niedziela, 31 maja 2020

Na koniec maja: działkowo - ogrodowo

Bardzo szybko przeleciał mi ten maj. W ogrodzie zakwitły i przekwitły bzy, drzewka owocowe, narcyze, konwalie też już prawie. Zakwitły maki, wilczomlecze, wykiełkowała marchew, rzodkiewka, kwiaty i trawy.
Zbliża się koniec roku szkolnego i dobrze, bo mam dosyć tego wirtualnego nauczania, maili itp. Nie jestem w tym odosobniona, rzecz jasna.
Franio kocha balkon i budkę z filcu, w której sobie leży od samego rana.
Na działce mam trzy eksperymentalne grządki, ponieważ sama nigdy nie uprawiałam pomidorów w gruncie... Zobaczymy, co z nich wyjdzie. Do tego zasadziłam dwie cukinie. A między tymi warzywami - posiałam aksamitki, nagietki. Muszę się naprawdę dokształcić ogrodniczo, bo dawno nie miałam z tym nic wspólnego.
Odpoczywam tam.

Widok na warzywno - kwiatowe grządki


Jeden ze skalniaków i stokrotki, które na balkonie przeżyły dwa lata, a tu czują się nieźle.

Choinki, choinki ...

Wilczomlecz jest bardzo ekspansywny

Mak po naszej stronie - od pani babci sąsiadki, wczoraj go jeszcze nie było w takiej postaci
A w nocy padał deszcz, wiec trochę wody w glebie jest w tej chwili.
Niech czerwiec dobrze się dla nas wszystkich zacznie ♥♥♥ 
 

czwartek, 21 maja 2020

Wyciąganie energii, odpoczynek wśród drzew.

Mamy już drugą połowę maja, czyli koniec roku szkolnego już bliski. I obojętnie, jakie nauczanie, oceny trzeba wystawić. To się zaczęło! 😤😤😤
Oj przypomniało się niektórym, że szkoła pracuje jednak. I codziennie, odkąd uwięziono nas 
w domach, pojawiały się na stronie internetowej zadania, wskazówki, tematy na każdą lekcję Ina każdy dzień, według planu. 
A niektórzy zapomnieli... I jak otrzymali w ocenach proponowanych jedynkę lub nieklasyfikowanie, to od razu wiedzieli, jak się z nauczycielem, czyli np.ze mną, skontaktować.
W każdym razie, do zmęczenia tym całym świrusowym cyrkiem, doszło zmęczenie szkolno - świrusowe. Wczoraj i dzisiaj czułam się tak, jakby mi ktoś odciął zasilanie. Wczoraj pojechałam sobie rowerem do lasu, bo niestety trochę go zaniedbałam - i rower, i las, a dzisiaj najpierw medytacja - nie zawsze się udaje, a po obiedzie do lasu na rowerze. 
Musiałam odejść od komputera, właściwie i tak na dzisiaj skończyłam, a to czego nie zrobiłam, zrobię jutro... Miałam bowiem wrażenie, że niektórzy uczniowie wyciągają ze mnie energię, przez ten komputer. Tego już za wiele! 
Chciałam pokazać Wam zdjęcia, które zrobiłam wczoraj w lesie oraz po drodze. 

Z perspektywy runa leśnego 😉

Buty są moje, butelka z wodą też. 
Z pozycji runa leśnego korzeń wygląda jak wielki pająk 🕷 😮
Moje ulubione ... jeszcze kwitną, bo w cieniu.
Niestety nic nie jechało - w sensie pociągu, ale trawy piękne.
To też trawy, podobne do zbóż ;)

Za chwilę też jadę. Muszę, bo inaczej mi zimno wieczorem i nie jest to gorączka. Tylko mało ruchu. Nie dziwię się starszym ludziom, którzy nawet latem ciepło się ubierają, że im zimno. Jak mało wychodzą, to niestety tak jest. 

Trzymajcie się ciepło i zdrowo ♥♥♥
 

sobota, 2 maja 2020

Ruszyłam maszynę

I zaczęłam trochę szyć. Maszyna stała sobie niepokojona przez nikogo, dobry rok, dwa lata? Nie wiem. W końcu nadszedł ten moment, kiedy zdecydowałam ją odpalić. Na szczęście focha nie strzeliła i zaczęłyśmy współpracować. Fakt, musiałam sobie przypomnieć, jak się nici zakłada 
i szpulkę do bębenka. Bo miałam kolorowe nici, a potrzebowałam białe.
I u nas była akcja szycia maseczek dla szpitala. Zgłosiłam swój akces i udało się mi uszyć 
z powierzonego materiału, bodajże 41 sztuk.
Ale najpierw musiałam rozpracować technologię produkcji tychże. I z takiej tkaniny na dziecięcą pościel, której kawałek mi zostało, uszyłam dwie. Jedna z kotem, a druga z zakładkami już oraz kwiatkiem i pszczółką - dla męża mojego, który dojeżdża do pracy samochodem z kolegą. Długo 
i tak jej nie ponosił, bo przy jego przebytych chorobach, nie powinien żadnej szmaty na twarzy nosić, to raz. Poza tym mamy w domu tyle kominów, takich na szyję, że nie ma co dusić się 
w namordniku, w razie czego. 
W każdym razie, w żółtej wystąpił na badaniach okresowych 😂😂😂
To nie koniec moich wyczynów, ale najpierw fotki namordników.


Co było dalej, zatem. Dalej to mnie zaczęła boleć noga w biodrze. Prawym. Raz od szycia, bo ładnych kilka godzin mi to zajęło, a pedał maszyny cisnę prawą stopą, a dwa - zbyt długo przesiadywałam przed komputerem i też widocznie nieprawidłowo, że się wszystko skumulowało. Musiałam wdrożyć rehabilitację, czyli "rusz dupe z domu", jedź rowerem do lasu, skoro nieżont ci na to łaskawie zezwolił. No to pojechałam. Inaczej organizując sobie pracę, bo inaczej się nie da. Nie mówiąc już o tym, że nadal zakupy robię w tym sklepie dalej położonym od mojego domu. Tam pracują naprawdę rozsądne osoby.
Jest dużo lepiej, ale nie mogę za długo siedzieć. Bo normalnie w pracy, bardzo mało siedzę.
W każdym razie, wczoraj wyciągnęłam pierwsze z moich magicznych pudełek, w których mam różne szmatki. W pudełku był filc. Dość duży kawałek. Co zrobić z filcu? Różne rzeczy można. Koniec końców, trafiłam na pewną stronę, na której ujrzałam domek dla kota.
Czyli możecie sobie zajrzeć tu.
Zrobiłam więc wykrój z papieru, stwierdziłam, że filcu wystarczy i wycięłam poszczególne elementy. Przy zszywaniu okazało się, co prawda, że wykrój nie do końca pasował, ale przy nadsztukowaniu jednego boku - całość przypomina domek kota. Nie zrobiłam, co prawda ozdób, ale zawsze mogę. I mój domek wygląda trochę gorzej niż domek z linku, ale co tam ;)
Czy Franiowi się spodobał? Hmmmm....






W tej chwili leży mi na szyi i mruczy, ale przecież jestem milsza od filcu, nieprawdaż? 😉 
Już poszedł spać gdzie indziej, w swoje stałe miejsce, na zielonym kocyku od cioci Gosi :)
Zdrowia i spokojności Wam życzę.
U nas trochę popadało w końcu :)