Witajcie :)
Szczerze mówiąc, trochę odechciało się mi pisania bloga, a trochę mnie do tego znów ciągnie, a ostatni, ponury wpis starszy i tkwi na pierwszym miejscu niczym wyrzut sumienia.
Czas zmienić ten stan rzeczy.
Jeśli chodzi o te trudne sprawy, o których wspominałam - częściowo się rozwiązały. Chociaż może słowo "rozwiązały" trochę zdawać się nie na miejscu, czy też z lekka zszokować może niektórych. Ale tak po prostu wyszło.
W tej chwili chcę i mogę coś więcej napisać.
Otóż w ostatni dzień lutego - poniedziałek, teść mój osłabł i to na tyle, że położył się do łóżka i nie był w stanie utrzymać się na nogach. W ten dzień Chłop mój zawiózł go do lekarza, do przychodni, jeszcze do gabinetu doszedł. Na drugi dzień już nie wstał.
Przewróciło to nasz świat do góry nogami, ponieważ trzeba było się zorganizować i ojcem zaopiekować. Ani siostra męża, ani on sam, czy ja, nie mieliśmy do tej pory za bardzo do czynienia z opieką nad osobą leżącą, ale przez kilka dni ogarnęliśmy jakoś temat, łącznie ze zgłoszeniem zapotrzebowania na opiekunkę, która mogłaby siostrę odciążyć.
Chłop mój był na L-4 z powodu swoich dolegliwości - z badań nie wyszło nic niepokojącego, ale trzasnęło go coś
w krzyżu, kiedy podniósł ojca - szczupłego i niewysokiego pana, i lekkiego, zdawać się mogło. Nic bardziej mylnego.
w krzyżu, kiedy podniósł ojca - szczupłego i niewysokiego pana, i lekkiego, zdawać się mogło. Nic bardziej mylnego.
Minął tydzień, ojciec dostawał kroplówki wzmacniające, a my stwierdziliśmy, że na następny poniedziałek zamówimy wizytę lekarza rodzinnego do domu, spisaliśmy na kartce kilka spraw, o które chcieliśmy go spytać, poza tym pojawiły się odleżyny, niepokojący kaszel, więc wizyta nie była spowodowana fanaberią naszą.
Chłop mój podjechał do nich rano, żeby z ojcem posiedzieć, poczekać na lekarza i żeby siostra mogla spokojniej wyjść coś
w mieście załatwić.
Doktor przyjechał koło południa, a ojciec mu na rękach umarł.
Pogotowie nie zdążyło dojechać.
Tak myślę, że dobrze się tak stało, tzn., że zmarł w domu, a nie w szpitalu. Nie musiał leżeć w tym ohydnym, blaszanym kontenerze, nie musieliśmy czekać aż jaśnie doktor jakiś wypisze dokumenty zgonu, no i ojciec zmarł w swoim otoczeniu, córka i syn byli przy nim ... jeśli już tak miało być.
Tak się złożyło, że ten poniedziałek miałam w miarę wolny od pracy, zaraz tam do nich przyjechałam, przygotowaliśmy ojca już do pochówku ...
Bez dodatkowych nerwów załatwiliśmy co trzeba, wszystko szło jak po sznurku, jakby ktoś nas prowadził, gdzie trzeba - żadne
z nas nie miało pojęcia na początku, gdzie się udać.
Chłop mój pojechał najpierw do przychodni po dokumenty, potem do USC po akt zgonu. Tam dowiedział się, która firma pogrzebowa jest najtańsza ... w naszym mieście są trzy. Dwie od lat, a trzeciej nie kojarzyliśmy sobie za bardzo, bo działa u nas może od dwóch lat? Nie wiem.
W USC zaczął rozmawiać z osobami, które też po akt zgonu przyszły i oni mu o tej firmie powiedzieli.
Jako, że w gotówkę nie opływamy, ojciec nie miał za bardzo oszczędności, a zasiłek pogrzebowy został ze dwa lata temu dość mocno obcięty, to poszliśmy właśnie do tej trzeciej firmy.
Okazało się, że właścicielem jest kolega Chłopa ze szkoły ... bardzo sympatyczny gość, zresztą. I fachowy.
Od lat w branży - w swoim mieście, jakieś 20 km od nas.
Te dwa tygodnie były dla nas psychicznie wyczerpujące. Wiem, że niemoc ojca trwała bardzo krótko, że są ludzie, którzy miesiącami, czy latami leżą i wymagają opieki, co bardzo zmienia życie rodziny, zwłaszcza tych, którzy pełnią rolę opiekunów.
Może później człowiek jakoś się do tego przyzwyczaja. Nie ma wyjścia, zresztą.
Nie będę się wymądrzać na ten temat. Piszę tylko o moich odczuciach.
Nie jesteśmy pogrążeni w żałobie.
