sobota, 30 grudnia 2023

Na zakończenie roku 2023


Witajcie wszyscy, którzy tu zajrzycie :)

I tak w tym roku napisałam ciut więcej postów niż w zeszłym ;)

Ledwo się człowiek zdążył przyzwyczaić do 2023, a tu już tenże się kończy. Jak?? Kiedy?? Dlaczego??!!
Nie, żebym go jakoś bardzo żałowała, bo dla mnie był to rok trudny, chociaż bardziej określiłabym go jako znojny. Męczący. Upierdliwy, jeśli chodzi o wszystko. Wymęczony. Nic strasznego się nie wydarzyło, ale o to wymęczenie chodzi. Trudne jakieś emocje, które się przykleiły i nie chciały odejść. Ale ich pozostanie przy mnie też nie przyniosło żadnych rozwiązań. Takie zawieszenie, pass ...
Trudno mi to nawet określić, ale piszę to wszystko, żeby myśli na wierzch wydobyć, zobaczyć je i uleczyć, zmienić, a nie marudzić.
Z drugiej strony jestem wdzięczna za to, co mam - ludzi, materię, dość mocno otwarty umysł 
i oczy - tak mi się przynajmniej wydaje, na otaczającą rzeczywistość, chociaż oczywiście i tak wszystkiego nie widzę. Tym niemniej wdzięczna jestem ludziom różnym i Internetowi za to, co wiem i widzę.

Jakoś nie ekscytuje mnie ten nowy rok, różni różnie o nim piszą, jedni straszą, inni zachwalają, jeszcze inni czekają na jakieś cuda i wybawicieli. Co do ostatnich - niech nas ręka nasza broni od wyżej wymienionych ...

Cóż, pożyjemy, zobaczymy.

Na jutrzejsze imprezowanie planujemy kameralne spotkanie z naszymi znajomymi, którzy nadają na bardzo podobnych falach, jak my. Zrobimy sobie coś do jedzenia, omówimy bieżącą sytuację polityczno - gospodarczo - obyczajową w kraju i na świecie, przeżyjemy petardową nawalankę i świętowanie się zakończy. Przynajmniej taki jest plan.
Pogodowo to u nas śniegu brak, ale często pada deszcz. Do tego stopnia, że nasza rzeczułka wylała dość mocno w różnych miejscach, powodując zalanie pól i łąk. U nas w parku rozlała się lekko na boki, ale tam akurat nie przeszkadza, bo jest to teren do tego przeznaczony. Chyba 
w 2005 roku cały park był zalany, musiałabym zdjęcia znaleźć i sobie przypomnieć.

Życzę Wam udanego świętowania i wejścia w nowy rok 2024 💝💝💝
A w tymże nowym roku - zdrowia, radości, spełniania swoich marzeń, planów i celów.


I pamiętajcie - jeśli będziecie pić alkohol, to nie mieszajcie trunków 😂😂😂 dwa lata temu o tym zapomniałam i byłam potem chora, jak chyba nigdy w życiu. Poza tym, mam bardzo słabą tolerancję na procenty, więc nie stosuję prawie wcale. W niewielkich ilościach, jak już 😁 taką wtedy nauczkę dostałam 😉

Trzymajcie się wszyscy 💗

sobota, 26 sierpnia 2023

Co u mnie?

