piątek, 24 grudnia 2021

Franio u dentysty

Czas na składanie życzeń, a ja o kocie. Ehh, bo wymęczył mnie ten ostatni tydzień, 
a w zasadzie ostatni czas.
W zeszłym tygodniu, w piątek Franio przestał jeść. Na drugi dzień pojechałam z nim do gabinetu, gdzie pani weterynarz orzekła, że ma spory kamień nazębny i być może trzeba będzie usunąć jakieś zęby. Bo kamień czasem je tylko trzyma, a potem okazuje się, że nie ma innego wyjścia.
I tak się stało, w gabinecie byliśmy w sobotę, zabieg umówiony był na poniedziałek. 
W międzyczasie kot trochę zjadł - po lekach nie czuł widocznie dużego bólu.
Usunięto mu dwa trzonowce z dołu. Do domu wrócił ładnie wybudzony, ale wieczór był ciężki, bo miaukolił kilka godzin, chodził do kuwety co chwilę i w ogóle cyrk. Chłop mój nerwowy, nasłuchałam się, że co ja najlepszego zrobiłam, bo kot na pewno nie przeżyje - tak, tak mi mów jeszcze, sama biłam się z myślami i od razu przypominałam sobie Bonusa i jego problemy i to, że nie udało się nam wygrać walki z jego chorobą....i, że też był z nami tylko trzy lata...
Franio jakoś się uspokoił, ale następne dni spędził głównie pod łóżkiem, nie jadł, pił jedynie wodę i skubnął kilka groszków. Do kuwety też poszedł dopiero w środę, czyli cały wtorek nic.
Wczoraj wieczorem kupiliśmy mu Whiskasa - bo stwierdziłam, że może na to się skusi 
i przestanie bać się jedzenia. Naprawdę tak to wyglądało, jakby bał się jeść. We wtorek przyszła pani weterynarz do nas do domu, podała mu leki - ja nie umiem, to jakiś koszmar jest i zajrzała mu do paszczy i była w szoku, bo w paszczy czyściutko, jakby w ogóle nie miał wyrwanych zębów i szytego dziąsła po jednej stronie!
Ale jedzenia się bał.... Dopiero wczoraj zaczął jeść ... Miejmy nadzieję, że już tak będzie jadł, chociaż chciałam podać mu antybiotyk w karmie - zapomnij o tym.... inne sposoby - najlepiej wychodzi mi strzykawka do pyska, ale foch po tym jest taki, że szkoda gadać.
Cały czas pryskam w domu Felliwayem i on też zrobił swoje, bo to niejedzenie Frania miało raczej podłoże psychiczne - tzn. po tym zabiegu, bo przed to go raczej mocno bolało. Taki to egzemplarz się nam trafił.
Ta część stresu ze mnie zeszła i dzisiaj czułam się jak wypluta. Na szczęście nie ma spiny 
z Wigilią i świętami, więc chociaż to. Ze świątecznymi porządkami też nie szalałam, bo nie miałam sił i chęci. Może kiedyś...

Życzę Wam zdrowych i pogodnych Świąt. Przeżyjcie je tak, jak chcecie przeżyć :)

U nas dzisiaj spadł śnieg - pierwsze białe święta od chyba ponad 10 lat.

środa, 15 grudnia 2021

Jestem wariatką, a Ty?

