poniedziałek, 4 listopada 2019

Zaczął się listopad, czas zatem na

orzeźwiające kąpiele w chłodnych wodach różnych zbiorników wodnych - odkrytych, rzecz jasna. Wczoraj nastąpiło oficjalne rozpoczęcie sezonu morsowego w naszym mieście, w którym to wzięliśmy z Chłopem mym udział. A poza nami jakieś sto ponad innych szaleńców. 
Pogoda była piękna. W sam raz na łagodne wejście w temat i klimat moczenia się w jesienno - zimowych rześkich wodach. Rozpoczął się dla mnie trzeci sezon. I tak widzimy, że coraz więcej ludzi zaczyna morsować, robi się z tego masowy sport, którym można pochwalić się przed rodziną i znajomymi. Tak, jak ja to również czynię 😂
Chociaż u mnie w pracy tylko mnie tak wali w dekiel i wuefistę jednego, ponoć. Nie rozmawiałam 
z nim jeszcze na ten temat. 
I zazdroszczę wszystkim, którzy mają jakiś fajny stawek pod ręką i w każdej chwili mogą sobie doń wskoczyć... 
My musieliśmy podjechać jakieś 25 km w piękne okoliczności przyrody, jakkolwiek w naszym mieście jest zalew stworzony ongiś z płynącej rzeki. Ostatni raz kąpałam się tam....nie pamiętam, kiedy. W latach 80.i to wczesnych, jak mniemam. "Nieszczelne" szamba z pobliskiej wsi zrobiły swoje. 
Teraz jest trochę lepiej, jakkolwiek kąpieliska już nie otworzono. Chociaż zakazu kąpieli nie na. 
W dużo mniejszej grupie zamierzamy wbić się tam w piątkowy wieczór 😉 zobaczymy, co z tego wyniknie. 
W każdym razie - zachęcam do takiej aktywności. To wszystko dzieje się w głowie. 
I kilka zdjęć z wczoraj. Kiedyś prezentowałam już podobne widoki. 




Franio leży mi na nogach, tak się znarowił, że domaga się, by ktoś położył się na kanapie, żeby on mógł ułożyć się do popołudniowej i wieczornej drzemki. 
Ten miauk, słyszany przez pół osiedla... Aż dziw, że żadne TOZ - y się tą niewątpliwą krzywdą kocią nie zainteresowały 😉