Ten post ma numer 90. Nie jest to jakaś oszałamiająca liczba wymodzonych przeze mnie postów, ale okrągła ;)
Tak sobie śledzę różne sprawy, od paru dni świadomiej niż zwykle i postanowiłam podzielić się z Wami moimi efektami ;)
Niestety, może dla niektórych, nie będą to tajne zdjęcia typu " z życia sąsiadów za zasłoniętymi roletami", czy inne jakieś tam, zebrane ze skrupulatnością detektywa. Jeśli ktoś więc liczy na smaczki na miarę pomponików, czy innych faktów, to może spokojnie dalej nie czytać ;))
We wtorek zaczęłam śledzić przesyłki, które wysłałam Elce, Orszulce, Hanie i Ance W. Jest to możliwe dzięki stronie internetowej, na której można wpisać numer przesyłki poleconej i pokaże się, co się z nią dzieje - tak mniej więcej, bo wklejonego GPS-a nie ma.
I oczywiście, jak to było do przewidzenia, najszybciej doszła tam, dokąd miała najdalej, czyli do Orszulkowych rodziców, ponad 300 km ode mnie. Chwilkę później do Hany - tu miała najbliżej, ale i tak coś koło 100 km, do Anki też w tym samym dniu, zdaje się, a do Elki, która mieszka ode mnie jakieś 160 km i jest autostrada ;) jeszcze się nie zbliżyła ;) Ot, pocztowe paradoksy ;)
Dość regularnie śledzę - wiadomo kogo, bo się chwalę, czy ktoś tego chce, czy nie ;) Niespodzianką było to, że któregoś dnia, zamiast polany ukazała się gałąź drzewa, a na niej pozawieszane kulki dla ptaków.
Uwijały się tam sikorki przeróżne, wróble, ale nie tylko :
Ta, która za morze nie poleciała :)) Jakoś dogadała się z innymi stołownikami i dość zgodnie dziobały sobie przygotowane kulki.
To nie koniec niespodzianek, które wirtualnie spotkały mnie na Polanie :)
Tyle ich tutaj jeszcze nie widziałam:
Później było ich mniej, ale dzielna świnka krążyła wokół żubrów nieustraszenie, do tego przelatywały chmary ptaków, wszystkie się chyba najadły, mimo, że żubry przeganiały czasem i ptaki, i dziczka. Wszyscy muszą wiedzieć, kto tu rządzi ;)
Wcześniej uchwyciłam stadko dzików, bardziej widoczne po ciemku na białym tle niż bez niego ;)
Dzisiejszy dzień obfitował w możliwości śledzenia, podglądania, zaglądania itp. ;)
Poszliśmy z chłopem do miasta, mimo zimna i ślizgawki, bo musieliśmy nabyć coś do zniwelowania, za przeproszeniem Was, piździawy z okien. Okna nie są bynajmniej drewniane i z lat siedemdziesiątych, jeno plastiki z lat dwutysięcznych, ale niestety
z powodów, że deweloper ............ i tak dalej, jest, jak jest i na wiosnę coś konkretnego trzeba będzie z tym zrobić, bo z roku na rok robi się coraz gorzej.
No, nieważne, nabyliśmy, co trzeba, idziemy sobie deptakiem, a tu nagle z wystawy wyskakuje taki piękny kiczyk:
Piękny, prawda? Dzień Babci i Dziadka, oraz Walentynki w jednym :)))
A to, jak się Wam podoba? Powiększcie sobie ;)
Jakość nie jest zachwycająca, ale w pomieszczeniu tym było ciemnawo, a arras ów, oprawiony w ramę, jest już dość wiekowy i wypłowiały z lekka, z braku odpowiedniej konserwacji ;)
A na koniec. Szybciutko zrobiłam to zdjęcie, tak się spieszyłam, że nie zadbałam należycie o odpowiedni plener boczny ;):
Nie chciałam bowiem, fotografować twarzy chłopaków, tylko ich radosną zabawę. Biegali, krzyczeli, zjeżdżali w dół w kierunku garaży, uciekali przez anakondami, ratowali jeden drugiego z przepaści, a potem wlecieli do naszej klatki, żeby się ogrzać i brudnymi kurtkami wysmarowali szyby w drzwiach wejściowych :)) Gospodarz się ucieszy ;)
Ale co tam szyby, fajnie, że chociaż ta trójka mrozu się nie boi i miała mnóstwo radochy
z pobytu na dworze. Mąż próbował odkuć w tym czasie kolejne partie samochodu, więc słyszał więcej niż ja przez tę chwilę, kiedy stałam na balkonie.
