W niedzielę czekało Bonusa nowe wyzwanie, którego jeszcze w naszym domu nie przeżył.
Inwazja niedużych dzieci mianowicie.
Dzieci było niedużo, bo raptem sztuk dwie, płci żeńskiej - ale to bez znaczenia ;), lat 6 i 1,5.
Najpierw może napiszę, że kot nasz jest zwierzęciem towarzyskim i nie ucieka przed gośćmi. Wręcz przeciwnie, szwenda się między nami, albo siedzi sobie spokojnie w wybranym miejscu, czasem da się komuś pogłaskać, obwącha ...
Do tej pory przychodziły do nas osoby albo dorosłe, albo dorastające, ciekawa więc byłam, co będzie z takimi mniejszymi. Zwłaszcza, że w poprzednim domu Bonusa było dziecko, rok temu półtoraroczne mniej więcej.
No cóż. Goście nasi weszli, Bonus siedział na krześle komputerowym, starsza podeszła, pogłaskała go, ale widziałam, że kot był cały spięty. Podeszła młodsza, zaczęła piszczeć na jego widok i kot zwiał pod łóżko w sypialni. A potem do szafy. I wyszedł dopiero wtedy, kiedy za gośćmi naszymi zamknęły się drzwi.
Niestety .... dziewczynki nie przypadły mu do gustu.
Bo kryjówka pod łóżkiem wykorzystywana jest w chwilach największego zagrożenia, czyli petard np. Tutaj petardy były dwie ...
Oczywiście żadna z nich go nie uderzyła, czy nie ciągnęła za ogon, czy uszy - nigdy bym na to nie pozwoliła ,ale on widocznie nie lubi takich klimatów. Trudno. Drugi raz zaprosimy je, kiedy będą doroślejsze :)))
Starsza siedziała długie chwile przed otwartą szafą i namawiała Bonusa na wyjście, ale nic z tego. Przy okazji wszyscy mogli obejrzeć sobie wnętrze rzeczonej, w której powiedzmy szczerze, krasnoludki bałagan straszliwy porobiły .... Trudno, nie jestem PPD i to, że ktoś widzi u mnie kupę kurzu i zmięte ciuchy, nie spędza mi snu z powiek ;)
Wtorek natomiast ... deszcz. Trochę sama sobie winna byłam, dopuszczając do rozwinięcia u siebie ponurego nastroju
i nakręcając go skutecznie, aż Los w końcu się zdenerwował i dał mi po nosie, to znaczy po gębie. I to dosłownie. Przy odrobinie chęci zostałabym bohaterką programu o głupich śmierciach, czy jakoś tak.
Otóż mam takie coś do gotowania na parze - elektryczne. Stoi to sobie w kuchni, do góry na szafkach. Chciałam ściągnąć,
w celu obiadowym. Nie weszłam na żadne krzesło, bo stało na brzegu, a ja jestem na tyle wysoka, że dosięgam ;)
Taaa, kabel od parowaru pociągnął za sobą .... śrubokręt, odsunęłam się szybko, żeby ów mi oka nie wykolił, albo w serce się nie wbił ;), a wtyczka walnęła mnie w sam środek górnej wargi.
O ja pierdzielę, jak zabolało!!! Na szczęście za mocno mi skóry nie rozcięła, szybko się zatamowało, potem przyłożyłam coś zimnego, żeby nie spuchnąć, bo w przeciwnym razie wyglądałabym, jak ofiara przemocy domowej i musiałabym kilka dni w domu posiedzieć, żeby ludzi nie straszyć i niepotrzebnych spekulacji nie wywoływać.
Teraz ślad wygląda, jakby kot mnie z lekka drapnął.
Po tym dupnym wtorku, postanowiłam - nigdy więcej. Trzeba się za coś konstruktywnego zabrać, kompa wyłączyć. Środowe przedpołudnie minęło mi zatem pracowicie i owocnie.
Zajęłam się lodówką - środkiem nie, jeszcze nie ;) na niej to stały różne, dziwne przedmioty typu trzy słoiki litrowe z nalewką kasztanową, albo torba Chłopa z enerdżajzerem. Wszystko to przykryte kurzem z serii "Mówią wieki".
Po moich działaniach wygląda wszystko lepiej. Z rozpędu dostało się frontom szafek kuchennych - zrobiło się jakby ciut jaśniej? Chociaż u mnie nie widać za bardzo brudu i tłuszczu - tak dobrze dobrałam kolor i fakturę owych.