Chłop mój nie był jakoś mocno z ojcem związany, jego siostra była tą przysłowiową córunią tatusia. Bywa i tak. Aczkolwiek do ojca dość często zaglądał, a przez ten tydzień bardzo mocno się zaangażował w opiekę.
Teść był spokojnym, małomównym człowiekiem, ja go lubiłam, po prostu. Nie każdy jest duszą towarzystwa, ale też nie
z każdym jesteśmy nawiązać pełne porozumienie. Ja to rozumiem, akceptuję i już.
z każdym jesteśmy nawiązać pełne porozumienie. Ja to rozumiem, akceptuję i już.
Co do innych problemów - nie będę o nich pisać, bo nie wszystko jest na sprzedaż, jak to niedawno Panterka na swoim blogu napisała. Ale sytuacja trochę się rozjaśniła. Na tyle, że czarne chmury się trochę rozeszły. Chociaż nigdy nie wiadomo, co przyszłość nam przyniesie ....
Po tym, jak teść odszedł do lepszego świata, na blogu Elki pojawił się ten wpis.
W ciekawy sposób wpisujący się w to, co niedawno przeżyliśmy.
Chciałabym, żeby kolejne zmiany poszły już w innym, lepszym i nie tak drastycznym kierunku.
Czego życzę i sobie, i Wam wszystkim ♥
Najwazniejsze, Lidko, że dałaś radę napisać, zrzucic tym samym jakoś ciężar albo może po prostu pójśc naprzód. Bo cokolwiek by się nie działo z nami czy bliskimi, to iśc naprzód trzeba. Nie ma innej drogi.Ech, zycie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cie serdecznie. Trzymaj sie kochana!***
Od kilku dni myślałam o tym wpisie i w końcu udało się mi go zrobić.
UsuńTak, najgorzej stanąć w miejscu, pozwolić sobie na stagnację i marazm. W wielu sprawach chciałabym pójść w końcu naprzód, za długo pozwoliłam sobie na dreptanie w jednym miejscu.
Zobaczymy, jak się uda. Nie mam w sobie jakiegoś wielkiego entuzjazmu i optymizmu, czas pokaże, co się uda.
Ściskam Cię, Olu mocno :*******
Dobrze Lidka że wróciłaś:*
OdpowiedzUsuńZ ojcem Twojego Chłopa dobrze, że stało się tak jak się stało, odszedł wśród najbliższych, a przecież odejść wszyscy musimy.
To bardzo dobrze, że starasz się przezwyciężać marazm i iść do przody, nie ważne tempo, można nawet na chwilę przystanąć, ale potem znowu do przodu :) Wiem że dasz radę♥
Ta paprotka urocza i taka wiosenna :)
Usuń:)
UsuńOczywiście, że dobrze, bo najgorsze, kiedy ktoś leży miesiącami, latami, bez nadziei na poprawę ... to jest naprawdę przygnębiające dla wszystkich.
Poza tym, takie sytuacje zmuszają do przemyśleń na temat życia i śmierci, że tak banalnie napiszę.
A to zielone nie jest paprotką, tylko krwawnikiem :) Zdjęcie zrobione na dużym makro. Fajnie wyszło, nie?
Chciałam coś na blogu zmienić, a najszybciej i najłatwiej zdjęcie z nagłówka.
Na pierwszy rzut oka bardzo podobne do paprotki ;) Piękne zdjęcie, tyle w nim światła!
UsuńDziękuję za miłe słowa, Marija :)
UsuńTrudno, abyś miała entuzjazm w tej sytuacji. To minie. Buziaki.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że minie.
UsuńOdbuziakowuję :*****
Wiadomo dlaczego tato umarł?
OdpowiedzUsuńLidko, nie dziwota, że o blogu nie myślałaś. W takich chwilach są poważniejsze rzeczy.
Masz rację, to dobrze, że nie w szpitalu.
Trzymaj się, proszę!
Na karcie napisane było niewydolność naczyniowo-sercowa, jeśli dobrze pamiętam. A tak naprawdę to trochę już starość - w tym roku skończyłby 83 lata, chociaż wielu w tym wieku jeszcze dobrze funkcjonuje, a druga rzecz - miażdżyca spowodowana kilkudziesięcioletnim paleniem dużej ilości papierosów, która spowodowała pewnie tę niewydolność.
UsuńStaram się trzymać :*
Jaka starosc? Moj tato ma juz 84 i nie uwazam go za starego. W kazdym razie przekaz Chlopu wyrazy wspolczucia, w koncu to ojciec.
UsuńDziękuję, Aniu, przekażę.
UsuńMój teść poddał się niestety tej starości jakiś czas temu. Dlatego tak napisałam. U niego to była starość. Póki chodził i wychodził z domu, było wszystko ok. A jak usiadł i nigdzie nie chciał iść ani jechać, to powoli wyszło, jak wyszło.
