niedziela, 28 stycznia 2018

Co za naród nie na żarty ... nienażarty

W sobotę Chłopu mój poszedł do mięsnego, by nabyć wołowinę dla kota.  
Jak to w sobotę, ludzie masowo stoją w kolejkach niczym za starych, dobrych czasów, 
a w mięsnych to już w ogóle pandemonium. Ale czego nie robi się dla zwierzaka.
Owszem, można kupić więcej i zamrozić, ale Chłopu mój wytrwale czynił zakupy w piątek 
i w sobotę, żeby kot miał świeże ;)
No i stoi przed nim w sobotę kobita, cała spięta i gotowa do zarzucenia na ekspedientkę swoich żądań, wymagań, czekająca z niecierpliwością na to, by owa zrealizowała jej mięsne marzenia .... a ten mój bidok za nią.
I stało się. 
Wykupiła prawie całą wołowinę, 800 gram!! Pozostawiając dla naszego kota jakiś nędzny ochłapek, wydarty jej niemalże z paszczy.
W piątek - podobna sytuacja. 
Co za naród nienażarty, naprawdę. Żeby człowiek nie mógł, w mięsnym na osiedlu, dla kota wołowiny kupić????
Podążyliśmy zatem do owada, bo tam w gotowych paczkach coś się zawsze znajdzie. Na gulasz np., chociaż kot nasz entuzjazmu wielkiego nie wykazuje na widok tego mięsa.
Ale wczoraj oprócz gulaszowego było jeszcze takie na bitki. 
Kupiliśmy.
Kot rąbie, że uszy mu się trzęsą.

Z kota wegetarianina robić nie będziemy. 
Tak, wiem, że życie straciły krowy i byki opasowe. Krojąc mięso widzę je. Widzę je żywe, kiedy jadę pociągiem do pracy i z powrotem, bo przy torach jest gospodarstwo. Te zwierzęta mają 
o tyle lżej w swoim krótkim życiu, że mogą sobie na dwór wyjść i przeważnie na tych wybiegach stoją i chodzą.

Trochę mnie znów przygniotło to i owo. I jeszcze to i tamto ...
Ogólnie czas jakiś taki dziwny. Zima jest, a za chwilę jej nie ma. Czytałam gdzieś, że jakieś przebiegunowanie znów następuje. Co mnie to obchodzi. W sumie przebiegunowania też nie obchodzi moja osoba i moje egzystencjalne problemy, które tak naprawdę nie mają znaczenia 
w skali świata i wszechświata. 

Ehhhh .....

Znośnego tygodnia wszystkim życzę.

sobota, 13 stycznia 2018

Kiedy pociąg odjedzie sprzed nosa ...

... to masz za 20 minut następny i czas na zdjęcia.
Tak było wczoraj. Musiałam albowiem coś załatwić po pracy, przemieszczając się autobusem do innej dzielnicy, skąd już blisko było do dworca, z którego miałam jechać do domu.
Wiedziałam, że nie zdążę na ten pociąg, co zawsze, toteż nie spieszyłam się, bo nie lubię się spieszyć i biec w pełnym rysztunku i w nerwach, czy dam radę, czy nie.
Jako, że w godzinach szczytu, ze stolicy wielkopolskiej w naszym kierunku, pociągi jadą co pół godziny, to tym bardziej gra nie warta świeczki. Czyli upocenia się, zziajania i większego zmęczenia.
Taki miałam plan na wczorajsze popołudnie.
Kiedy szłam na dworzec, a droga biegnie wzdłuż torów, zobaczyłam mój wcześniejszy pociąg, jak spóźniony kilka minut wjeżdża na peron, a potem jeszcze kilka minut stoi. Ale nie, nie, nie dałam się mu sprowokować i nie pokłusowałam przez ruchliwą ulicę i takież tory, w jego kierunku :))) 
Wolałam spożytkować ten czas na zrobienie kilku zdjęć, żeby wrzucić je na bloga ;)
Na pierwszy  pstryk poszła alejka wokół Cytadeli, bardzo ładnie brąz liści z drzewami się komponuje ... i kawał muru, albo nie wiem, czego, specjalnie zapewne zostawione ...






