie nordic, to ręce by nie bolały, ot co.
Na drugi dzień też trochę pojeździliśmy, jakieś 10 km i w południe wracaliśmy do domu już. Byliśmy zmęczeni po tych dwóch dniach, bo jak się jest tydzień, to jeździmy w tym czasie jakieś 2-3 razy, to inaczej wygląda. A tu - krótko, acz intensywnie.
Niedziela była jeszcze piękniejsza, cieplejsza ... wybraliśmy sobie inną trasę, na górkę wjechałam, czy bardziej - wspięłam się na nartach, ale z górki to nawet Chłopu mój narty zdjął
i zeszliśmy, bo głupio byłoby się połamać i zamiast do domu, trafić gdzieś na urazówkę.
Dobrze, a teraz parę widoczków ... było naprawdę, naprawdę pięknie :)
Zdjęcia tego nie ukazują, zwłaszcza, że w sobotę po południu zrobiło się pochmurno i nastąpiła dostawa białego puchu ( w górach to jest puch, u mnie białe g ....;)).
Ruszamy w trasę, sobota rano:
Jadę, jadę :)) Nawet z małej górki się nie miotam ;) I nie mając toru też ;) Ta fioletowa to ja:
Zestaw ratunkowy na Orle ;) Pierwszy raz usiedliśmy sobie na zewnątrz, bo ten barek z koszami na śmieci na pierwszym planie, był czynny:
Sporo połamanych gałęzi i drzew, bo zimą przykryte były ogromną masą śniegu:
Nie mogło zabraknąć pociąga ;) Jeżdżą często, raz ze Szklarskiej do Czech, a za pół godziny
w odwrotną stronę. No i dobrze:
Początek Polany Jakuszyckiej. W tym lewym domu jest wypożyczalnia i bezpłatny parking dla klientów. W niedzielę po południu było ich naprawdę dużo.
A dzisiaj? Piękne słońce, ciepło, wczoraj pomyłam część bardzo, ale to bardzo brudnych okien, zmieniłam wystrój okna kuchennego, bo mnie do szału doprowadzał i wyglądał ... może lepiej powiedzieć, że nie wyglądał i nie chcielibyście tego widzieć ;)
Miłego dnia i do napisania :)