i nie wiem, na jak długo znowu.
Cały czas wałkujemy temat Frania. Życie nasze trwa od jednych wymiotów do drugich i jazdy do weterynarza na podanie leków i na chwilę znów spokój i od nowa ....
Dwa tygodnie temu, postawiona totalnie pod ścianą, zapisałam kota do innego weterynarza z prośbą o zrobienie USG w końcu. Nie wiem, dlaczego nie zrobiono tego w tym naszym poprzednim gabinecie, bo tak naprawdę to trudno zarzucić im cokolwiek. Tylko może to, że gdzieś po drodze zagubiliśmy tego naszego kota, może rutyna i wyszło jak wyszło.
Pierwsze USG Franek miał tydzień temu i wyszło nie najlepiej. Zmiany prawdopodobnie nowotworowe na wątrobie i trzustce, fatalne nerki. Z badań krwi - podwyższony mocznik i kreatynina oraz ostry stan zapalny trzustki, bo na obrazie USG widać zmiany. Dostał konkretne leki, dzisiaj miał powtórzone badanie .... kolejne w nowym roku, jak się nic nie wydarzy. Leki oczywiście kontynuacja.
Wymiotów na razie nie ma, ale dzisiejsza głodówka i wizyta w gabinecie były dla niego bardzo stresujące, bo to ogólnie lękowy kot jest.
I tak to wygląda. Jestem ogromnie zmęczona. Rzygami kota i innymi sprawami. Chociaż tutaj to napiszę, bo nie mam z kim na ten temat porozmawiać, bo przecież nie mam prawa się skarżyć.