Franio rozdrapał się na brzuszku - tu rozlizał sobie właściwie skórę, rozdrapał gardło, wylizał do krwi niemalże między palcami tylnej łapy i jeszcze pod ogonem. Czyli taki zestaw BARFa mu absolutnie nie służy i musi być na monodiecie. Ja pierdole ..... wyraźnie coś ze mną jest nie tak, że nie umiem o kota zadbać. O całą resztę zresztą też.
Oczywiście, jak tylko to zauważyłam, od razu pojechaliśmy do weta, kot dostał leki, napisałam też do dietetyczki, co się dzieje i na razie tyle. Dzięki lekom Franek się nie drapie ani też nie rozlizuje się, więc mam nadzieję na jak najszybsze wdrożenie innej karmy, bez drobiu żadnego.
Franio jest trudnym kotem, jeśli chodzi o jego obsługę. Pazurki obcinamy w gabinecie, bo ja nie zamierzam się z nim szarpać, wystarczy, że czasem zakraplałam uszy. Kot wydzierał się, jakbym mu krzywdę robiła. I jak tylko widzi, że się mu baczniej chcę przyjrzeć, to ucieka.
A z innej beczki - jak chyba prawie wszyscy w Polsce z bólem i przerażeniem patrzę na relacje
z zalewanego przez żywioł południa naszego kraju, ale nie tylko naszego kraju. Tak popatrzyłam na relacje ze spotkań tzw. sztabu kryzysowego zorganizowanego przez rząd i odniosłam wrażenie, że oni odgrywają przed nami przedstawienie i mówią to, co ludzie chcą, żeby mówili. A tak naprawdę w dooopie mają to, że komuś woda zabrała wszystko. Refleksja jaka mi przyszła dziś bardzo wyraźnie do głowy to taka, że tak naprawdę nie potrzebujemy żadnych polityków, którzy organizują nam życie. Są zbędni, taka banda darmozjadów, która nas tylko antagonizuje i rozgrywa jak pionki na szachownicy.
W walce z żywiołem biorą udział zwykli ludzie, którzy w takich chwilach nie pytają się nikomu, czy są np. wierzący lub w która partię wierzą. Bo to jest nieistotne. Nieistotne jest w chwili, kiedy dzieje się tragedia i nieistotne tak naprawdę później. Bo każdy normalny człowiek chce
w spokoju żyć. Wiadomo, że ten spokój dla każdego coś innego oznacza. Ale gdybyśmy byli zjednoczeni i solidarni ze sobą, to żaden polityk nie zdołałby nas podzielić. Bo każdy normalny człowiek ma sumienie i wie, co jest dobre, a kiedy robi coś źle i wbrew sobie, bo dał się komuś omamić. Tak to widzę.
U nas na ten przykład zmieniła się władza w starostwie, pod które podlegamy. Czy coś zmieniło się dla nas na lepsze? Jak myślicie?
Oczywiście, że NIE. Nie ma nawet widoków na to, czy mglistej obietnicy, że będzie lepiej.
Wnioski? No właśnie ....
Kiedy widzę powodzie, jestem wdzięczna za to, że mieszkam gdzie mieszkam. U nas też zdarzają się podtopienia po nawalnych deszczach, piwnice i garaże są zalewane, drogi, drzewa się łamią .... ale takiej skali tragedii nie ma. Nasza rzeczka potrafi wylać, ale zanim uczyni to w parku, to ma inne miejsca, gdzie się rozlewa. Poza tym w Wielkopolsce jest raczej sucho
i problem z brakiem tej wody. W swoim zestawie genów mam pamięć powodzi. Moja babcia, mama mojego ojca urodziła się co prawda w Wielkopolsce, ale jej rodzice i cała rodzina pochodzi z Opolszczyzny. Do Wielkopolski przyjechali gdzieś na początku dwudziestego wieku, może pod koniec XIX. Mieszkali nad Odrą i kilka razy do roku uciekali przed wodą, która zabierała im dobytek. Nie muszę chyba dodawać, że wieś, w której się osiedlili nie leży nad żadną rzeką, czy innym zbiornikiem wodnym.
Ładnych parę lat temu byliśmy na wycieczce w Chorwacji - z pracy mojego męża. Wracaliśmy, w Polsce padało, nocą wjechaliśmy do Kłodzka. A tam poboczem, czy po chodniku w dół płynęła woda, przy domach stali ludzie i wylewali wodę na ulicę, ze swoich domów właśnie. Ktoś nas zatrzymał i powiedział, żebyśmy dalej nie jechali, bo w centrum już na pewno woda stoi i nie przejedziemy. A most - jakiś nieduży to był, może zostać za chwilę zamknięty, bo istnieje zagrożenie, że zniszczy go podnoszący się poziom na rzece. Mieliśmy bardzo dobrych kierowców, szybkich z refleksem. Kilka sekund i już nas tam nie było, bo tyle zajęło siedzącemu za kierownicą wycofanie i przejazd przez ten mostek. Nawet, jak by się miał zawalić, to za nami dopiero. Udało się nam wydostać z tego obszaru, jechaliśmy przez Polanicę, chociaż oczywiście zagrożenie nie było tak wielkie, jak dzisiaj. Ale obawy były, bo woda to chyba najstraszniejszy żywioł.
Jutro nowy tydzień, niech coś nowego i dobrego zarazem nam wszystkim przyniesie 💗💗💗
Że zwierzakami często są problemy więc to nie twoja wina, raczej przypadek
OdpowiedzUsuńLudzie już się organizują, maz zapowiada że albo wyślemy pieniądze albo kupimy co trzeba, jak w 1997.
jotka
Ehhh, no nie wiem, czy przypadek. Cokolwiek by to nie było, kartę stałego pacjenta u weta już mamy ;)
UsuńTak, ludzie zorganizowali się od razu, nie pierwszy raz, bo nie ma na co czekać. Nasza gmina organizuje zbiórkę od jutra, różnych przydatnych rzeczy do sprzątania, mycia, środków higienicznych itp.