Ile to ciekawych rzeczy można wokół siebie zobaczyć, zwłaszcza w taki słoneczny dzień, kiedy człowiek ma chęć się rozejrzeć.
Miłego rozglądania zatem życzę i miłego wieczoru, jak i niedzieli :)
P.S. Pamiętacie o niemocie angolskiej z galerii w Poznaniu, o którym już dwa razy Wam pisałam? Otóż chłop mój był w tym tygodniu w owym sklepie i usłyszał, jak niemota rozpaczliwie "helpuje", bo jakiś "wredny" klient nie znał inglisza, albo nie miał ochoty się tym chwalić i czegoś żądał, a ten ani mrumru ;) Warto czasem przyswoić sobie parę zwrotów miejscowego narzecza, skoro się już tam mieszka - tak się mi wydaje :))
O czym donoszę z paskudną satysfakcją.A co! Wolno mi :))
Arras przepięknościowy w tej okazałej ramie i na sraczkowatej ścianie. Chłopoki poobolane na śniegu przypomniały mi dzieciństwo i szaleństwo w zaspach do utraty tchu i przemoczonych na wylot gaci. Mama ino lompy suszyła na piecu, a za szóstym razem w ciągu dnia traciła cierpliwość. Kto przykładał jęzor do klamki, ręka w górę!
OdpowiedzUsuńI zimno nigdy nikomu nie było, nie? Jęzora nie przykładałam, bo bałam się, że mi odpadnie ;)
UsuńNic dziwnego, że Twoja i nie tylko Twoja Mama traciła cierpliwość, bo nie każdy mioł tych lompów tyle na zmiane, a tak szybko znowu nie schły, jak na potrzeby użytkowników ;) O butach nie wspomnę ;)
Ta ściana barzy żółta jest, ino tak wyszła na zdjynciu ;)
No mówie, że sraczkowato.
UsuńJa przykladalam, przyznaje sie :) Raz nie moglam odkleic, myslalam, ze juz tak zostane :) No i sople lodowe zjadalam z wielkim smakiem :)
UsuńRaz przyłożyłam, ale skutecznie! Nie zapomnę potwornego strachu, że już tak zostanę z jęzorem na klamce. Taką miałam traumę, że nie pamiętam, jak to się skończyło. Jęzor w każdym razie mam. Od tamtej pory - niewyparzony.
UsuńW sumie, jak zwoł, tak zwoł, może być i sraczkowato ;)))
UsuńI dlatego ja nie próbowałam ;) a sople też jadłam :) Pyszne były.
Bo sobie ten jęzor zamroziłaś, a nie wyparzyłaś ;))
UsuńMoże klamkę podgrzali od dołu?? ;) Albo Mama Twoja z nożem przyszła i Cię postraszyła .... o matko .....
No zabij, nie pamiętam! Przecież mówię, że NIEWYPARZONY, znaczy oziębiony. Gdybym go wyparzyła, byłby parzony. A ja go NIE wyparzyłam! Logiczne.
UsuńLogiczne i proste jak konstrukcja cepa :))
UsuńNooo, od Ciebie mozna sie rzeczywiscie wszystkiego dowiedziec, jestes jak agencja Reutera, podgladasz ludzi i zwierzeta, a nawet nature nieozywiona na wystawach sklepowych. No, prawdziwa krynica wiedzy wszelakiej :)))
OdpowiedzUsuńWiedzy nieważnej, powiedziałabym ;), ale jakże różnorodnej :))
Usuń:) Oby kazda babcia z dziadkiem siedzieli sobie spokojnie obok siebie i byli zadowoleni :) Moi dziadkowie byli wspaniali ale czasem pioruny lataly po chalupie :)
OdpowiedzUsuńA dzieciaki bawiace sie na sniegu w dzisiejszych czasach to bardzo rzadki widok, wiekszosc siedzi w domach i sie kisza...jak ogorki.
