Witam serdecznie wszystkich, którzy tu zaglądają 😀
Dzisiaj straszyć nie będę, chociaż te filmiki, które wrzucałam na bloga nie miały za zadanie straszyć, tylko zmusić do refleksji, może niektórym otworzyć szerzej oczy i choć trochę obudzić, może zachęcić do dalszych poszukiwań tajemnic większych, czy mniejszych.
Od razu napiszę, że cieszę się, jak czytam np.w komentarzach na jutubie, że ktoś pisze, iż po danym filmiku otworzyły mu się oczy. I jest zszokowany/-a tą całą ściemą, jaką nam media głównego ścieku fundują. Super, im więcej ludzi świadomych, tym lepiej dla nas.
No ale nie o tym ma być post.
Jako, że dużo siedzę przy komputerze i niestety czuję słabsze krążenie - zimno mi po prostu, to próbuję zrobić, co muszę koniecznie w ramach pracy, a potem wyjść. Odkryłam niedawno, na bazie wkurwu na jedną sklepową ze sklepu, do którego najczęściej chodziłam, że obiekt tej samej sieci znajduje się ciut dalej, czyli dłuższy spacer, a asortyment jest tam praktycznie ten sam. Od dwóch dni chodzę więc tam.
Od razu też dodam, że reszta pań sprzedających jest ok., ale zawsze trafi się jakieś zgniłe jabłko, które w sytuacji trudnej - coraz bardziej się psuje. I dlatego ta jest sklepową, a reszta to panie sprzedawczynie.
Ale widocznie miałam ruszyć się dalej z domu, więc Los mi takie, a nie inne zdarzenia przysłał. Wyszłam dzisiaj z domu w cienkiej kurtce i było mi zimno, mimo świecącego mocno słońca.
W drodze powrotnej - zawijałam już rękawy. A potem poszłam na działkę, już bez kurtki. Podlałam, poprzycinałam suche badyle na drzewach, które wcześniej mi umknęły, a potem zdjęłam buty i z wielką przyjemnością chodziłam boso po tych naszych - nie naszych włościach. Ostatnimi czasy takie bose chodzenie sprawia mi dużą przyjemność.
W drodze powrotnej - zawijałam już rękawy. A potem poszłam na działkę, już bez kurtki. Podlałam, poprzycinałam suche badyle na drzewach, które wcześniej mi umknęły, a potem zdjęłam buty i z wielką przyjemnością chodziłam boso po tych naszych - nie naszych włościach. Ostatnimi czasy takie bose chodzenie sprawia mi dużą przyjemność.
Kwitną drzewa owocowe, a właściwie już powoli przekwitają, wzeszła rzodkiewka i perz, żonkile, które Chłop mój w zeszłym roku gdzieś przy torach wykopał, szykują się do kwitnienia...konwalie, bez... Tylko strasznie sucho.
Ale pokażę Wam kilka zdjęć, które zrobiłam dzisiaj i wczoraj bodajże, albo ze trzy dni temu:
Zdjęcie robiłam na zbliżeniu - telefonem, ale mam nadzieję ,że widać pięknego trzmiela, którego nazywam bąkiem ( mój bratanek, jak był mały, to mówił na wszystkie te grubasy - bąki/bączki :)), a że na Bonusa też mówiłam Bąku, to tak zawsze chce mi się płakać, kiedy tego trzmiela widzę.
Bo on zawsze do nas przylatuje, gdzieś w pobliżu musi mieć swoje gniazdo.
Stokrotki, które w zeszłym roku, czy dwa lata temu już, rosły na balkonie, a teraz małe, bo małe, ale jeszcze sobie kwitną ...
SliwaWiśnia
Tutaj mała śliwka - w zeszłym roku miała kilka owoców, w tym - może będzie więcej, zobaczymy.
Mniszki się rozhulały już, ale mi one na trawniku nie przeszkadzają... zresztą, żeby trawnik był trawnikiem z prawdziwego zdarzenia, potrzebna jest wilgoć. Której już nie ma.
I tak to wiosna u nas wygląda. Zaczynają już kwitnąć jabłonie - też mnie co roku te kwiaty zachwycają.
Na działce nie mamy.
Jutro kolejna nasiadówa przy komputerze, ale potem porobię zdjęcia jabłoniom, w drodze do mojego nowego -starego sklepu ;)
A dlaczego starego? Bo jak byłam dzieciakiem, to tam też sklep stał, ale niedawno wyburzono rachityczny i ciasny pawilon, wybudowano nowoczesny obiekt. Niezbyt duży, bo wokół są domy jednorodzinne. Mieszkałam kiedyś na sąsiedniej ulicy, a teraz mieszkam w obrębie tego osiedla, które się dość mocno rozbudowało.
Spokojności i zdrowotności Wam życzę :)