chociaż czy ja wiem .... czy to koniec roku. Koniec roku według ustalonego kalendarza, jakim się posługujemy i niejako "przymus" świętowania i podsumowania... ale ja chyba nie chcę ani jakoś świętować ani podsumowywać cokolwiek. Zresztą, co tu podsumowywać. Trzeba wyciągnąć wnioski z pewnych spraw i wydarzeń i iść dalej.
Zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie. Ale opowiem Wam o naszej wczorajszej podróży do miasta wojewódzkiego o nazwie Poznań. Pojechaliśmy tam samochodem ( ten szczegół jest istotny dla dalszej opowieści) z kotką Melą, której to fundacja opłaciła wizytę u pani doktor weterynarz, która jest specjalistką od układu trawiennego. Tak więc wizyta na wysokim szczeblu, ponieważ pojechaliśmy w miejsce, w którym nigdy chyba nie byłam, posiłkując się oczywiście nawigacją. Przed gabinetem nie ma parkingu dla pacjentów, wzdłuż drogi wszystko było zajęte, ale kawałek dalej zauważyłam sporo miejsca - przy głównej gazowni zresztą - utrzymywanej z mojej kasy zresztą nr 2. Podjeżdżam i widzę tabliczki, że parking płatny i stoją jakieś parkometry.
Mam w sumie mobilet, ale ostatnio mi nie odpalił, więc zainteresowałam się rzeczonymi parkometrami. Pacze, a one ciemne, to znaczy ekrany wygaszone, a poza tym doszło do mnie, że nie mam kartki z napisem mobilet, którą wypadałoby za szybą zostawić. A, że wejście do tej gazowni wiedzie przez portiernię, to stwierdziłam, że wejdę tam, poproszę o kawałek kartki
i długopis, a przy okazji zapytam, czy faktycznie te parkometry nie działają. Pan portier, czy bardziej teraz - ochroniarz, bardzo miły młody człowiek objaśnił mi, że te parkometry są energooszczędne i one owszem, działają, ino czeba je dotknąć, to się rozświetlą. Ano widzicie, jakie to nowoczesne miasto ten Poznań i czego to się człowiek nie dowie jadąc tam. Ja i tak odpaliłam wyżej wymieniony program, pan ochroniarz dał mi kartkę i długopis, miło sobie chwilę porozmawialiśmy i poszłam do gabinetu. Bo wysadziłam przed nim chłopa mego z Melą, a ja pojechałam szukać parkingu.
Mela ma nieco rozwalony układ pokarmowy, dostała leki, czekamy jeszcze na wynik cytologii, zmiana karmy .... ogólnie nie przyswaja dobrze pokarmu, bo po prawie 9 godzinach miała
w żołądku i jelitach pożywienie. Do tego jakieś niepokojące szmery w sercu i zasugerowana konsultacja kardiologiczna.
A za godzinę postoju w centrum Poznania winszują ( życzą sobie) sobie 9,50 zł....
Poza tym zapodziałam gdzieś dowód rejestracyjny i dziadu w stacji kontroli odmówił zrobienia przeglądu. Koty zrzuciły mi telefon i pękł mi ekran, telefon działa, ale sam fakt .... i tak to kończymy ten rok. Wedle kalendarza zwanego gregoriańskim.
Na koniec wrzucę Wam kilka zdjęć. Pierwsze dwa to pierdolnik, jaki zastałam jakiś czas temu
w domu i demolką, jaką kotki zrobiły kiedy byliśmy w pracy:
Myślałam, że nie wiem, co im zrobię .... dostały taki opieprz, że potem grzeczniutko bawiły się
w drugim pokoju .....
A tu kolejny rysunek Franiopodobnego kotka narysowany suchymi pastelami. Oczywiście nauczycielka trochę mi go poprawiła:
Życzę Wam wszystkiego najlepszego na nadchodzący rok 💖💗🧡



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo miło mi, jeśli zostawiasz komentarz :) Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć.