sobota, 27 czerwca 2015

Coraz cieplej

Dojechalismy w końcu do Calelli. Po drodze sporo się działo,jeśli chodzi o widoki i takie tam różne sprawy obyczajowe. Wczoraj dojechaliśmy do Sanremo na drugi nocleg. Z czym kojarzy się ta miejscowość? Mnie ze słynnym festiwalem piosenki,poza tym błękitnym niebem, morzem,plażą itp. A co było? Ogólnie syf,smród szamba,moczu, brakiem dostępu do morza takiego bezpośredniego,bo prawie wszystko wykupione przez hotele... przykre to widoki.
W drodze do Hiszpanii zatrzymaliśmy się w Cannes. No, tam to już coś innego. Fakt,ludzi sporo,ale czyściej i przyjemniej. Takie są przynajmniej moje odczucia.
W każdym razie jest ciepło. Powyżej 30 stopni w ciągu dnia, teraz chłodniej. Zdjęcia powrzucam po powrocie. Bonus ma się dobrze, w tej chwili opiekuje się nim mój bratanek i dobrze się dogadują. Mamy codziennie jakieś zdjęcie Niuńka, albo informację, tudzież odgłosy mruczenia.

Dobranoc zatem i do następnego razu. Po powrocie pouzupełniam równieź i posty :)

środa, 24 czerwca 2015

Krótko i na temat

Po nieprzespanej nocy, padamy już z nóg, więc krótko. Dotarliśmy do Jeziora Bodeńskiego, odwiedziliśmy na zbyt krótko piękne Lindau i nocujemy w Feldkirch, w Austrii. W końcu jest ciepło i nie leje. Takie miłe 23 stopnie.
Bonusik daje radę,jego opiekunowie też ;) zobaczymy po nocce ;)




To Lindau. Trafiliśmy też na dworzec kolejowy. Na pierwszym zdjęciu wejście do portu, na drugim- kamieniczki.

Dobranoc wszystkim, jutro napiszę więcej, mam taką nadzieję ;)

wtorek, 23 czerwca 2015

Przy Kawce

Kawka to śliczna kotka, która poszukuje domu.
Pod tym linkiem, który przekierowuje do Gosianki - jej obecnej opiekunki, są wszystkie informacje na temat koteczki. A jakby komu było mało, to w Kurniku jest pięknie i zachęcająco opisana.
Sama mogę powiedzieć, że adopcja dorosłego kota, to fajna rzecz. Wyrośnięty z dziecięcych harców - zazwyczaj, 
z ukształtowanym charakterem, ale mogący nauczyć się nowych rzeczy i przyzwyczaić się do nowego miejsca oraz Personelu. 
O czym świadczy przykład Bonusa.

Swoją drogą, jak ja 10 dni bez niego wytrzymam?? ;)))

Znikam do pakowania, bo jeszcze nie mam NIC. Wyjeżdżamy, co prawda w nocy, ale po co później latać jak, nie przymierzając, kot z pęcherzem.

Do zobaczenia więc później :)

A na zachętę, jeśli ktoś jeszcze Kawki nie widział, przekopiowane od Gosianki: ( nie pytałam o pozwolenie, ale chyba mogę, co? :)))

 

