piątek, 31 stycznia 2014

W nadchodzącym tygodniu

Zmieniłam troszkę szatę bloga ,zionie trochę chłodem, ale istnieje na to pewne uzasadnienie. Wielu z Was, jeśli nie wszyscy, znają dobrze tę latarnię morską ze zdjęcia. To oczywiście Kołobrzeg. Zrobione zostało dwa lata temu, kiedy morze miało niesamowity wygląd, gdyż po horyzont skute było lodem. Po kilku dniach naszej obecności, lody puściły, powstała kra, która falowała w rytm podskórnych ruchów wody i codziennie jej ubywało. Bardzo ciekawe zjawisko.
W tym roku również zawitamy do Kołobrzegu i będzie miało to miejsce jutro - taką mam przynajmniej nadzieję ;)
Jako, że lubimy spokój, wybieramy zawsze to samo sanatorium, gdzie również korzystamy 
z zabiegów. Niedużo, bo niedużo, ale zawsze coś.
Będę "pod internetem", jeśli więc ktoś z Was zaplącze się w te rejony i będzie mieć ochotę na spotkanie, to niech da znać :)
Mieliśmy jechać dzisiaj, ale coś nam wypadło. To coś, to wystawa moich zdjęć, w liczbie trzech, które robiłam w grudniu i zostały publicznie pokazane wśród kilkunastu innych. Pisałam o tym 
w grudniu, na początku bodajże, kiedy biegałam z aparatem po terenie kolejowym w poszukiwaniu fajnych i ciekawych ujęć.
Mogłabym teraz naściemniać, że było huczne otwarcie, były media, wywiady, propozycje współpracy, ale byłoby mi potem głupio ;) 
Nic z tego, było bardzo kameralnie, bez fleszy i decydentów. Porozmawialiśmy sobie z ciekawymi ludźmi, pooglądaliśmy zdjęcia innych osób i pojechaliśmy do domu. Zakupiwszy po drodze bilety na jutrzejszą podróż.

Moimi zdjęciami się oczywiście pochwalę ,ale nie teraz. W przyszłym tygodniu, gdy wrócimy do domu.

Bieżący tydzień za to, upstrzony będzie zdjęciami typu "morskiego". Może nie codziennie, bo bez przesady. Planuję też po drodze porobić trochę zdjęć z pociągu, szczególnie małych stacyjek, które w tej chwili pełnią rolę przystanków kolejowych, a kiedyś pracowało tam kilka osób. 
Jutro wstajemy skoro świt, od Poznania popędzimy osobowym przez Piłę, mam nadzieję, że dojedziemy szczęśliwie.
Ciągle pamiętam tekst konduktora osobowego relacji Kołobrzeg - Poznań. Kilka lat temu wracaliśmy stamtąd, pociąg stał już na peronie, konduktor też, podeszliśmy i pytamy, czy ten pociąg jedzie do Poznania. A on na to: "Jechać, to jedzie, ale czy dojedzie, to nie wiem".
Powątpiewanie okazało się prorocze, gdyż klamotówa zepsuła się po drodze! Stanął na jakiejś małej stacyjce w lesie i kicha. Na szczęście, po kilku minutach nadjechał jakiś pośpiech, który również się zatrzymał i kto chciał, wsiadł do niego. My też tak zrobiliśmy, gdyż mąż musiał zdążyć do pracy na nockę.
Żeby było śmiesznie, to pośpiech też był spóźniony, gdyż po drodze coś mu się urwało i musieli naprawiać.
To nie jedyna nasza przygoda na tej trasie, nie darzę jej zatem dużym zaufaniem, wolę jechać przez Szczecin.
Czasem jednak się nie udaje.

Miłego wieczoru życzę i do zobaczenia wkrótce :)

czwartek, 30 stycznia 2014

Post uwalniająco - podsumowujący

Szybciutko nadleciał koniec miesiąca, ale pod względem uwalniania tkanin nie był jałowy, jak grudzień.
Zmobilizował mnie mój własny konkurs, a nagrodami miały być rzeczy własnoręcznie przeze mnie uszyte. I były :) 
Żeby ułatwić życie właścicielce Zapomnianej Pracowni i pomysłodawczyni jednocześnie akcji uwalniającej tkaniny z szaf i przepastnych zakamarków domów i mieszkań, wrzucam wszystko do jednego posta.


"Ekologiczne torby na drobne zakupy" - uszyte z uwolnionych tkanin bawełnianych :)


Kawowo - herbaciane podkładki pod filiżanki, albo kubki, tudzież szklanki ;) Tkaniny bawełniane, oraz len plus resztka lamówki, której wystarczyło akurat na te dwie półokrągłe.


Lniane serduszka, mogą służyć jako odganiacze krasnoludków, które siedzą w naszych szafach i bezczelnie zwężają ubrania. W środku lawenda i wypełniacz do poduszek.


