wtorek, 31 grudnia 2013

Post mało oryginalny ;)

Za oknem przymroziło, świeci ładne słońce, a wybuchy uspokajają, że to tylko Sylwester 
i Nowy Rok za moment.
Swoją drogą, strzelają u nas już od "przedświąt", jak nigdy w żadnym roku. Niby taka bieda wszędzie, ludzie kasy nie mają na zbytki, a tu - proszę ..... z kalichlorku na pewno nie walą, tylko dokonują zakupu w licznych punktach sprzedaży tego hałaśliwego badziewia. 
No nic na to nie poradzę sama. Mogę jedynie nie kupować, nie strzelać, pogadać sobie na ten temat i tyle, co zamierzam zrobić.

W tym roku idziemy z chłopem na organizowaną imprezę do restauracji :) Kilka lat nie byliśmy, policzyłam, że w 2009 ostatnio, a potem wyleciały z worka choroby i trzeba było zagonić je z powrotem tam, gdzie ich miejsce, czyli w niebyt. 
Chłop zadowolony zbytnio nie jest, jak to chłop - pomarudzić sobie musi ;), wolałby posiedzieć w domu, ale z drugiej strony ja wolę hałas imprezy gdzieś tam, niż u siebie 
w domu, kiedy sąsiedzi za ścianą się sylwestrowo relaksują. Poparła mnie bratowa 
i wyciągnęłyśmy więc z domu tych naszych opierających się. 
Tzn. wyciągniemy wieczorem ;)

Wielkiego podsumowania robić nie będę. Jak u wszystkich - były chwile radości, a były 
i smutku i załamania. Tych ostatnich było, niestety zbyt wiele.
Nie żałuję zatem tego roku, że odchodzi. Ani tamtych poprzednich. Niech się pakują, zabierają ze sobą swoje zabawki i żegnamy się. Co przyniesie ten nowy - czas pokaże.

Życzę sobie i Wam, żeby były to same dobre rzeczy, sprawy 
i wydarzenia. Albo przynajmniej 90% - bądźmy w końcu realistami ;)
Bawcie się/ bawmy się dobrze dzisiaj i zdrowo, oraz dziarsko rozpocznijcie/rozpocznijmy ten nowy rok :))

A jako ilustrację tego postu wklejam - choinkę: wysoką i strzelistą :) Nie chcę żadnych fajerwerków ani zegarów, tudzież kieliszków z szampanem ;)


niedziela, 29 grudnia 2013

Na grzyby

Na dobranoc, zdjęcia z dzisiejszej wyprawy kijkowej do lasu:



Na szczęście są to tylko jakieś "psiary" i grzybiarze nie są nimi zainteresowani. Rosną więc sobie przy drodze, a w lesie kręcą się podobni nam - świrusy z kijkami, biegacze lub szybcy rowerzyści, a nie nawiedzeni zbieracze, smrodzący swoimi pojazdami.
Śliczne, prawda? 
W przyszłym tygodniu mamy start "z biegiem natury". Głównie jest to bieg, ale dla kijkowców przygotowano miejsca na tyle stawki. Mąż startuje w biegu, prawie codziennie robi sobie rundkę, żeby przebiec i przeżyć w jednym kawałku te 5 km. Nawet u lekarki rodzinnej był, żeby go osłuchała, obejrzała, zleciła ekg, przyznał się ,że chce znów biegać, pani doktor zauważyła, że schudł trochę :)), dokonał zakupu różnych gadżetów motywujących, głównie w sklepie u niemoty ( o dziwo, nigdy w tygodniu na niego nie trafił) i jest dobrze :)
Ja natomiast, biegać nie lubię, nigdy nie lubiłam, pójdę zatem z kijkami, czas wyznaczony przez organizatora na pokonanie tych 5 km powinien mi wystarczyć. Szykuje się naprawdę spora imprezka :)
A wczoraj poszliśmy na "Hobbita". Bo nasze kino jest już nowoczesne i cyfrowe, filmy wyświetlane są w dniu premiery, albo dzień po, czasem dzień przed. Mąż jest fanem Tolkiena, ja ograniczyłam się wyłącznie przygód dzielnego Bilbo, bo trylogia mnie z lekka przeraziła.
Tym razem nie zrobiliśmy poprzedniego błędu, czyli wybraliśmy normalną wersję filmu, 
a nie żadne tam 3D. Przy pierwszej części miałam w pewnym momencie mdłości, bo za dużo, za ostro, za gwałtownie i to wszystko na wyciągnięcie ręki.
Druga część też jest efekciarska i lepiej oglądało się mi ją na płaskim ekranie. Nawet się mi podobało. Odwieczna walka dobra ze złem, różne istoty zamieszkujące Ziemię, ładne widoki, chociaż w tej części było ich niewiele, pewne zjawiska są doprawdy uniwersalne.

Spokojnych snów :))
( Wczoraj, o dziwo, nie miałam żadnych koszmarów związanych z obejrzanymi obrazami.)

piątek, 27 grudnia 2013

95 lat minęło i żadnej flagi ...

Ulało się mi dzisiaj na smutno, więc kto nie chce, to niech nie czyta tego tekstu.

