środa, 27 czerwca 2018

Co mnie dzisiaj zadziwiło

Myślałam nad jakimś błyskotliwym tytułem, ale jakoś nic mi do głowy nie przychodziło ;) 
No to prosto z mostu.
Otrzymałam wczoraj list polecony ze zwrotką z ZUS-u. Taka przesyłka nie niesie zazwyczaj nic dobrego i tak było tym razem. Zanim otworzyłam i przeczytałam, czego ode mnie chcą, zdążyłam się potężnie zdenerwować ... niepotrzebnie, zresztą.
Okazało się, że chcieli ode mnie potwierdzenia w związku z moją pracą w szkole językowej, która z hukiem i nieprzyjemnością rozleciała się na początku roku. O czym dowiedziałam się nie od właścicielki, tylko od kogoś innego. Fajnie, nie?
Ale Los nade mną czuwał, ponieważ od 2.01 zaczynałam prace w szkole w Poznaniu, więc i tak tę językową musiałabym sobie odpuścić. Dzięki temu napisałam krotko, że od stycznia nie mam z tą firmą nic wspólnego, a że nie zostałam wyrejestrowana z ubezpieczenia, to już nie mój problem - tego już nie pisałam, bo to logiczne. Aczkolwiek, jeśli chodzi o tę instytucję, to logika nie jest jej mocną stroną, niestety.
Zadzwoniłam najpierw do pani, która sprawę prowadzi i umówiłyśmy się, że albo podeślę moje oświadczenie pocztą, albo przyniosę osobiście. Wybrałam wariant drugi.
Stali bywalcy wiedzą, ja nie wiedziałam. Na parterze jest sala obsługi klientów. Wchodzę, puściutko. Pytam się więc biurwie, czy mam wziąć ów słynny numerek. Biurwa burczy, że tak 
i głową wskazuje mi, gdzie. A tam kilka możliwości ... jedna bardziej skomplikowana od drugiej. No to zadaję następne pytanie, co mam nacisnąć. Biurwa wyburczała pytanie, co ja w ogóle chcę. Ja, że oświadczenie oddać tylko, dla pani X.
Biurwa wkurzona już: renta, czy emerytura? 
Ja: dokumenty ubezpieczeniowe.
Biurwa bręczy pod nosem: Ubezpieczenia i coś tam.
Ja: ????
W międzyczasie wszedł pan ochroniarz, kochany człowiek, ponaciskał mi co trzeba, tzn.nie mi, tylko na tym automacie, numerek wyleciał i za dwie sekundy wyświetliło się, że mam podejść - na szczęście nie do biurwy, tylko do jej koleżanki obok. Znacznie milszej.
Wyszłam oniemiała z tego przybytku .... ja pierdolę, co to ma być???? Komu ma to coś służyć???
Chyba tylko firmie, która to ustrojstwo wyprodukowała i za naszą kasę sprzedała zusowi. 
Ja rozumiem, że numerki ułatwiają obsługę klienta, ok., w wydziale komunikacji też się na ten przykład wyświetlają, ale tutaj???? Te możliwości zapisane jakimś dziwnym kodem???
Albo ja taka ograniczona jestem, albo to kompletne wariactwo. 
W każdym razie - mocno mnie zaskoczyli.
A po południu wyszłam z kotem na spacer, Chłopu mecz oglądał, było 0:0 Korea -Niemcy. Drugi mecz: Szwecja-Meksyk.
Łazimy sobie z kotem, a tu nagle słyszę radosne: Kurrrrr ....waaaa :))) 
Myślę sobie, że to chyba Niemcom Koreańczyki budę władowali, bo nie sądzę, żeby ktoś tak się cieszył z bramki dla Szwedów - wszak potop był dawno temu, a do Meksykanów to my nic chyba nie mamy ....
I za chwilę z tego samego okno się rozlega jeszcze radośniejsze: Ja pier ........ dole ..... :))))
Pewnikiem druga buda, ani chybi Koreańczyki dali czadu.
No i dali.
Z jednej strony przykra taka reakcja, ale z  drugiej - trudno się dziwić. Niestety.
Zaraz potem na fejsie pojawiły się różne memy, jak to obie drużyny mogą jednym samolotem polecieć, albo trener Niemców pyta się naszego, czy mogą się z nimi zabrać ....
I takie tam śmiesznostki.
Tak to bywa z zarozumialcami czasem.