Post dla wszystkich, co tu jeszcze zajrzą i przeczytają :)
Agniecha wrzuciła parę dni komentarz z takim pytaniem, odczytałam go dzisiaj i ze spamu wyciągnęłam.
Pewnie i Wam również podobnie jak mi, czas zapitala z prędkością światła. Jest nowy dzień, człowiek pokręci się w kółko, śniadanie, net, kot i już popołudnie, a nawet wieczór. Szczerze mówiąc - przerażające. Niedawno był czerwiec, zaczynał się mój wolny czas, a tu już koniec 
i tak naprawdę nie wiem, kiedy to minęło. I czuję się zmęczona.
Dwa tygodnie byliśmy nad morzem, w tym miejscu co zawsze. Pogodę mieliśmy taka sobie, upałów nie było akurat wtedy, ale czas spędziliśmy dość aktywnie. Łącznie z prawie codzienną kąpielą w morzu :) to pozytyw mojego morsowania. Chociaż znam morsów, którzy latem się nie kąpią w naszym Bałtyku, bo woda jest im za zimna. A dla niektórych woda w październiku, czy listopadzie jest znowu za ciepła.
Cóż ... jakiś czas temu stwierdziłam, że dlaczego mam się ograniczać i dla mnie sezon kąpieli 
w morzu, czy jeziorze trwa cały rok. Swoją drogą, niedługo u nas będzie możliwość morsowania w lodzie 😂
Chyba kiedyś pisałam, że niedaleko mojego miasta jest taka specjalna strefa morsowania. Mieści się na terenie kompleksu hotelowo - restauracyjno - konnego. Jest tam stawek do morsowania, dwie sauny i jacuzi zewnętrzne. I to jacuzi ma być wypełnione pokruszonym lodem, do którego można wejść. Nie wiem, czy się zdecyduję, z jednej strony chciałabym, ale 
z drugiej - może jeszcze nie ten moment.

A dzisiaj wylądowaliśmy z Franiem u pani weterynarz naszej, na cito, bo zauważyłam że pod ogonem ma coś jakby wygryzione - dokładnie nie widziałam, bo Franio to kot niedotykalski 
i widząc moje zainteresowanie, od razu zwiał. Okazało się, że to pchły!!!!
Wywaliłam jego domki, część legowisk, resztę piorę i czeka mnie praca z parownicą, by wyczyścić kanapy, krzesła i nie wiem, co jeszcze .... wycieraczkę sprzed drzwi też wywaliłam.
Tak szczerze, to nie mam sił na takie porządki ... do prania używam też olejku tea tree, a do parownicy wleję pewnie ocet lub olejek miętowy, bo wyczytałam, że działają odstraszająco na pchły. Ogólnie to ręce mi opadły.
Skąd się wzięły? Ano zewsząd. Tym razem padło na nas.

Dzisiaj u nas mocno padało, trochę pogrzmiało - deszcz potrzebny już był, bo po ostatnich dostawach wody, wszędzie było już bardzo sucho. Na ogrodzie też już podlewałam swoje pomidory. Po bodajże dwóch latach prób i błędów, mogę powiedzieć, że coś urosło na krzaczkach. Oczywiście idealnie nie było, ale progres nastąpił. Jeśli będzie mi dane, to 
w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej 💗 🍅🍅🍅

W tym roku też mam więcej roślin na balkonie i ogólnie w domu ... to takie przypomnienie sobie tego, co lubię, a nie słuchanie innych - a na co ci tyle kwiatów, to tylko robota z nimi jest. Straszne, ile w nas takich słów i cudzych przekonań drzemie, a my się temu poddajemy. Staram się takie coś wychwytywać i bacznie się temu przyglądać. Na ile jest to moje przekonanie lub skąd się ono wzięło i czy mi służy.

Zapisałam się też na zawody biegowe, bo trochę więcej biegam, z kijkami oczywiście też chodzę, zobaczymy jak to z kondycją będzie. Z tym moim bieganiem, to też ciekawa sprawa jest - obecnie na etapie takim, że ta moja rzekoma słabość jest też wynikiem pewnych wydarzeń 
z dzieciństwa. Mocno zakopanych, ale nie muszę ich odkopywać, ważna jest świadomość. Tak to widzę. Na odkopanie przyjdzie może czas.

No i tyle byłoby na dziś.

