Ale jestem zmęczona dzisiaj ... Niby nic nadzwyczajnego, to zmęczenie, ale dzisiejsze jest inne. Po kolei jednakowoż.
Piątki mam tak ułożone, że na popołudnie idę do pracy, do internatu szkolnego. Mogę się więc spokojnie wyspać, ogarnąć więcej w domu i takie tam ...
Dzisiaj było zupełnie inaczej. Zaraz po siódmej rano - telefon. Patrzę - mąż.
Z wiadomością, że na dworcu, na peronie znaleźli po przyjściu do pracy małego kotka. Kotek bardzo lgnący do ludzi i pierwsza myśl - jakaś menda go wywaliła ... Kotek zadbany i rezolutny.
Chłopu mój wraz z drugim kociolubnym współpracownikiem zabezpieczyli kicię, poszukali karton, zorganizowali prowizoryczną kuwetę i dali jeść ...
A ja powrzucałam ogłoszenia do netu, że szukamy kici domu. Do tego wysłałam wici do naszej Bonusowej niani i jeszcze do innej koleżanki z pracy. No i po jakimś niedługim czasie dzwoni niania z informacją, że jedna nasza uczennica jest zainteresowana. A potem druga koleżanka, że ktoś z nauczycielstwa jest zainteresowany. Na to wszystko Chłopu mój z rozmaślonym głosem, że koteczka jest miziasta, cudowna, kochana, łasi się, mruczy i co nie tylko.
Ja na to - dobra. Jeśli Franio zaakceptuje małą, to może zostać u nas, a jeśli nie - co było tak prawie w 100% pewne, to przechowamy ją i znajdziemy dom.
Umówiliśmy się, że mąż przywiezie maludę i spotkamy się u weta, a potem zawieziemy ją do domu i zobaczymy, co dalej.
Chętna koleżanka byłaby fajnym domem, ale ten jej dom jest wychodzący i leży przy ruchliwej drodze ... Do wiosny przetrzymałaby kotkę w domu, ale potem drzwi od tarasu są otwarte, na ogród, co prawda, ale kotu nie wytłumaczysz, że ma iść w pole, a nie na drogę...
Rozmawiałam z nią najpierw ... a po południu zadzwoniła do mnie ta uczennica. Że jest zainteresowana, że mieszka w bloku i kicia wychodzić nie będzie. Namendziłam jej
o zabezpieczeniach balkonu, okien, dziewczyna rezolutna, no i zawieźliśmy jej kotkę.
Z bólem serca, bo kicia jest cudowna... Cudowna ...
Ale Franiu się zestresował, nasyczał na nią, mała się na niego zjeżyła ... gdybyśmy mieli większe mieszkanie lub dom, to można by ich rozdzielić i próbować zaprzyjaźnić. Z drugiej strony jednakże, u Gosianki takie próby następowały i nic z tego. Po prostu Franio to koci jedynak i już. Tak, jak został u Gosianki prawidłowo zdiagnozowany.
Z racji takiej, że kicia nie mogła na tym dworcu zostać, musieliśmy ją wziąć do siebie, choćby na trochę.
Zawieźliśmy koteczkę do jej nowego domu, głowa mnie od tego wszystkiego rozbolała ...
Mam nadzieję, że będzie jej tam dobrze.
Nie koniec to jednakże tej historii.
Jakby emocji było mało.
Zaczęłam na fejsie edytować tekst mojego ogłoszenia i zauważyłam, że pewna fundacja go udostępniła - na moją prośbę. No to piszę do nich, żeby usunęli post mój, bo kotek znalazł dom.
I pacze na messengera, że ktoś obcy - jakaś kobieta się do mnie dobija.
No dobra, sprawdzam tę panią, a ona mi pisze, że to .......ich koteczka. Że oni mieszkają kawałek od torów, mają gospodarstwo i rano zauważyli, że koteczki nie ma....
Cóż robić, odpisuję, że skontaktuję się z nowym Personelem kici i jutro ją przywieziemy
z powrotem. Porywaczami nie jesteśmy przecież.
z powrotem. Porywaczami nie jesteśmy przecież.
Pani mi na to się pyta, czy koteczka będzie na dworze, czy w domu. No to podałam jej mój nr telefonu z prośbą, by zadzwoniła.
Porozmawiałyśmy, pani zgodziła się, żeby koteczka została tam, gdzie już jest, bo i tak poszłaby do adopcji ...
Ufff ....
Okazało się, że mają kocicę, która urodziła 7 kociąt, z tego 5 już wydali, a dwa zostały. Widocznie mała wędrowniczka postanowiła wziąć sprawy w swoje łapki i samodzielnie poszukać odpowiedniego domu.
Przelazła skubana, ładny kawałek przez tory i tam została znaleziona przez mojego Chłopa i jego kolegę...
Że jej żaden pociąg nie walnął, pies nie zjadł, to cud ...
