wtorek, 31 lipca 2018

36,6

Weekend nad morzem spędziliśmy dość intensywnie i tak jakoś inaczej. Może to dzięki pełni  Księżyca i to w dodatku tak wyjątkowej? Może i tak.
Pełnię obejrzeliśmy, tak trochę. Zdążyliśmy przyjechać. A i tak najlepiej widoczna była na wsi, gdzie nocowaliśmy w "naszej" agroturystyce. Nad morzem nie, ponieważ plaża jest zbyt nisko.
Sobotę spędziliśmy plażowo, a w niedzielę ruszyliśmy z kijkami do Pogorzelicy. Dawno tam nie byliśmy.
Z Mrzeżyna idąc plażą, jest, jak się okazało, równiutkie 12 km. Dla nas nic nadzwyczajnego ... 
z powrotem też 12, w międzyczasie też parę kilometrów nakręciliśmy i wyszło - wedle naszych urządzeń pomiarowych, tytułowe 36 i trochę.
Również nic nadzwyczajnego, ale ... ale ... 
Zrobiliśmy jeden, zasadniczy błąd. Po którym to błędzie bolały nas stopy i na pięcie - każdy po jednej ;) miał siniaka ...
A wszystko przez to, że po plaży szliśmy boso. 
Owszem, fajnie jest chodzić sobie na bosaka, ale stópki nasze nie są do tego przyzwyczajone. Tzn.,żeby robić nimi tyle kilometrów i to jeszcze po szorstkim podłożu. Takie rzeczy to tylko spacerowo ... i z powrotem.
Tak więc, piszę to ku przestrodze ;)
Sama wycieczka była cudna. Pogoda się nam udała, ponieważ rano było chłodno, a kiedy szliśmy po południu, mieliśmy słońce w plecy.
W samej Pogorzelicy nie byliśmy już 8 lat! Zmieniła się i to bardzo. Z leśnej, małej miejscowości robi się zabudowane apartamentowcami - nie wiem, jak to nazwać nawet. Coś a`la kurort? Ehhh  ...
Ale mniejsza o to.
Najważniejsza w tym dniu była Ona:


Śliczna staruszka, świeżo po remoncie. Nie planowaliśmy przejażdżki, ale poszliśmy na dworzec, a tam stała sobie kolejka jedna i kusiła. To kupiliśmy bilety, wsiedliśmy i pojechaliśmy całą jej traską nadmorską z Pogorzelicy do Trzęsacza i z powrotem.
W tej chwili jeździ spalinowa lokomotywa, która ciągnie kilka wagonów ... kilka lat temu w jeden dzień jeździł parowóz - obecnie w remoncie.
Jako, że była to niedziela, chętnych na przejażdżkę nie brakowało.
Kilka zdjęć zatem. Patrzcie, podziwiajcie i skorzystajcie kiedyś z okazji, by się nią przejechać:

Manewry na stacji w Pogorzelicy




Wagon bagażowy dla wózków, rowerów ...

Bidula - pracuje, ile sił, stąd wietrzenie silników musi być




Latarnia morska w Niechorzu
Oczywiście - to nie wszystkie zdjęcia, jakie po drodze robiłam. Już wkrótce będą ujęcia stacyjek, torów świeżo po remoncie i morza z mewami ;)
Do domu wróciliśmy wczoraj, a dzięki remontowi i całkowicie zamkniętej drogi za Gnieznem, zwiedziliśmy nieznane nam do tej pory rejony Wielkopolski. 
Trzeba było albowiem, kierować się nawigacją.
W pole nas nie wyprowadziła, ale pokazała kilka ciekawych skrótów, w efekcie było fajnie :)
Ale drogowcy, jak zawsze dali .... no  właśnie. 

Do napisania się z Państwem ;)


sobota, 28 lipca 2018

Kto rano wstaje....

... temu pusta plaża 🏖


Dzisiaj plażing, jutro walking 😉 a pojutrze do domu.
Ale dobre i to.
Kotu został w domu z nianią. I wszyscy y zadowoleni.
Miłego weekendu Wam życzę 😀
P. S. Na plaży słońce, nawet chłodno, i wieje wiatr, a wieczorem okaże się, jakie efekty to przyniosło... No i ludzi przybyło.