niedziela, 21 czerwca 2015

Spotka cię coś miłego

Taki oto napis znalazłam pod kapslem tymbarka, którego wypiłam wczoraj po ...... zawodach :) Otóż wybrałam się na nie
z Chłopem i bratem mym, gdyż odbywały się niedaleko i za darmo :) Dla każdego zawodnika był medal, numer startowy plus chip, woda i to zasadniczo wszystko, co "stało" napisane w regulaminie. Każdy z nas startował w innej konkurencji. Ja kijki, Chłop 5 km, a brat - dycha. 
Pierwszą niespodzianką było to, że przy zapisach dostaliśmy czapki, reklamujące miejscowość, w której odbywał się bieg. Fajnie, przydadzą się w Hiszpanii :) Oraz talon na jedzenie po biegu. Tego też w regulaminie nie napisali - było zatem coraz lepiej.
Punktualnie wystartowaliśmy, wysforowałam się prawie od razu na początek peletonu - przede mną grzała jedna dziewczyna 
i tak do końca utrzymałyśmy taki stan rzeczy. Ona była pierwsza, jakieś 20 sekund po niej ja i dopiero dwie minuty później trzecia pani, pierwszy z panów i reszta chodziarzy. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nastawiłam się na ostrzejszą rywalizację, bo nie lekceważę nigdy nawet starszych pań ;), a tu luzik. I tak szłam na maksa, robiąc chyba najlepszy czas na tym dystansie. Trasa i pogoda temu sprzyjała, gdyż wiodła częściowo miasteczkiem, częściowo polami, laskiem i po połowie dystansu - nawrotka. Świeciło słońce, wiał lekki wiatr, prosty asfalt - czego chcieć więcej??
Przy okazji zostałam posądzona o branie dopingu przez tych, których zostawiłam z tyłu, daleko, oraz zapytana przez fotografa stojącego tuż przed metą, gdzie jest reszta? :)) A mnie skąd to wiedzieć? Odpowiedziałam mu, że chyba w lesie zostali ;)
Na mecie przywitał mnie Chłop mój, który z jednej strony zadowolony, bo złamał 20 minut na 5 km, a z drugiej nie bardzo, bo zajął w generalce czwarte miejsce .... poczekaliśmy na brata, który też dobrze pobiegł, bijąc swój rekord na dychę, czyli złamana godzina ;) a potem zajęliśmy się konsumpcją tego, co nam organizatorzy przygotowali.
I taki to napis pod kapselkiem przeczytałam, myśląc, że już mnie coś miłego spotkało, bo całe to popołudnie fajne było. 
A potem rozpoczęły się dekoracje. Szło sprawnie i okazało się, że dla zwycięzców poszczególnych kategorii są nagrody, co było dużą niespodzianką, gdyż w regulaminie - ani słowa ;)
Ja też się załapałam, a jakże :) Pierwsza finansowa, bo otrzymałam bon na stówkę do jednego ze sklepów sportowych :) Na pewno coś sobie sprawię, bo asortyment jest bogaty. A gdyby Chłop z kijkami szedł, to mielibyśmy jeszcze więcej kasiorki do wydania, bo byłby pierwszy z najpierwszych ..... cóż, trzeba i takie rzeczy brać pod uwagę na drugi raz.
Nie ukrywam, że to zwycięstwo dodało mi więcej sił i chęci do dalszych treningów. Bo kolejne zawody, które nas czekają, będą od nas wymagać sporo wysiłku w drodze do miejsc premiowanych ;)

Nigdy nie wiadomo, kiedy spotka cię coś miłego :) Ja już trochę zapomniałam, jak to jest.
Fajnie było sobie przypomnieć ten stan i dobrze byłoby o nim pamiętać.

P.S. Remont trwa, Bonus ekipę pilnuje, ekipa rękawów sobie nie wyrywa, bardzo uciążliwi nie są, ale mogliby już kończyć 
i szmaty sprzed balkonu sprzątnąć.

piątek, 19 czerwca 2015

Udało się :)))