A potem poszłam pobiegać. Nie było to łatwe, wczorajszy dzień charakteryzował się dużą dynamiką, jeśli chodzi o pogodę. Wyszłam w momencie słonecznym, dobiegłam do przejazdu, a tam dorwała mnie chmura białych kuleczek i nie był to styropian. Dostawa leciała z zachodu, ja na zachód musiałam się udać ,więc znów po twarzy oberwałam ... i wystarczy.
Dało mi to energii do popołudniowej i wieczornej pracy. Tak więc środa - zdrowia i urody, oraz sił doda.
Sama to - nie chwaląc się, sprawiłam.
A dzisiaj? Nie wiem. Za chwilę wyłączę komputer, mija godzina mojej nasiadówki i coś się wymyśli ;)
Słońce świeci przynajmniej.
Miłego dnia wszystkim życzę.
Wniosek mych rozważań jest taki, że czasem sami sobie niepotrzebnie dokładamy smutków, a nie warto. Niby większość z nas
o tym wie, ale zapomina.
Trzymajcie się ♥
Statystyki mowia, ze najwiecej wypadkow ma miejsce w domu. 95. letnia mama znajomej postanowila, jak Ty, zajac sie szafa i niezle poturbowana, ale jest juz ok, tylko siniaki. Zawiozlam jej runo owcze do przedzenia, bo inaczej znow z nudow cos wymysli, Jest niesamowicie sprawna,fizycznie i umyslowo, tylko nudy nie znosi.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze skonczylo sie tylko tak. Nasze koty na widok dzieci uciekaja, gdzie pieprz rosnie.
O tych statystykach sobie pomyślałam, jak zobaczyłam lecący śrubokręt ;)
Usuń95 lat i pełna sprawność - tylko pozazdrościć :)) Ale moze lepiej, jeśli mama Twojej znajomej zajmie się przędzeniem, a nie lataniem po drabinach i półkach ;)
Widzę po komentarzach, że nasz Bonus zareagował prawidłowo na dzieci ;)
Zdaje się, że mam identyczny gust jak Bonus!
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, musiałaś wyglądać z tą wargą jak murzyńska piękność. No, może nie do końca, bo szczyt ideału to jest wargi po piersi, piersi po wargi i wargi po kolana :)
OdpowiedzUsuńMożliwe, że dogadalibyście się z Bonusem co do wspólnych gustów ;) Jesli dodatkowo lubisz rybki, to porozumienie będzie pełne :))
UsuńZ moją warą nie było tak źle, bo od razu lód przyłożyłam, więc nie zdążyło spuchnąć. Wolałabym nie być murzyńską pięknością ;) niech już tak zostanie wszystko, jak jest ;)
Oczywiście, że lubię rybki :) I nie lubię dzieci.
UsuńJestę kotę?...
Jesteś kotę ;) a przynajmniej na najlepszej drodze ku temu :)
UsuńGrażynka prała dzieciaki na dzień dobry i potem miała już spokój. Czajnik wchodzi pod kołderkę w łóżku. Od czasu do czasu go wietrzę, coby się tam nie poddusił:)
OdpowiedzUsuńOj, Grażynka to ostra kobitka była :)) Po co dzieciaki z łapami się pchały do Królowej, skoro Ona sobie tego nie życzyła ;)
UsuńCzajniczek - tak, chyba nie jest zbyt gościnny, bo go u Ciebie wtedy nie widzialam. Zbój jeden ;)
Jesteś dla niego naprawdę bardzo dobra, Hano. Z tym wietrzeniem, no, no ...
Lidka, chyba go jeszcze wtedy nie było, ale pewności nie mam. Dziecioki tak majo, muszo sprawdzić na własnej skórze. Mówiłam i uprzedzałam, ale nie...
UsuńDwa lata temu to było. W sierpniu minie, to łobuziak już chyba u Was psocił?
UsuńA potem płacz, że kotek łapą pacnął, albo o zgrozo - udrapnął ...
Mój koci senior ( ma ok 9 lat) nieufnie patrzy na młodych miłośników głaskania. Jak widzi zagrożenie to zaraz z miaukiem na pysku stoi pod drzwiami , by go wypuścić na podwórko. Inne koty podwórkowo-wolnożyjące też mają ograniczone zaufanie do dzieci.
