Dzisiaj wróciliśmy do domu po kilkudniowej nieobecności. Myśleliśmy, że Bonus będzie na nas obrażony, a tu niespodzianka - nic z tych rzeczy! Wyglądał na ucieszonego faktem naszego powrotu ;)
Rytm dnia wraca do normy ;)
Strasznie nie chciało się mi jechać. Szczerze powiedziawszy - zastałam się w domu, jakby coś mnie tam przyspawało
i zapomniałam, że dla własnej higieny psychicznej, trzeba ten dom czasem opuścić, a potem doń wrócić.
Do Zgorzelca mamy niecałe 300 km. Czy to daleko? Zależy od perspektywy. Jadąc naszymi drogami - daleko ;) ale sama droga też jest czasem ciekawa, przynosi naukę, odświeża pamięć dawnych podróży ... np. przypomina jazdę po niesamowitym rondzie w Głogowie - przydałoby się jeszcze za dwa razy je przejechać ;), uczy, że skręcając z jednego lewego pasa na jednym ze zgorzeleckich skrzyżowań, jedzie się na Wrocław, a z drugiego lewego - gdzie indziej :))
Nasz pobyt był intensywny. Już w piątek poszliśmy wstępnie do Görlitz, zachwycając się wieczorną ciszą w mieście, odnowionymi kamieniczkami, oraz katedrą, kawiarenkami po stronie polskiej ...
W sobotę zrobiliśmy potężny obchód po stronie polskiej i niemieckiej, po południu odebraliśmy numery startowe, ogarniając strefę startu, pozwalając sobie na obfity obiad, oraz uczestnicząc w tzw. "pasta party" wieczorem. Pasta party to po prostu poczęstunek dla biegaczy, odbywający się dzień przed zawodami, albo po zawodach. Do jedzenia jest makaron z sosem, lub sosami.
A rano poszliśmy pobiegać na piękny stadion, który mieliśmy za oknem pokoju, w którym nocowaliśmy. Ehhh, coś takiego przydałoby się u nas ....
Niedziela natomiast - też była intensywna :))
Rano znów poszliśmy do Görlitz, ponieważ tam odbywały się zawody - po stronie polskiej biegła część dystansów tylko.
Po zawodach natomiast, a po zawodach ... i po ogarnięciu się, wsiedliśmy w samochód i udaliśmy się na spotkanie z ...
bardzo nieoczekiwane spotkanie z ...., gdyż nie spodziewałam się, że nasza koleżanka blogowa będzie w Polsce :))
Wiecie już, z kim się spotkałam??
Z Orszulką !!! :)))
Przyjechała albowiem na tydzień do Polski i udało się mi poznać ją osobiście :))
W niedzielę pojechaliśmy z Chłopem mym do polskiego Orszulkowa. Do spotkania doszło na stacji benzynowej, na którą Orszulka zajechała, by nas później pilotować do siebie.
Nie był to koniec niespodzianek, ponieważ po drodze zajechaliśmy do .....,
gdzie powitały nas duże psy, kozy, owce, rozkrzyczany kogut ze stadkiem wiernych kur ....
Wiecie już, kogo poznaliśmy dodatkowo??
Ano Inkwizycję i Padre, oraz ich zwierzyniec :))
I naprawdę niewiele brakło, a poznalibyśmy jeszcze Agniechę, mieszkającą niedaleko Inkwi i Padre.
Niestety, tu brakło czasu i nasze terminy się nie zgrały tym razem.
Jest chyba rzeczą oczywistą, że spotkania były udane?
Inaczej być nie mogło :)
Orszulka podjęła nas pysznym jedzeniem i na rozmowach minęło kilka godzin. Zdjęć żadnych nie zrobiliśmy ;) Tzn. Chłop mój kilka fotek krajobrazowo - zwierzęcych popełnił.