Dokończona wreszcie bluzka z Burdy. Pierwotnie miała mieć jeszcze małe rękawki, ale zrezygnowałam z nich, bo nijak nie mogłam dopasować jednego. Podczas przymiarki okazywało się, że dziwnie leży i naciąga się, jakby był za mały. Po kilku bezskutecznych poprawkach, dałam sobie spokój z rękawkami. Bez nich też może być, chociaż nie jest to do końca mój fason, jak się okazało. Ale na lato na zakupy np. się nada ;)

Trochę tego wyszło. Tyle miałabym narazie do powiedzenia publicznie ;)
Miłego :)

wtorek, 28 stycznia 2014

Smoczek od Hany

Wczoraj wieczorem do drzwi mych zadzwoniła dziewczyna, dzierżąc w dłoni paczuszkę. 
Wszelkie paczki odpakowuję prawie natychmiast, wczoraj też nie stało się inaczej i oczom mym ukazał się ON:


Śliczny, mały smoczek o słodkim wyrazie pyszczka :) Bardzo się mi podoba i uważam, że pasuje do mnie. Z jakiegoś powodu ;)

Ale to nie wszystko. Ku mojemu zaskoczeniu, w paczce było coś jeszcze.
Hana podzieliła się ze mną swoją kolekcją pasteli, tzn. jednym pastelem, ale oczywiście bardzo ładnym:)
Jakżeby inaczej.


Obie te śliczności zostały podarowane mi w nagrodę za trzecie miejsce w konkursie na kicz, który jakiś czas temu został ogłoszony przez dziewczyny z Pastelowego Kurnika.

DZIĘKUJĘ WAM, DZIEWCZYNY :)

Dla przypomnienia - na pudło załapał się ten odrażający stroik, wielobranżowy:


Piękna ohyda, prawda?

Dla niezorientowanych napiszę tylko, że był to stroik bożonarodzeniowy :)))

A co na Polanie? Otóż dzisiaj namierzyłam sójki dwie, a może to gilosójki? ;)
Co by nie mówić i nie pisać - mnie się podobają i z tymi ładnymi widoczkami powyżej i poniżej, omijając to sztuczne paskudztwo, życzę miłego dnia wszystkim :)



sobota, 25 stycznia 2014

Post śledzący

Ten post ma numer 90. Nie jest to jakaś oszałamiająca liczba wymodzonych przeze mnie postów, ale okrągła ;)

Tak sobie śledzę różne sprawy, od paru dni świadomiej niż zwykle i postanowiłam podzielić się z Wami moimi efektami ;)
Niestety, może dla niektórych, nie będą to tajne zdjęcia typu " z życia sąsiadów za zasłoniętymi roletami", czy inne jakieś tam, zebrane ze skrupulatnością detektywa. Jeśli ktoś więc liczy na smaczki na miarę pomponików, czy innych faktów, to może spokojnie dalej nie czytać ;))

We wtorek zaczęłam śledzić przesyłki, które wysłałam Elce, Orszulce, Hanie i Ance W. Jest to możliwe dzięki stronie internetowej, na której można wpisać numer przesyłki poleconej i pokaże się, co się z nią dzieje - tak mniej więcej, bo wklejonego GPS-a nie ma.
I oczywiście, jak to było do przewidzenia, najszybciej doszła tam, dokąd miała najdalej, czyli do Orszulkowych rodziców, ponad 300 km ode mnie. Chwilkę później do Hany - tu miała najbliżej, ale i tak coś koło 100 km, do Anki też w tym samym dniu, zdaje się, a do Elki, która mieszka ode mnie jakieś 160 km i jest autostrada ;) jeszcze się nie zbliżyła ;) Ot, pocztowe paradoksy ;)

Dość regularnie śledzę - wiadomo kogo, bo się chwalę, czy ktoś tego chce, czy nie ;) Niespodzianką było to, że któregoś dnia, zamiast polany ukazała się gałąź drzewa, a na niej pozawieszane kulki dla ptaków. 
Uwijały się tam sikorki przeróżne, wróble, ale nie tylko :




Ta, która za morze nie poleciała :)) Jakoś dogadała się z innymi stołownikami i dość zgodnie dziobały sobie przygotowane kulki.
To nie koniec niespodzianek, które wirtualnie spotkały mnie na Polanie :)

Tyle ich tutaj jeszcze nie widziałam:



Później było ich mniej, ale dzielna świnka krążyła wokół żubrów nieustraszenie, do tego przelatywały chmary ptaków, wszystkie się chyba najadły, mimo, że żubry przeganiały czasem i ptaki, i dziczka. Wszyscy muszą wiedzieć, kto tu rządzi ;)

Wcześniej uchwyciłam stadko dzików, bardziej widoczne po ciemku na białym tle niż bez niego ;)