OdpowiedzUsuńTrzymsię radośnie ;)
Łomatkoboskoblogspotowsko!... Dlaczego obrażasz kota?! 9 lat to jest nówka sztuka, sam kwiat można powiedzieć! Moja najstarsza ma 15 lat i nikt by jej nie śmiał seniorką nazwać :) Dwie kolejne 11-stki to gówniarze jeszcze :)
UsuńFrau Be - Twoja kota jest tak dostojna, że aż człowieka onieśmiela, chociaż słowo "seniorka" jakieś tam obraźliwe nie jest ;) Ale skoro twierdzisz, że 9-letni kot to młodzieniaszek, zatem coś na rzeczy chyba jest. Bonus ma 6 lat.
UsuńPodoba się mi określenie "miauk na pysku" :)))) Staram się tak trzymać :)
Jest ok. :)
Ku ścisłości! Nazwałam go seniorem ,bo jest najstarszy z mojej kociej ferajny . A kota obrażać????? szybciej obrażę jakieś dwu-nogie stworzenie i to raczej nieświadomie ;D
UsuńSłusznie i naukowo!
UsuńUsprawiedliwiona :)
UsuńA kto to trzyma srubokrety i parowary w jednej szafce? Swoja droga lepiej, ze oberwalas tylko wtyczka, a nie np. jakims 5-kilogramowym urzadzeniem kuchennym - chyba bys zebow po podlodze szukala.
OdpowiedzUsuńMoje koty to dwie przeciwnosci. Kiedy nawiedzaja nas dzieci, Bulka jest w siodmym niebie, bawi sie, pozwala glaskac. Ona zreszta wszystkich gosci lubi i kazdemu wlazi na kolana. Miecka natomiast znika pod lozkiem i wylazi, kiedy goscie wyjda. Czasem wystawia ostroznie lebek przez szpare w drzwiach sypialni, bo jednak ciekawosc zwycieza, ale nigdy nie wychodzi stamtad, w kazdej chwili gotowa do odwotu w bezpieczne miejsce.
Nawet nie masz ,Panterko pojęcia, jak bardzo byłam zdziwiona widząc ów śrubokręt. Ani chybi sprawka Chłopa, który kombinuje, jak tu się mnie szybko i niepodpadająco pozbyć, he,he ...
UsuńNa drugi raz trzeba na krzesło wejść, to nic nie zleci.
O tak, Twoje panny to indywidualności, jak sie paczy ;) Zresztą, to koty, więc jakie mają być?
A to dopiero przygody! Miałaś pieruńskie szczęście, że z życiem uszłaś:).
OdpowiedzUsuńNooo, miałam ;) Doceniłam w ułamku sekundy to szczęście.
UsuńKiedyś na przyjęciu u znajomych, u których są dwa koty, była także czteroletnia dziewczynka. Wpadł jej w ręce jeden z kotów. Ona mu krzywdy nie robiła, ona sie nim tylko bawiła, jak....maskotką. Kociurzyca znosiła to dzielnie chyba z godzinę, potem na szczęście udało się gospodarzom ją ukryć. Jak się w naszym domu zagęszcza, Myk wdrapuje się na drabinę ;)
OdpowiedzUsuńZ tym śrubokrętem to miałaś szczęście, mogło się to skończyć o wiele gorzej.
Fajowsko zaś żeś se wczora polatała :)))) Dzisiaj też wyrusz :))))))))))
Wytrwała ta kocurzyca. Niektóre kociambry takie są. Bonus nie :))
UsuńMama dziewczynek od razu na wejściu powiedziala im, że kot to nie maskotka, starsza wzięła to sobie do serca. Tylko mniejsza z tym piskiem .... straszne ;)
Myk to cwaniaczek, da sobie radę w każdej sytuacji. U Was w domu ma więcej zakamarków, w których moze się ukryć i drabina :))
Jutro zamierzam polatać, dzisiaj nie miałam za bardzo kiedy, ale spoko :))))
Dycha się sama nie przygotuje ,a już się na nią zapisałam, więc wiesz ....
biedny kotecek to musiał być ogromny szok dla biedaka...
OdpowiedzUsuńTrochę był, ale dał radę. Podejrzewam, że nie pierwszy raz taką inwazję przeżył ;)
Usuńporadził sobie:) koty to szybkie zwinne zwierzaki a jak trzeba to silne:)
UsuńO tak, dzieciakom mogą szybciutko zwiać, a w razie czego łapą przylać :)
UsuńMopek też za dzieckami nie przepada...
OdpowiedzUsuńPogłaskać się da, ale to tyle. On ma mauzurskie traumy, bo czasem go napadało aż troje, własnie z tym wrzaskiem i piskiem.
Też sobie chyba odwyk od netu musze zrobić, bo okrutnie czas marnuję, jak nie w telefonie jednym albo drugiem to w lapciu. I jeszcze mam służbową pocztę dostępną...matko po co ja tam zagladam po godzinach?