Trzymajcie się wszyscy zdrowo 💖🧡💖🧡💗

czwartek, 18 maja 2023

A tak mi ładnie szło ...

pisanie bloga od stycznia. I stanęło. Ale może ruszy, po raz kolejny już zresztą.
Stanęło, bo w moim życiu zrobił się jakiś zastój, mimo że pozornie tego nie było chyba widać. Funkcjonowałam na zasadzie jakiejś siły rozpędu, od czasu do czasu miewając dostawę energii, a przez większość czasu kompletny brak sił.
Dlaczego? Nie wiem w sumie. Narobiłam sobie kupę zaległości w pracy, na szczęście wychodzę z tego, jak wygląda mój dom - szkoda gadać, 
a też już było całkiem fajnie ... Chociaż ostatnio ogarnęliśmy działkę, zmieniając miejsca, które od dłuższego czasu trwały niezmienione, co im na dobre nie wyszło, niestety. Mam tu na myśli modne ongiś juki - te ogrodowe, pięknie kwitnące. U nas też takie są, zasadzone przez poprzednich właścicieli, ale wokół rosły trawy ozdobne, stare krzaki bzu i juki w zeszłym roku nie kwitły i marniały. Zobaczymy, jakie efekty przyniosą nasze zabiegi.
Na szczęście mobilizowałam się również do wyjścia na kijki najczęściej. I to mnie jakoś w pionie trzymało. Te wszystkie zestawienia są jak najbardziej prawdziwe.
Poniedziałek w tym tygodniu był dla mnie ekstremalnie ciężki. Chyba coś w powietrzu było, bo wiele osób pisało, że miało do dooopy dzień. Ja też. Miałam wrażenie, że eksploduję od nadmiaru myśli. Ale nie mogę, bo przecież mam Frania na utrzymaniu, a on już przynajmniej raz dom stracił.
Nie piszę tego, żeby robić z siebie biedną sierotkę, która ma tak strasznie pod górkę w życiu 
i szuka współczucia i zrozumienia u innych. Nie. Każdy z nas ma pod górkę, mniej lub bardziej, czasem trochę z górki. Szukam sposobów, które pozwolą mi na pójście w większości 
z górki, ale lata z zakodowanym tak, a nie inaczej umysłem powodują, że nie jest to takie proste. Chociaż uważam, że próbować trzeba.
A współodczuwanie - dobrze byłoby, gdybyśmy mieli je ze wzajemnością. O ileż życie stałoby się lżejsze. Tak mi się przynajmniej wydaje.

W każdym razie, w kwietniu zrobiłam sportowo 102 km, co jest naprawdę już niezłym wynikiem. Zmobilizowała mnie do tego akcja pewnej mojej ulubionej marki odzieżowej - bardziej sportowej, ale nie tylko. Możecie sobie poczytać o akcji tutaj.

Zobaczymy, co dalej. Jutro z Franiem na badanie krwi jedziemy. Ostatnie miał robione w grudniu i wyszły lekko podwyższone parametry nerkowe. Nie widzę niepokojących objawów, ale nerki nie muszą ich dawać, z tego co wiem. Będzie ciężko, bo 5 godzin muszę go przegłodzić. Ale przeżyjemy.

Trzymajcie się 💖💗💗💖💝

niedziela, 9 kwietnia 2023

Odrodzenia, świętowania

Miałam nadzieję, że post ten napiszę wczoraj, ale trudno było się mi zebrać. Nie z powodu obciążenia pracą przed świętami, bynajmniej ... Tak jakoś. W sumie to nie obowiązek, ale chciałam.
Mam nadzieję, że pierwszy dzień świąt minął Wam miło i bezboleśnie. Bo mi w sumie tak. 
Tak się nań nastawiłam i tak było. Już od dłuższego czasu nie ma u nas napinki, że coś musi być zrobione, wysprzątane, upieczone itp. Na całe szczęście. Zresztą w moim domu to ja decyduję, co i kiedy robię i czy w ogóle. Co do pieczenia i gotowania - dzielimy się w kilka osób 
i też jest dobrze.
U nas dzisiaj padało od rana. A kiedy po śniadaniu, kawie, cieście, objedzeni z lekka wróciliśmy do domu od rodziców, niespodziewanie zaświeciło słońce to pojechaliśmy do lasu na kijki. 
W międzyczasie słońce zdążyło zajść, zaczęło lekko padać, ale te 7,5 km zrobiliśmy. Miałam nadzieję na sesję zdjęciową zawilców, ale niestety, pozamykały się, bo nie było słońca. A mam legginsy z zawilcami i fiołkami właśnie, które założyłam na nasze wyjście. Trudno, może innym razem się uda.
Jutro - zobaczymy. Może uda się w końcu na rolki wyjść, jak nie będzie mokro, albo coś innego, byle się trochę ruszyć.