Widzac sojke zaniemowilam z wrazenia, znudzily jej sie te podroze widocznie.I gil tez jest :) Chodzi o ptaka, a nie to pod nosem ;)
No dzie, Orszulka, jaki gil, gilów (gili?) u nas nie ma, bardzo rzadko. Toż to ta sama sójka, nie Lidka?
UsuńWidać, jak było za spokojnie, to nudno ;) , musieli więc sobie życie urozmaicić, jak zresztą prawie każda para :)) od czasu do czasu ;)
UsuńNo niestety, większość dzieci, to dzieci niewychodzące. Piękna pogoda, place zabaw pod nosem, jest raczej bezpiecznie, a niektórych nigdy nie widać, na balkonie czasem. Straszne to.
Latem jest tych chłopaków trochę więcej, ich fantazja jest nieograniczona, bawią się od rana do późnego wieczora i dlatego są fajni :)
Na sójkę polowałam przez dłuższą chwilę, bo kręciła się w te i wew te, kilka zrzutów było nieudanych, ale te dwa - ok.
Właśnie miałam dokładnie się przyjrzeć zdjęciom w poszukiwaniu gila. Ale na tym drugim zdjęciu jest ta sama sójka, jak najbardziej. Przetwierała sie ino na tyj gałynzi ....
UsuńMa czerwonawy brzuch ? Ma ! Wiec niech Wam bedzie, to taka gilosojka ;) Ociec byl gilem, matka sojka ;)
Usuń:))) zwłaszcza, że mu słońce ten brzuch tak oświetliło, że aż pojaśniał cały :)) Czy pojaśniała, ta gilosójka ;)) A kto je tam wie, z kim, kiedy, jak i co z tego wyniknęło?? ;))
UsuńTo jest sójka:
Usuńhttp://4.bp.blogspot.com/-MmFrmRNd6ek/TkBmxfa94qI/AAAAAAAAAQc/VOoxwL5ABKw/s1600/Pawe%25C5%2582+Wietecha.jpg
A to gil:
http://ptasiagospoda.ovh.org/img/gil1.jpg
Orszulka, znów się mylisz. Ojciec był sójkiem, matka gilą.
UsuńHana ! ;) Bo zara walne glowa w beton jak ten strus co piachu ni ma ;)
UsuńAle czymu?
UsuńPanterko, a gilosójki gdzie nie znalazłaś?? ;)
UsuńNo co Ty! Ptaki to rasisci i nie krzyzuja sie z obcymi :)))
UsuńCzyli gilosójek nie ma :(( ;)
UsuńDzieci niewychodzące, ja nie mogę, jak koty!
OdpowiedzUsuńBo tak jest. Od jakiegoś czasu tak je sobie nazywam, bo mi się z kotami skojarzyły :))
UsuńDzieci niewychodzące i wychodzące :)))
Ja się przyznaję (bez bicia) , że swój jęzor przytkęłam nie do klamki lecz do studni i sople też jadłam , nawet były smaczne. Nie zawsze w kurtce się wybiegało z domu, często to był dres , chyba sweterek pod spodem:) i dalej żwawo na sanki lub na 4 literach z górki albo na łyżwy a jak ich nie było( były przechodnie) to na ślizgawkach, gdzie popadło. Najlepsze ślizgawki były na stawie. Fakt , ze miałam też anginy , chyba dość często, raz w roku na pewno. Fajnie, że podczas podglądania jeszcze pstryknęłaś fotki Ptaszki z kulkami na tle nieba wyglądają uroczo:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTe ptasie i żubrze fotki, to są zrzuty ekranu, nie jest mi dane obserwować ich "gołym okiem", ale dobre i to.
UsuńTakie wspólne zabawy, to ile potem człowiek ma wspomnień. Naprawdę żal mi tych niewychodzących dzieci.
Babcia z dziadkiem plus walentynki to koszmarek masakryczny. No chłopaki mieli zabawę i fajnie, że zimy się nie boją:) Ty to zawsze coś podpatrzysz, fajnie Ci. Tobie też dobrej niedzieli:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Odkąd prowadzę bloga, komórka zawsze jest pod ręką i robię zdjęcia, których normalnie bym nie zrobiła ;)
UsuńNie wiedziałam, że mnie wyśledziłaś. Jak nie otworzyłam, to nie powinno się liczyć, że dostarczono. U mnie zawsze musisz doliczyć dobę. :)
OdpowiedzUsuńZawsze, gdy wysyłam polecone, to zaglądam na stronę ze śledzeniem przesyłek :) Mam przynajmniej wgląd na to, co się z listem, czy paczką dzieje i w razie czego można zainterweniować ;)
UsuńPamiętam, że u Ciebie musi "odleżeć" i nabrać mocy urzędowej ;)) Tego już na stronie nie piszą, tylko tyle, że dostarczone data, godzina i nazwa urzędu pocztowego - adresu odbiorcy nie ma, oczywiście.
Czyli odwalają fuszerkę, bo nie otwarte, to się nie liczy! :))
UsuńTeraz właśnie jest łaciaty dzik u żubrów online!! Ale ładny! :)
On chyba wieczorami przychodzi na Polanę, dobrze, że ma się gdzie najeść, biedulek.
UsuńZ tym podglądaniem otwierania przesyłki, to ja tam nie wiem ;)) wolę nie dowiadywać się takich szczegółów ze strony internetowej, tylko od zainteresowanych ;))
:)))
UsuńNie doszła paczuszka mimo że bliżej Cię jestem :)) a ja teraz patrzę na łaciatego dzika. Łaciatego!!!!! Się nadziwić nie mogę wygląda jak by uciekł z obory hodowlany dzik :)) Biały w łaty! Ale ciekawostka. Lidio zaraziłaś mnie żubrami. :))
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie! :) Zachwycona jestem. Dobrej nocy chyba pójdę dopiero spać jak się to łaciate naje. :)
Bo żubry zaraźliwe są :)))
UsuńŁaciatek też mnie zastanawia, może faktycznie zwiał z hodowli i żyje sobie na wolności, tolerowany przez inne zwierzęta.
Też go wczoraj wieczorem widziałam i pewnie sobie poczekałaś, aż sie najadł :) Bo ja go widziałam już koło 21.
Widać, korek na drodze był i do Ciebie nie dotarła jeszcze ;)
Zaraziłam się... łaciatkiem! :))
UsuńWłasnie się najada ślicznotka:)
Na trzecim zdjęciu jest sójka na mur beton, podglądałam je na mazurach to już mi ich wygląd wrył się w pamięć, gil wygląda inaczej. Widziałam kiedyś w dzieciństwie. Na Mazurach latem ich nie ma, może są teraz, ale teraz mnie tam nie ma. Z tym śledzeniem to nie ma znaczenia daleko czy blisko, do Hany zawsze dochodzi z opóźnieniem, widać połączenie mają kiepskie, do mnie dochodzi w mig,
OdpowiedzUsuńTo na pewno sójka, bo zrobiłam kilka zrzutów ekranu tego samego ptaka, szwendającego się na gałęzi ;)
UsuńU mnie takich ptaków nie ma, niestety.
Z przesyłkami to loteria, fakt. Tym razem do Hany doszło szybko, właściwie do wszystkich, oprócz Elki w tym samym dniu, tylko o różnych godzinach - według rozpiski na stronie. Zresztą, mogą same sobie sprawdzić, nie ma na nich danych odbiorcy i adresata, tylko urzędu pocztowego.
No dobra, sojka jak nic :) Tero czekajmy na gila :)
OdpowiedzUsuńMoże będziemy mieli szczęście i się pojawi :))
UsuńGilu przybywaj i pokaz nam swoj czerwony brzuszek ! :)
UsuńJak go dorwę, to na pewno pokażę ;) Albo uczyni to ktoś inny :)
UsuńTemu gilu u nas za ciepło (!).
UsuńWszystko możliwe, gily to hardkory ;) jak się okazuje, lubią widocznie, jak im zimny wicher w piórka dmucha ;)
UsuńHana, tutej mosz gila: http://origamiiptaki.blogspot.com/2014/01/ptakoliczenie-2014-i-niespodzianka.html
UsuńJak na zamówienie he, he ...
byłam w tym samym czasie podglądaczką żubrów i ptaszki również widziałam :) Nie powiem... zdziwiłam się nieco :)
OdpowiedzUsuńWspaniały post .... jejku jak fajnie się go czytało :)))
Buziaki wielkie :******
Tak, bo podobne zdjęcie żubrów wrzuciłaś na swojego bloga :) Też się widokiem gałęzi zdziwiłam, ale harcujące ptaki są równie niesamowite, co zwierzaki przy paśniku, prawda?
UsuńCieszę się, że post Ci się podobał, Emko :)) Nie ukrywam, że jest mi miło czytać takie słowa, zresztą jakiemu blogerowi nie? ;)
:***
A ja poszłam sobie dzisiaj na spacerek ,punkt wyjścia centrum Wrocławia .Już po pieciominutowym marszy natknęłam się na stado kwiczołów ,żerujących na głogach . To stadko liczyło chyba tak około trzydziestu sztuk. Te głogi rosną na placu przy ruchliwym skrzyżowaniu ,fak t że za placem zaczynają się tereny zielone . Ruszyłam na te tereny zielone leżące pomiędzy Oławą i Odrą i po pietnastu minutach natknełam się na żerującego bażanta .Posilał się przy ulicy po której jeżdziły samochody ,dość żadko co prawda . Bażant spotkałam bardzo blisko Odry . Weszłam na kładkę nad Odrą i nad kładką przelatywało właśnie stado łabędzi .Dalej to już było prozaicznie ,bo kaczki i rybitwy nad Oławą . Takie to miałam dzisiaj udane łowy fotograficzne :)
OdpowiedzUsuńPodpisuje listę obecności i pozdrawiam.
Witam Cię, Mario serdecznie :)
UsuńWrocławia za bardzo nie znam, tyle o ile ;) Miałaś naprawdę udane łowy i to praktycznie nie wychodząc z miasta. W sumie trudno się zwierzakom dziwić, że w nim żerują. Przystosowują się do zmian środowiska, jakie im fundujemy :)
Pozdrawiam Cię również i zapraszam na mojego bloga :)
A propos przesyłek, to do tej pory nie doszłą do jednej z blogowych kolezanek kartka świateczna, którą wysłałam jej przed świetami (niestety zwykła, nie polecona). I pewnie juz nie dojdzie.A szkoda...Na przyszłosc będę mądrzejsza i wyslę poleconym.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zimą mozna poczynic wiele ciekawych obserwacji. U Ciebie w miescie więcej, ale i u mnie czasem cos sie za oknem dzieje. Jakiś samochód czasem potanczy na lodzie. Jakaś sarna drogę przebiegnie albo i całe stado. A kilka dni temu szedł w poblizu piekny, rudy lis. Dostojnie i spokojnie. Dobrze, że nie wpadł w łapska kłusowników!
Pozdrawiam ciepło!:-)
Kartki szkoda, gdzieś się zaplątała, albo wypadła ... Kartek poleconym nie wysyłam, ale takie paczuszki to zawsze, bo widać co sie z nimi dzieje i trudniej zgubić.
UsuńChyba wolę Twoje widoki, Olu :) Lisy, sarny i z rzadka jakiś samochód. U nas wieczorem kuny widziałam, skradały się do śmietnika, no i sporo ptaków.
Pozdrawiam równie ciepło :))
Skąd ja to znam? Sesja jest idealnym czasem na wszelakie obserwacje, żubry były hitem w zeszłym roku. :)
OdpowiedzUsuńWszelkie perypetie sesjowe już kilka lat poza mną, ale zgadza się - to dobry moment na obserwacje żubrów, ptaków, gruntownych porządków i generalnych remontów ;))
UsuńPowodzenia, Elu, jeśli siedzisz nad zaliczeniami, egzaminami itp. sprawami, charakterystycznymi dla tej pory roku :))