Mam nadzieję, że dziewczyny były zadowolone ze spotkania :) Bo ja tak :))
Nie obeszło się bez małego "fopa", gdyż mieliśmy uszykowany "gościniec" dla Orszulki i ... zostawiliśmy go w Zgorzelcu :(
Dziękuję Wam, raz jeszcze, za spotkanie :)))
I kilka zdjęć z weekendu - planuję jeszcze jeden post napisać:
Stare miasto po niemieckiej stronie:
Miasto po polskiej stronie Nysy:
Ciekawskie stworzenia Inkwi:
Na koniec tego wpisu - jak wykorzystać ukochane, stare trampki:
Napis głosi, co następuje: " Podlej mnie, ale nie kradnij! PS. Mój poprzedni właściciel miał grzybicę stóp".
Spokojnego wieczoru wszystkim życzę :)
Zmęczonam z lekka po tych atrakcjach ;)
Bardzo ładne zdjęcia ze Zgorzelca. Nie byłam. Fajne spotkania, to dobrze że się Wam udało.
OdpowiedzUsuńTeż do tej pory nie byłam, moze z jeden raz kiedyś tam przejeżdżalam. A spotkanie - pełen spontan, tak czasem najlepiej wychodzi ;)
UsuńJak napisałaś o spotkaniu to pomyślałam o Orszulce, no a jak Orszulka, no to i Inkwi i Padre :)
OdpowiedzUsuńW Zgorzelcu i Gorlitz byłam kilka lat temu i bardzo mi się tam podobało.
Fajnie żeś się ruszyła z domku, to dobrze robi :)
I dobrze pomyślałas, Marija :)) Orszulka powiodła nas najpierw inną drogą, żeby zajechać do Inkwi i Padre - jazda w górach to przeżycie ekstremalne, chociaż to nie są jakieś wielkie góry. Ale nasz maluszek dzielnie wspinał się coraz wyżej i wyżej .... :))
UsuńW lipcu też muszę jechać, bo ten wyjazd naprawdę dobrze mi zrobił na psychę.
Maluszek dzielnie sie wspinal prowadzony przez Ciebie :)
UsuńZdolna kierowczyni z Ciebie Lidia :)
:)) staram się, jak mogę :) a po górkach lubię jeździć, fajnie jeździło się mi po Szklarskiej i tutaj też. Oczywiście zima niekoniecznie wchodzi w grę ;)
UsuńA już na pewno nie naszym maluszkiem, bo to miejski samochodzik ;)
Takie maluszki najlepiej sobie daja rade zima w gorach, mowie Ci to z doswiadczenia :)
UsuńNo, proszę. Nie doceniam go :) W sumie opony zimowe, łańcuchy i heja do góry :))
UsuńAleż piękne miasteczko! Takie lubię najbardziej. Małe ale całe. Pięknie odrestaurowane, czyste i wypieszczone.
OdpowiedzUsuńBardzo się nam podobało :) Jest tam jeszcze sporo do zrobienia, ale ogólnie fajne. Szkoda tylko, że wyludniło się po zjednoczeniu :(
UsuńLidio kochana, wspaniale, ze moglysmy sie spotkac :)
OdpowiedzUsuńDobrze, ze Twoja niechec do tego wyjazdu zostala przezwyciezona :)
Bardzo mile wspominam to spotkanie i licze na wiecej - oboje z Twoim mezem jestescie bardzo symatycznymi i kochanymi czlowiekami :)
Sciskam mocno i glaski dla Bonusika :******
To miło, że tak piszesz, Orszulko :)) Mam nadzieję, że zrobiliśmy dobre wrażenie na Tobie :)) Oraz mam nadzieję na kolejne spotkania - może wybierzesz się do Wielkopolski podczas dłuższego pobytu?
UsuńJechać trzeba było - bieg zapłacony, to jak tu nie wystartować?? :))))
Ale nie żałuję ani minuty z tego wyjazdu :)
Bonusik pogłaskany :) dziękujemy bardzo - miziam go częściej niż zwykle ;) a on dzisiaj wstał, co prawda skoro świt o czwartej, straszliwie głodny ;) dostał więc jedzonko, chwilkę po mieszkaniu pochodził, na balkon wyszedł, a potem grzecznie wtulił się we mnie i spał aż budzik nie zadzwonił.