Ciekawa jestem, ile osób z różnych części Polski odpowiedziałoby poprawnie na pytanie o dzisiejszą rocznicę? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, obawiam się jednak, że chyba byłby mały problem z odpowiedzią.
Szkoda.
Powstanie Wielkopolskie i jego zwycięstwo z trudem przebija się do świadomości ogólnopolskiej. Telewizji nie oglądam, bo mnie mierzi ostatnio, szczególnie programy informacyjne, ale w Internecie tylko na Interii znalazłam informację o dzisiejszym święcie. Na innych zastanawiano się np. czy księżna Kate znów jest w ciąży, doprawdy nius dnia. Albo informowano z całą powagą, że żyjemy w najbrzydszym kraju Europy, taaa, jasne, jeśli ten cały kraj, to Warszawa ( wywiad z jakimiś czołowymi architektami ze stolicy).
A może się mylę? W końcu nie siedzę cały dzień przed kompem, czy telewizorem.
Oj, bo przed chwilą "dokopałam się" na onecie - wiadomości lokalne, w których było 
o Powstaniu i Powstańcach. 
Nie uważam się za patriotkę, od dwóch lat gdzieś, zaliczam swoisty "Untergang" w naszym kraju, jestem generalnie przeciw, a czasem nawet za, nie uczestniczyłam w tegorocznych oficjalnych i mniej oficjalnych obchodach święta, bo nie miałam ochoty patrzeć na "zmierzgłe" gęby naszych oficjeli, ale wywiesiłam flagę, robię to zresztą od kilku lat, odkąd ją zakupiłam. Ta flaga jest jedyną na naszym blokowym osiedlu!
Nie chwalę się tym, tylko stwierdzam smutny fakt. Ta flaga to pamięć o bohaterach sprzed lat, którym marzyła się wolna Polska z Wielkopolską, a nie okrojona, bo tak sobie gdzieś tam postanowiono.
Sporo ich ruszyło z mojego miasta i okolic. Jedni szli, bo byli patriotami, inni, bo chcieli przeżyć przygodę życia, albo z chęci zysku, albo nie mieli nic lepszego do roboty, ale równo ginęli, byli ranni, czy widzieli okropności walk. W tej chwili to nieistotne. Istotne jest to, że zwyciężyli, a my o tym nie pamiętamy, bo przecież w telewizji nie mówili.
Szkoda, że Powstanie Wielkopolskie nie ma tak dobrego "pijaru" jak Warszawskie. Szkoda, że wmawia się nam, jacy z nas nieudacznicy, lenie, że nie potrafimy żyć 
w wolnym kraju, że potrzebny nam jest okupant, żeby zaprowadzić tu porządek.
Szkoda, ze to wszystko się urzeczywistnia na zasadzie "jesteś tym, o czym myślisz", albo prościej "mówisz - masz".

Najważniejsze, że Biedronka czynna jest po dwóch dniach świątecznych!! Zaraz będzie Sylwester, a już sprzedawane są petardy, z których można sobie postrzelać.
Oraz cała masa wyprzedaży, mniej lub bardziej prawdziwych, na których można wydać resztę kasy, jaka została nam po świętach.

P.S. Ponarzekałam, pomarudziłam, a tu okazuje się, że stolica stanęła na wysokości zadania. U Mnemo fajna i obszerna relacja z obchodów Powstania Wielkopolskiego : http://de-kupa-ge.blogspot.com/2013/12/a-jednak-pamietaja.html Trochę szkoda, że media nie poświęciły temu choćby 1/3 czasu, jaki został przyznany obchodom i zadymom Święta Niepodległości. Może dlatego, że zadym nie było, tylko same "nudne" parady, msza, konie, ułani .... Nie można mieć od razu wszystkiego ;)

środa, 25 grudnia 2013

Co za rzeką rzekły żubry żwawe

Autorką tytułowego zdania jest Hana, która w komentarzu na swoim blogu, zasugerowała mi, abym zaobserwowała powyższe. Rzecz miała miejsce dzień przed Wigilią bodajże, nie wcześniej na pewno.
Cóż, łatwo się mówi, wiśta wio, że zacytuję klasyka ;)
Żwawe żubry albowiem, to nader chimeryczne stworzenia, parcia na szkło nie mają, przed kamerami nie paradują za często, nie wspomnę już o tym, że w naszej okolicy nie ma ich w ogóle, pod balkon mi nie podejdą ;)
Miałam, jednakże i o dziwo, trochę szczęścia i w wigilijne popołudnie, gdy praktycznie byłam już prawie gotowa do świętowania, włączywszy sobie Internet. Zwyczajowo 
i odruchowo kliknęłam na "żubry online", jakąś chwilę pograsowałam tu i ówdzie, wracam do żubrów i są! Kurczę, aż mię zatchnęło ze zdziwienia i radości ;)
Szybciutko uwieczniłam je, a potem usiłowałam odczytać z ruchu ich warg i mowy ciał, co chciały nam zakomunikować. Hmm, sama nie wiem ....

Pracowicie zaczęły wyjadać napis "Wesołych Świąt":



Tutaj miałam nadzieję, że ten bardziej z tyłu się wypowie, ale usłyszałam tylko "I czego się znowu gapisz?"