A kocica jej szukała, tylko, że mała była już zabezpieczona w kartonie.
Kto by pomyślał ....
Dlatego była zadbana i miziasta, bo miała dobry dom.
Przy okazji rozmowy z tą panią, wypłynęła sprawa kastracji kotki - matki ... Podałam jej namiary na nasze panie wetki i mam nadzieję, że do tej kastracji dojdzie, bo zadbana kotka jest bardzo płodna. Mimo hormonalnych zastrzyków ...
Wszystko to mnie wykończyło... Smsy z nowego domu są optymistyczne ...
Chcę wierzyć, że Mała będzie żyła tam długo i szczęśliwie, a uczennica ta jeszcze parę lat do naszej szkoły pochodzi ( jest w klasie I) i będzie okazja obserwować to "długo i szczęśliwie".
Mało we mnie wiary i optymizmu w cokolwiek, tak ostatnio, ale nie mam wyjścia.
Koteczka nie mogła u nas zostać ... widocznie tak miało być, że poszła sobie z gospodarstwa
w świat ...
Do większego miasta i do domu, a nie na dwór, czy gdzieś do stodoły.
Rezolutna i nie bojąca się niczego ...
Ale historia.Dobrze, że kicia dom znalazła i to tak szybko. Franio nie wie co traci będąc tak wrogo nastawionym do towarzystwa. Szkoda, że nie wrzuciłaś zdjęcia kotki.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jutro wypoczniesz.
Tak średnio wypoczęłam, bo pojechaliśmy na bieg, a potem jeszcze do świątyni pieniądza, czyli do Decathlonu, musieliśmy przejechać pół Poznania, a potem przedzierać się przez tłum ludzi, którzy jak mrówki oblegali sklep Ikea - chyba za darmo tam coś dawali ...
UsuńFranio tak został wychowany i już mu się chyba nie przetłumaczy ... a mogliby ganiać z małą po całym domu, miałby się z kim bawić ... kociambry jedne.
U mnie Ejmisia po miesiącu fukania stwierdziła ze ona jednak będzie się z nimi bawić. Nosz charakterna diablica szczoch jak Panterki Bulka. Ehhh
UsuńCo za osiurańce jedne ...babsztyle...
UsuńWiesz, gdyby Franio był u nas już dłużej, to wtedy można próbować. Ale on jest po przejściach i raptem trzy tygodnie, to takich eksperymentów robić nie będziemy.
Niby jest zadomowiony, ale wiadomo - za krotki czas. I do tego wrażliwy przewód pokarmowy, a to wszystko się razem łączy.
Zmęczenie uzasadnione, bo dzień miałaś bardzo intensywny, ale historia Ci się przydarzyła niesamowita!
OdpowiedzUsuńZobacz, koteczka znalazła dom, pod edukowałaś panią i jej matka pewnie zostanie pozbawiona możliwości mnożenia dalszych kociąt...
Do jutra wypoczniesz i mam nadzieję spojrzysz na dzisiejszy dzień pozytywnie :)
Tak, zwłaszcza jej zakończenie ... ta pani, z którą rozmawiałam jest zwierzolubna, przejrzałam jej publiczne posty na fejsie ;)skoro podałam jej namiary na naszą panią wet, to może ją to zdopinguje do działania.
UsuńPomyślałam, że NIE zostaliście DT, gdyż ponieważ zostaliście domem stałym. I prawie tak się stało:)))
OdpowiedzUsuńTruję gdzie i komu mogę o kotach - jak je zabezpieczyć, że kastrować itd. Groch o ścianę, bo kot sobie poradzi, bo lubimy małe kotki, bo kotka musi raz urodzić... Do szału mnie to doprowadza i pianę toczę z pyska. Jeśli to Twoja uczennica to jest ogromna szansa, że ja wyedukujesz. Nie odpuszczaj.
Prawie i naprawdę z wielkim żalem oddaliśmy maleńką ...
UsuńA tej dziewczynie napisałam, jak prawdziwa belferka ;) kartkę z takimi jakby zaleceniami :) mam nadzieję, że je przeczyta i zastosuje ... Na pewno dorwę ją w szkole i będę zagadywać o tym i o owym ;)
Piekna historia z koteczka, bo szczesliwy koniec, ale dla Ciebie dzien pelen emocji, stad zmeczenie.
OdpowiedzUsuńTak milo sie czyta o dobrych ludziach dla zwierzat jak Twoj maz i jego kolega, ze zajeli sie koteczka, nie zostawili jej, prosze przekaz ode mnie ze jestem wdzieczna i dumna, od razu mam lepszy dzien (u mnie wczesny ranek).
♥♥♥ bo jak tu zostawić takie małe i miauczące, oraz garnące się do ludzi?
