Pisałam o tej naszej małej koteczce, która miała być kocurkiem, a okazała się dziewczynką
i która przeżyła zimę, Sylwestra, ulewy i nie wiem, co jeszcze ... i trochę się oswoiła, umie mruczeć i barankować ... Która też chodzi z panią sąsiadką do sklepu, czeka tam na nią i wraca biegnąc, chowając się i tarzając po chodniku ...
Mała ma około 9 miesięcy i we wtorek zaplanowana jest kastracja. Przeżywamy to obie z panią sąsiadką, bo kot przyzwyczajony do wolności będzie musiał mieć ją mocno ograniczoną. Ale obie też doskonale wiemy, że inaczej być nie może, bo nie chcemy bezsensownego rozmnażania kotów.
Co będzie dalej? Cóż, wszystkie scenariusze są możliwe. Jeden z nich to taki, że kicia jeszcze bardziej się oswoi i znajdzie najlepszy dom na świecie, a drugi to taki, że wróci na miejsce bytowania, czyli do nas i do swojej budki. I naprawdę nie wiem, co jest dla niej lepsze. Czas pokaże.
Ale, jeśli ktoś z Was marzy o cudnej koteczce umaszczonej czarno - biało jak krowy, to dajcie znać. Wiadomo, że trzeba będzie ją socjalizować, ale uważam, że odnajdzie się w domu
z innymi zwierzętami - po odpowiednim wprowadzeniu, rzecz jasna. Bo inna sąsiadka, która ma psa yorka mówiła mi, że mała zaczepiała do zabawy tego pieska. Tyle, że on już ma swoje lata, więc do zabawy nie jest taki wyrywny.
Zobaczymy, trzymajcie kciuki za małą i za nas, które przejmują się losem bezdomnego kota.
Żeby jednak było ciekawiej, to tydzień temu pojawił się drugi kot. Dorosły już, wyglądający jak mała, kocur prawdopodobnie, ale niekoniecznie. Nieufny, ale częstujący się jedzeniem.
By nie zanudzić Was napiszę tyle, że po tym tygodniu, kiedy oczywiście w głowie siedział mi też ten drugi kot, okazało się, że najprawdopodobniej jest to kot mieszkający w budce i stołujący się w bloku obok. Nie jest agresywny dla małej, ta go też potrafi zaczepiać do zabawy, ale on jest raczej czujny i nie podchodzi do człowieka.
Niestety, fundacja która zajmie się kastracją i ewentualną adopcją naszej małej kotki, nie ma na razie miejsca, żeby i tego kota zabezpieczyć. Ale może później. Inne w naszym mieście też nie mają miejsca - niestety ...
Szczerze mówiąc, mocno mnie te kocie sprawy przytłoczyły, a to dlatego, że poczułam swoją bezsilność i bezradność w temacie zabezpieczenia tych kotów. Że po prostu nie mam gdzie, bo resztę jestem w stanie ogarnąć.
I w takim przygnębieniu zmusiłam się dzisiaj do wstania na poranne bieganie w ramach Parkrun. Jak ktoś nie wie, co to takiego, to krótko napiszę, że są to cotygodniowe spotkania w soboty
o godzinie 9.00, podczas których można przebiec lub przejść 5 km. Biegi są darmowe, jeśli chce się być sklasyfikowanym, to trzeba się zarejestrować i mieć ze sobą zawsze na biegu kartkę
z kodem. Biegi organizowane są przez wolontariuszy, w różnych miejscowościach w Polsce
i Europie, a początek mają w Wielkiej Brytanii. Chodzi o to, żeby ruszyć się z kanapy - chociaż raz w tygodniu.
I dzisiaj wpadliśmy z chłopem mym na ostatnią prawie chwilę przed startem i na starcie zauważyłam dziewczynę, która ubrana była w ciuchy sportowe pewnej kolorowej firmy, podobnie zresztą jak ja, twarz jej wydała się mi znajoma z forum, na którym wrzucamy fotki w ciuchach tejże firmy, najczęściej są to fotki z biegów. Wystartowaliśmy i po kilkuset metrach zdecydowaliśmy się z chłopem mym wyprzedzić ją i jej koleżankę. Przy wyprzedzaniu zagadałam do niej, czy ona jest z tej grupy na fejsie, okazało się, że tak, no i dalej pobiegłam
z nimi, gadając cały czas o bieganiu, ciuchach biegowych itp. i tak mi zleciały te kolejne kilometry, jak nigdy. Oczywiście tempo było takie sobie, ale - nie dostałam zadyszki! Spotkanie to bardzo poprawiło mi nastrój i ta poprawa trwa do tej chwili. I niech trwa jak najdłużej, bo przygnębienia i smutku mam dość. Nie tylko z powodu kotów, ale też i z powodu również sytuacji, jaka panuje w Polsce, ale tego tematu nie będę teraz rozwijać.
Pomyślcie, czy nie chcecie adoptować kochanej, rezolutnej, sprytnej acz ciut dzikawej i nieufnej na początku koteczki i dajcie znać w komentarzu najlepiej 😊
Trzymajcie się zdrowo 💗💗💗