sobota, 14 lipca 2018

Nad Wartę warto. Pociągiem! Część 3

Witajcie :)
Poprzedni post zakończył się we wsi Dębno, z której to ruszyliśmy wałem przeciwpowodziowym, w właściwie ścieżką, która się na nim znajduje, w stronę stacji kolejowej, na której mieliśmy wsiąść do naszego pociągu.
I pojawili się przed nami - Ona i On. On - most kolejowy, a Ona - Warta ze swoim rozlewiskiem :)
Weszliśmy z rowerami na most, by przeprawić się na drugą stronę rzeki ... ale spokojnie, nic niebezpiecznego nie robiliśmy, sokiści też mandatu by nam nie wlepili :)) Most posiada kładkę dla pieszych, więc można bezpiecznie przejść na drugą stronę, bez obawy, że zostanie się potrąconym przez pociąg.
Postaliśmy trochę nad rzeką, porobiłam trochę zdjęć, które teraz Wam pokażę.
Oczywiście nie ukazują całego piękna okolicy, ale zawsze:




Coś dla wielbicieli technicznych szczegółów:



Śruby, które Chłopu mój przynajmniej raz w tygodniu sprawdza, czy są podokręcane ;) a pod spodem rzeka sobie płynie ...

I sam most:



Widzicie po bokach kładkę? a po prawej stronie drugi tor, który czeka na remont, dechy ledwo się trzymają, część z nich jest przez pracowników oderwana i tam chodzić nie wolno. Pociągi tamtędy jeżdżą, o dziwo, ale bardzo powoli. 
Most składa się z dwóch części - starej, którą zbudowano ... dawno temu i nowej, lata 2015-2016.
Tak wygląda od spodu:

Prawa strona zdjęcia - część stara

Prawa część zdjęcia - część nowa

Zleci na łeb, czy jeszcze nie? ;)
 Zeszliśmy więc na dół, no bo ileż można na moście siedzieć?
A tam plaża i kolejne piękne widoki. Kilka osób się tam opalało i przypłynęli kajakarze. Ale dla mnie najważniejsze było to, że .... :




udało się mi sfocić pociąga ;) na moście :))
Piękny widok, prawda?

Kilkanaście minut kontemplacji wystarczyło, udaliśmy się w kierunku stacji kolejowej. 
I kilka zdjęć sprzed stacji i samej stacji. Budynek stacyjny jest w tej chwili jeszcze nieczynny - kilka lat był niepotrzebny, przypominam ;)
A my mieliśmy trochę czasu do odjazdu pociągu ...
Był czas na obejrzenie stacji i sfotografowanie pociągu towarowego ;)

Tory prowadzące do zakładu przemysłowego, chyba są już nieużywane w tej chwili


Ten uroczy domek pełnił kiedyś funkcję toalety :)) Osobnej dla pań i panów.


Jak widać, czas się tu zatrzymał, trochę ciężko wsiąść do pociągu z tego peronu, ale spoko ;) Daliśmy radę.


Taki towarusek sobie jechał i wiózł kontenery, pewnie z Chin ;)

Wszystko uginało się pod ciężarem wagonów ... ile ton waży ta masa żelastwa?
Towarowy dostojnie opuścił stację, a za parę minut wjechał nasz osobowy, wdrapaliśmy się doń z rowerami i wróciliśmy do domu :)


Na takich hakach rowery sobie bezpiecznie podróżują :)

Mam nadzieję, że wirtualna wycieczka się Wam podobała :) 
Nad Wartę jeszcze wrócimy, w inne miejsce, ale też piękne i ciche :)

Do zobaczenia zatem :)

czwartek, 12 lipca 2018

Nad Wartę warto i znów tamtędy jeżdżą pociągi! Część 2.

W tym poście będzie trochę zdjęć ;)
Nie oddają oczywiście całego piękna trasy, jaką pokonaliśmy, ale chociaż trochę będziecie mogli sobie obejrzeć i poczytać o niektórych miejscowościach, przez które przejeżdżaliśmy.
Tak, jak pisałam - wysiedliśmy z pociągu tuż przed Jarocinem, miejscowość nazywa się Radlin. Stacja - Radlin Wielkopolski. Na stacji w tej chwili nie ma nic, tylko wykoszone perony, bo przez kilka lat nie były potrzebne. Jeśli chcecie zobaczyć więcej - polecam portal www.bazakolejowa.pl :)
We wsi znajduje się kościół wczesnobarokowy z XVII wieku. Obok - drewniana dzwonnica 
i mnóstwo starych, pięknych lip. Zajrzeliśmy do środka, ale nie wchodziliśmy, ponieważ nie byliśmy odpowiednio ubrani. Bardzo ciekawy ołtarz tam się znajduje.
Więcej możecie poczytać sobie tutaj.
A to moje  zdjęcia z tego miejsca. Lipy dawały piękny cień ...