Do miłego wszystkim :)

niedziela, 17 czerwca 2018

Przeznaczenie

Witajcie wszyscy, którzy tu mimo przerwy zaglądacie :)
Czas zapierdziela, wieczorami jestem padnięta i nie chce mi się włączać komputera, trochę poczytam w pociągu na komórce, ale postów to już mi się nie chce na tym małym ekraniku ślepić.
A tyle mam fajnych zdjęć, które mogę oczywiście obrobić na telefonie, ale nie ogarnęłam go jeszcze jakoś tak bardzo, żeby w pełni wykorzystywać jego możliwości. Trochę szkoda, ale może, kiedyś ... ;)
Chwilę temu rozkwitły akacje, porobiłam im sporo zdjęć, tak pięknie wyglądały i pachniały ... 
i przekwitły. 
Jeszcze wcześniej, na mojej drodze do pracy w Poznaniu, stanęły przepiękne tawuły. 
Te przekwitły jeszcze szybciej.
Teraz lipy. Kwitną, pachną obłędnie, a nad nimi słychać, jak pilnie pracują pszczoły i inne bzykadełka ...
Ale miałam pisać o przeznaczeniu.
Jak to się dziwnie Los człowieczy układa.
Wspominałam kiedyś, że Chłopu mój zwolnił się pod koniec zeszłego roku z kolei, bo miał dosyć? Zachowań ludzkich, ocierających się o mobbing i takiej beznadziei, związanej z brakiem perspektyw i takich tam innych spraw ... mimo, że w zabezpieczeniu brakuje ludzi, zrobiła się spora luka pokoleniowa, to nikt nie miał czasu, a może chęci, żeby porozmawiać z nim, dlaczego się zwalnia po 32 latach pracy, może zaproponować inne rozwiązanie, ale nie pozbywać się osoby z doświadczeniem ... zabrakło. Trudno, ich strata.
Koniec końców, M. zahaczył się w pewnej firmie w naszym mieście, praca na produkcji, non stop na nogach przy maszynie, krótka jedna przerwa, chemikalia, nowości, zniecierpliwieni współpracownicy. Jakoś to ogarnął, ale nie wiązał z tym zajęciem jakiejś wielkiej przyszłości. 
Pewnego dnia, niedawno, mówi do mnie, że znalazł ogłoszenie na kolejowej stronie, że poszukują pracownika tak zwanego drogowego, czyli np.do koszenia trawy, sprawdzania stanu nawierzchni i torów, napraw tegoż - tak mniej więcej. Praca lżejsza od tej, co robił poprzednio. 
I tak dla hecy wysłał swoje cv.
To miasto jest już pod inną dyrekcją.
Po paru dniach zadzwonił do niego naczelnik i się mu spytał, czy przyjdzie do nich do pracy! Jeśli tak, to w poniedziałek ma jechać do dyrekcji na rozmowę z panią naczelnik.
Chłopu wyżebrał na jeden dzień urlop i pojechał. W wyniku rozmowy, dostał skierowania na badania lekarskie, które zrobił i .... wrócił na swoją ukochaną i najlepszą na świecie kolej :))))
Mimo, że na początku twierdził, że musi się od niej odciąć, że nie chce mieć z tym nic wspólnego .... 
Przeznaczenie go tam znów popchnęło. Fakt, że trochę mu pomógł ;)
Zatoczył wielkie koło i wrócił, chociaż w inne miejsce, w inne towarzystwo, inne zarządzanie. Mam nadzieję ,że teraz będzie tak, jak ma być, czyli dobrze.
Ja zresztą też nie chciałam już pracować w szkole po tym, jak zostałam z niej zwolniona.
I co? I nic, pracuję w szkolnictwie znowu, tyle, że gdzie indziej. 

A jeśli chodzi o naszego kota, to ciągle jeszcze w ubranku chodzi, dziura zarasta się bardzo, ale to bardzo powoli ... ale niedawno złapał mysz. Tak, jest to możliwe, żeby kot na sznurku złapał żywą mysz.
Chwycił ją do pyska i spierdzielał do domu, ile sił w łapkach. Chłopu zadzwonił do mnie, że Bonus ma mysz i niesie ją do domu, ja wyleciałam im naprzeciw i w tym momencie ją wypuścił.
Mysz zwiała pod krzaczek róży i nie wiem, co się z nią stało dalej .... może przeżyła ... ale co miałam zrobić? Pozwolić, żeby zaniósł ją do domu i tam mi gdzieś pod szafkami się schowała? Ehhhh .....
Kto by pomyślał - kot domowy, wykastrowany .... ale instynkt to instynkt.

Kwitnące tawuły na jednej z poznańskich ulic. Pięknie wyglądały :)
U nas dzisiaj duchota straszliwa, zapowiadają jakieś burze i deszcze .... za burze dziękujemy, ale o deszcz poprosimy. Bardzo, bardzo, bardzo.

Udanego poniedziałku wszystkim życzę :)