Życzę więc wszystkim przyjemnego spędzenia drugiego dnia świąt - obojętnie, co świętujecie albo i nie świętujecie 🐣🐤🐥

I ogólnie, życzę wszystkim odrodzenia, w związku z tym, że mamy wiosnę. Chociaż jej tak mocno nie widać i nie czuć. Ale jest.

Kilka zdjęć zrobionych wczoraj i dzisiaj:





piątek, 31 marca 2023

Podsumowanie marca 2023

Trochę się w tym wszystkim pogubiłam i chwilami nie ogarniam tej kuwety. Ostatnio wrzucam tylko podsumowania, ale niech będzie i to. Trochę mi sił i motywacji brakuje. Trochę jestem na siebie zła za to. Nawet nie trochę. Chwilami bardzo i najgorsze jest to, że dalej nie mam sił na nic. Chyba jakiś egzorcyzm musiałabym w tym domu odprawić, może by i pomogło.
Porównałam sobie marzec z zeszłego roku z tegorocznym. W zeszłym miałam prawie 100 km aktywności, a w tym - 68,1 km. Owszem, mogę zrzucać na pogodę, że deszcz, że śnieg albo coś innego, ale to tylko wymówki są.

W każdym razie kupiliśmy sobie rolki i w poprzednią niedzielę próbowaliśmy na nich jeździć na ścieżce rowerowej nad naszym jeziorem, bo tam te ścieżki są wyasfaltowane. Fakt - uważać trzeba na leżące gałązki. Jakoś poszło, bo jeździłam kiedyś na łyżwach - fakt, na figurówkach, które mają z przodu ząbki i łatwiej się odepchnąć, ale i na rolkach dałam radę. Oczywiście miałam ochraniacze i kask.
A dzisiaj zaraz po pracy poleciałam na kijki i dobrze zrobiłam, bo po południu zaczął padać deszcz i zdokumentowałam kwitnąc rośliny. Oczywiście forsycja w pełni rozkwitu, a poza tym: jeszcze żółci się podbiał, zakwitła jasnota purpurowa ( główne zdjęcie na blogu), gwiazdnica pospolita, mniszek, ziarnopłon wiosenny ... nawet małe taszniki zauważyłam. Wszystkie te rośliny są z jednej strony chwastami, a z drugiej roślinami zielarskimi. Zaczynają kwitnąć również i mirabelki.

Dwa dni temu był Dzień Doceniania Chwastów - naprawdę niektórzy doznają wielkich iluminacji i odkrywają to, co od dawna wiadomo ...

Jeden pociąg towarowy zdążyłam pstryknąć.















Dwa ostatnie zdjęcia zrobione zostały w środę rano - tędy chodzę do pracy. Cały dzień padał śnieg, żeby za chwilę stopnieć, a rano był przymrozek.

Udanego weekendu Wam życzę :)

wtorek, 28 lutego 2023

Podsumowanie lutego

Nie będę oryginalna, jeśli napiszę, że luty śmignął niczym kometa, czy bardziej może meteoryt w sierpniu. Czas podsumować ten miesiąc, jeśli chodzi o aktywność sportową.

Trochę lepiej niż w styczniu, ale doopy nie urywa.

nordic walking - 59,1 km

bieganie - 11,5 km

marsz - 3,7 km ( włączony spacer nad morzem)

Razem: 74,3 km

Ogólnie pokazuje mi, że to 11 godzin treningu, a liczba km na podstawie kroków w lutym to: 167,56.