Dzisiejszy dzień obfitował w możliwości śledzenia, podglądania, zaglądania itp. ;)
Poszliśmy z chłopem do miasta, mimo zimna i ślizgawki, bo musieliśmy nabyć coś do zniwelowania, za przeproszeniem Was, piździawy z okien. Okna nie są bynajmniej drewniane i z lat siedemdziesiątych, jeno plastiki z lat dwutysięcznych, ale niestety 
z powodów, że deweloper ............ i tak dalej, jest, jak jest i na wiosnę coś konkretnego trzeba będzie z tym zrobić, bo z roku na rok robi się coraz gorzej.
No, nieważne, nabyliśmy, co trzeba, idziemy sobie deptakiem, a tu nagle z wystawy wyskakuje taki piękny kiczyk:


Piękny, prawda? Dzień Babci i Dziadka, oraz Walentynki w jednym :)))

A to, jak się Wam podoba? Powiększcie sobie ;)


Jakość nie jest zachwycająca, ale w pomieszczeniu tym było ciemnawo, a arras ów, oprawiony w ramę, jest już dość wiekowy i wypłowiały z lekka, z braku odpowiedniej konserwacji ;)

A na koniec. Szybciutko zrobiłam to zdjęcie, tak się spieszyłam, że nie zadbałam należycie o odpowiedni plener boczny ;):


Nie chciałam bowiem, fotografować twarzy chłopaków, tylko ich radosną zabawę. Biegali, krzyczeli, zjeżdżali w dół w kierunku garaży, uciekali przez anakondami, ratowali jeden drugiego z przepaści, a potem wlecieli do naszej klatki, żeby się ogrzać i brudnymi kurtkami wysmarowali szyby w drzwiach wejściowych :)) Gospodarz się ucieszy ;)
Ale co tam szyby, fajnie, że chociaż ta trójka mrozu się nie boi i miała mnóstwo radochy 
z pobytu na dworze. Mąż próbował odkuć w tym czasie kolejne partie samochodu, więc słyszał więcej niż ja przez tę chwilę, kiedy stałam na balkonie.

Ile to ciekawych rzeczy można wokół siebie zobaczyć, zwłaszcza w taki słoneczny dzień, kiedy człowiek ma chęć się rozejrzeć.
Miłego rozglądania zatem życzę i miłego wieczoru, jak i niedzieli :)

P.S. Pamiętacie o niemocie angolskiej z galerii w Poznaniu, o którym już dwa razy Wam pisałam? Otóż chłop mój był w tym tygodniu w owym sklepie i usłyszał, jak niemota rozpaczliwie "helpuje", bo jakiś "wredny" klient nie znał inglisza, albo nie miał ochoty się tym chwalić i czegoś żądał, a ten ani mrumru ;) Warto czasem przyswoić sobie parę zwrotów miejscowego narzecza, skoro się już tam mieszka - tak się mi wydaje :))
O czym donoszę z paskudną satysfakcją.
A co! Wolno mi :))

czwartek, 23 stycznia 2014

Wysłane

Wczoraj udało się mi szybko i bezboleśnie wysłać przesyłki dla wylosowanych osób, wymienionych w poprzednim poście. Nie musiałam, na szczęście lecieć z nimi do mięsnego, by tam, wśród ochłapów i siekiery czekały na swoją kolej, tudzież do pralni pobliskiej - jeszcze zaplątałyby się z rzeczami do prania, czy czyszczenia i nie dotarłyby do adresatek w stanie nienaruszonym.
Na szczęście i póki co, nasz urząd pocztowy funkcjonuje jak się należy, pracują w nim panie, które widzę od lat, a nie, dajmy na to , pani z pobliskiego pończoszniczego 
z doskoku, w przerwach między swoimi klientkami.
Szczerze mówiąc, nie chciało mi się wnikać, na czym mają polegać te niby innowacje pocztowe, bo niestety, ale nie pamiętam, żeby jakakolwiek reforma przyniosła cośkolwiek dobrego. Dlaczego tak komuś zależy, żeby nasze państwo nie działało jak trzeba? Oto pytanie, na które od lat szukam odpowiedzi i oczywiście znajduję, mniej lub bardziej prawdopodobne ....

Zostawmy jednak te przykre sprawy, one będą, czy tego chcemy, czy nie, świadomość otaczającego nas syfu trzeba mieć, ale moim zdaniem i nie tylko moim - trzeba zadbać przede wszystkim o stan swojego ducha i podwórka. Jakby tak każdy zrobił to porządnie, do takich rozdętych absurdów by nie dochodziło.
To jest, rzecz jasna moje zdanie i moje przemyślenia, nikt nie musi się ze mną zgadzać :)

Poza tym, zaświeciło u nas w końcu słońce, będą jaśniejsze zdjęcia do konkursu 
u Mnemo ( banerek obok), które zamierzam dzisiaj zrobić i  wreszcie wysłać.
Może wezmę kijki i zrobię sobie rundkę po kilku dniach lenistwa? W sobotę, mąż mój, dał mi swój telefon z programem namierzającym ;) dla biegaczy i innych świrków, i wiem, ile wynosi moja stała trasa. Otóż 6 kilometrów. 
Małżonek natomiast, nie mógł wytrzymać wczoraj i poszedł biegać. Wrócił zadowolony, bo jednak parę dni musiał obyć się bez treningów ;) a zawody czekają ....