A potem weszłam na peron, pora była pociągowa, więc ... popatrzcie :)
Najpierw wjechał z Torunia - dawny "żółtek", który jeździ w dawnych Przewozach Regionalnych ;)



Potem chwila przerwy, nosiło mnie z jednego końca peronu na drugi ... Tu wyjazd w stronę Warszawy:


A potem za plecami mymi zagwizdało coś i przeleciało obok:





Znowu chwila spokoju,kilka ujęć z różnych stron ... widzicie te wieże za  drzewami? To katedra poznańska:




I znów coś jedzie, do Poznania, mały Elf ;)


A za chwilę z Poznania do Gniezna, biało - czerwone Koleje Wielkopolskie:



A tu już się rozjeżdżają ...
 



To też dawny "żółtek", przerobiony, unowocześniony ...
 

A gdzie mój pociąg?
W końcu nadjechał. Też taki biało-czerwony Elf, jak dwa zdjęcia powyżej tyle, że dwa sczepione razem, bo o tej porze jedzie bardzo dużo ludzi, a tu proszę, frontem do pasażera, żeby za dużego ścisku nie było ;)
Chociaż czasem jest, ale może dlatego, że wszyscy idą na przód, żeby za daleko po wyjściu do wyjścia nie łazić ;)

Po dwóch tygodniach stwierdzam, że nie jest to praca mojego życia ... cóż, życie ... może gdzieś taka jest, a może nie.
W sumie narzekanie nic nie da, ale z  drugiej strony, czemu na blogu nie mogłabym napisać, że coś tam mnie boli?
No właśnie. A i tak o wszystkim nie piszę ...
Ale o czymś jeszcze napiszę.
Jadąc pociągiem, widziałam na niektórych stacjach plakaty z jakimiś osobami. Pomyślałam sobie, że PKP może jakichś hydraulików szuka, albo co ... no takie miałam skojarzenia.
A wczoraj obejrzałam sobie to dokładnie.
Otusz, otóż ... na plakacie z panem lat około 50, przystojnym, zadbanym, z heblem w dłoni ( czyli strugiem po polsku) stało co następuje, tak mniej więcej: 
Jan Kowalski, brygadzista w PKP Cargo, na kolei pracuje od 1986 roku, w wolnych chwilach zajmuje się stolarstwem" ....

Jebłam.

Wybaczcie mi ten wulgaryzm, ale tylko to mi do głowy przyszło, jako komentarz tej żenady ...
Nie ma kasy na podwyżki dla pracowników, na radia (służące do komunikowania się, a nie do słuchania wiadomości), telefony, środki czystości, ale na takie pierdoły jest.

Gratuluję kreatywności, debilu, który to wymyśliłeś. Siedzisz w dyrekcji za biurkiem, tworzysz durne tabelki w Exelu i nie masz bladego pojęcia, co dzieje się tak naprawdę i nie chcesz wiedzieć, bo niemała kapucha ci ten durny łeb i ślepia przesłania... ot, co.

Udanego weekendu wszystkim życzę♥♥♥

sobota, 6 stycznia 2018

Coś pozytywniejszego

Gdy trzech Króli mrozem trzyma będzie jeszcze długa zima.
Na Trzech Króli słońce świeci wiosna do nas pędem leci.