Mowa ciała jest doprawdy wyrazista ;)

W sumie żerowały dość długo, wkrótce zrobiło się ciemno, kamera włączyła sobie podczerwień, a ja musiałam powoli wychodzić już z domu, w celu udania się na Wigilię do mojego domu rodzinnego.
Tam są trzy koty, ale też sobie z nimi nie pogadałam. Do nas zeszła tylko kotka, najbardziej zainteresowały ją jednak prezenty leżące pod choinką i w ogóle schowała się pod nią. Chciałam przekupić ją kawałkiem rybki bez ości, zjadła ze smakiem, a jakże i na tym się skończyło ;)
Udaliśmy się z mężem do jego domu rodzinnego, tam też mieszka zwierzątko - sunia "yorkowa", która bardzo nas lubi i odnieśliśmy połowiczny sukces :)) Sunia się do nas uśmiechnęła, bo psy przecież to potrafią. To było naprawdę niesamowite :))

Dzisiaj poszliśmy sobie na cmentarz i wykręciliśmy sobie do lasku. Mąż, jako młody chłopak biegał po nim w ramach treningów lekkoatletycznych, a ja w dzieciństwie chodziłam tam na rodzinne spacery.
Powoli robiło się ciemno, ale zrobiłam kilka zdjęć:





Czyli zamiast białych świąt, mamy przebijającą gdzieniegdzie zieleń traw, porostów 
i mchów. Wcale mnie to nie martwi, nic, a nic, że tak się monotematycznie wyrażę.
A studnię pamiętam z dzieciństwa ( jest ich kilka, zresztą) i szum wody w środku. Dzisiaj już nic nie szumi.

Udanych, kolejnych świątecznych chwil wszystkim życzę :)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Niczym w stajence ;)

Przeczytałam tyle pięknie napisanych życzeń, że nawet nie będę się siliła na oryginalność, bo i tak nikogo nie przebiję ;)
Kilka dni temu jednakże, udało się mi zrobić ciekawy zrzut ekranu z wiadomej strony, służącej do podglądania, którym to zrzutem się z Wami podzielę :)
Czyż nie wygląda to trochę tak, jak ukazują wszelkie obrazy i wyobrażenia betlejemskiej stajenki?


Brakuje, co prawda głównych bohaterów, ale nie można mieć od razu wszystkiego ;)

A tu żubrów pięć :)) Siedzę i patrzę jak dzieciak, z rozdziawioną paszczą ;) Dobrze, że muchy już nie latają ;)


Od kilku dni, natomiast, obserwuję karmnik, na który trafiłam dzięki zainteresowaniom autora tego bloga. A strona to: http://karmnik.tv/
Udało się mi zaobserwować stadko sikorek, szybszych od światła ;) Cudne są:


Chcecie zobaczyć choinkę na rynku mojego miasta?
Kto nie chce, niech nie patrzy ;)


Ma swój urok, nie powiem.

Życzę Wam spokojnych i radosnych świąt :) 

(mimo problemów, smutków, których wiele z Was ma w nadmiarze)


czwartek, 19 grudnia 2013

Żubr "o jasności"

Wytargałam dzisiaj maszynę na stół, ale niestety poległam :( Zła jestem na siebie.

Włączyłam komputer i linki z podglądactwem. Rano mało się dzieje, ale dzisiaj, o dziwo, trafiłam na moment, kiedy do paśnika przyszedł Król :) Trwało to chwilę, ale zdążyłam go chwycić w kadr i dzielę się nim z Wami:


Zastanawiałam się, dlaczego tak zastygł na sekund kilka, a po przyjrzeniu się już wiedziałam - zaznaczył teren :)
Zastanawiałam się również, skąd się wzięły te kręgi:


A to po prostu przyjechał leśniczy i rozsypał paszę zwierzętom. Też zdążyłam go zauważyć, nadjechał zaraz po tym, jak żubr sobie poszedł, był sekund kilkadziesiąt i już.

Wczoraj natomiast, obserwowałam dziki w Strzelinie. Wieczorem kilka z nich żerowało sobie w błocku. 
Ten "słodziak" podobał mi się najbardziej ;)


Wolę oczywiście, oglądać go z bezpiecznej odległości.

Miłego popołudnia Wam życzę :)

P.S. Stadko sarenek się pojawiło :)


wtorek, 17 grudnia 2013

Śliwki od Hany

Kilka dni temu, Hana i Mika, prowadzące "kurnikowego" bloga, ogłosiły konkurs, który rozpalił wyobraźnię i emocje wielu osób ;) Pytanie było pozornie proste, z gatunku podchwytliwych jednakże: "Co znajduje się na pokazanym zdjęciu?"
Koncepcji było wiele, nagrodą piękne pastele Hany, zdjęcie intrygujące, zabawa rozhulała się w najlepsze, dając autorkom sporo zabawy i radochy, a uczestnikom możliwości wykazania się :)) Pomysły perliły się niczym szampan w kieliszku, odpowiedzi Hany dodawały smaku, emocje sięgały zenitu .....
zresztą, kto nie czytał, to niech zajrzy pod podany wyżej link ;)
Szczerze powiedziawszy, nie miałam ochoty na zgadywankę, mając wrażenie, że nic mądrego nie wymyślę ( ma się tę wiarę w siebie, oj ma :P), ale dałam się uwieść 
i wciągnąć do zabawy.
Prawidłowej odpowiedzi, co prawda nie napisałam, aczkolwiek chodziła mi ( co za eufemizm;)) gdzieś z tyłu głowy, ale wysypałam w komentarzu moje koncepcyjne perełki, które spodobały się Hanie na tyle, że uwzględniła mnie w losowaniu i które to losowanie okazało się dla mnie szczęśliwe :))