Drugie poza tym, otworzyłam w końcu ptasią stołówkę na balkonie i cieszy się dużym powodzeniem. Wróbelki od rana ćwierkają i latają, jak małe odrzutowce. Bo, żeby dolecieć do karmnika, należy przedtem zmylić wroga. Czyli polecieć na balkony piętro wyżej, rozejrzeć się po okolicy, zlecić z prędkością światła piętro niżej, rozejrzeć się i jeśli jest czysto - poczęstować się, czy chata bogata, odlecieć i procedurę powtórzyć ;) 
W sumie nikt im tu nie zagraża, bo na balkon przylatują tylko one, kiedyś były sikorki, ale rzadko kiedy do nas zaglądają. Instynkt okazuje się silniejszy, czujność należy zachować w każdej sytuacji.
Lubię te sraluchy, chociaż bałaganią mi trochę na balkonie :))

Miało być o wysyłce, a zrobiło się o wszystkim po trochu ;)
Dokończę teraz myśl przewodnią postu. 
Mam nadzieję, że to, co otrzymacie Elko, Orszulko, Anko W. i Hano - spodoba się Wam, 
a jeśli nie, to zawsze możecie obdarować "ukochaną" teściową, albo "najlepszą na świecie" synową, tudzież "lubianą i mało wścibską" sąsiadkę ;) w zależności od Waszego stanu posiadania i zapotrzebowania ;)
Mam też nadzieję, że będziecie wyrozumiałe do pewnych niedoskonałości moich wyrobów, aczkolwiek starałam się bardzo, żeby wszystko wyszło równiutko i perfekcyjnie. 
Na koniec już sam, wkleję zdjęcie, przedstawiające fragment czegoś, co uszyłam na "ostatku", ale nie pokazałam. To jest drobiazg, rzecz codziennego użytku, powiedziałabym, może przypadnie Wam do gustu i będziecie faktycznie prawie codziennie tego używać ;) 


Miłego i słonecznego dnia wszystkim życzę :) 
Mam nadzieję, że okulary przeciwsłoneczne zostawiacie w domu, bo one tylko niepotrzebnie zaciemniają rzeczywistość, zwłaszcza zimą ;))

P.S. Zajrzałam na polanę w Białowieży, a tam zamiast żubrów one :


Fajne, nie? ;) Szybkie i zwinne :)

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kto jest tą szczęśliwą osobą?

Ależ sobie ćwiczenie cierpliwości zadałam ;) Nie mogłam do rana wytrzymać
i postanowiłam zrobić losowanie tuż po północy, kiedy wstawać będzie nowy dzień. Tak, żeby dla czterech osób, bo tyle postanowiłam nagrodzić, miło - jak mam nadzieję, rozpoczął się poniedziałek i cały nowy tydzień.
Maszyną losującą jest mój mąż. Jako, że piszę tego posta jeszcze przed północą, mam nadzieję, że nie zaśnie i będzie mógł sprostać temu zadaniu :)

Prawidłową odpowiedzią na pytanie było: 3 lutego :) Post, w którym napomknęłam cośkolwiek na ten temat pochodzi z 5.09. Opisywałam wtedy m.in. Dubrownik, w którym sfotografowałam figurkę świętego Błażeja, a święty ów jest patronem dnia moich urodzin
i patronem tego miasta. Imieniny Błażeja obchodzone są, jak zauważyłyście jeszcze
w listopadzie, ale ta data nie pasowała z oczywistych względów.

Chciałam Wam podziękować bardzo za wspólną zabawę :) Że podjęliście trud przekopania się przez kilka postów i zechcieliście odpowiedzieć na pytanie :)

DZIĘKUJĘ :))

A teraz pora na najważniejszy punkt programu. Zrobiłam karteczki z nickami osób, które prawidłowo odpowiedziały na pytanie. Oto one:



Mam nadzieję, że w swoim lekkim roztrzepaniu nikogo nie pominęłam.

Zwijam kartki, wrzucam do miski i udaję się do maszyny losującej ;) 



Chwila napięcia ..... niepewności ....... Są!

Jako pierwsza została wylosowana:



Druga była:



Trzecia:


Czwarta:



Kolejność nie ma znaczenia, bo wszystkie dostaniecie mniej więcej to samo :) Losowanie odbyło się w całkowitej ciemności, miskę zaniosłam mężowi do sypialni, nie zapalając światła, a on wyciągnął te cztery karteczki.

Poproszę Elkę i Orszulkę o adresy do wysyłki :) Adresy Anki i Hany mam, chyba, że się coś zmieniło, to też poproszę na maila.