Zatem spieszę donieść, że udało się mi ogarnąć szafę :)) Leży to zatem w możliwościach większości osób, bo skoro mi się udało, to dlaczego Wam ma się taka akcja nie powieźć? Fakt, sporo rzeczy czeka na swój dalszy los, na razie wylądują 
w piwnicy. W przyszłym tygodniu albowiem, bierzemy kota w teczkę i wyjeżdżamy z Chłopem na wycieczkę ;)
Z tym kotem, to był żart, oczywiście, bo wycieczka jest - wzorem lat ubiegłych, organizowana przez Chłopa zakład pracy, zatem zagranica, zatem Bonusik musi zostać w domu. Opiekę nad nim mamy już dogadaną, ale tęsknić za nim będziemy, on za nami - nie wiadomo. W każdym razie zostaje u siebie w domu, nigdzie go nie zawozimy, jeden stres mniej.
W tym roku jest to docelowo Hiszpania, jedziemy autobusem i mamy po dwa noclegi w Europie w każdą stronę. Pierwszy 
w rejonach Jeziora Bodeńskiego, nigdy tam nie byłam, a drugi w okolicach Jeziora Lugano. Też tam nie byłam. W Hiszpanii zresztą też nie. 
Powrót - południe Francji i Czechy - okolice Karlovych Varów, w zeszłym roku tam byliśmy i wracamy w tym. Tak, jak piwa nie pijam na co dzień, rzadko kiedy, to czeskie jest dla mnie najlepsze, szczególnie lane z kija. W zeszłym roku zorganizowano nam w tym hotelu imprezkę, przyszło dwóch grubasków: tata i syn ze starymi walizkami pełnymi płyt i chyba nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Ani my, ani Czesi, że będzie taka przednia zabawa i większość z nas dziarsko będzie do końca na parkiecie hasać. Przy takiej muzyce, to można i żadne tam disco polo nie wchodziło w grę, tylko lata 70.,80. i zarąbiaste czeskie polki. A, że oboje z Chłopem mamy czesko -morawskie korzenie - dokładnie nie wiemy niestety jakie, to cóż więcej trzeba .....
Ogólnie jestem strasznie zmęczona, psychicznie, bo fizycznie nie mam po czym ;)

Chciałabym na bieżąco pisać relacje z podróży, bo po powrocie to się często nie chce i zapomina wiele rzeczy. Mam nadzieję, że ogarnę ten nowy sprzęt w postaci tabletu ;)

A teraz czeka mnie jeszcze małe sprzątanie w domu, żeby bonusowa opieka się do podłogi nie przykleiła ;) i pakowanie, 
o matko jedyna ....

Miłego weekendu wszystkim :)

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Wybebeszona

Nie ja,rzecz jasna,chociaz czasem tak sie czuje. Wywalilam szfystko z szafy. I zamierzam ja mocno przerzedzic. Troche mnie ta akcja przeraza, dlatego prosze Was o mentalne wsparcie. Jestem zla,wkurzona na cala ta rzeczywistosc, musze wiec cos zrobic, a i tak pewnie wybuchne i komus sie oberwie- slusznie,jak mam nadzieje.
Nie mam polskich liter,bo testuje nowy sprzet. Szybciej go wlacze ;)
O postepach prac doniose. Pozdrawiam :)

piątek, 12 czerwca 2015

Borneńskie krajobrazy i trzy zdjęcia znad morza

Zajrzyjcie do linku pod pierwszym banerkiem. Potrzebna pomoc dla jednej z blogerek.

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam zdjęcia, które zrobiłam podczas długiego weekendu w Bornym. Nie będzie jednakże ruin, tylko przyroda.
Jeśli chodzi o ruiny, to pisałam o nich tutaj, bardziej chodziło o pobliskie Kłomino, natomiast nasza koleżanka blogowa Agulec, prowadząca podróżniczego bloga, całkiem niedawno zajęła się tematyką Bornego, można sobie do niej zerknąć tutaj.
Osobiście byłam w tych miejscach, o których Aga pisze, ale w tej chwili omijamy je z daleka, za bardzo to przygnębiające - mam na myśli Dom Oficera przede wszystkim. Mam bardzo podobne zdjęcia stamtąd, myślałam, że był post o tym, ale widocznie go nie napisałam koniec końców.
Dużo gorzkich przemyśleń i słów można na temat Bornego i Kłomina napisać, o pazerności pierwszych, polskich władz 
i niewykorzystanych szansach rozwoju. Nie mam na to najmniejszej ochoty. Przyroda broni się sama. Kwitło tam mnóstwo tawuł, morze białych kwiatów, które u nas już prawie przekwitły. W Bornym mogłam ponownie nacieszyć oczy niesamowitą obfitością, bardzo lubię te krzewy.
To najpierw one:





Mam więcej zdjęć z nimi oczywiście ;)

Pięknie pachnące dzikie róże:



I sosny, wydzielające upojny aromat w silnym słońcu:





To nie wszystkie sosny. Przed oknem mieszkania, w którym byliśmy, też rosną, a w nich harcują sroki i gołębie:





Idąc w stronę jeziora, zrobiłam takie zdjęcia, w tym jedno dla osób pełnoletnich ;)




Tak sobie stoją koszarowce i zmiłowania czekają, za bezcen sprzedane komuś, kto ma nadzieję na nich potężnie zarobić. Niestety, inwestora z grubą kasą brak. Ślimaki mogą sobie spokojnie wymieniać materiał genetyczny, nikt im w tym nie przeszkadza ;)
Idziemy dalej, proszę wycieczki i fotografujemy przytaczniki, których cała masa tam teraz kwitnie:



Dochodzimy sobie nad jezioro, nad którym ludzi niewielu, sporo natomiast ptactwa wszelakiego i owadów różnych. Ten ze zdjęcia znajduje się w wodzie, bardzo szybki był ;)




Cisza, spokój, zieleń, zapach wody jeziornej ......

A na koniec, dla tych, którzy dotrwali bonus w postaci Bonusa, oczywiście :))
Dwa pierwsze zdjęcia zostały zrobione u nas na balkonie. Kupiliśmy mu na drogę nowy transporter, postawiliśmy go na balkonie, kotecek chętnie doń wlazł.



W czasie drogi już mu tak wygodnie nie było, ale bez przesady. Musiał w nim siedzieć ze względu na bezpieczeństwo nas wszystkich. Transporterek ma nawet zaczep do pasów bezpieczeństwa, o czym nie wiedziałam, a przeczytałam po powrocie na jakimś kocim blogu :))) Ledwo się załadowaliśmy do naszego malucha. Bonus i jedno z nas siedziało z tyłu i na nic więcej już tam miejsca nie było, z przodu była mała walizka i jakieś siatki z jedzeniem, a do bagażnika weszła kuweta i mała, przenośna lodówka. Ale jakoś dojechaliśmy. Bonusik nie lubi zakrętów i wyboi na drodze, bo wtedy było "miauuu" - pełne oburzenia 
i rozgoryczenia ;)

Kolejne zdjęcia pochodzą z Bornego, w tym trzy na balkonie. Zwróćcie uwagę na przewrócone leżaki. Nie, żeby je Bonus wywalił, albo wiatr. To taka prowizoryczna osłona dla kota, bo dysponowaliśmy jeszcze niewielką siatką, której nie wystarczyło na całość balkonu. I zaraz uspokajam - Bonus na balkon wychodził na smyczy i pod nadzorem. 





A w sobotę pojechaliśmy nad morze, Chłop mój udział wziął w biegu z Mrzeżyna do Trzebiatowa - 10 km. Jak już kiedyś pisałam, w Trzebiatowie mam rodzinę, była okazja ich odwiedzić. Najpierw jednak pojechaliśmy nad morze, gdzie Chłopa zostawiłam 
i pojechałam do Trzebiatowa. Wcześniej zadzwoniłam do ciotki z uprzejmym pytaniem, czy możemy na kawę się wprosić tak między 15-16. Ciotka odpowiedziała, że jak najbardziej, ale widziałaby nas chętnie trochę później, bo szykuje się impreza urodzinowa wujaszka :)))) My to mamy wyczucie chwili, naprawdę. I to nie pierwszy raz, bo bywało, że załapywaliśmy się przypadkiem na cioci imieniny, a kiedyś, zimą na ich rocznicę ślubu :)))
W każdym razie, Chłop przebiegł w jednym kawałku, dostał medal i koszulkę, wzbudził podziw u zgromadzonej rodziny 
i znajomych, pogościliśmy się trochę i musieliśmy wracać do Bornego, bo Bonusik tam sam sobie siedział i na nas czekał.
Zdjęcia znad morze są marnej jakości, bo dzień wcześniej Chłop bawił się różnymi ustawieniami i dopiero na komputerze zauważyliśmy, że zostały. 
Plaża miejsca zmniejszyła się dość mocno, woda podeszła pod samo zejście, a dwa tygodnie wcześniej plaży było dużo, dużo więcej. Pamiętam taką sytuację sprzed wielu lat, bywa.