Wczoraj już, doleciała do mnie przesyłka ze śliweczkami. Oto one:


Jeszcze nie mają swojego stałego miejsca, bo u nas, jak już kiedyś pisałam, zawieszenie najmniejszego obrazka na ścianie wymaga użycia ciężkiego sprzętu budowlanego, więc działania tego typu muszą być przemyślane i rozważne ;)

Hano, dziękuję Ci za obrazek :) Hano i Miko - dziękuję raz jeszcze za zabawę na Waszym blogu :)

Miłego dnia wszystkim :) Pełnia Księżyca się zbliża, więc uwaga na emocje ...

niedziela, 15 grudnia 2013

Dwa światy

Weekend okazał się nader i niespodziewanie intensywny. Spędziłam go w dość skrajnych miejscach, w dwóch różnych światach i rzeczywistościach, jakby.
W sobotę pojechałam do Poznania, wedle tego, co napisałam w poprzednim poście. Niewiele brakowało, natomiast, a nie jechałabym wcale. Z bardzo prozaicznej przyczyny.
Obudziłam się bowiem po piątej rano z uciskiem na żołądku i mało przyjemnymi doznaniami, co jest przy tym logiczne :/ Po kilkunastu minutach musiałam wstać, podjąć decyzję co do pozycji  usadowienia się w łazience, w której spędziłam kilkanaście chwil :P Nie będę epatować Was szczegółami ;) w efekcie poczułam się na tyle dobrze, że podjęłam wysiłek wyjazdu.
Cóż, początek był dobry, ponieważ dotarłyśmy tam z bratową rano. Tłumów tam zatem nie było, gęsto zaczęło robić się koło południa. Koło południa również, zaczęłam tracić siły, poranne "ablucje" nie przeszły bez echa. Szczęściem w nieszczęściu, w rzeczonym miejscu jest sporo "wysepek", gdzie można przysiąść i odpocząć. 
Wkurzały mnie, niestety, ostre światła, głośna muza w niektórych sklepach, 
a w opisywanym już kiedyś sklepie sportowym miałam nieprzyjemność natknąć się na tego anglojęzycznego pracownika, nad którym pastwiłam się już na blogu i uczynię to teraz po raz kolejny. Kto nie chce, to niech nie czyta ;)
Dobrze, że weszłyśmy tam na samym początku, kiedy byłam pełna sił i entuzjazmu ;)
Mam ci ja szczęście do tego gościa :( Sklep ów jest dwupoziomowy, albowiem. Poprzednim razem niemota była na dole. Wczoraj weszłyśmy od razu na górny poziom, bo tam znajdował się interesujący nas asortyment i co widzą moje zmęczone od rana oczy i słyszą skołowane uszy? Brawo! Niemotę, jak nawala z innymi pracownikami, w międzynarodowym narzeczu. Młody i dynamiczny zespół, złączony wspólną pracą na rzecz swego pracodawcy, szczęśliwy, jakby im kto do kieszeni narobił nasypał złota, aż przyjemnie było popatrzeć :P Chłopaczki radosne z powodu, że znają perfekt brytyjskie narzecze i mogą sobie je w Polsce utrwalać z, że tak powiem nejtwspikerem, za darmo 
i jeszcze im za to płacą, jakkolwiek by to niedorzecznie i nielogicznie nie zabrzmiało!
Dobrze, że nawinęła się dziewczyna, mówiąca po polsku, bo potrzebowałyśmy niewielkiej pomocy w dokonaniu zakupu. Ufff, co za ulga!
Gdyby nie osoby stojące za mną do kasy, to spytałabym się jej o niemotę. Może kiedyś będę miała ku temu okazję, ale chyba nieprędko.

Pod koniec zwiedzania galeryjnego przybytku, usiadłam sobie na jednej z tych dziwnych plastikowych wysp, bratowa weszła do jakiejś ciuchlandii i mogłam poobserwować sobie to mrowie ludzi, które przewijało się w różne strony. Żadnych ekscesów nie zanotowałam. Zauważyłam tylko jedną kłócącą się rodzinkę, na którą składali się rodzice i nastoletnia córka. Ojciec miał jakiś problem, wymachiwał rękoma i coś klarował swej towarzyszce najprawdopodobniej życiowej. Ale po krótkiej chwili udali się razem w określonym kierunku.
Naprawdę z dużą ulgą wsiadłam do pociągu i wróciłam do domu.
A wieczorem szybko położyłam się do łóżka, stawy biodrowe mnie bolały, pomogła trochę gorąca kąpiel, żołądek pobolewał, ale ciepła herbata zaradziła i jeszcze przed północą czułam się już całkiem znośnie.
Nie mam pojęcia, kto sprzedał mi wirusy niestrawności, podejrzewam, że ktoś z rodziny trochę dalszej, gdyż brat mój rodzony zległ wczoraj z tymi samymi objawami. Jego trzymało mocniej i do dzisiaj, a uczestniczyliśmy dwa dni temu w pogrzebie i pogrzebinach naszej ciotki. Jedzenie nie było powodem, bo chwyciłoby też naszych rodziców i całą resztę, nie wczoraj dopiero, tylko już w piątek.
Tak to już z tą rodzinką jest ;)