Serdecznie gratuluję zwyciężczyniom :) Mam nadzieję, że otrzymane rzeczy się Wam spodobają i ucieszą:)
Wysyłka nastąpi w tym tygodniu, koło wtorku, środy.

Spokojnej nocy tym osobom, które teraz tu zajrzą, a reszcie miłego poniedziałku :))

niedziela, 19 stycznia 2014

Dzwonią ostatnie dzwonki ;)

... na wysłanie poprawnej konkursowej odpowiedzi na pytanie zadane w tym poście :)
Kilka osób już to uczyniło, jest Was więcej niż nagród, jutro odbędzie się losowanie :) Każda osoba ma szansę 50:50, bo albo zostanie wylosowana, albo nie ;)

U nas dzisiaj szaro, buro i ponuro, po wczorajszej mgle i deszczu, przyszły przymrozki, które zamieniły szyby samochodów w lód, a chodniki z pozbruku w małe lodowiska. Darowaliśmy sobie wyjazd do lasu, czy wyjście na trening, przyniosłoby to więcej stresu niż korzyści.

Życząc zatem powodzenia biorącym udział w zabawie, zachęcając jeszcze inne osoby, które według regulaminu ;) mogą w niej wziąć udział, życzę wszystkim miłej niedzieli :))

czwartek, 16 stycznia 2014

Czas na kawę

Uszyłam kilka par podkładek pod kubki, czy filiżanki, które planuję wysłać osobom, które je wylosują w niedzielę. 
Które się Wam najbardziej podobają? Planuję doszyć jeszcze ze dwie pary, bo z jednej nie jestem zadowolona ,więc ją zostawię dla siebie.
W jaką kolorystykę pójść? ;) Będę wdzięczna za odpowiedzi :)

To skaczemy ;) Nie ukrywam, że mam tremę przed tym pokazem ,ale skoro powiedziałam A, to musi być i Z ;)


Wszystkie "dzieła" razem.


Ten ciemny kolor to nie czarny, lecz ciemny brąz. Obie tkaniny to płótno bawełniane, lamówka też bawełniana. Jaśniejsze kolory to ecru.


Te planuję zostawić, bo jedna wyszła większa, druga mniejsza. Środek to płótno lniane, boki - bawełniane. Kolory to intensywny pomarańcz i zieleń. Na zdjęciu może tak tego nie widać. 


Środek i tył - płótno lniane, boki - ciemnobrązowe bawełniane.


Te w całości są z płótna bawełnianego, tył jest z zielonego.

Wszystkie te rzeczy powstały z tkanin, jakie miałam w domu, łapią się więc na "uwolnione z szafy" ;)

W środku jest owata, więc można je spokojnie prać.

Narazie tyle prezentacji ;)

Miłego wieczoru.

środa, 15 stycznia 2014

Dawno o żubrach nie było ;)

Właśnie. Jak w tytule. Liczba podglądaczy bardzo gwałtownie wzrosła. Może powodem była dzisiejsza reklama w radio? Tylko, kurczę nie pamiętam, czy to było w Trójce, czy RMF-ie. Ale to nieważne.
Bo przełączyłam na tę drugą stację, gdyż w pierwszej jakiś "mondrala" mondżył się na temat wspaniałych perspektyf dotyczących zatrudniania. Rze potrzebujom specjalistuf *

Wróćmy jednakże do przyjemniejszych rzeczy.
Tak było jeszcze w Trzech Króli. Na polanie pojawili się królowie, nawet czterej. Niczym Czterej Pancerni ;)


Niedawno dorwałam sarenki, dawno przeze mnie nie widziane, w towarzystwie żubra. Paskud, przeganiał je od paśnika, ale one i tak po chwili wracały. Tak widocznie sobie igrają ;)
To pierwsze zdjęcie zrobione zostało jeszcze w grudniu, te dwa następne dwa dni temu.



A dzisiaj? Śnieg! Zwierzęta są lepiej widoczne na nim:


Biedactwa.

U nas też dzisiaj spadł śnieg :((  Zrobiła się z niego breja, bo mrozu wielkiego nie ma, czekam więc na wiosnę.
Nawet na kijki nie chce mi się chodzić. Wczoraj w dodatku nie mogłam w nocy spać, zasnęłam grubo po pierwszej i skoro świt już się obudziłam. Jutro pełnia Księżyca, więc podejrzewam, że to się między innymi złożyło na to moje niedospanie. Mam nadzieję, że dzisiaj już będzie lepiej.

Wiecie, co dzisiaj za święto? Dzień Wikipedii. A jutro? Dzień Pikantnych Potraw :)) Wczoraj, natomiast święto miały osoby nieśmiałe i te, które przezywają ukrytą miłość.
Nie wymyślam tego na poczekaniu. Szukając pełni, znalazłam ciekawą stronę z takimi fajnymi informacjami : http://www.kalbi.pl/kalendarz-swiat-nietypowych. 