A jak jest u Was?
U mnie słońce świeci, a co z tą wiosną będzie - czas pokaże. Bo z Barbarą się nie sprawdziło. Była po wodzie i Święta też były po wodzie. Cóż ... jak się różnymi harpami pogodę modyfikuje, to potem tak jest.
Ale dzisiejszy mój wpis nie będzie marudzący.
Przeżyłam tydzień w nowej pracy i ani razu nie chciałam stamtąd zwiewać, chociaż oczywiście idealnie nie jest, ale nigdzie nie jest chyba, tak naprawdę.
Towarzystwo dorosłych ogólnie życzliwie mnie przyjęło, chociaż zdaję sobie sprawę, że co niektórzy mendowaci są, ale to też nic dziwnego :)) a dzieciory, jak to dzieciory ... ogólnie nie najgorsze, zwłaszcza kiedy porównuję chamstwo i agresję z poprzedniego miejsca pracy z tymi tutaj.
Pożyjemy, zobaczymy ... 
Jestem oczywiście zmęczona, bo do Poznania muszę dojechać pociągiem jakieś 45-50 minut 
i jeśli zaczynam lekcje rano, to mam jeszcze jakąś godzinę w zapasie. Plus tego jest taki, że idę wtedy pieszo, zajmuje mi to jakieś 20 minut, to są niecałe 2 km wedle nawigacji.
A w samej szkole trenuję step aerobic, gdyż mieści się ona w ponadstuletnim budynku, pokój nauczycielski jest na samej górze, czyli na drugim piętrze, czyli tak naprawdę na trzecim blokowym, bo w starym budownictwie schody są dłuższe ;)
I tak kilka razy trzeba tam wejść i zejść.
Kondycję sobie odbuduję przynajmniej ;)
Zmęczenie wynika też z planu lekcji mojej poprzedniczki, nawalone godzin na maksa przez trzy dni, pozostałe mniej, bo jeszcze pracowała w innej szkole. To ja się nie dziwię, że się rozchorowała.
Ja też muszę moje dotychczasowe działania oddać komuś, bo nie zamierzam nawalać do utraty sił i przez cały dzień. Kot tęskni, Chłop tęskni, ja też nie mam już tylu sił i chęci, bo w imię czego. Kasy? Nie jest znowu nie wiadomo jak wielka.
Pożyjemy, zobaczymy ...
Na razie życzę Wam udanego dnia i weekendu, zamierzam za chwilkę wziąć kijki i ruszyć 
w trasę moją na przejazd, porobić zdjęcia, bo mi tego brakuje.
Aczkolwiek wybraliśmy się z Chłopem w drugi dzień Świąt i w Sylwestra na kijki do lasu, którego już prawie nie ma. Zrobiłam parę zdjęć, niektórych miejsc nie można poznać, bo las jest powycinany po sierpniowej nawałnicy, a droga tak porozjeżdżana,że wejść i przejść nie idzie.

A jutro - chlup do wody ;) taki mam plan bynajmniej, przynajmniej ;))
 

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Tak na początek nowego roku

Nie wiem, co napisać na początek nowego roku.
Jak wszyscy, albo prawie wszyscy chciałabym, aby był udany i obfitował w same dobre wydarzenia.

Czego oczywiście Wam i sobie życzę.

Niestety, mam w sobie jakiś wielki niepokój i brak wiary, że tak będzie. Nie wiem, czy powodem jest pełnia Księżyca, która będzie miała miejsce jutro, czy jakieś ogóle fluidy rozpylane po to, byśmy się źle czuli, czy może to, że jutro jadę do nowej pracy, co do której do końca przekonana nie jestem.
Pewnie wszystko po trochu, a najwięcej to ostatnie. 
Do pracy tej muszę dojechać do Poznania. Znowu nowe środowisko, które nie wiem, jak mnie przyjmie - może nie przyjmie ... No cóż, wtedy dam sobie z nią spokój. Głównym powodem, dla którego się na nią zdecydowałam jest umowa o pracę i terminowa wypłata. To chyba sporo.
Bo ostatnie 5 lat, z kilkumiesięcznym wyjątkiem, to takie byle jakie umowy, z wypłatami też różnie bywało i bywa ... niestety, nie wiem, co ze mną jest nie tak, że nie mogę nic sensownego znaleźć.
Za stara, za głupia,  naiwna i bez znajomości ... i  niech mi nikt nie wmawia, że jest inaczej. Po tych paru latach nie stać mnie na jakiś wielki optymizm w tej kwestii. A naprawdę się starałam.
Owszem, zdarzają się chwile, kiedy mam więcej optymizmu, ale coś dzisiaj mi nastrój zleciał do poziomu minus tysiąc. No może minus dziesięć ...
Praca ta jest oczywiście w szkole, chociaż szukałam też gdzie indziej. Szkoła na trudnym poziomie, bo klasy siódme i gimnazjalne. Chociaż podstawówka, w której pracowałam w minionym już roku, bardzo negatywnie mnie zaskoczyła. Tak więc zobaczymy, aczkolwiek entuzjazmu wielkiego brak.
Dotychczasowe zajęcia muszę dość mocno przeorganizować i z części z nich zrezygnować, bo czasowo nie dam rady, a poza tym ... czy warto za wszelką cenę ... chyba nie.
Cóż, wielką optymistką nigdy nie byłam, bardziej realistką z dozą pesymizmu, a tak mi się nazbierało różnych spraw dodatkowo.

Mimo wszystko - raz jeszcze, wszystkiego najlepszego Wam życzę ♥♥♥

PS. Morsowanie trochę pomaga, na chwilę. Bo nie odpuszczam, nawet na sylwestrowe pojechałam sama, mimo, że było już mocno zimno i musiałam trochę ze  sobą powalczyć ;)