niedziela, 31 października 2021

Bohater we własnym domu

Pogoda przepiękna, od jutra ma ponoć się popsuć - bo w sumie dlaczego nie? W końcu listopad, jesień i memento mori, zmiana czasu w dodatku ... czyli po czwartej jest już ciemno.
Ale nie o tym chciałam. Dzisiaj i wczoraj korzystaliśmy 
z uroków jesieni, udając się do pobliskich lasów to rowerami, to samochodem, a potem pieszo marszobiegiem ... zrobiłam parę zdjęć i je opublikuję na blogu, ale jeszcze nie dzisiaj.
Dzisiaj podzielę się z Wami historią, która spotkała nas wczoraj, w domu, kiedy wróciliśmy 
z wyjazdu cmentarno -rowerowego.
Chciałam wejść do łazienki, zapaliwszy uprzednio światło. Zamiast światła jednakowoż, rozległ się ogromny huk, z sufitu poleciało szkło i oczywiście wywaliło korki w mieszkaniu. Na to wszystko kot nasz postanowił akurat w tym momencie skorzystać z kuwety, która stoi w rzeczonej łazience. Cóż, niezbadane są kocie umysły i ich toki myślenia. Na szczęście nie pokaleczył sobie łapek, a my przystąpiliśmy do przywracania światłości w mieszkaniu.
Nic trudnego - ktoś powie. Wystarczy podnieść wajchy od bezpieczników. Ale po ich podniesieniu, światłość nie wróciła.
Nic trudnego - powie następna osoba. Wywaliło pewnie główny bezpiecznik, wystarczy wziąć klucze od piwnicy i od szafki z licznikami, zejść i włączyć.

I najpierw fakt pierwszy - niedawno, czyli nie pamiętam kiedy, ale chyba w tym roku, wymieniono zamki do szafek z licznikami i do tej szafki dostaliśmy klucze w woreczku strunowym, odpowiednio przez administrację opisanym. Nawet tenże woreczek znalazłam, bo pamiętałam, gdzie go włożyłam, wręczyłam Chłopu mojemu, żeby mógł czynić swą powinność.
I poszedł ten mój Chłop, po paru minutach wraca bez światła i mówi, że wręczony mu klucz nie pasuje do szafki. Ja mu na to, że innego nie ma, bo były wymieniane itp. ... ale może trzeba by zapytać u sąsiadów. 
Fakt drugi, krótko mówiąc - udało się znaleźć dwa klucze, u dwóch różnych sąsiadów, każdy 
z tych kluczy wyciągnięty był z woreczka strunowego i żaden nie pasował.
Tzn. pasował, ale do szafki z licznikami od korytarza, piwnicy i takich tam wspólnych części. Ciekawe, po co nam to, podejrzewam pomyłkę po prostu.
Cóż, wykonałam telefon do administracji podany do nagłych przypadków, ale dość pisząc - niewiele to pomogło, mogliśmy bez prądu czekać na gospodarza do dzisiejszego poranka. Albo 
i południa. Który to gospodarz przyjechałby z właściwymi kluczami.
Do niedawna mieliśmy gospodarza na miejscu, ale musiał zrezygnować z tej pracy, ponieważ jego chora żona dostała jakiś zasiłek i to wszystko razem plus jego renta przekroczyłoby jakiś tam próg dochodowy i zasiłek zostałby cofnięty. Tyle można zarobić jako gospodarz wspólnoty! Tylko brać tę pracę, nieprawdaż.
To tak nawiasem.
Koniec końców, Chłopu mój został bohaterem we własnym domu, ponieważ bez klucza otworzył tę nieszczęsną szafkę i podniósł wajchę od głównego wyłącznika prądu !!!
Gwoli sprostowania: szafkę otworzył odginając jakąś blaszkę, bynajmniej nie wytrychem ;) 
o fakcie tym poinformowałam panią z administracji, jak też o nie tych kluczach, które są 
w naszym posiadaniu.
To, co z sufitu zleciało nie było lampą na szczęście, lecz tylko żarówką, która rozpadła się 
w drobny mak, żeby wyjąć jej resztki z oprawki, potrzebne było coś, co je podważy.
Potem mogliśmy spokojnie zjeść obiadokolację, która oczywiście zrobił mąż mój, bo któż by inny? ;)

Kilka zdjęć z moich kijkowych wędrówek, które zrobiłam w różnych porach:








Uwielbiam takie błyski słońca na wodzie :)

wtorek, 19 października 2021

Zdjęcia "na bloga"



Odkąd zaczęłam znów zaglądać na blogi, łącznie ze swoim, zaczęłam również robić zdjęcia "na bloga". Jako, że chodzę z kijkami - znowu ;) i mam stałą trasę, to czasem robię tam jakieś fotki. Może przypominacie sobie przejazd kolejowy, który czasem na blogu pokazywałam? To już tamtędy nie chodzę.

Powód? Trochę się mi znudziło, a poza tym za miastem otwarto obwodnicę i część mojej trasy, która liczyła 10 km jest już niedostępna. Pewnie ,że mogłabym kombinować z przechodzeniem przez barierki, ale bez przesady :)))

Teraz idę nad jezioro, razem daje to jakieś 7 km, a kiedy mam więcej czasu, mogę iść do lasu
i jest to 10 km.