Przypominam o moim pytaniu :)
Jutro postaram się wrzucić coś, co wymodziłam ostatnimi dniami ;) 

Miłego wieczoru :)

*ortografia zamierzona

niedziela, 12 stycznia 2014

Dzisiejsi solenizanci, ale post nie tylko o nich

Rok ma 365 dni, a ten dzień ma to do siebie, że znam aż pięć osób, które mają dzisiaj urodziny. I chyba jest jedynym takim, jeszcze kiedyś znałam kilka moich zodiakalnych bliźniaczek. Teraz nie mamy już ze sobą kontaktu, niestety.
Wracając do tematu, ta piątka to mój ojciec, córka mojej kuzynki, synowa tejże samej kuzynki, prawie były mąż mojej kuzynki - ale już innej ;) i mój były uczeń. Z dwoma ostatnimi nie mam żadnego kontaktu, ani też go nie szukam. 
Jak prawie zawsze, powstał problem - co kupić starszemu panu, który twierdzi, że nic nie potrzebuje i wszystko ma?? Zwłaszcza, że niedawno były święta i został wyposażony tym
i owym?
Na szczęście lubi piwo i to niekoniecznie marek wiodących na rynku i w reklamach, nabyliśmy więc drogą kupna, w naszym osiedlowym sklepie, dwie różne butelczyny owego trunku. Trunek ów warzony jest w niedalekim, lokalnym browarze, który szczyci się tym, że nie kombinują zanadto z technologią produkcji, oraz tym, że mają przeróżne gatunki, niedawno dostali jakąś prestiżową nagrodę w Niemczech, do kadzi z zaczynem nie sikają, wszystko to przemawia zatem na ich korzyść.
Solenizant podzielił się z nami jednym z tych prezentów, polałam wszystkim po równo
i delektowaliśmy się przez chwilę ciemnym płynem ;) Był mocny, mnie zakręciło się
w głowie z lekka ( brak treningu;)), reszcie, czyli pozostałym trzem osobom zrobiło się gorąco .... takie to z nas smakosze ;) ekonomiczne bardzo ;)
Tośmy sobie popili i poszaleli popołudniową porą :))

Przedpołudnie spędziliśmy z chłopem w lesie na kijkach. Zanosiło się na deszcz, gdy wyjeżdżaliśmy z domu, wiało dość mocno, ale kiedy dojechaliśmy na miejsce, wyszło słońce. Dzisiaj widziałam dużo śladów zwierząt, które przechodziły przez główną drogę, wiodącą przez las. Według mnie były to sarny i dziki. I coś jeszcze ryło pod ścieżką.
W sumie mogłam zrobić zdjęcie. 
Zrobiłam dopiero na końcu - sosny zachwycają mnie za każdym razem, a dzisiaj oświetliło je chwilami słońce.



W rzeczywistości wyglądało to dużo ładniej :)

Późne popołudnie i wieczór spędziłam przy maszynie do szycia. Wkrótce pokażę, co wymodziłam ;)

Spokojnych snów życzę :) Śniegiem i mrozem straszą, ale u nas jeszcze nie pada. Księżyc tylko, coraz okrąglejszy, zagląda na mój balkon.

czwartek, 9 stycznia 2014

Na pohybel szafowym krasnoludkom

W końcu coś uszyłam :)) Te, pozornie niewinne serduszka, wypełnione poduszkowym "wypchaczem" i lawendą nie mają służyć jako odganiacze moli w Waszych szafach, lecz ich przeznaczenie jest zupełnie inne.
Otóż, swym zapachem, kształtem i wyglądem straszyć będę te paskudne krasnoludki, które mieszkają sobie w czeluściach garderoby i zwężają bezczelnie ubrania.
Uszytki te pojadą do osób, które odpowiedzą na zadane w tym poście pytanie i będą miały szczęście w losowaniu :)
To oczywiście nie koniec eksplozji moich pomysłów, tylko ich początek. Wszystkiego przecież, nie będę tak od razu pokazywać ;)

Oto więc ONE:


Plener porażający nie jest, ale nie on tu jest najważniejszy ;)

Miłego dnia wszystkim :)

środa, 8 stycznia 2014

Węch jak u psa gończego ;)