Bardzo mocno Cię przytulam. Tylko tyle mogę zrobić,zwłaszcza, że nie jestem teraz u siebie. Opieka nad obłożnie chorym to nie bajka. Dobrze, że teść nie cierpiał zbyt długo. Pamiętam, jak szyłaś dla niego torbę na zakupy.
OdpowiedzUsuń:*
UsuńNiestety to ciężkie przeżycia, sama o tym dobrze wiesz, Errato. My mieliśmy tylko przedsmak tego.
A, że tę torbę pamiętasz, to niesamowite :))
Wuj na którego pogrzebie byłam 2 tygodnie temu 1,5 roku leżał i wymagał stałej opieki. 2 miesiące wystarczyły w tzw. domu opieki, by przenieść się w zaświaty, pewno by wolał być i dokończyć żywota w domu...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Lidziu.
Na pewno wolałby, ale czasem nie ma wyjścia.
UsuńU nas siostra bardzo sprawnie weszła w rolę opiekunki i razem dalibyśmy radę. Na szczęście Los uwolnił nas od tego dylematu.
Z tymi domami opieki różnie bywa. Mama naszych znajomych, z bardzo silnym Alzheimerem, jest w takim miejscu od 3 lat. Jest pacjentką komercyjną, koleżanka - jej synowa twierdzi, że w mamę pompują masę leków, które sztucznie utrzymują ją przy życiu. Mama nie chodzi, nie kontaktuje, nikogo nie poznaje ...
:*
Jakieś ciulowe to przedwiośnie.
OdpowiedzUsuńAno ciulowe, rozmazane i jakościowo do kitu.
UsuńWszystkiego dobrego na wiosnę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem, Arteńko :)
UsuńWszystkiego dobrego na wiosnę :)
OdpowiedzUsuńWiele się dzieje...tylko żeby była zachowana równowaga i tym "dzianiu się" dla dobrego i złego.
OdpowiedzUsuńNie znam bólu opieki nad osobą starszą , ale sporo wiem na ten temat. Moja babcia zmarła 4 miesiące temu mając 91 lat.Niewidoma z postępującą bardzo szybko demencją. Przed śmiercią leżała w łóżku. Dobrze, że niedługo ...
Ponadto teściowa też mi "wypija" energię do życia swoim głupim oporem by pójść do lekarza, bo...(długa historia).
Jednego biodra nie ma a drugie do wymiany-taka była diagnoza ortopedy. A ileśmy wszyscy prosili ,tłumaczyli i błagali prawie. Teraz gotowa jest brać piżamę i jechać od razu na operację .UUUFFFFFFF!!!!!
Ponadto ja już zapowiedziałam swoim dzieciom,że jak będę stara i wredna to mają mnie zawieść gdzieś daleko w głąb lasu i zastrzelić . I muszę gdzieś(nie wiem jeszcze gdzie ) sporządzić taki zapis ;>
A zielonego nam potrzeba ! Ja patrząc na swoje zielone ściany w sypialni mówię sama do siebie:masz zielone! I nie w******j się!! ;)
Tak, równowaga jest najważniejsza, czasem jej brak i wtedy jest do kitu.
UsuńOpór przed pójściem do lekarza też przerobiliśmy już jakiś czas temu. Trochę na siłę ojca zawieźliśmy do przychodni - kilka miesięcy temu, bo go nogi bolały. Bolały, bo mało się ruszał i to później takie błędne koło jest.
Dobrze, że Twoja teściowa się zdecydowała w końcu na operację.
Obawiam się, że z Twoim zapisem będzie problem ;) nierealne do wykonania. No chyba, że się wtedy za dzika przebierzesz i jakiś myśliwy Cię przez pomyłkę odstrzeli ;)
Tez mam zielone ściany :) Muszę częściej na nie patrzeć.
Lidko, trzymaj się! Daj sobie czas. Ściskam.
OdpowiedzUsuńStaram się - z czasem też.
UsuńOdściskuję :*
Lepszych dni Lidziu:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Orko :)
UsuńWszystkiego Dobrego Lidio.
OdpowiedzUsuńPo deszczu a szczególnie po burzy wychodzi zawsze słonce.
Trzymaj się.
Dziękuję, Stokrotko :)
UsuńTak, to była burza, krótka, acz intensywna. Jeszcze się do końca nie wypogodziło, ale szansa na to jest.
♥♥
OdpowiedzUsuń♥♥
Usuń:)
Spokojnych Świąt, a po Świętach drogi z "górki"...:o)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo, Gordyjko :) I życzenia odwzajemniam :) Udanych Świąt!
UsuńRadosnych i spokojnych Świat Wielkanocnych, smacznej święconki oraz serdecznych spotkań w gronie rodziny. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i odwzajemniam :)
UsuńPiękny nowy wiosenny nagłówek !!
OdpowiedzUsuńŻyczę pogodnych Świąt i wszystkiego najlepszego !!
Piękny nowy wiosenny nagłówek !!
OdpowiedzUsuńŻyczę pogodnych Świąt i wszystkiego najlepszego !!