Dzisiaj czułam się na siłach, by pojechać z chłopem do naszego lasu, na kijki rekreacyjne, czyli mogłam zrobić więcej zdjęć :)) I wolniej szliśmy.
W tym miejscu czuję się bardziej "u siebie". Chociaż i tu spotykamy czasem dziwnych ludzi. Dzisiaj np. dwóch panów w typie "gumisia", którzy w towarzystwie konia zaprzęgniętego do wozu, zbierali gałęzie, obficie przez Ksawerego porozrzucane po lesie tydzień temu.
Koń nie zbierał tych gałęzi, rzecz jasna ;) , tylko ciągnął wóz, na którym owe leżały.
Gumisie popatrzyły się dziwnie na nas - dziwaków z kijkami, my na nich, może mniej dziwnie, bardziej z pobłażliwością dla ich zdziwienia i poszliśmy swoją drogą, uważając, żeby nie zażyć błotnej kąpieli na środku ścieżki.
I kilka zdjęć z naszej wędrówki. Mam nadzieję, że z przyjemnością je obejrzycie.
Na początek - zdjęcie zrobione w tym samym mniej więcej miejscu, w którym zrobiłam inne kilka tygodni temu. Spójrzcie na górę bloga i porównajcie ;)


Kilka późnojesiennych ujęć. Taki las też mi się podoba, mimo pewnej kolorystycznej monotonii :





Dzisiaj weszłam na teren tych opuszczonych budynków, o których też kiedyś pisałam 
i zrobiłam kilka fotek. Do środka nie właziłam, mąż odmówił pójścia ze mną. Szczerze mówiąc, ciarki mi trochę po plecach przeszły w tym miejscu, nie z gorączki bynajmniej. Dość niesamowicie tam jest, sama nie wiem, dlaczego.






Jesienna sceneria znakomicie komponuje się z tym miejscem.
Ogólnie, bez grzybiarzy - oszołomów fajnie tam jest. 

Po południu zaliczyliśmy jeszcze rodzinną wizytę u mężowskiej ciotki. Mieszka kilkanaście kilometrów od nas, dojazd był szybki i sprawny. Wizyta też ;)
Intensywnie było, nie ma co.
Spokojnego wieczoru życzę :)

piątek, 13 grudnia 2013

Podglądanie jest fajne, część druga

i ostatnia. Chyba, że coś bardzo ciekawego i niespotykanego uda się mi "ustrzelić".
Dzisiaj rozbawił mnie żubr leżący na sianku i dziczek chodzący wokół niego, szukający czegoś do zjedzenia:


Po pewnym czasie pojawiły się świnki trzy:


żubr trwał nadal i nieporuszenie na swoim posterunku ;)

Skoro tak się sprawy miały, to przytuptało całe stadko i zaczęło robić swoje ;) niczym w reklamie, która przekonuje nas, że miło jest przy żubrze, czy coś tam, nie pamiętam już ;)


Niesamowite są, ale przed Królem Puszczy mają respekt, bo gdy ten się rusza, to dziki rozpierzchają się na boki. Wiadomo, kto tu rządzi ;)
Widzę, że coraz więcej ludzi obserwuje życie Puszczy, dzisiaj było ponad 900, a w zeszłym tygodniu około 200 osób. 
Do południa zaobserwowałam tylko ptaki. Duże stado wróbli, dzisiaj jakieś glapy ( wrony, kruki, gawrony, czy coś w tym stylu) i sójki :) Nie wybrały się, widocznie za morze.

Dzisiaj święto Łucji. Według przysłowia - "Święta Łuca, dnia przyrzuca". Patrząc na godziny wschodów i zachodów słońca, nie do końca się to zgadza, ale może kiedyś było inaczej.
U nas, na ten przykład, słońce wzeszło o 7.51, a zaszło o 15.36. Dopiero po Nowym Roku zaczyna tego dnia przybywać.
Doczytałam się też, że dzisiaj powinno rozpocząć się bezwzględnie przygotowanie do świąt. Osobiście mam początek zrobiony. Dostaliśmy dzisiaj piękną kartkę z życzeniami od kuzynki, to postawiłam ją na stole :)) Zawsze to jakiś świąteczny akcent w domu ;)
A jutro moja bratowa wyciąga mnie do stolicy województwa naszego na zakupy ..... nooo, nie powiem ,żebym była bardzo szczęśliwa z tego powodu, ale może dam radę. Od rana jedziemy, może nie będzie tak źle ( o święta naiwności - wiem .....). 
Pomyślcie jutro o mnie ciepło, kiedy same będziecie czyniły przygotowania, albo ich nie będziecie czynić ;) Ja o Was pomyślę :)
Leń mnie, niestety nie opuścił, poza tym wczoraj miałam ciężki dzień, który wyssał ze mnie wiele sił i energii, regeneracja zajmie mi trochę czasu. Nie będę o nim teraz wspominać, bo nie wypada pisać o tym  na końcu posta o żubrach i pierdołach, czy wrzucać wszystko do jednego wora.

Na temat rocznicy stanu wojennego też się wypowiadać nie będę, bo po pierwsze byłam wtedy dzieciakiem jeszcze i nikt mnie nie ścigał, nie zatrzymywał, nie legitymował, po drugie mało pamiętam, bo u nas nic spektakularnego nie działo się, a po trzecie nie chce mi się tego na blogu roztrząsać kto, co i jak.