Ja Alexowi zamawiam calibra z allegro. Jest podobno mono. Niechętnie to je ale czasami zje...
OdpowiedzUsuńSprawdzę, dziękuję Kocurku 💗
UsuńJest rabbit, lamb i Salomon. Alex oczywiście kocha rybę... Wychodzi 5 zł za 200g, ale może mu podejdzie w końcu. Kombinuje że smakami, mieszam z whiskasem lekko ..
UsuńJest rabbit, lamb i Salomon. Alex oczywiście kocha rybę... Wychodzi 5 zł za 200g, ale może mu podejdzie w końcu. Kombinuje że smakami, mieszam z whiskasem lekko ..
UsuńFranio ryby nie tknie, ale resztę - może mu w końcu coś przypasuje, bo za dużo i za długo już to wszystko trwa.
UsuńMnie najbardziej dokopała powódź w Sandomierzu, chyba w 2010 roku. Moja przyjaciółka z Sandomierza straciła wtedy wszystko. Dobrze, że nie dom, bo mieli gdzie zaczynać od nowa.
OdpowiedzUsuńNasz powrót z Chorwacji chyba też był w 2010 roku... Przykre to wszystko.
UsuńPamiętam tą powódź, tylko że z perspektywy zbiornika w Świnnej Porębie (między Wadowicami a Suchą Beskidzką). I wojnę na argumenty Tuska z mieszkańcami miejscowości. Było śmiesznie. Pozdrawiam
UsuńProblemów z kotkiem współczuję. Podobne miała kiedyś nasza Zuzia. Rozdrapywała ciało do krwi. Chyba miało to związek z jej psychiką, gdy nie tolerowała tu obecnosci Jacusia. Potem, na szczęście, samo jej to przeszło.
OdpowiedzUsuńTeż doceniam to, gdzie teraz mieszkam. A mieszkam na szczycie góry. Daleko od wszelkich rzek, wiec powódź raczej mi tu nie grozi. Choć kilka lat temu była w naszych okolicach powódź błyskawiczna. Malutka rzeczka w dole wsi wylała i ludziom zalało domy i piwnice. nawet sąsiadom dwieście metrów od nas zalało wówczas piwnice. Nam nie, bo piwnicy nie mamy. Zwykle na to narzekam, ale wtedy byłam z tego braku zadowolona...
Oby ta obecna powódź jak najszybciej sie skończyła. Już jest kilka ofiar śmiertelnych. Straszne!
A co do polityków, to zgadzam sie z Tobą w stu procentach. To pasożyty i cwaniaki. Zawsze spadają na cztery łapy...Tylko nam, zwykłym ludziom dzieje sie krzywda.
Franek też trochę psychiczny jest, wynika to pewnie z jego nieznanej dla nas przeszłości. Zalania też się u nas zdarzają, podczas deszczów nawalnych, kiedy studzienki i kanalizacja nie nadążają z odbiorem wody. Tak to nierówno się dzieje.
UsuńPiwnicę mam, ale u nas jak już to garaże zalewane są. A garażu nie mam ;)
No i przypomnialas mi ,że kur..a przeciez mamy garaż i zostal zalany z kretesem, trzeba zadzwonić do wynajmujacych! O mamuniuu.
UsuńO kurczę ... :(
UsuńJest od dzisiaj promocja na zooplus na wybrane karmy mokre i jest Animonda -15%! Zamówiłam Aleksikowi
OdpowiedzUsuńA i dobra jest maxinatural z biedronki jest teraz promocja 3+1
OdpowiedzUsuńDzięki Kocurku :)
UsuńMy też mieliśmy kota, który nie lubił weterynarzy i zgłaszał swoje uwagi energicznie. Tęsknimy za nim. Mam nadzieję, że Franio wyjdzie obronną łapą na czysto.
OdpowiedzUsuńW temacie powodzi i polityki, wczoraj napisałam w przeglądarce "szczawiowa" i otworzył się przede mną nowy świat ;) Nie lubię tych historii o podzieleniu przez polityków, bo wiem, że to nie jest prawda. A nawet więcej, cieszę się, że ludzie wyrażają swoje poparcia polityczne, bo dzięki temu mogę szybciej zauważyć, kto jest rasistą, kto chętnie chciałby mnie przymusić do swojej wizji świata, z kim miałabym kłopot po bliższym zapoznaniu. Pisowość mojej teściowej jest tylko objawem głębszego problemu z którym mój mąż zmagał się całe swoje życie. Więc nie, politycy nas nie dzielą, my jesteśmy różni; ludzie nienawidzący różnorodności, żyjący w lęku bezustannie krytykują świat i zatruwają rodzinną codzienność, podejrzliwym okiem łypią naokoło i żądają specjalnego traktowania.
Nie oglądam sztabów kryzysowych, wolę o tym czytać jeśli już, mąż rozmawiał też ze znajomymi z terenów zalanych, to wszystko. Po wielkiej powodzi 1997 rodzice zaczęli ubezpieczać nasz dom w Polsce. Wiem, że nie wszyscy tak robią; cóż, muszą w końcu zacząć myśleć inaczej.
I jak tam?
OdpowiedzUsuńTeraz mamy poprawę, ale w weekend jechaliśmy na cito do gabinetu, żeby wymioty tym razem się nie rozhulały znów .... Za dobrze być nie może. Wydrapane miejsca zarosły, kot na razie się nie drapie.
Usuń