Zmieniłam troszkę szatę bloga ,zionie trochę chłodem, ale istnieje na to pewne uzasadnienie. Wielu z Was, jeśli nie wszyscy, znają dobrze tę latarnię morską ze zdjęcia. To oczywiście Kołobrzeg. Zrobione zostało dwa lata temu, kiedy morze miało niesamowity wygląd, gdyż po horyzont skute było lodem. Po kilku dniach naszej obecności, lody puściły, powstała kra, która falowała w rytm podskórnych ruchów wody i codziennie jej ubywało. Bardzo ciekawe zjawisko.
W tym roku również zawitamy do Kołobrzegu i będzie miało to miejsce jutro - taką mam przynajmniej nadzieję ;)
Jako, że lubimy spokój, wybieramy zawsze to samo sanatorium, gdzie również korzystamy
z zabiegów. Niedużo, bo niedużo, ale zawsze coś.
Będę "pod internetem", jeśli więc ktoś z Was zaplącze się w te rejony i będzie mieć ochotę na spotkanie, to niech da znać :)
Mieliśmy jechać dzisiaj, ale coś nam wypadło. To coś, to wystawa moich zdjęć, w liczbie trzech, które robiłam w grudniu i zostały publicznie pokazane wśród kilkunastu innych. Pisałam o tym
w grudniu, na początku bodajże, kiedy biegałam z aparatem po terenie kolejowym w poszukiwaniu fajnych i ciekawych ujęć.
Mogłabym teraz naściemniać, że było huczne otwarcie, były media, wywiady, propozycje współpracy, ale byłoby mi potem głupio ;)
Nic z tego, było bardzo kameralnie, bez fleszy i decydentów. Porozmawialiśmy sobie z ciekawymi ludźmi, pooglądaliśmy zdjęcia innych osób i pojechaliśmy do domu. Zakupiwszy po drodze bilety na jutrzejszą podróż.
Moimi zdjęciami się oczywiście pochwalę ,ale nie teraz. W przyszłym tygodniu, gdy wrócimy do domu.
Bieżący tydzień za to, upstrzony będzie zdjęciami typu "morskiego". Może nie codziennie, bo bez przesady. Planuję też po drodze porobić trochę zdjęć z pociągu, szczególnie małych stacyjek, które w tej chwili pełnią rolę przystanków kolejowych, a kiedyś pracowało tam kilka osób.
Jutro wstajemy skoro świt, od Poznania popędzimy osobowym przez Piłę, mam nadzieję, że dojedziemy szczęśliwie.
Ciągle pamiętam tekst konduktora osobowego relacji Kołobrzeg - Poznań. Kilka lat temu wracaliśmy stamtąd, pociąg stał już na peronie, konduktor też, podeszliśmy i pytamy, czy ten pociąg jedzie do Poznania. A on na to: "Jechać, to jedzie, ale czy dojedzie, to nie wiem".
Powątpiewanie okazało się prorocze, gdyż klamotówa zepsuła się po drodze! Stanął na jakiejś małej stacyjce w lesie i kicha. Na szczęście, po kilku minutach nadjechał jakiś pośpiech, który również się zatrzymał i kto chciał, wsiadł do niego. My też tak zrobiliśmy, gdyż mąż musiał zdążyć do pracy na nockę.
Żeby było śmiesznie, to pośpiech też był spóźniony, gdyż po drodze coś mu się urwało i musieli naprawiać.
To nie jedyna nasza przygoda na tej trasie, nie darzę jej zatem dużym zaufaniem, wolę jechać przez Szczecin.
Czasem jednak się nie udaje.
Miłego wieczoru życzę i do zobaczenia wkrótce :)