O węchu zapisano mnóstwo stron, zużyto hektolitry atramentu do piór, wkładów do długopisów, rysików, czy też drukarkowego tuszu. Nie będę więc teoretyzować i powtarzać rzeczy oczywistych.
Tudzież przepisywać czyichś opracowań.
Napiszę o swoim zmyśle powonienia, który sam w sobie jest bardzo dobrym wynalazkiem, wczoraj jednakowoż obniżył komfort mojego życia :(
Jak już się kiedyś tam chwaliłam, może ktoś pamięta, że chodzimy z chłopem na tai - chi. Zajęcia są fajnie prowadzone, nie stresują mnie, jak joga, z którą romansowałam jakiś czas temu i który to romans zakończyłam definitywnie ponad rok temu. Mózg mój załapał o co chodzi i potrafi wydać sprzeczne pozornie dyspozycje, polegające np. na tym, że jedna ręka idzie w prawo, druga w lewo, zapamiętał nawet kilka następujących po sobie sekwencji, więc jest nieźle. Ale nie o tym chciałam.
Całą przyjemność z ćwiczeń popsuł mi wczoraj węch. Tak! On. Przez całe zajęcia czułam mało przyjemny zapach wydobywający się z organizmu chłopaczka ćwiczącego obok. Przyjechał sobie na zajęcia na desce, spocił się przy tym i .... se śmierdział.
Za bardzo nie mogłam się oddalić, bo przychodzi sporo osób i sala jest tak w sam raz, 
a nawet mogłaby być większa. 
Mądrale twierdzą, że węch po jakimś czasie przyzwyczaja się do danego zapachu, ale nie wierzcie im. To nieprawda. Mój się nie przyzwyczaił. Co gorsza, po zajęciach wyburczałam w eter kilka mało pochlebnych zdań na temat braku higieny u co niektórych osób - było to silniejsze ode mnie, niestety. Może ktoś poczuł się urażony, okaże się. Jestem teraz 
w trudnym czasie przedurodzinowym ;), staram się jak mogę, ale czasem mi to nie wychodzi. ( Niech mnie ktoś przytuli ;) )
Może na drugi raz jakieś tamponiki zapachowe sobie do nosa zaaplikuję. 
Jak tu żyć? Ma ktoś może jakiś pomysł?

Żeby nie było tak do końca minorowo, to wrzucę kilka sielskich obrazków, które zrobiłam w poniedziałek. Wybrałam się z kijkami nad nasze jeziorko, chłop wraca do korzeni, czyli do biegania, tak się trochę pokręciliśmy w tym miejscu, robiąc ponad 9 km według gpsa. Pogoda była piękna, a jak się człowiek przejdzie lub przebiegnie, to jest mu lepiej na duszy i ciele. 

 Sporo łabądków i inszego ptactwa się tu kręci.


 Mam wrażenie, że coraz mniej pałek wodnych nad zbiornikami. W dzieciństwie tłukliśmy się nimi, im więcej "pierza" wylatywało, tym było fajniej ;)

Pociągu nie udało się mi chwycić, ale nieczynne już tory sfotografowałam. To śmieszne może, ale żal mi ich, nic już po nich nie przejedzie ....

Miłego dnia życzę :) I przypominam o zabawie - patrz post poprzedni :)

niedziela, 5 stycznia 2014

Zadanie do rozwiązania

Koleżanki me, te blogowe, co rusz, jeśli nie codziennie, publikują nowe posty, wymyślają zagadki, zabawy, a ja nic. Za chwilkę połowa stycznia, a tu jeden post. Zero wieści od żubrów, sikorek i dzików. Zero informacji na temat moich prac szyciowych, zero pociągów 
i tak dalej i tak dalej .... zer znalazłoby się kilka.
Mam więc dla Was zagadkę. 
Będą nagrody za jej prawidłowe rozwiązanie :) 

Przejdźmy jednakże do konkretów.
Po pierwsze primo: do zabawy zapraszam wyłącznie znajomych. A kto nim/ nią jest? 
Osoba, która jest obserwatorem mojego bloga i przynajmniej czasem coś skrobnęła 
w komentarzach, albo osoba, która nie jest obserwatorem, ale jak wyżej - przynajmniej czasem coś u mnie napisała.

Po drugie primo: niżej napiszę pytanie i poproszę o odpowiedź na nie. Adres mailowy macie po kliknięciu na mój profil, aktualny jest również adres, z którego do kilku z Was napisałam.

Po trzecie primo, rzecz jasna ;) : na odpowiedzi czekam do 19. stycznia. 
Jeśli będzie niewiele odpowiedzi, to każda zostanie nagrodzona, jeśli więcej - zrobię losowanie.
Nagrodami będą moje uszytki w postaci serduszek z lawendą lub normalnym wypełnieniem - coś takiego, jak tutaj , podkładki pod filiżanki, może jakaś powłoczka na jaśka, albo coś jeszcze innego ... Wszystko to planuję uszyć z płótna lnianego, dodając tkaniny brązowe, czy błękitne, a może jakieś inne? Jak zacznę szyć, to się wyklaruje 
i podam więcej szczegółów.
A dlaczego 19 styczeń? To proste ;) Ponieważ od następnego dnia Słońce wchodzi 
w znak pomysłowego, niesamowitego i w ogóle zarąbiastego Wodnika, którego to znaku jestem przedstawicielką :)) chociaż może tego nie widać na pierwszy rzut oka ;)
Na dwudziestego stycznia planuję losowanie, albo ogłoszenie werdyktu ;)

Nadszedł więc czas na pytanie. Brzmi ono następująco: Kiedy mam urodziny? Podaj dzień i miesiąc.

