I tak dobrnęliśmy do końca stycznia. Dnia przybywa, w przeciwieństwie do postów na moim blogu, ale cóż ... sama też przelatuję przez zaprzyjaźnione blogi niewidoczna, żeby choć trochę na bieżąco być.
U nas rozpoczęły się ferie zimowe :) Piękna sprawa dla zmęczonych istot, związanych z oświatą. Bo wbrew temu, co pisałam jakiś czas temu, nie odeszłam z tej mojej pracy, którą od listopada zaczęłam. Daliśmy sobie z dyrektorem szansę, chociaż bardziej ja im niż oni mi. I też inaczej do tego bajzlu podchodzę. Niestety, normalna umowa i regularne wpływy na konto też się liczą ... po latach huśtawki, pod każdym względem.
Udało się mi natomiast, zrezygnować z części zajęć popołudniowych, ponieważ po moich subtelnych naciskach, zatrudniono w końcu kogoś, kto może wykonywać tę samą pracę, co ja. Ludzi niezastąpionych nie ma, a w tej sytuacji wszyscy są zadowoleni. Ja przede wszystkim, bo większość tygodnia pracuję jak człowiek, a nie zalatany wyrobnik za grosze. Który na nic czasu nie ma, ani z kotem na spacer wyjść, ani w domu cokolwiek zrobić ...
W sobotę wybieramy się z Chłopem w podróż. Kotu zostaje tym razem w domu, opiekunkę mu załatwiłam taką, która będzie z nim mieszkać :)) Wariactwo, nie? ;)
I tutaj też mam nadzieję, że oboje dopasują się bezbłędnie do siebie. Kotu już ją poznał, rzecz jasna.
A my ruszamy do Szklarskiej Poręby. Po długich wahaniach, postanowiliśmy jechać pociągiem, a nie samochodem. Żadni z nas zimowo - górski kierowcy, nasz samochodzik jest, jaki jest ... i co tam.
Trochę zaszaleliśmy natomiast, wykupując sobie sypialny przedział, gdyż spokojnie - mam nadzieję kolejną, wsiądziemy sobie doń na naszej stacji i wysiądziemy w Szklarskiej. Pociąg buja się te 8 godzin ...
Sypialnym nigdy nie jechałam, Chłopu też nie. Ja jedynie kuszetką, kiedyś tam, na obóz wędrowny na Mazury.
Miałam jakieś 14 lat, o spaniu w pociągu mowy nie było, zmęczeni byliśmy okropnie - ja z tego nie mogłam zapamiętać,
w jakim mieście jestem :)) Chodziło o Giżycko.
I na tym wywód mój zakończę, gdyż muszę dom trochę ogarnąć, żeby koleżanka ma - opiekunka się nie wystraszyła ;)
Wczoraj np., rozmroziłam zamrażalnik i umyłam lodówkę. Było to bardzo, ale to bardzo konieczne już.
Dość sprawnie mi to nawet poszło, do pozbycia się lodu użyłam niezawodnej suszarki do włosów, a w celu uniknięcia powodzi spowodowanej topnieniem, użyłam talerza głębokiego. Że też wcześniej na ten pomysł nie wpadłam!
Jedną ręką trzymałam suszarkę, a drugą wylewałam wodę z napełniającego się talerzyka. Mogłam jeszcze patelnię podstawić - też płaska. Bo zamrażalnik mam na dole lodówki, stąd takie korowody.
A Wy macie może jakieś inne patenty w celu zmniejszenia bałaganu podczas takich akcji?
Trzymcie się ciepło :)))