Mam nadzieję, że wycieczka się podobała ;) Miłego weekendu wszystkim życzę :)

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Za moimi oknami

Mam nadzieję, że Gosia nie będzie na mnie zła za małą pożyczkę, jeśli chodzi o tytuł postu ;) ale tytuł sam się mi nasunął ;)
No bo jak nazwać to, co się od rana dzieje? Nadszedł w końcu oczekiwany remont elewacji naszej klatki i dzisiaj rozpoczęli od montażu rusztowań. Zrobiłam kilka zdjęć z przyczajki, a Bonus walczy ze sobą i nie wie, na co się zdecydować. Czy wiać do drugiego pokoju, czy zostać i nadzorować postęp prac? Dylemat godny Hamleta, naprawdę ;)
Teraz siedzi pod stołem i ma wgląd na akcję za oknem, wcześniej wyszedł na balkon ..... trochę problemów sprawiła panom siatka na balkonie, ale trzeba było wywiesić ogłoszenie, że od dzisiaj remont .... kazałam im co prawda ją ściągnąć, jeśli będzie sprawiała problem, jakoś sobie poradzili, bo zaczynają montaż na drugim piętrze. A Bonus uważnie obserwuje :))
A, żeby było fajniej, to po drugiej stronie również trwają prace remontowe. Tym razem dekarskie, bo robią daszki nad wejściami do klatek schodowych. Bonus również okiem rzucił, ale rusztowania na razie wygrywają ;)
Poniedziałek rozpoczął się zatem od mocnych wrażeń, których kotu zresztą nie brakuje od czwartku :))) Ale w domu schowa się najwyżej do szafy, albo pod łóżko w sypialni, no i jest u siebie. Chociaż Borne w jakimś tam stopniu oswoił.
Nie chciałam być nachalna z aparatem i powstały takie oto zdjęcia.

Przyczajka pierwsza zza firanki. Widzimy fragment rosnącego rusztowania i panów budowlańców przy samochodzie:


Przyczajka druga

Panowie zeszli z rusztowania, więc można wyjść na balkon i poobserwować, co się dzieje:


Obserwacji ciąg dalszy. Bonus przy kwiatkach balkonowych moich. To żółte jest pozostałością po dokarmianiu ptaków.Pogardziły zdecydowanie rzepakowymi. Teraz będzie szansa na ich usunięcie, bo wcześniej jakoś nie chciało się mi ich wyrywać ;) Jak to ChPD ;)*


A teraz zgadnijcie, ile lat ma mój blok, skoro potrzebuje remontu? ....................................................


Kto zgadł, albo może kiedyś pisałam i zapamiętał, że .................... 10!!! ( Słownie - dziesięć ).
To jest nowoczesne budownictwo z nowoczesnymi technologiami, jak to kiedyś określiła jedna pańcia - żona dewelopera, która na początku prowadziła dokumentację naszej wspólnoty mieszkaniowej. 
Ręce opadają po prostu i wspólnota postanowiła zrobić te elewacje własnym kosztem. To duży skrót sprawy, która ciągnęła się latami, bo problemy zaczęły się dość szybko po oddaniu bloków do użytku. Nie chce mi się, zresztą o tym pisać ....

W każdym razie, miłego poniedziałku wszystkim życzę, u mnie zapowiada się bardzo pracowite popołudnie i wieczór :( ale trzeba zarobić na waciki i karmę, oraz żwirek dla Bonusa ;)

* ChPD - czyli Chujowa Pani Domu ;)