Odściskuję :*******
Lidus, jestem pod wielkim wrazeniem Was :)
UsuńI tesknie za Wami, mam nadzieje, ze w wakacje powtorzymy spotkanie, planuje pare dni w Wielkopolsce :)
Super, to myślę, że coś z kolejnego spotkania wyjdzie :) I może trochę dłuższego :)
UsuńMiło mi takie coś czytać :) Ty też fajna dziewuszka jesteś :))
Jak dobrze ruszyć się z domu a niechęć do ruszenia tyłka znam. :)
OdpowiedzUsuńPięknie, no pięknie bardzo, bardzo aż uśmiech na twarzy zostaje. :)
Dokładnie tak jest z usmiechem :) Warto, żebym pamiętała dłużej te fajne chwile i widoki :)
UsuńZwierzęta boskie, pomysł z trampkami też fajny, ale... widok z hotelu na stadion?! Matkoboskazgorzelecka!!!
OdpowiedzUsuńNoooo, na stadion :))) wiesz jaki to piękny widok jest ??? ;)
UsuńA dalej tory kolejowe były :)))
Wiem, bo mam takie gówno za oknem. Zapomniałaś wziąć przymiotnik "piękny" w cudzysłów...
UsuńNie zapomniałam, skądże znowu. No widzisz, jaki los jest niesprawiedliwy. Ja chciałabym mieć w pobliżu taki piękny stadion, z tartanową bieżnią, a nie mam. Ty na odwrót. Co za ironia ...
UsuńO, nie. Nie mam tartanowej ani żadnej bieżni - taką ma Resovia i może Podhalańczyk. Ja mam boisko do nożnej i tor żużlowy...
UsuńOj, to faktycznie gówno :(
UsuńStadion miejski za oknem - bez względu na wyposażenie - to jest gówno razy łajno dodać wielką kupę! :)
UsuńZ torem żużlowym to na pewno. Szczerze współczuję i piszę to bez ironii.
UsuńBo stadiony, jakie są w mniejszych miejscowościach, jakiejś krzywdy nie robią mieszkańcom ,bo imprezy nie są zbyt często, zazwyczaj w sobotę po południu jakieś mecze - jak u mnie w mieście, albo mecze oraz zawody lekkoatletyczne w Zgorzelcu ... natomiast ludzie w Poznaniu, którzy mieszkają obok stadionu Lecha, narzekają na straszny hałas podczas meczów i pękające ściany od dźwięków.
I tu się mylisz, ale to bardzo :)
UsuńOtóż codziennych treningów żużlowych i niedzielnych zawodów wysłuchuję od powijaków. A nawet od życia płodowego. Przeprowadziłam się tylko na drugą stronę ulicy, dokładnie vis a vis starego mieszkania. Efekt jest taki, że... kompletnie tego nie słyszę :) A kiedy się zastanowię i dotrze do mnie, co słychać, to robi mi się w środku tak ciepło i błogo, bo to odgłos mojego cudownego dzieciństwa, odgłos, który zawsze przypomina to, co najpiękniejsze i tych, których kochałam.
Cała reszta związana za stadionem to chujnia łamane przez pizdnia, że się tak elegancko wyrażę :)
Aaa, to zmienia postać rzeczy, jeśli od życia płodowego tego słuchasz ;)
UsuńWasza liga żużlowa była kiedyś jedną z lepszych, a moze nadal jest?
Dobra, znalazłam sobie w wikipedii dość wyczerpujące dane statystyczne ;)
Co do ostatniego zdania - niestety tak jest i to nie tylko w związku ze stadionem u Ciebie ...