Kilka dni temu, ku mojemu zaskoczeniu otrzymałam przesyłkę, w niej tomik zatytułowany 
"36 wariatek", a autorka to Katarzyna Kadyjewska.
Wiedziałam, że Kasia wydała swoje wiersze, za któreś z nich dostała wyróżnienia i nagrody - niestety dokładnie nie pamiętam za które, ale to zawsze można dokładnie sprawdzić, każde 
z nich cieszy :)
Kiedy Kasia ogłosiła na fejsie wydanie tego tomiku, to serdecznie jej pogratulowałam 
i oczywiście poprosiłam o namiary, gdzie mogę ten tomik nabyć. A tu taka niespodzianka :)
Nigdy nie byłam i do dzisiaj nie jestem kimś, kto rozczytuje i rozsmakowuje się w poezji. Niektóre wiersze, z którymi miałam do czynienia, owszem - celne, trafne i serca sięgające, ale większość to niekoniecznie. Po prostu tak mam - prozaiczna do bólu jestem ;)
Ale z trzydziestoma sześcioma wariatkami jest inaczej. Może dlatego, że napisała je kobieta, moja rówieśniczka, mniej więcej? Może dlatego, że wiele spraw widzimy tak samo, przy czym na wiele innych spraw patrzymy inaczej? Możliwe, że dlatego, iż przez kilka lat Kasia pisała bloga, którego czytelniczką byłam i w jej wierszach przebijają się tematy, które poruszała w swoich wpisach, czasem bardzo osobistych... A może dlatego, że jest cholernym ;) Koziorożcem, a klimaty koziorożcowe mam bardzo dobrze opracowane, ponieważ Koziorożców w moim życiu nie brakuje, lgną do mnie w sposób niewyobrażalny?? Taki żarcik, ale coś na rzeczy jest, naprawdę :)))
Bo ja to porąbana Wodniczka jestem - dla jasności sytuacji ;)

W każdym razie zaczęłam czytać pierwszy wiersz, drugi i odłożyłam książkę. Zostawiłam sobie czytanie na moment, kiedy będę sama w domu i będę mogła spokojnie sobie popłakać. Ten moment oczywiście nadszedł. 36 wierszy o wariatce, których większość ścisnęła gardło 
i wycisnęła łzy - moje. Bo gdzieś tam odnalazłam swoje emocje, które kiedyś były i na szczęście już tylko były moimi, albo są moje, albo wiem - czy wydaje mi się, że wiem, co "wariatka" czuje/czuła i jakie to trudne.

Przepiszę Wam wiersz z okładki. Czemu ten? Bo daje nadzieję - to oczywiście moje odczucia.

Wariatka rusza w drogę

na drogę wzięła dwie garście słońca
miały wystarczyć
nie wystarczyły

ktoś próbował
rozstrzelać ją śmiechem
inny pchnął słowem
prosto w serce
jakiś pirat
zepchnął do rowu niepamięci

teraz idzie z rękami pełnymi burzy
wystraszyła nawet wiatr
bo i on boi się szaleńców
a ona przecież
jest wariatką

Poniżej okładka książki ze strony wydawnictwa KryWaj,
http://www.krywaj.pl/sklep/ksiazki/453-36-wariatek-9788367080064.html


Tak się chciałam z Wami podzielić paroma refleksjami, a Kasia to Frau Be, pewnie część z Was doskonale ją pamięta.
Trzymajcie się zdrowo 💗

sobota, 11 grudnia 2021

Zima przed zimą

Trochę odzwyczailiśmy się od śniegu i mrozu w grudniu, a tu masz! W zeszłym roku popadało 3.12, a potem dopiero styczeń - luty przypomniał nam zimę, a w tym, proszę bardzo - dzisiaj 
w nocy było jakieś minus 10, a za dnia słońce i skrzący się śnieg.
To wszystko oczywiście w Wielkopolsce, która jest jednym z cieplejszych regionów w Polsce, co mnie oczywiście absolutnie nie martwi.
Toteż dzisiaj, korzystając z powyższego, podjechaliśmy do lasu i zrobiliśmy z kijkami 10 km. Na koniec byliśmy już trochę zmęczeni, bo jednak zimowe chodzenie to coś innego niż letnie. Chłopu mój poza tym, kilka dni temu miał usunięte zęby - w końcu do dentysty się wybrał .... kondycję zatem ma trochę słabszą...
Zimowymi zdjęciami polski Internet jest zalany, ale wrzucę też swoje. Pięknych widoków nigdy za wiele.


















Byliśmy też nad morzem - dwa tygodnie temu w weekend. A po co? Po to, żeby się w morzu wykapać, rzecz jasna.
W sobotę mieliśmy piękne słońce i kąpiel była przecudna, morze spokojne ... w niedzielę już słońca nie było, ale do wody weszliśmy przecież. I w samą porę do domu przyjechaliśmy, bo wieczorem padający śnieg spowodował spore utrudnienia na drogach, a my załapaliśmy się na pierwsza jego fazę.
Nadmorskie zdjęcia pokażę w jakimś z kolejnych wpisów. Dużo ich nie robiliśmy, bo ile można ;)