Ruszyliśmy w stronę Żerkowa. To takie małe miasteczko, które kilka razy do roku odwiedzamy, ponieważ mieszka tam kuzynka Chłopa mego, z którą utrzymujemy kontakt, a poza tym pół miasteczka, jeśli nie 3/4 to jego bliżsi lub dalsi krewni, jakby tak dobrze się w genealogię wgłębić.
A po drodze, zjechaliśmy z głównej drogi i dopadliśmy drzewa mirabelkowego :) Śliwki były słodko - kwaśne, najedliśmy się i jeszcze torebkę nazbieraliśmy do domu. Nikt tego tam nie zrywa, bo i po co. W owadzie kupi się taniej jakiś kompot z syropem glukozowo - fruktozowym, 
a poza tym, kto teraz kompoty pije. Napoje słodzone powyższym lub zawierające słodziki to jest to!
Eh ...




A potem znów wróciliśmy na główną drogę i przed samym Żerkowem napotkaliśmy takie coś:


Po zatrzymaniu się, od razu rozpoznaliśmy: marchewkowe pole!
I w tym miejscu spotkaliśmy inną kuzynkę Chłopa, jadącą rowerem z miasta, która stwierdziła, że marchew ta jest codziennie czymś pryskana ... no a potem trafia do naszych sklepów ... 
Cóż.
U kolejnej kuzynki załapaliśmy się na ciasto i obiad, a potem ruszyliśmy w stronę stacji kolejowej, która znajduje się za Żerkowem. Bo tenże takową również posiada, acz 5 km od miasta. Kiedyś jeździły tam autobusy, na każdy pociąg. Może jakiś przewoźnik wróci do tej dobrej tradycji ...
My jednakże chcieliśmy wsiąść do pociągu w Orzechowie. 
Pisałam w poprzednim poście o Mickiewiczu, który gościł w Wielkopolsce i w Śmiełowie, która to miejscowość leży kilka kilometrów od Żerkowa. Znalazłam fajny tekst na temat tego pobytu, kto chce, niech sobie poczyta o tutaj
Jako ciekawostkę dodam, że w Śmiełowa urodziła się matka mojego Chłopa, oraz  jego dziadek od strony ojca. Nie wiemy, póki co, jak długo jego rodzina tam mieszkała, a zważywszy na kochliwy charakter wieszcza, to może Chłop mój jakieś geny jegoż ma? ;)) Nic nam to oczywiście nie daje, ale pośmiać się można ;)
W każdym razie, wracajmy na trasę. Ruszyliśmy na Śmiełów, ale żeby tam dotrzeć, trzeba się trochę wysilić ... Kto pamięta, że pisałam Szwajcaria Czeszewsko - Żerkowska?
Właśnie.
A z czym nam się kojarzy Szwajcaria, jeśli chodzi o krajobraz?
No właśnie. Góry. 
A my jesteśmy na nizinnej Wielkopolsce. Ale nie tu. Tu nizin nie ma, są dość strome wzniesienia, albo mniej strome, ale ciągnące się kilkaset metrów ... I pod taką góreczkę musieliśmy popedałować, żeby wjechać na sam jej szczyt, a potem - z górki na pazurki ... o nie, nie. Z górki to na hamulcach a i tak rozpędziliśmy się do 40 km/h. 
Na szczycie górki jest punkt widokowy, z którego widać pałac w Śmiełowie i kościół. Górka to Łysa Góra o wysokości 161 m n.p.m. Taaa, łysa ........
Stanęliśmy sobie na nim, żeby porobić zdjęcia i wyszły tak:






Tak. Kukurydza wybujała się i widok zasłoniła ...
Ostatnie zdjęcie to zjazd, ale niech Was nie zwiedzie pozorna płaskość trasy.
Pojechaliśmy dalej, bo czas trochę gonił ...
Naszym celem było Dębno i ewentualna przeprawa promowa.
Ale po drodze piękna kapliczka z Maryjką - na zdjęciu tak ładnie nie wygląda, w samej wsi św. Nepomucen - wszak jesteśmy na dużą rzeką i bardzo ciekawy kościół, przy kościele stare nagrobki ... Obejrzyjcie sobie na powiększeniu:











Podjechaliśmy na prom, ale w soboty działa od 10-12 ,skręciliśmy więc na wał przeciwpowodziowy:


I zapraszam na ciąg dalszy za dwa dni ;)