Nie mam pojęcia nawet, co to jest "liga żużlowa" :))
Usuń:)) zawsze możesz temat zgłębić ;)
UsuńAni myślę! Właśnie jeżdżą, słychać również zapowiedzi, ale nie wiem, co to. Odgłos mi wystarczy :)
UsuńO, tu jest coś napisane, ale czytać mi się tego nie chce :)
Usuńhttp://sportowefakty.wp.pl/zuzel/wydarzenie/61042
Oooo, na żywo można biegi śledzić :) No i dowiedziałam się, że wczoraj u Was padało :)))
UsuńOde mnie możesz dowiedzieć się, jak długo.
UsuńCHWILKĘ! :) Bo to burza była i zaraz sobie poszła.
Dzięki :)
UsuńPewnie zrobiła ukłon w stronę żużlowców ;) Bo gdyby trwała dłużej, zawody musiałyby być przerwane. Mają chłopaki chody, gdzie trzeba ;)
Ja tam nie wiem, gdzie trzeba mieć chody - w przeciwnym razie nie czułabym się jak dętka od jakichś dwóch tygodni!
UsuńU np. naczelnego meteorologa kraju, który chmury rozgoni, kiedy trzeba? ;)
UsuńPrzydałaby się taka osoba każdemu ...
Wręcz odwrotnie! Potrzebuję takiego, który mi zrobi zachmurzenie i wyłączy ogrzewanie :) Dla mnie nastała pora tragiczna!
UsuńNiestety, zawsze ktoś będzie niezadowolony. Ja na ogrzewanie nie narzekam prawie nigdy ;)
UsuńA ja to nawet jak idę z górki, to i tak mam pod górkę :)))
UsuńW pierwszej chwili pomyślałam, że to niemożliwe. Ale zaraz potem, przypomniałam sobie, że na własne oczy widziałam, jak butelka, zamiast lecieć w dół, kulała się pod górkę ... W Karpaczu to widziałam.
UsuńE tam. Pod górkę to pod górkę. A ja i pod górkę mam pod górkę, i z górki mam pod górkę :))
UsuńTak, jak ta butelka ;) I zawsze wiatr w oczy ;)
UsuńAle fajnie!:) Ponieważ przezwyciężyłaś niechęć do wyjazdu to Twoja pracowitość została wynagrodzona... :)
OdpowiedzUsuńTrampki zajefajne :))))))
:******
Tak, w tym wypadku została nagrodzona :))
UsuńTrampki stały sobie przy drzwiach wejściowych do jakiejś kamienicy, na takiej półeczce. Tam nikt tego nie kradnie, ani nie niszczy. Zasadniczo.
Buziaki :*******
Wypasiony wyjazd z atrakcjami.Trampy jeszcze całkiem niezłe,dobrze że te grzybki z nich nie wyrastają ;)
OdpowiedzUsuń:)) nie to podłoże najwyraźniej, na grzybki ;)
UsuńPięknie spędziliście weekend i sportowo i towarzysko. Tak trzymać!:)
OdpowiedzUsuńO tak, całkiem niespodziewanie się porobiło :))
Usuńciekawa doniczka z tych trampek;)
OdpowiedzUsuńTak, bardzo fajnie to wygląda :) i nikt nie kradnie, nie niszczy ...
UsuńNo to cudności-weekend mieliście.
OdpowiedzUsuńTylko zazdraszczać :-)))
Tak było :) Następny taki weekend by się przydał ;)
UsuńNo to do Londonu zapraszam na ktorys kolejny weekend :)
UsuńZ Poznania fruwajom samoloty do Londonu, no :)
UsuńDzie mi tam do Londynu lecieć ;) W ten tygiel, świat daleki i wielki, ja taki mały robaczek, który nigdy samolotem nie leciał, bo się boi ;)
UsuńAle moja sąsiadka w lipcu leci na tydzień ze swoją córką :))
sliczne zdjecia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTen sposób z trampkami jest super :D
OdpowiedzUsuńZawsze można go wykorzystać u siebie w ogródku, czy na balkonie :))
UsuńŚmiesznie wyglądają te trampki :)
OdpowiedzUsuńDlatego je sfotografowałam :)
Usuń