piątek, 25 marca 2016

Na Wielkanoc


Jak tam? Okna umyte? Kąty z brudów wymiecione? Sałatka przegryza się w lodówce, a upieczone baby i mazurki czekają na konsumpcję?
Jeśli tak, to możecie zacząć świętowanie ;)
Ja tylko sałatkę zrobiłam, "przegryza się", a Chłop marchewkowe ciasto upiekł, które jak wiadomo, jest wielkanocnym ciastem .... w Szwajcarii. Tak przynajmniej w radiu dziś słyszałam, jakiś cukiernik się wypowiadał.

Życzę Wam udanego świętowania, radosnego, albo przynajmniej zdrowego 
i pogodnego. Miłych spotkań i rozmów nie tylko przy stołach, ale też i na spacerach - przynajmniej.

I taki obrazek znalazłam tutaj :)


Żeby nie stało się tak, jak tu:


A jutro pamiętajcie o koszyczku:


No i poza tym ......:


niedziela, 20 marca 2016

Co działo się od wpisu do wpisu na blogu

Witajcie :)
Szczerze mówiąc, trochę odechciało się mi pisania bloga, a trochę mnie do tego znów ciągnie, a ostatni, ponury wpis starszy i tkwi na pierwszym miejscu niczym wyrzut sumienia.
Czas zmienić ten stan rzeczy.
Jeśli chodzi o te trudne sprawy, o których wspominałam - częściowo się rozwiązały. Chociaż może słowo "rozwiązały" trochę zdawać się nie na miejscu, czy też z lekka zszokować może niektórych. Ale tak po prostu wyszło.
W tej chwili chcę i mogę coś więcej napisać.
Otóż w ostatni dzień lutego - poniedziałek, teść mój osłabł i to na tyle, że położył się do łóżka i nie był w stanie utrzymać się na nogach. W ten dzień Chłop mój zawiózł go do lekarza, do przychodni, jeszcze do gabinetu doszedł. Na drugi dzień już nie wstał.
Przewróciło to nasz świat do góry nogami, ponieważ trzeba było się zorganizować i ojcem zaopiekować. Ani siostra męża, ani on sam, czy ja, nie mieliśmy do tej pory za bardzo do czynienia z opieką nad osobą leżącą, ale przez kilka dni ogarnęliśmy jakoś temat, łącznie ze zgłoszeniem zapotrzebowania na opiekunkę, która mogłaby siostrę odciążyć.
Chłop mój był na L-4 z powodu swoich dolegliwości - z badań nie wyszło nic niepokojącego, ale trzasnęło go coś
w krzyżu, kiedy podniósł ojca - szczupłego i niewysokiego pana, i lekkiego, zdawać się mogło. Nic bardziej mylnego.
Minął tydzień, ojciec dostawał kroplówki wzmacniające, a my stwierdziliśmy, że na następny poniedziałek zamówimy wizytę lekarza rodzinnego do domu, spisaliśmy na kartce kilka spraw, o które chcieliśmy go spytać, poza tym pojawiły się odleżyny, niepokojący kaszel, więc wizyta nie była spowodowana fanaberią naszą.
Chłop mój podjechał do nich rano, żeby z ojcem posiedzieć, poczekać na lekarza i żeby siostra mogla spokojniej wyjść coś 
w mieście załatwić.
Doktor przyjechał koło południa, a ojciec mu na rękach umarł. 
Pogotowie nie zdążyło dojechać.

Tak myślę, że dobrze się tak stało, tzn., że zmarł w domu, a nie w szpitalu. Nie musiał leżeć w tym ohydnym, blaszanym kontenerze, nie musieliśmy czekać aż jaśnie doktor jakiś wypisze dokumenty zgonu, no i ojciec zmarł w swoim otoczeniu, córka i syn byli przy nim ... jeśli już tak miało być.
Tak się złożyło, że ten poniedziałek miałam w miarę wolny od pracy, zaraz tam do nich przyjechałam, przygotowaliśmy ojca już do pochówku ... 
Bez dodatkowych nerwów załatwiliśmy co trzeba, wszystko szło jak po sznurku, jakby ktoś nas prowadził, gdzie trzeba - żadne 
z nas nie miało pojęcia na początku, gdzie się udać. 
Chłop mój pojechał najpierw do przychodni po dokumenty, potem do USC po akt zgonu. Tam dowiedział się, która firma pogrzebowa jest najtańsza ... w naszym mieście są trzy. Dwie od lat, a trzeciej nie kojarzyliśmy sobie za bardzo, bo działa u nas może od dwóch lat? Nie wiem.
W USC zaczął rozmawiać z osobami, które też po akt zgonu przyszły i oni mu o tej firmie powiedzieli.
Jako, że w gotówkę nie opływamy, ojciec nie miał za bardzo oszczędności, a zasiłek pogrzebowy został ze dwa lata temu dość mocno obcięty, to poszliśmy właśnie do tej trzeciej firmy.
Okazało się, że właścicielem jest kolega Chłopa ze szkoły ... bardzo sympatyczny gość, zresztą. I fachowy.
Od lat w branży - w swoim mieście, jakieś 20 km od nas.

Te dwa tygodnie były dla nas psychicznie wyczerpujące. Wiem, że niemoc ojca trwała bardzo krótko, że są ludzie, którzy miesiącami, czy latami leżą i wymagają opieki, co bardzo zmienia życie rodziny, zwłaszcza tych, którzy pełnią rolę opiekunów. 
Może później człowiek jakoś się do tego przyzwyczaja. Nie ma wyjścia, zresztą. 
Nie będę się wymądrzać na ten temat. Piszę tylko o moich odczuciach.

