W tym poście będzie trochę zdjęć ;)
Nie oddają oczywiście całego piękna trasy, jaką pokonaliśmy, ale chociaż trochę będziecie mogli sobie obejrzeć i poczytać o niektórych miejscowościach, przez które przejeżdżaliśmy.
Tak, jak pisałam - wysiedliśmy z pociągu tuż przed Jarocinem, miejscowość nazywa się Radlin. Stacja - Radlin Wielkopolski. Na stacji w tej chwili nie ma nic, tylko wykoszone perony, bo przez kilka lat nie były potrzebne. Jeśli chcecie zobaczyć więcej - polecam portal www.bazakolejowa.pl :)
We wsi znajduje się kościół wczesnobarokowy z XVII wieku. Obok - drewniana dzwonnica
i mnóstwo starych, pięknych lip. Zajrzeliśmy do środka, ale nie wchodziliśmy, ponieważ nie byliśmy odpowiednio ubrani. Bardzo ciekawy ołtarz tam się znajduje.
Więcej możecie poczytać sobie tutaj.
A to moje zdjęcia z tego miejsca. Lipy dawały piękny cień ...
Ruszyliśmy w stronę Żerkowa. To takie małe miasteczko, które kilka razy do roku odwiedzamy, ponieważ mieszka tam kuzynka Chłopa mego, z którą utrzymujemy kontakt, a poza tym pół miasteczka, jeśli nie 3/4 to jego bliżsi lub dalsi krewni, jakby tak dobrze się w genealogię wgłębić.
A po drodze, zjechaliśmy z głównej drogi i dopadliśmy drzewa mirabelkowego :) Śliwki były słodko - kwaśne, najedliśmy się i jeszcze torebkę nazbieraliśmy do domu. Nikt tego tam nie zrywa, bo i po co. W owadzie kupi się taniej jakiś kompot z syropem glukozowo - fruktozowym,
a poza tym, kto teraz kompoty pije. Napoje słodzone powyższym lub zawierające słodziki to jest to!
Eh ...
A potem znów wróciliśmy na główną drogę i przed samym Żerkowem napotkaliśmy takie coś:
Po zatrzymaniu się, od razu rozpoznaliśmy: marchewkowe pole!
I w tym miejscu spotkaliśmy inną kuzynkę Chłopa, jadącą rowerem z miasta, która stwierdziła, że marchew ta jest codziennie czymś pryskana ... no a potem trafia do naszych sklepów ...
Cóż.
U kolejnej kuzynki załapaliśmy się na ciasto i obiad, a potem ruszyliśmy w stronę stacji kolejowej, która znajduje się za Żerkowem. Bo tenże takową również posiada, acz 5 km od miasta. Kiedyś jeździły tam autobusy, na każdy pociąg. Może jakiś przewoźnik wróci do tej dobrej tradycji ...
My jednakże chcieliśmy wsiąść do pociągu w Orzechowie.
Pisałam w poprzednim poście o Mickiewiczu, który gościł w Wielkopolsce i w Śmiełowie, która to miejscowość leży kilka kilometrów od Żerkowa. Znalazłam fajny tekst na temat tego pobytu, kto chce, niech sobie poczyta o tutaj.
Jako ciekawostkę dodam, że w Śmiełowa urodziła się matka mojego Chłopa, oraz jego dziadek od strony ojca. Nie wiemy, póki co, jak długo jego rodzina tam mieszkała, a zważywszy na kochliwy charakter wieszcza, to może Chłop mój jakieś geny jegoż ma? ;)) Nic nam to oczywiście nie daje, ale pośmiać się można ;)
W każdym razie, wracajmy na trasę. Ruszyliśmy na Śmiełów, ale żeby tam dotrzeć, trzeba się trochę wysilić ... Kto pamięta, że pisałam Szwajcaria Czeszewsko - Żerkowska?
Właśnie.
A z czym nam się kojarzy Szwajcaria, jeśli chodzi o krajobraz?
No właśnie. Góry.
A my jesteśmy na nizinnej Wielkopolsce. Ale nie tu. Tu nizin nie ma, są dość strome wzniesienia, albo mniej strome, ale ciągnące się kilkaset metrów ... I pod taką góreczkę musieliśmy popedałować, żeby wjechać na sam jej szczyt, a potem - z górki na pazurki ... o nie, nie. Z górki to na hamulcach a i tak rozpędziliśmy się do 40 km/h.
Na szczycie górki jest punkt widokowy, z którego widać pałac w Śmiełowie i kościół. Górka to Łysa Góra o wysokości 161 m n.p.m. Taaa, łysa ........
Stanęliśmy sobie na nim, żeby porobić zdjęcia i wyszły tak:
Tak. Kukurydza wybujała się i widok zasłoniła ...
Ostatnie zdjęcie to zjazd, ale niech Was nie zwiedzie pozorna płaskość trasy.
Pojechaliśmy dalej, bo czas trochę gonił ...
Naszym celem było Dębno i ewentualna przeprawa promowa.