Oczywiście było tego więcej, bo nie zawsze zegarek noszę. Zadowolona nie jestem, bo taka trochę niemoc mnie dopadła, chociaż z drugiej strony - jest ciut lepiej i większa mobilizacja. Ale dzisiaj chciałam pójść po południu, uległam jednak Franiowi, kładąc się na kanapie .... niby tylko pół godziny, a z tych pół zrobiła się ponad godzina. I już "fazula niechcemisie i pococitowogóle" włączona, ciemno na dworze i po ptokach.

Wczoraj też nic z tego, bo była akcja "kot". Otóż w piątek za moją bratową przyszedł do domu kot. Z osiedla bloków, które są w połowie drogi ode mnie do mojego domu rodzinnego. Jako, że mają już dwa koty, kot ten został odniesiony pod bloki, bo brat myślał, że jest stamtąd, z tego stada. 
Wczoraj na fejsie pojawiło się takie ogłoszenie, że nieduży kotek chodzi za ludźmi, jest zadbany, ale może jest czyjś, albo ktoś go niech weźmie do domu... no i zdjęcie tego kotka z piątku. Koniec końców poszłyśmy z bratową go wczoraj szukać. Wracałyśmy już do domu - do jej domu, było "kicianie" i chcemy przechodzić przez ulicę, a ten kotek wybiegł z budowy, przez tę ulicę, zatrzymał ruch samochodów, na szczęście nikt go nie przejechał, dobiegłyśmy do niego, samochody ruszyły, a mały dał się zapakować pod kurtkę bratowej i zaniosła go do siebie, do domu.
Kotek ma, na moje oko jakieś pół roku, jest czysty i zadbany, umie się bawić, w domu poczuł się jak u siebie, zna kuwetę.
Teraz pytanie - zwiał komuś, czy ktoś go wyrzucił?
Na osiedlu nie ma oczywiście żadnych ogłoszeń papierowych na sklepie np., w necie też cisza. 
To chyba mają trzeciego kota. Rezydentki na razie z fochem, a jedna z nich zapomniała już, że też znajdą była jakieś półtora roku temu.
No nic. Zobaczymy. Pojadą do weta, kotek się do miejsca i ludzi przyzwyczai i tyle.

A chłop mój ma końcówkę zapalenia płuc. Pani doktor dała mu jeszcze tydzień zwolnienia L4, żeby się doleczył.

Trzymajcie się zdrowo 💗💖💝  


środa, 22 lutego 2023

Jeśli komuś mało morza,

to dzisiaj wrzucam kilka kolejnych fotek, które zrobiliśmy trzy tygodnie temu już. O feriach 
i wolnym kompletnie zapomniałam, ale pooglądać sobie zdjęcia mogę.
Tak, jak pisałam - o ile południowa część kraju tonęła w śniegu, na Pomorzu długo by go szukać. To już u nas w Wielkopolsce było go ciut więcej, chociaż i tak niedużo. Było za to słońce i w taki dzień się fajnie morsuje. Zdjęcia pochodzą z takiego właśnie dnia: słonecznego i lekko mroźnego po nocy. Było dość ciekawe światło, które trochę podkręciłam w programie graficznym. Poza tym na plaży miejskiej porobiły się rozlewiska, częściowo zamarzły i fajnie to wyglądało.