Nie jesteśmy pogrążeni w żałobie. 
Chłop mój nie był jakoś mocno z ojcem związany, jego siostra była tą przysłowiową córunią tatusia. Bywa i tak. Aczkolwiek do ojca dość często zaglądał, a przez ten tydzień bardzo mocno się zaangażował w opiekę. 
Teść był spokojnym, małomównym człowiekiem, ja go lubiłam, po prostu. Nie każdy jest duszą towarzystwa, ale też nie
z każdym jesteśmy nawiązać pełne porozumienie. Ja to rozumiem, akceptuję i już.

Co do innych problemów - nie będę o nich pisać, bo nie wszystko jest na sprzedaż, jak to niedawno Panterka na swoim blogu napisała. Ale sytuacja trochę się rozjaśniła. Na tyle, że czarne chmury się trochę rozeszły. Chociaż nigdy nie wiadomo, co przyszłość nam przyniesie ....
Po tym, jak teść odszedł do lepszego świata, na blogu Elki pojawił się ten wpis.
W ciekawy sposób wpisujący się w to, co niedawno przeżyliśmy. 
Chciałabym, żeby kolejne zmiany poszły już w innym, lepszym i nie tak drastycznym kierunku.

Czego życzę i sobie, i Wam wszystkim ♥

czwartek, 3 marca 2016

Marzec srarzec

Od kilku lat, marce przynoszą nam trudne doświadczenia, które wbijają człowieka w ziemię, czasem mniej, czasem bardziej.
Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Podświadomie coś ściągamy, czy diabli wiedzą co?
Nie inaczej jest teraz. 
Najpierw Chłop. Od wczoraj ma L-4, robione badania krwi i usg, bo go coś w prawym boku pobolewa. USG nie wykazało niczego niepokojącego, najprawdopodobniej promieniuje od kręgosłupa, bo reszta czysta. No oby.
Na szczęście chodzi i jest w miarę ok. 
Niestety doszły nam potężne problemy rodzinne. Nie chcę zbyt daleko wybiegać w przyszłość, tylko zająć się teraźniejszością i wesprzeć Chłopa mojego, bo dotyczą jego rodziny, ale też i mojej, w końcu jestem jego żoną. Te problemy były oczywiście do przewidzenia, teraz powoli wybuchają, na razie jeden, potem będą następne. Zrobimy tyle, ile będziemy mogli, ale ręce opadają, bo tutaj niewiele mogliśmy zrobić, żeby im zapobiec.
Nie będę się na ten temat rozpisywać.
W każdym razie szukamy pomocy w instytucjach, o których do niedawna ledwo co słyszałam.
Taki to kolejny marzec przyszedł do nas, niech go szlag.
Obyśmy tylko zdrowi byli.
Tym bardziej będzie mnie mniej na blogach, niestety.
Zobaczymy.

wtorek, 1 marca 2016

To mamy marzec, że się tak mało oryginalnie wyrażę ...

Coraz bliżej wiosna, raptem 20 dni i ta kalendarzowa, oraz astronomiczna ma do nas zawitać.
Cóż, marzec nie należy do moich ulubionych miesięcy, ponieważ kojarzy się mi z beznadzieją szpitalnego życia mojego Chłopa, który to dwa razy uprzejmy był zawitać do tego naszego powiatowego przybytku. Fakt, od niedawna mamy piękny (???), nowoczesny szpital, na europejskim poziomie itd. .... nie znaczy to jednakże, że tęskno mi za tymi klimatami.
Zeszłoroczny marzec przebiegał inaczej - pod znakiem Bonusa, co kosztowało mnie też sporo emocji. Bardziej pozytywnych, na szczęście.
Co będzie w tym roku? Czas pokaże. 
To tyle dywagacji.
Dzisiaj rano, po odsunięciu rolet, ujrzałam za oknem zimę. Nawaliło śniegu, zrobiło się biało, czysto, na drogach mniej bezpiecznie. Na szczęście nie musiałam nigdzie samochodem jechać, bo nie lubię takiej pogody do jazdy.
Poszłam do pracy na poranną zmianę i idąc z powrotem porobiłam zdjęcia zimie. Gdyż nie wiadomo, kiedy znów taka gratka się trafi ;)
Zapraszam do obejrzenia.

Najpierw centrum miasta.


Przed wojną, budynek ten był czyjąś własnością. Po wojnie - siedziba UB, potem jedynej, słusznej partii, a teraz na parterze mieści się cukiernia z kawiarnią, a reszta została niedawno przerobiona na hostel. Wcześniej były tam sklepy. Sporo przeżył ten dom ...






I takie tam widoki z centrum ;)

Kolejne zdjęcia zostały zrobione kilka minut od centrum ;)







Biel i czerń, gdzieniegdzie kolory elewacji bloków.

A tu moje osiedle.
Ścieżka, pracowicie odśnieżona przez gospodarza domu - potężne zaspy ;)


Samochód nasz został potężnie ;) zasypany - biedulek:


To też nasz pojazd. A właściwie pojazd Chłopa mego, którym to do pracy dojeżdża. Zimą stoi - pojazd, nie Chłop, 
w pomieszczeniu piwnicznym, został optymistycznie zeń wyciągnięty, a tu masz:


I na koniec Bonus - ten żywy. Jak on nie lubi się fotografować, to nie do uwierzenia :))
Dlatego zdjęcia są, jakie są ;)


 Ha, ha, nie zdążyłaś :)))


 Niby, że ja na podłogę chlapię?? Bo z łapki zlizuję? W życiu never, co widać na załączonym obrazku ...


Bawię się, bawię się .....


To nie ja się tym paskiem bawię.



Koty też śnieg lubią i pojeździć na nim też. Szkoda, że tak mało nasypało, byłoby się gdzie wytarzać ....

Udanego dnia wszystkim życzę :))