Ale po drodze piękna kapliczka z Maryjką - na zdjęciu tak ładnie nie wygląda, w samej wsi św. Nepomucen - wszak jesteśmy na dużą rzeką i bardzo ciekawy kościół, przy kościele stare nagrobki ... Obejrzyjcie sobie na powiększeniu:
Podjechaliśmy na prom, ale w soboty działa od 10-12 ,skręciliśmy więc na wał przeciwpowodziowy:
I zapraszam na ciąg dalszy za dwa dni ;)
No i nie musze juz tam jechac, wystarczy poczytac twojego bloga i wiem i widze wiecej, niz osobiscie :)
OdpowiedzUsuńZa szybko mi sie nacisnelo, chcialam sie jeszcze dopytac, czy to pszczele ule?
UsuńA nagrobki rzeczywiscie ciekawe, zdjecia swietne, mirabelki wygladaja na tym zdjeciu jak brzoskwinie :)
Chociaż, jeśli chciałabyś pojechać tam osobiście, to jak najbardziej namawiam Cię do tego, daj znać wtedy :)
UsuńTak, to są ule, nie podchodziłam bliżej, żeby sprawdzić, być może ktoś tu je przywiózł na miód spadziowy, bo naprzeciwko jest las. Czyli po prawej stronie zdjęcia.
Mirabelki trochę podrasowałam programem komputerowym :)) ale fajnie mi to wyszło, tzn.mi się podoba to zdjęcie, więc je wrzuciłam. Może w następnym poście dam fotkę oryginalną dla porównania ;)
Te mirabelki mają cudowny kolor :)
OdpowiedzUsuńJak Szwajcaria to górki muszą być musowo, a tak w ogóle to ciekawe ile w Polsce jest tych Szwajcarii, trzeba by sprawdzić :)
Zdjęcie Nepomucena w zbliżeniu, superowsko wykadrowane! Te chmury się tak fajnie nad nim udrapowały, a ta jedna to wygląda tak jakby mu jakie myśli z głowy ulatywały :)))
Trochę je podrasowałam programem, ale i tak są piękne w rzeczywistości :)
UsuńNie mam pojęcia, ile tych Szwajcarii jest ;) jak znajdę, to wrzucę zdjęcie tego kościoła z drugiej strony - wygląda to z daleka naprawdę jak w Szwajcarii, gdzieś w Alpach ...
Ostatnio lubię robić takie zdjęcia "z dołu" ... A co sobie ów Nepomuk myśli, to tego nie wie nikt ;)
Z mirabelek można zrobić pyszny dżem. U nas też nikt tego nie zbiera, ale rosną przy drodze, więc chyba coś tam wchłonęły ze spalin miejskich.
OdpowiedzUsuńCiekawa wycieczka, nie znam wcale tamtych okolic, więc chętnie wędruję z z Tobą.
Chętnie się z Wami Wielkopolską dzielę :)
UsuńTak drugi, czy trzeci rok zbieram się do dżemu mirabelkowego, ale jeszcze nie zrobiłam. Te akurat były przy takiej bardzo lokalnej drodze, która prowadzi do kilku raptem gospodarstw, więc ruchu dużego nie ma. Bo takich przy drogach, to my też nie jemy ...
Takie marchewkowe pole to teraz chyba rzadkośc...
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękny spacer.
Czekam na następną część.
Chyba dawno czegoś takiego nie widziałam, jakoś nie mogę sobie przypomnieć ;)
UsuńZapraszam serdecznie :)
Nawet nie wiedzialam, ze mirabelki moga byc czerwone, znalam tylko zolte. Okolicznosci przyrodniczo-widokowe macie naprawde boskie, pieknie tam. A jak jeszcze pogoda dopisuje, to nic, tylko zwiedzac na rowerach. Mam nadzieje, ze pokazecie nam w ten sposob cala okolice Poznania, ze wszystkich stron.
OdpowiedzUsuńAaa, przetestuj Chlopa, czy czasem rymowac nie umie, choc sam o tym nie wie. :)))
Też do niedawna znałam tylko żółte :) czerwone smakują podobnie w sumie ;)
UsuńTo jest ciekawy pomysł na spędzanie weekendu, Panterko :)) Objechać Poznań z każdej strony i wszędzie coś ciekawego znaleźć :) W sumie to wszędzie można pociągiem dojechać. A resztę rowerem.
