To już dzisiaj. Powrót do domu po prawie tygodniu laby. Morze żegna nas łzawo i z ponura miną - lubi nas najwyraźniej.
Pokój opuściliśmy jakieś dwie godziny temu, czekamy na obiad, a potem ładujemy się do klamotówy, mając nadzieję, że dowiezie nas szczęśliwie i na czas do Poznania ;)
Żeby osłodzić sobie życie, poszliśmy sobie na kawę i lody - bardzo dobrze smakują zimą, prawda?
Teraz o mewie będzie. Jak wiadomo, mnóstwo ich nad morzem, są bardzo ekspansywne, tworzą wielkie grupy i szukają non stop jedzenia. Osiedle sanatoryjne to dla nich jedna wielka stołówka,
a kuracjusze je przyzwyczajają, wyrzucając, czy kładąc jedzenie na parapetach. Mewom to pasuje, potrafią wcześnie rano pukać do okien, domagając się śniadania.
Wczoraj szliśmy sobie z obiadu. Na deser dostaliśmy pączki, których to nie zjedliśmy od razu, zawinęliśmy w serwetkę i udaliśmy się do pokoju. Na posiłki chodziliśmy do innego budynku, trzeba było wyjść na zewnątrz, przejść kawałek.
To wyszliśmy. Nagle zza naszych tyłów pojawił się jakiś kształt, zapikował w dół i stanął przed nami, łypiąc groźnie okiem. To była mewa, z tych wielkich taka, fragment dzioba był czerwony, jakby coś, kogoś rozszarpała .... horror normalnie ;)
Za nami szły dwie starsze panie i jedna mówi do nas, żebyśmy uważali, bo skubana czai się, aby wyrwać nam jedzenie z ręki!! Bo ją tak załatwiła dzień, czy dwa wcześniej.
Tego było nam za wiele!! Tupnęłam na zbliżającego się potwora, patrząc jej prosto w oczy powiedziałam, żeby nie ważyła się do nas zbliżać, nie mówiąc już o wyrywaniu nam czegokolwiek z rąk.
Paskuda łypnęła jednym okiem z boczku i strzeliła focha, oddalając się na trawnik.
Do czego to podobne, rozbestwione są, zarazy, jak nie wiadomo co ;)
Tak to było. Wstrząsająca to historia ;)
Mam kilka zdjęć w zanadrzu, ale wrzucę je na bloga po powrocie do domu. Mewy też jeszcze będą ;)
Powoli zbliża się pora obiadowa, miłego popołudnia życzę i do zobaczenia :)
Te nasze giestapowskie mewy tez sa takie bezczelne. Jedna nawet jadla mi z reki na statku, pamietasz?
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak w Kolobrzegu, ale u nas jest tak potworna wichura, jakiej dawno nie bylo, wszystko fruwa dokola
A tak, Panterko, pamiętam, nawet ruchomego gifa z tego zrobiłaś :)
UsuńWszystkie one jednakie som ;)
W Kołobrzegu trochę wiało, ale nie jakoś mocno, już jestem w domu, tutaj narazie spokój.
Hitchcock wymięka.
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedziała ;) i widziała wyraz oczu tej paskudy. I kawałek czerwonego dzioba .... zwątpiłam przez ułamek sekundy i myslałam, że mewa się na nas rzuci.
Usuńja napotkałam kiedyś w nadmorskich leśnych traktach wściekłą wiewiórkę .. też horror ... syczała na mnie :) Ale spierniczałyśmy z dziewczynami :)
OdpowiedzUsuńszkoda, że to już...
wracaj szczęśliwie :***
Też bym spierniczała co sił, bo ze zwierzętami nie ma żartów. Nawet z takimi małymi.
UsuńJuż wróciliśmy, szczęśliwie i punktualnie, acz z wrażeniami, które moze jutro opiszę, a dotyczyć będą oczywiście klamotówy i jej pasażerów.
:***
wzbudziłaś moją ciekawość :) czekam niecierpliwie :)
Usuń:***
A to ci mewa złodziejka:) Czekam z utęsknieniem na zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńMuszę je poprzerzucać i trochę ogarnąć, jutro, pojutrze coś powklejam :)
UsuńKiedyś spotkałam dość nachalne stado dzików na plaży;))))
OdpowiedzUsuńOj, dziki, wiałabym co sił przed nimi. Moja koleżanka miała spotkanie z nimi wlasnie w Kołobrzegu, niedaleko Grzybowa. Najadła się strachu co niemiara.
UsuńW Gdańsku Wrzeszczu mieszkają pod balkonami, na osiedlu.
UsuńByły spoko, chciały tylko duuuużo jedzenia;)))
UsuńJak są spokojne, to jeszcze można się z nimi dogadać ;)
UsuńNo tak, czas na powrot...
OdpowiedzUsuńA mewy zostana tam i beda czaic sie na paczki innych. Swoja droga to lenie z nich, bo powinny sobie zlapac jakas rybe w morzu. Ale jak w wielu miejscach maja pod nos inne specjaly to co beda sie wysilac ;)
Niestety, lub stety ;) Już dojechaliśmy do domu, cali i szczęśliwi, że podróż dobiegła końca.
UsuńMewy nie opuszczą swojego rewiru, skądże znowu, a gdzież tam będą opuszczać dobrze prosperującą stołówkę ;) I z pewnością niejednej osobie coś z ręki wyrwą. Dzisiaj własnie przyjechał nowy turnus kuracjuszy.
Czekam na zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńJutro, pojutrze będą :)
UsuńJuz jesteś w domku Lidko? Pewnie odpoczywasz po podrózy.Mam nadzieje, ze naładowałaś sobie morskim klimatem akumulatory i dobrze sie czujesz?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie!:-))
Tak, Olu, wczoraj wieczorem wróciliśmy. Dwie pralki wyprane, szkoda, że tak powoli wszystko schnie, bo następna czeka w kolejce ;) Dzisiaj tak, trochę odpoczynku i ponownego zaaklimatyzowania się, myślę, że trochę się podładowałam, jak zawsze nad morzem :) Zobaczymy, na jak długo wystarczy. Dzisiaj u nas piękna pogoda, słońce świeci, chwyciłam więc kijki i ruszyłam nad jezioro nasze, żeby doładować baterie ;)
UsuńPozdrawiam Cię również :))
Historia jak z horroru, ale widzę też, że masz już duszę blogerki, bo łapiesz takie sytuacje w lot, żeby nam je tu opisać. Super :)
OdpowiedzUsuńFajne określenie "dusza blogerki" :)) ale coś w tym jest, fakt. Już teraz patrzę, czy zrobić tu i ówdzie zdjęcie, albo coś opisać i na bloga wrzucić :))
UsuńMewy mają w sobie coś krwiożerczego, szczególnie te duże.
Lidkaaaaaaa!!!!!!!!!! Z odsieczą przybywaj!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńGdzie?? Do Ciebie ???
UsuńKrotko mowiac, bezczelne ptaszyska! To prawie tak jak z golebiami w miastach nie mozna sie opedzic:)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. W mieście gołębie, nad morzem mewy, bezczelne to mało powiedziane ;) ale z jednej strony trudno im się dziwić. Podane wszystko na tacy mają ;)
Usuń