Trzymajcie się ciepło, miałam donos, że gdzieś, ponoć w Wielkopolsce ;) słońce świeciło, a u nas ino mgły i przenikliwy ziąb. 

Spokojnych snów życzę, weźmy przykład z żubra :) Ma w sobie dużo spokoju i luzu :)

sobota, 7 grudnia 2013

Podglądanie jest fajne :)

Niedawno trafiłam na stronę Lasów Państwowych, a tam umożliwiają nam, ludziom podglądanie innych :), czyli mieszkańców Puszczy Białowieskiej. Znacie ją może? Jeśli nie, to szczerze polecam http://www.lasy.gov.pl/zubr .

Zrobiłam kilka screenów i oto, co "upolowałam" dzisiaj:

Najpierw stado dzików. Odganiały się od paśnika, goniły jedne drugich, ale chyba wszystkie się najadły.



Zajęłam się czytaniem innych blogów, wpisywaniem błyskotliwych ;) komentarzy, czas sobie płynął, dziki sobie poszły, polana zrobiła się pusta .... klikam ponownie na stronę lasów, a tam ..... ON


Król Puszczy :)) Byłam tak szczęśliwa, że mogłam GO zobaczyć, jakbym piątkę w lotto wygrała ;) :))
Żubr wszamał sianko, a po chwili dostojnie się oddalił. 

Uchwyciłam jeszcze na zbliżeniu kolejnego żubra lub żubrzycę :


Zwierzę leży tam cały czas. Nie wiem, czy leży, bo chce leżeć, czy chore jest. Zobaczymy jutro.

Miłego podglądania :) I wieczoru :)

Ledwo z oczu polanę spuściłam, a tu się na niej zaroiło od stada dzików i dwóch żubrów. Dzikie goniły się jak szalone, potem zniknęły, a żubry ze spokojem pożywiają się :) Teraz to już chyba szóstkę trafiłam ;)



piątek, 6 grudnia 2013

Niegrzeczna chyba byłam :((

Jak w tytule :(, bo facet zwany Mikołajem do mnie nie przyszedł i nic mi w butach nie zostawił :(( Może dlatego, że ich nie wyczyściłam? Nie ustawiłam wyraźnie w przedpokoju z przeznaczeniem na jakieś drobiazgi? No, może, może ...
Może Gwiazdor lepiej się sprawi. Bo u nas to on przynosi w Wigilię prezenty, a nie jakiś tam czerwony od coca-coli przebieraniec ;)

Mniejsza o Mikołaja, bo drugi facet nie zawiódł - Ksawery :)) Dał się poznać już wczoraj wieczorem. Zaczął swe trele późnym wieczorem, gwizdał ,świstał, zaprosił na swój koncert pannę Grzmotniętą, która zawitała do nas na krótko, acz zaznaczyła swą obecność mocnym uderzeniem w podmiejski wiatrak, urywając jego śmigła i paląc jego mechanizm. Ksawuś nie ustawał w wysiłkach, ale u nas nie było sprzyjających warunków na jego harce, ot kilka drzew, gałęzi, nowych dachówek na kościele, przyniósł trochę śniegu .... Dzisiaj wieczorem wydawało się, że gość wyciszy się i pójdzie swoją drogą, ale nic z tego.
W tej chwili jeszcze zawiewa i kurna ..............wali śnieżna zadymka!!!!! Ojaciepiernicze, dawno czegoś takiego nie widziałam :((( Już widzę naszego gospodarza, z jaką radością chwyta za łopatę i odśnieża chodniki ...
Miałam dzisiaj wyjazdowe popołudnie, maluszkiem naszym ,załadowałam jeszcze dwie koleżanki - chudziny, co prawda, ale zawsze, bagażnik na pusto też nie jechał, jak zawsze zresztą i jakoś poszło.
Śniegu nie było, bo stopniał, wiało bardzo mocno, ale nie udało się Ksawusiowi zepchnąć nas do rowu, czy na pobliskie pola, szczęśliwie więc wróciłyśmy do domów. Po niecałej godzinie zaczęło się i tak do tej pory, przyroda nie ustaje w wysiłkach, żeby przekonać nas, że ona tu rządzi.
Zrobiło się za to bardzo jasno na dworze :P

A co mówią przysłowia?

Gdyby kiedy w grudniu grzmiało, wiatrów byłoby niemało. 
Na Mikołaja porzuć wóz, a zaprzęż sanie. 
Na Mikołaja wody, na Gody lody.
Kiedy w grudniu przyjdzie zima - mróz na długo wiosnę wstrzyma. 
Pierwszego grudnia gdy pogoda służy, to wczesną wiosnę i pogodę wróży. 
W pierwszym tygodniu grudnia, gdy pogoda stała, będzie zima długo biała.  

Zobaczymy, co się z tego sprawdzi. 

Wracając do prezentów, na Demotywatorach znalazłam pocieszające zdjęcie 

 
A w razie czego, zostawiam prośbę do Gwiazdora ;)


Trzymajcie się ciepło, niech Was prąd nie opuszcza ;) a jutro udanych i owocnych zakupów :)
Ze ślubnym będę wyginać się na tai - chi, są dodatkowe zajęcia dla zuchwałych, zmotywowanych i dynamicznych osób, jakimi niewątpliwie jesteśmy ;) Ciekawe, ile osób się na to jutro zdecyduje. Mam nadzieję, że jakoś to przeżyję. Cztery godziny ...