Biedulek ....
UsuńNo własnie - po co tam zaglądasz? ;)
W telefonie nie mam netu, chyba, że w domu jestem, to na wi-fi jedynie. Ale marnowacze czasu to są, nie da się ukryć i trzeba z tym trochę zawalczyć ;)
u mnie ostatnio komputer wlączony sporadycznie... brak czasu pociągnął za sobą odwyk :) ale czasem fajnie wejść i poczytać co tam słychać o znajomych :) Głaski dla Bonusika :)
OdpowiedzUsuńa z tym kurzem i pomiętymi ciuchami trochę mnie podniosłaś na duchu. Ostatnio spędziłam cztery godziny w szafie i zastanawiałam się czy to tylko u mnie taki bajzel :))))
Całuski wielkie :*****
Miło, że się odezwalaś, Emko :) Ty jesteś w pełni usprawiedliwiona :) A odwyk musi być czasami.
UsuńJakbyś u mnie to wszystko na własne oczy zobaczyła, to wtedy podniosłabyś się na duchu !!! Lepsze niż spa wszelakie ;) Chociaż z drugiej strony za sterylnie też nie może być ;) U mnie nie jest. Do tego dochodzi kot i jego sierść, tudzież czasem trochę żwirku wyniesionego z kuwety, więc o sterylności i super porządku nie ma mowy ;)Chyba, że cały dzień latałabym ze ścierą i odkurzaczem.
Bonus za głaski dziękuje i pozdrawia Twoją Psicę :)
Buziaki :*******
To Bonusik miał stresa, dziecka potrafią zwierzakom napędzić stracha. Grunt że znalazł miejscówkę do ukrycia się ;) Dobrze że się bardziej nie poturbowałaś, ostrożność nie zawadzi a kurz naturalna składowa domu ;)
OdpowiedzUsuńTak, potrafią, bo dźwięki, jakie wydają są nie do przyjęcia dla delikatnego uszka kota, czy psa ... Teraz już wiem, że kot woli dorosłych i podrośnięte istoty, które przeszły mutację głosu ;))
UsuńDzisiaj już śladu nie ma po tym uderzeniu, trzeba się jakoś pozbierać w końcu.
Biedny Bonusik ! Dzieci potrafią zestresować zwierzaka ! Gdy przychodzą do mnie obcy moja sunia wchodzi za kanapę i nawet nosa nie wystawia...!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
I słusznie czyni Twoja sunia :) Bo z dziećmi nigdy nic nie wiadomo ;)
UsuńPozdrawiam równie serdecznie :)
Ja sobie ściągnęłam kiedyś tak na głowę karton z kawą i mało mnie nie zabił. Przez kilka dni głową nie mogłam ruszać.
OdpowiedzUsuńOjej .... to musiało bolec i było niebezpieczne ...
UsuńNie odwiedzają nas dzieci, więc nie wiem jak zareagowałby Ryszardzik, ale dawniej kiedy mieliśmy tylko koteczkę, przychodziły siostrzeniec,to nie lubiła,raz ją dorwał zeby pogłaskac,ale złapał ją za szyję, no to wtedy już całkiem znielubiła kontakty z dziećmi,a szczególnie,kiedy usilnie na nią zwracały uwagę,jedna taka małą nieznosną dziewczynkę,która ją prowokowała samym wzrokiem, w koncu podrapała,kiedy dziewczynka chiała dotknąc moją córkę. ,zresztą ogólnie nie lubi obcych,ale kilka znajomych od lat juz zna i im daje sie pogłaskac nawet.
OdpowiedzUsuńTeż potrafie zrobic sobie krzywdę,najczesciej są to jakieś siniaki ,czy guzy:)
OdpowiedzUsuńCzyli jesteś kolejną osobą, która pisze o kocie, który za dziećmi nie przepada ... czy też nie przepadała.
UsuńZ tą wzrokową prowokacją to jakaś makabra musiała być ... kurczę, za samo gapienie się - koteczka musiała mieć niezły charakterek :))
Bonus też ma wybrańców, którym daje się pogłaskać, przed obcymi nie ucieka, ale też się nie spoufala. Te koty, jedne ... z charakterkami, że hej ;)
Siniaki też czasem sobie robię, ten ostatni występ mój był niewątpliwie ewenementem w mej historii ;) ale już nic nie widać, nawet strupek zszedł z ust i się wszystko ładnie oraz szybko zagoiło.