Przetestuję :))) On rysować umi, ino mu się nie chce ;)
Wspaniała wycieczka, piękne zdjęcia.:) Zachwycam się kościołami, kapliczkami i nagrobkami. Dziękuję, że mogłam pozwiedzać wirtualnie. Pozdrawiam milutko!:)
OdpowiedzUsuńProszę bardzo, Lenko :)
UsuńPozdrawiam Cię również :)
Przejechaliście szmat drogi i zobaczyliście piekne miejsca a pogoda dopisała, co widać na załaczonym fotografiach. Mnie zachwyciło to, że jeździliście po miejscach, z któych pochodzi Twój mąż i że nadal macie w pobliżu rodzinę. Tu pogadać, tam wpaść, obiad jeść, odpocząć w miłym towarzystwie, poczuc sie swojsko. Fajnie tak.Przez to i te okolice nabierają dodatkowego ciepłą i znaczenia.Piękne są kwiatki przydrożne i kapliczki a wał przecipowodziowy, po którym można jechać to dla mnie duza ciekawostka, bo nigdy jeszcze czegos takiego nie widziałam. Świetnie, że macie takie miejsca w pobliżu. Dobrze, że zdrowie dopisuje i możecie sobie jak para wolna i radosna młodzianków przemierzać ten cudny, lipcowy świat!:-))
OdpowiedzUsuńSamymi rowerami niecałe 30 km. Pociągiem trochę więcej, ale też w każdą stronę około 30 km, a wydawałoby mi się ,że więcej.
UsuńMęża mojego bardzo ciągnie w te konkretne rejony, im jest starszy, tym więcej, chociaż nigdy tam nie mieszkał, tylko na wakacje przyjeżdżał i w odwiedziny. Ale to chyba takie poczucie osadzenia w danym miejscu jest potrzebne, bez względu na to, co spece od marketingu nam wmawiają, że trzeba być mobilnym i umieć się przemieszczać za pracą w te i wew te ... blablabla ...
U nas od jakiegoś czasu takie ścieżki funkcjonują w różnych miejscach. I fajnie :) Zdrowie najważniejsze, bo wtedy jest się wolnym, faktycznie ... bo kotu nasz przez te parę godzin sam posiedzi w domu, a w razie czego można kogoś poprosić, żeby do niego wszedł i jeść dał np.
Mieliscie piekna wycieczke i od razu pomyslalam ze musieliscie przejechac sporo kilometrow, wyzej przeczytalam ze az 3o, macie kondycje, gratuluje.
OdpowiedzUsuńPieknie tak spedzic czas w naturze, bardzo mile wspominam ogromne drzewa lipowe, ktore w upalne lata dawaly taki przyjemny chlod ze nawet jako dzieciak docenialam. Zawsze tez lubilam stare koscioly a kapliczki przydrozne maja specjalny urok.
Dla mojego te 30 km to mała przebieżka jest ;) dla mnie taka w sam raz wycieczka, żeby się nie przemęczyć, a trochę zmęczyć, bo jednak pod tę górkę było co deptać ;)
UsuńTa kapliczka ujęła mnie szczególnie, nie wiem, dlaczego ... ale na zdjęciu wyszła tak sobie, niestety.
Proszę nie zwalać na kukurydzę, bo to góry i wszelkie wzniesienia są tym, co zasłania widok i krajobrazy!
OdpowiedzUsuńA jak odróżniliście, że ten ocean zielonego na pustyni to marchewka - nie mam zielonego pojęcia.
Hehhe .... jest w tym jakaś logika, pokrętna, ale jest ;)
UsuńA zielone odróżniliśmy bez problemu, gdyż albowiem zatrzymaliśmy się przy tym polu i wzrokowo stwierdziliśmy, że to marchew :) Z okien samochodu byłoby to trudne, nie ukrywam, bo jak słusznie zauważyłaś - jest to ocean zielonego :)))
Na pustyni, bo ziemie u nas piaszczyste, a że to przed deszczami było, to wyglądały jak pustynia.
No tak, jak rozumiem. Ale jak stwierdzić wzrokowo, że zielone to marchew, a nie, na przykład seler albo rzodkiewka?!
UsuńMa inne liście :))) Odróżniam bez problemu, bo od dzieciństwa mnie szkolono w przydomowym ogrodzie ;)
UsuńOch! Jakież ja miałam szczęśliwe dzieciństwo!!!
UsuńHaha, bo nikt Cię nie szkolił w zakresie ogrodnictwa?? Powyższe napisałam trochę przewrotnie, bo w sumie sama się nauczyłam, nawet nie wiem kiedy i jak ;) Ogród przy domu był, wtedy uprawiało się wiele warzyw, a potem zużywało się je na obiad ... a poza tym, mam wykształcenie również i rolnicze, więc wstyd byłby nie wiedzieć.
UsuńBogowie, opatrzność, anioł stróż, fatum, zbieg okoliczności / niepotrzebne skreślić / ustrzegli!
UsuńWidocznie powyższe istoty, tudzież żywioły stwierdziły, że Tobie zostanie to oszczędzone, a mi nie ;)
UsuńPokrzywdzona się zresztą nie czuję, Ty też nie, więc wszystko jest w porządku :)
ależ pięknie spędzony dzień, wakacyjnie :) i bez urlopu można! jak się nie da na dłużej to i jednodniowe wypady są atrakcją
OdpowiedzUsuńPewnie, że można, tylko ten czas wtedy jeszcze szybciej leci ... niestety, w tym roku tylko to nas czeka, ewentualnie weekend.
Usuń