Sypie i grzmi! :( Nie lubię zimy.
 

środa, 4 grudnia 2013

Wyróżnienie od Adeli i Barbara po lodzie

Wczoraj dostałam wyróżnienie od Adeli :)) , która pisze bloga, głównie szyciowego. Pisze o zmaganiach ze swoją maszyną, która wkrótce zostanie chyba zastąpiona nową, oraz pokazuje swoje "uszytki" - bardzo ładne , zresztą.
Dziękuję Tobie raz jeszcze :))

Oto odpowiedzi na pytania:

1. Kawa czy herbata?                   
 Głównie herbata i jedna kawa dziennie ;)
2. Dzień czy noc?                           
 Dzień.
3. Miasto czy wieś?                      
  Wieś, albo małe miasto.
4. Samochód czy autobus?          
 Samochód. Autobusy to moja trauma z dzieciństwa.
5. Góry czy morze?                          
Morze. Chociaż górami też nie pogardzę ;)
6. Książka czy film?                        
 Książka.
7. Kino czy telewizor?                      
Częściej telewizor w sumie.
8. Na szpilkach czy na płaskim?   
  Na płaskim.
9. Spódnica czy spodnie?              
 Ostatnimi czasy spódnica - o dziwo.
10. Farbowane czy naturalne?          
 Farbowane - pasemka.
11. W makijażu czy bez?                   
 Najczęściej bez.

 Nominować, póki co nikogo nie będę, bo po pierwsze primo nie wiem, kogo, a po drugie primo nie każdy lubi te nominacje. I pytania musiałabym wymyślić .... dam sobie kilka dni na zastanowienie.

Jedźmy zatem dalej. Ciekawe, na ile sprawdzi się przysłowie o Barbarze i lodzie, oraz wodzie i świętach. U nas ranek był piękny i słoneczny, aczkolwiek dość mroźny, koło południa nadciągnęły ponure chmurzyska i po ładnej pogodzie. Nic z nich w tej chwili nie leci, ale pewnie poleci :(  Nie na darmo głowa mnie od rana pobolewa. Ostatnio lepsza jest od wszelkich barometrów i prognoz pogody.
I jak tutaj zinterpretować to przysłowie?

Jako, że mam dzisiaj luźniejszy dzień, wyruszyłam przed południem robić zdjęcia. Słońce mnie do tego zmotywowało, zresztą.
Wczoraj, na lokalnym portalu, przeczytałam o projekcie fotograficznym, który mnie bardzo zainteresował. Organizuje go sekcja fotograficzna działająca w naszym mieście.
Polega na zrobieniu zdjęć obiektom, które według fotografujących mogą niedługo zniknąć. Temat dla mnie bardzo na czasie ;) 
Pytanie za sto punktów ;) : jakie obiekty sobie wybrałam?

Kolejowe, oczywiście :))) 

Mąż podpowiedział mi, które to najprawdopodobniej będą, ruszyłam więc do działania. Zajęło mi to gdzieś 1,5 godziny, wróciłam zmęczona, ale w sumie zadowolona. 
Czy wezmę oficjalnie udział w tym projekcie - nie wiem. Jeśli nie, to i tak fajnie, że te zdjęcia porobiłam.
Póki co, nie będę ich publikować na blogu, ale pochwalę się innymi, też z dzisiejszego dnia.

Najpierw roślinność:





Skoro grasowałam w okolicach kolejowych, to muszą być i one :))

 Towarusek, ciągniony przez dwie lokomotywy:

 TLK do Białegostoku

Osobowy do Konina :)


Wszystkim Basiom, jak również górnikom i hutnikom - wszystkiego najlepszego w dniu ich święta :)



Edit:

Takiego wierszyka, a raczej piosenki uczyłam się w szkole podstawowej. Tekst znalazłam w necie, widać nadal aktualny:

Idzie górnik drogą, piórko mu się kiwa
Wali grajek w bęben, trąbka mu przygrywa

Piórka mu z czapeczki pięknie powiewają
Złote na mundurze guziki błyskają

Grajże mi trębaczu grajże mi kapelo
Niechże dziś górnicy, wszyscy się weselą

wtorek, 3 grudnia 2013

Dla urodzonych w dniu dzisiejszym :)

Podoba mi się Wasza data urodzenia :) Ta okrąglutka trójka, a nazwa grudzień kojarzy mi się z grudkami cukru, które można podebrać z cukierniczki ( już tego, co prawda nie robię, ale skojarzenie zostało ;)) , albo grudkami ciasta, które w miarę kręcenia robią się coraz gładsze i milsze :))
Naprawdę fajna data.
Tę datę wybrał sobie mój ślubny, aby pojawić się wczesnym rankiem na tym dziwnym świecie i lepszej nie mógł. A dlaczego tak twierdzę?
Bo fantastycznie komponuje się z moją :))

Wyczytałam w necie, że dzisiaj Księżyc wszedł w nów, w znaku Strzelca - cokolwiek by to nie miało znaczyć ;) Według ezoteryków, jest to doskonały dzień na medytacje, wyciszenie, zatrzymanie się i odpuszczenie sobie pędu życia codziennego. Dzień sprzyja również ćwiczeniom fizycznym, oraz wysyłaniu ważnych wiadomości.
Ćwiczyć dzisiaj będę - wieczorem, a ważnych wiadomości nie mam narazie do kogo wysyłać :P

Według Wiki, dzisiaj jest Dzień Naftowca i Gazownika, Międzynarodowy Dzień Języka Baskijskiego, Międzynarodowy Dzień Osób Niepełnosprawnych, a Ghana świętuje Narodowy Dzień Farmerów.
W 1957 roku wystartowała Telewizja Katowice, w 1992 roku wysłano pierwszy SMS, dwa lata później miała premiera konsoli do gier PlayStation, w 2006 roku polscy siatkarze zdobyli w Japonii wicemistrzostwo świata, a 2010 w rumuńskiej Konstancy zlikwidowano komunikację trolejbusową.