Pociągi focę rzadziej, ale dzisiaj - jak na zamówienie, spotkały się dwa na moście. Bo chociaż tu przez przejazd nie idę, to mam dwa mosty kolejowe. A jeśli bardzo chciałabym rogatki - też jest to możliwe. Ale muszę opuścić wtedy parkowo - nadjeziorne klimaty.

Ogólnie zmęczona jestem, bo przybyło mi obowiązków w pracy i zmęczenia dodaje fakt, że ta praca niestety nie jest dla mnie na stałe. Tzn. mam umowę na stałe, ale w zeszłym roku zlikwidowano jedno technikum na rzecz innego, ale w tym innym nie ma dla mnie godzin. Taka to polityka powiatowych kacyków. Uwierzcie mi, że mieli w tym swój biznes. Nie chcę pisać o szczegółach, ale naprawdę to, co się wyrabia w naszej powiatowej rzeczywistości i z moją szkołą od lat - prokuratur miałby co robić. I nie rządzi tam opcja adekwatna do tej warszawskiej jaśnienampanującej, tylko jej opozycja. Od samego początku praktycznie. No to się tam czują jak panowie na włościach.

Cóż, pożyjemy, zobaczymy, ale na razie tak to wszystko wygląda.

Z milszych spraw - wyobraźcie sobie, że dostałam nagrodę dyrektora z okazji święta edukacji..... Jest to wyczyn nie lada, bo poprzednią otrzymałam 19 lat temu .... w innej szkole i od innej dyrekcji. Takie to dziwne uczucie w sumie.

Uczniowie za to uhonorowali mnie tytułem najładniej rysującego nauczyciela :)))) to pewnie przez rysuneczki, które czasem na lekcji maluję - na temat, ale trochę karykaturki, do pośmiania się. A oni potem dorysowują swoje. I jeszcze we wrześniu, na korytarzu podeszła do mnie uczennica, z która już nie mam lekcji i podziękowała mi za przygotowanie do egzaminu zawodowego :) Od naszych już absolwentów dostałam na zakończenie kalendarz z miłą dedykacją ... Piszę o tym, bo tak naprawdę to są prawdziwe nagrody, a dyrektorska łaska na pstrym koniu jeździ. Poza tym napyskowałam nieco, dowiedziawszy się o likwidacji wspomnianego kierunku, czym mocno uraziłam dyrektorski majestat :)) Cóż ...

To wrzucam parę zdjęć z dzisiaj - fajnie, ciepło było, trochę ciemne, bo już ciemnawo się robiło:


Ławka nad jeziorem


Pociągi dwa na moście

Tutaj już jeden - Intercity

   
Miłego dnia/tygodnia/wieczoru wszystkim życzę :)
Jutro pełnia w znaku Barana - jaki to ma wpływ na nas? Okaże się ;)

niedziela, 3 października 2021

Dla tych, co tu zajrzą

 Kompletnie zamilkłam blogowo. Nie wiem, dlaczego. Ale wiem, że kiedy ktoś znikał z blogów, tak prawie bez słowa, było mi zawsze trochę przykro. Że tej osoby już nie ma i nie wiadomo, co się dzieje.
Więc dla tych, z którymi nie mam kontaktu ani na fejsie, ani w ogóle - jestem, żyję ;) jakoś tam.
Wróciłam do aktywności fizycznej - głównie kijki i przez rok schudłam 10 kilo :) Ponieważ waga sobie rosła powoli, 
a po kilku miesiącach pracy zdalnej, od marca do czerwca 2020, wzrosła bardzo, bardzo. Ubierając się na zakończenie roku szkolnego, nie mogłam dopiąć spódnicy, która była mi zazwyczaj luźnawa. Na drugi dzień, czyli w sobotę, wygrzebałam z szafy moje ciuchy sportowe - wmieściłam się w nie, ponieważ są mocno rozciągliwe ;), znalazłam jakieś buty, namierzyłam kijki i ruszyłam w trasę. Najpierw powoli ;) jakieś 4 km, żeby nie przesadzić, a potem już poleciało.
Do tego doszedł rower, trochę biegania. Bez napinki i konkretnego celu, że muszę tyle i tyle schudnąć. Cóż, jak się przez lata zbierało, to przez dwa miesiące nie zniknie. 
Zmieniłam też kolor włosów - na rudy. Jak się ma rudego kota ;) Nie byłam przekonana do niego, ale kiedy kilkunastu uczniów, tak spontanicznie mówi, że fajnie ci w tej fryzurze, to chyba coś na rzeczy jest. 
Dzieciaki są, mimo wszystko, raczej szczere w takich reakcjach. 
Kot Franio ma się nieźle. jest bardzo, bardzo miziasty, przytulaśny, domaga się kolanek, uwielbia słońce i balkon oraz spanie. 
I tak to życie leci. Nie chcę pisać o obecnej sytuacji, czy co sądzę o .... 

Trzymajcie się zdrowo :)