P.S. Bonus usnął sobie na krzesełkach pod stołem ;)

czwartek, 4 czerwca 2015

Co się na drodze zdarzyło

Mam problem z netem, nie chcą się mi blogi wyświetlać :((( w tym mój i nie mogę Wam na komentarze odpowiedzieć.Uczynię to wtedy, kiedy będzie to możliwe, tak więc pod poprzednim postem możecie komentarze pisać. Mogę jedynie wejść w panel blogera.
Miałam wrzucić link do mojej opowieści pt. co się na drodze wydarzyło, ale już nie mogłam. Jeśli chcecie, to zajrzyjcie sobie do posta z 2.11.2013 roku. Opisałam, co się nam wydarzyło. Jestem ogólnie niedowiarkiem i raczej nie miewam metafizycznych przeżyć, ale to było niesamowite. Zresztą poczytajcie sobie i skomentujcie :)
Wróciliśmy ze spaceru, zrobiłam trochę zdjęć - tawuły pięknie tu jeszcze kwitną, dzikie róże i gdzieniegdzie bzy.
Bonusik siedział grzecznie w domu :) Tu zdjęcie zrobione przed południem, garował na tapczanie, wyginając się coraz bardziej na plecy i rozciągając kręgosłup.


Do miłego :))

P.S. Okna są zamknięte, Panterko :) Nie zostawiam uchylonych, u siebie w domu też nie. Niby Bonus nie włazi na nie, ale strzeżonego ;)

Wielka podróż małego kotecka

W końcu wyjechaliśmy na kilka dni, korzystając z dłuższego weekendu. Naszym celem było Borne Sulinowo. Z powodów zawodowych i jeszcze innych, pozwoliliśmy kociambrowi na zrobienie nam pobudki - dzisiaj była to 3.13, doleżeliśmy do czwartej i koło piątej ruszyliśmy, zabierając ze sobą Bonusa i furę klamotów. Jeszcze przedwczoraj stwierdziliśmy, że Bonus wyrósł nieco ze swojego transporterka i na dłuższą podróż trzeba by kupić mu coś większego. Na wyjazd do weta ten pierwszy wystarczy, ale nie na 200- kilometrową wyprawę. Poza tym pierwszy kojarzy się chyba mu z takimi "wetowymi" wyjazdami, bo wiał na sam jego widok.
Wczoraj dostał nowy transporterek - kupiłam największy, jaki mieli w sklepie i Bonus swobodnie w nim może leżeć, a nawet stać. Do środka dostał kocyk, na  którym często leży i dzisiaj został doń zaproszony - wczoraj zresztą leżał w nim. I cóż -typem podróżnika Bonusik chyba nie jest ;) Bardzo nie podobały się mu nierówności na drodze i głośno temu dawał wyraz. Dużo tych nierówności już nie ma, ale Księciunio nie jest przyzwyczajony do takiego bujania. Poza tym od czasu do czasu głośno miauczał i niestety nie mógł być z tego transporterka na czas podróży wyciągnięty. Dla bezpieczeństwa całej naszej trójki ;)
Na szczęście obyło się bez innych atrakcji, nowe miejsce zostało obejrzane, balkonowanie zaliczone i teraz można się zdrzemnąć :) Balkon jest dużo mniejszy od domowego i nie ma siatki. Chłop zrobił prowizorkę z niewysokiej siatki ogrodniczej - Bonus nie skacze na poręcze, ale wyjście na balkon jest pod naszym nadzorem i jeszcze na smyczy. Trzecie piętro to nie żarty.
Na szczęście jest przyzwyczajony do puszorków i smyczy, więc nie ma z tym problemu.
Zobaczymy, jak to będzie z podróżami kociambra. Czy będziemy je kontynuować, czy poszukamy kogoś, kto będzie się nim opiekował w naszym domu. Owszem, rodzina jest na podorędziu i czasem można ją wykorzystać ;) ale wiadomo, jak to jest. My zresztą opiekowaliśmy się bandą kotów w moim domu rodzinnym ;)

Miłego zatem weekendu wszystkim życzę :) 

P.S.Bonus śpi aż miło, zajmując 1/3 tapczanu, a my za moment ruszamy w miasto, zobaczyć, co się tam przez rok zmieniło.
P.S.2 Drugim powodem, dla którego zaniechaliśmy nocnej podróży był fakt, że na pewnym odcinku przed Bornym, dzieją się dziwne rzeczy, kiedy się ściemni. Pisałam o nich kiedyś. Po raz trzeci nie zamierzałam się o tym przekonywać ;)