A kto ze znanych ludzi obchodzi dzisiaj urodziny? Albo obchodził?
Adam Małysz :) Katarzyna Skrzynecka, Ewa Kopacz, nudziarz Joseph Conrad, którego "Lord Jim" był chyba jedyną lekturą, której nie przeczytałam w szkole i do dzisiaj omijam 
z daleka jego wypociny ;).
Poza tym sporo sportowców, co zresztą dziwne nie jest, bo Strzelce są bardzo ruchliwe, jakoś muszą tę energię wykorzystać. Sport nadaje się do tego idealnie :)
Również mąż Mnemo dołącza do tej barwnej grupy :)

Tak w ogóle - Strzelce fajne som :))

Chłop mój trochę się wczoraj rozruszał i odsmucił, poszedł wieczorem pobiegać w swojej nowej czapce przeznaczonej do uprawiania sportów i zadowolony wrócił, bo poprawił swój poprzedni wynik :)
Nie mam pojęcia, z czego ta czapka jest, ale bardzo go motywuje do biegania :)))

Na blogu nie będę mu składać życzeń, zrobiłam to już zresztą rano, a pozostałym życzę  
Wszystkiego Najlepszego :))

I nie ma co przejmować się za bardzo upływającym czasem, bo on i tak upłynie, bez względu na wszystko.


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Post (mało) błyskotliwy

Czas przecieka mi przez palce ostatnio, co bardzo mnie denerwuje, bo czuję własną bezsilność w tym temacie. Chciałoby się zrobić mnóstwo rzeczy, pójść tu, zobaczyć tamto, załatwić owo, a coś w środku mocno stopuje i mówi "nie" tym planom. Nie da się wszystko zrzucić na jesień, czy nadchodzącą zimę, kiedy człowiek, który jest, było nie było, istotą naturalną, pragnie spowolnienia rytmu życia i pewnego uśpienia.
Bo przecież kiedyś ludzie również i zimą oddawali się różnym zajęciom, bliżej może domu, ale snem zimowym nie zasypiali.
To może jakieś licho zamieszkujące ludzką jaźń macza w tym swoje palce?? Może wystarczy dziada namierzyć i unieszkodliwić? Albo się z nim zaprzyjaźnić? Tudzież podejść jakimś fortelem?
Sama już nie wiem.

Dzisiaj u nas świeci piękne słońce, jakby przepraszało za wczorajszą szarugę. Wczoraj wybraliśmy się na kijki do "naszego" lasu i to jest niesamowite, jak wszystko się tam zmienia. Liście już zleciały z drzew w większości, zielenią się tylko mchy, porosty i iglaki. 
Zrobiłam kilka zdjęć i tylko kilka, ale wrzucę je ku pamięci ;)

 Ta woda po lewej, to stawek, dawno już tamtędy nie szliśmy.

 Sceneria niczym z horroru ;)

 Pięknie widoczna perspektywa ;) ale i tak dość upiorna.


 Brzózki na skraju lasu zdawały się być przyjaźniej nastawione ;)

Fragment gospodarstwa, które od lat już jest opuszczone. Budynki niszczeją, służąc paintbolowcom i śmieciarzom, którzy wywożą swoje odpady do lasu - nowa dostawa była widoczna w innym budynku.
Zrobiłabym więcej zdjęć, ale mąż nastawiony był treningowo, te przystanki to kompromis pomiędzy naszymi oczekiwaniami ;)
Małżonek jutro obchodzi urodziny, a że nie są to osiemnaste, czy dwudzieste, to jakoś ciężko mu w tym roku z nimi. Ale co na to poradzić? Nie mam pojęcia.
Gdzieś, kiedyś czytałam i słyszałam, że kilkanaście dni przed urodzinami i po nich może być bardzo ciężkim okresem dla człowieka. Tłumaczono to tym, że w podświadomości przechowujemy pamięć tego, kiedy przygotowywaliśmy się do porodu, było już ciasno, niewygodnie, udzielał się nam niepokój rodzicielki, potem sam poród i okres po, kiedy trzeba było przystosować się do innych warunków życiowych. Wszystko to przypomina się nam w tym czasie okołourodzinowym.
Ciągle jeszcze rodząca traktowana jest przedmiotowo, za naszych czasów ( lata 60-70 dotyczą chłopa i mnie) - tym bardziej było fatalnie, więc o traumy bardzo łatwo, chociaż często nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Coś w tym może być, bo patrząc na cmentarzu na daty narodzin i śmierci wielu osób, zauważyłam, że często są zbieżne.

Cóż, spróbuję coś z tego dzisiejszego dnia wycisnąć, może się uda.

Czego sobie i Wam życzę :)