UsuńFajnie, że ta historia sprawiła, że masz dobry humor, Mari :)
Od czytania można zawirowań dostać a co dopiero przeżywając problem na żywo.Dobrze,że dobrze się zakończyło.Ja,po problemach z Pandą,też każdą osobę z sunią namawiam na sterylkę,obalając wszelkie mity czy inne zjawiska,którymi ja się podpierałam.Miłego dnia dla Was i miziaki dla Franusia,mając nadzieję iż zdrówko tego ostatniego się unormowało:)
OdpowiedzUsuńDobrze, kiedy człowiek wyciąga wnioski i zmienia swoje poglądy na różne tematy. Przyznać się do błędu to żaden wstyd. Problemem jest trwanie i zasklepianie się w jakichś archaizmach.
UsuńDziękujemy za miziaki, zdrówko - ja to się aż boję pisać, że jest ok. Je wyłącznie gastro, chociaż zjadłby też chętnie coś innego, ale nic z tego.
No to miałaś atrakcji dość jak na kilka dni, cóż dopiero na jeden. Nie zazdroszczę takich emocji...najważniejsze, ze kotek bezpieczny i zadomowiony.
OdpowiedzUsuńEhhh ... mam nadzieję, że kicia będzie żyła w tym nowym domu długo i szczęśliwie ... bo ja, niestety, mam tendencję do zamartwiania się.
UsuńOj to jak u mnie. Niby jakoś leci a człowieka jakiś smutek przygniata od tego wszystkiego. Zbyt wiele się działo i niby 2 października mina dwa miesiące od pożegnania to ja uplywu tych 2 miesięcy nie widzę nigdzie poza 2miesiecznymi maluchami co u mnie lataja jak rakiety
OdpowiedzUsuńTak w samo sedno trafiłaś, Kocurku ...u nas minął miesiąc ...
UsuńPo prostu żałobę trzeba przeżyć, chociaż wielu tego nie rozumie.
Musimy to przeżyć po prostu i nie ma innej siły ani rafy na to ❤️
UsuńTak. Życia to naszym kotkom nie przywróci, a inne czekają na uwagę i miłość.
UsuńO właśnie! 💓
UsuńKuźwa, dlaczego ja znowu ryczę?
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, czemu ... jakiś paproch do oka Tobie wleciał? ...
UsuńNo to kolejny kitenek uratowany :)
OdpowiedzUsuńTak, mała wędrowniczka, która postanowiła sama swój los odmienić, a nie czekać aż opiekunowie za nią zadecydują.
UsuńLideczko, ależ mieliscie dzien pelen emocji, a Twoj mąż jaki fajny i wspolpracownicy! Wszyscyście spisali się na medal , a mała powsinoga niech będzie kochana w nowym domu!
OdpowiedzUsuńTak, wczoraj padłam przed 22-gą, bo byliśmy na zawodach, a potem jeszcze w jednym, dużym, sklepie, jazdy tramwajami przez cały Poznań ... dzisiaj już spokojniej, tylko do pracy idę na 16 ... internat otworzyć i z otwartymi ramionami przyjąć uczniów powracających z weekendu po nauki ;)
Usuń:)))))))))
UsuńA to ci historia! Mam nadzieję, że nie będzie już nigdzie uciekać. No i swoją drogą będziesz mogła mieć o niej informacje z pierwszej ręki. A swoją drogą moja Puśka po trzech tygodniach poza domem nie wyściubia nosa nawet za drzwi. Chyba nie chce jej się ponownie przeżywać takiego stresu jak wtedy :)
OdpowiedzUsuńTak, od czasu do czasu dorwę tę dziewczynę w szkole, a poza tym mam do niej numer telefonu ...
UsuńPuśka dostała za swoje, więc wnioski wyciągnęła ze swojego niecnego czynu ;)
Piękny, koci kryminał...;o)
OdpowiedzUsuńO tak, ale bardzo żałuję, że mała nie mogła z nami zostać ...
UsuńWzruszajaca historia. Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło, że już wiesz, iz w razie znalezienia następnego kotka będą na niego chętni!:-))
OdpowiedzUsuńJa i tak się zamartwiam, czy dobrze wybrałam, ale tak już mam ...a najlepsze jest to, że koleżanka, która chciała Milę, ma też kota od niedzieli :)) Tylko jeszcze z nią nie rozmawiałam i nie wiem, jak się do niej przybłąkał.
UsuńNiesamowita historia ze szczęśliwym zakończeniem :)
OdpowiedzUsuńLideczko, mam małe zaległości w komentowaniu na Twiom blogu....Wiem że zaadoptowaliście rudego Frania :) Mogę tylko powiedzieć że jesteście
wspaniali :)
Pozdrawiam serdecznie
Tyle, że zamartwianie się to moja specjalność ...
UsuńTak, Franio jest z nami trzy tygodnie, chyba czuje się u nas dobrze, ale do pełnego zaufania potrzeba czasu. Tak samo było z Bonusem ...
Pozdrawiam Ciebie też, Elu ♥♥♥