Zanim zaczniecie zastanawiać się nad moją słabą kondycją psychiczną, to chcę Was uspokoić. Na blogu jest podpowiedź. Skoro zdradziłam swój znak zodiaku, to w gę wchodzą dwa miesiące ;) To logiczne. Ciągu dalszego podpowiedzi szukajcie w postach, w których opisuję nasze wakacyjne wyjazdy, czyli do odgrzebania są trzy miesiące, właściwie jakieś dwa i pół ;)
Dobra, to podpowiedź trzecia i ostatnia - szukajcie w sierpniu i we wrześniu :)
Jeśli coś będzie niejasne, to proszę pytać w komentarzach lub mailu. 
Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcecie wziąć udział w zabawie :)

Zaraz po Nowym Roku, trafiłam na żubry i to w dzień. Zobaczcie :




Fajne, nie? Szkoda tylko, że żaden nie chciał uśmiechnąć się do kamery ;)

środa, 1 stycznia 2014

Noworocznie

Witajcie w nowej, lepszej, miejmy nadzieję, rzeczywistości, w nowym roku, który budzi nowe nadzieje, plany, marzenia :))
A co z tego wyniknie - czas pokaże. Jak zawsze, zresztą.
Niech wynika jak najwięcej dobrego, dla nas wszystkich :)

Skoro piszę tego posta, za chwilkę powklejam zdjęcia, to oznacza, że z zabawy wróciłam w jednym kawałku, zdrowa na ciele i umyśle, gotowa do nowych wyzwań ...eeee, tu już chyba mnie trochę poniosło ;)
Małżonek zalega jeszcze w pościeli, ale nie z powodu nadmiernego użycia alkoholu, tylko ze zwykłego, ludzkiego zmęczenia. Bardzo dzielny był wczoraj i dzisiaj. Naprawdę. Poza tym wygrał casting na kierowcę :)) Ale nie użalajcie się nad nim. A dlaczego? Za chwilę napiszę.

Do rzeczy, jednakże. Uważam zabawę sylwestrową za udaną. Tak na cztery z plusem. Jedzenie było dobre i w ilości pozwalającej się najeść każdemu. Ładnie podane, urozmaicone, co miało być na ciepło, to było, mi smakowało, reszcie towarzystwa też, nawet barszcz sprawiał wrażenie, że został ugotowany na burakach, a nie z paczki. 
I chyba faktycznie tak było, w dużym procencie przynajmniej ;)
Muzyka była. W dużej ilości, w pewnym momencie już za głośnej ( nadmiar basów, jak zawsze), wybór mógłby być ciut lepszy, ale ogólnie może być. Nie było pitolącego zespołu, tylko DJ. Bardzo młody chłopak, mam nadzieję, że się jeszcze poduczy, ale poradził sobie dobrze.
Po latach szwendania się po weselach, wolę naprawdę dobrego didżeja niż muzę na żywo, ale byle jaką. 
Co dalej. Cena imprezy była bardzo przyzwoita i jedna z niższych u nas w mieście 
i okolicy.
Poza tym umiejscowienie restauracji - już za miastem i w innej miejscowości, ale my mieszkamy też na peryferiach, więc w razie wielkiego nieumiarkowania w spożyciu trunków wysokoprocentowych, można było zostawić samochód na parkingu i wrócić do domu pieszo. A na drugi dzień pójść po niego, czy poprosić kogoś, żeby podwiózł. Mąż nie był zatem jakoś mocno unieszczęśliwiony ;)
Co do uczestników zabawy. Każde towarzystwo miało swój stolik. Nikt się z nikim nie pobił, kilku panów chodziło na giętkich nogach, kilku "garowało" głównie za stołem, ponieważ zrobili sobie widocznie, coś w rodzaju "przedimprezy" , na której się z lekka przyprawili, ale dopóki nikt nikogo nie zaczepia i agresywny nie jest, to co tam. 
Oni dzisiaj źle się czują, nie ja ;) :))

Koniec recenzji :)

Wczoraj zrobiłam sobie taki sylwestrowy marsz z kijkami po mojej osiedlowej trasie. Zamiast siedzieć u fryzjerki i kosmetyczki, a potem relaksować się w wannie przed balem, wolałam pójść na spacer, pogoda do tego zachęcała jak mogła, słońce świeciło, dawno mnie już w tych miejscach nie było, więc na co czekać?
Jako, że był to spacer, a nie trening, to spokojnie zrobiłam kilka zdjęć, którymi się z Wami podzielę :)
 


Zamarznięte wrotycze, które jeszcze niedawno pięknie kwitły. A ktoś z Was wie może, co się z Orszulką dzieje? Nie widać jej na blogach, ostatnio.




Kropelka - modelka załapała się na kilka ujęć, a gdy przypadkiem potrąciłam roślinę, spadła.


Udało mi się schwytać tylko jeden pociąg, chociaż z daleka widziałam ich kilka.


Do siego roku, raz jeszcze :))