Oto one:






A po drugiej stronie, na którą jeździmy się kąpać i latem opalać było ciut inaczej - bez rozlewisk:

Wejście na plażę




Zdjęcia zrobiłam po morsowaniu, a na drugą stronę pojechaliśmy później, korzystając 
z pięknego dnia.
Ludzi, jak widać praktycznie nie ma.
Pojechaliśmy w któryś dzień do Kołobrzegu - pociągiem zresztą, bo nie chce mi się po tym mieście krążyć samochodem. Tam już sporo wczasowiczów, bo oprócz ludzi w sanatoriach, było sporo rodziców z dziećmi. Powrót z Kołobrzegu odbył się z przygodami, bo się pociąg zepsuł 
i wyjechał z godzinnym opóźnieniem. Tzn. jakąś awarię musiał mieć na trasie - jechał ze Szczecina, dojechał do Kołobrzegu, tam go szybko naprawiono i wracał do Szczecina. 
W wagonie czuć było paliwo, bo linia nie jest zelektryfikowana, jeżdżą spalinówki. Część taboru jest już mocno wysłużona, zapasowych pociągów pewnie za bardzo nie ma, więc jak się coś popsuje, to jest problem.
W dodatku dworzec w Kołobrzegu jest zamknięty, bo robią remonty - dach akurat, wymarzliśmy więc, bo nie było gdzie wejść. Dobrze, że nie wiało i lało. Ot, PKP.

Tak, jak pisałam, wracaliśmy wcześniej ze względu na sytuację rodzinną właścicielki pensjonatu, też była piękna pogoda i wrzucę Wam jeszcze zdjęcia z Franiowej wędrówki po samochodzie. 
W sumie to nie powinien chyba, włazić mi na kolana:



Ale było to na dwupasmówce, więc mogłam go na chwilę na kolanach potrzymać. Oczywiście cały czas był na smyczy, bo chętnie wszedłby na deskę rozdzielczą 🙄 łazęga jedna.
No i tak.
Sport poszedł znów trochę w odstawkę, pojechaliśmy w niedzielę do lasu pobiegać ... i było ciężko. Raz, że wiał silny wiatr, a dwa byliśmy po imprezie. Wybraliśmy się bowiem na bal karnawałowy zorganizowany przez Radę Rodziców naszej szkoły. Dawno nie byliśmy na żadnej imprezie, na Sylwestra też nie, więc była okazja. I nie, że byliśmy skacowani - nie było po czym 😁, tylko po prostu zmęczeni. Ale impreza była fajna.
Jakkolwiek mąż mój jest w tej chwili przeziębiony, gardło i krtań zawalona - był dzisiaj 
u rodzinnej, dostał L4 do końca lutego. Oraz skierowanie na rtg płuc. A w piątek przed imprezą był u nas w szpitalu na upuszczaniu krwi - skierowanie od hematolog dostał .... Upust go trochę osłabił, w piątek miał gorączki trochę, sobota imprezowa, w poniedziałek był w pracy i zmókł 
i teraz musi odpocząć.

Trzymajcie się zdrowo 💗💖💓

czwartek, 9 lutego 2023

Jedni w góry, a drudzy może nad morze

Zima kojarzy się nam ze śniegiem, nartami, sankami, łyżwami, bałwanami - chociaż tych cały rok nie brakuje w tzw. przestrzeni publicznej ... chociaż ostatnio różnie te zimy wyglądają, szczególnie na zachodzie Polski. Choćby i teraz. Część z Was ma wokół siebie biały krajobraz 
i w zależności od okoliczności, albo się nim zachwyca, albo wkurza, bo musi odśnieżać, dojeżdżać do pracy samochodem - ślisko, albo pociągiem - zimno i spóźnienia. A część, chcąc pozachwycać się baśniowymi krajobrazami musi jechać na południe Polski albo do Austrii, czy gdzie tam jeszcze ludzie na narty jeżdżą ...

W tej części Wielkopolski, w której mieszkam, czyli tak mniej więcej środkowej - śniegu nie ma. Trochę tylko gdzieniegdzie coś białego leży, niczym pączki cukrem pudrem posypane ;)

Jako, że mam trochę wolnego, zwanego feriami dla uczniów, a dla mnie to urlop w czasie, kiedy uczniowie mają ferie, to postanowiliśmy pojechać na parę dni nad morze. Nad morze ponieważ:

- lubimy morze

- chcieliśmy się w morzu wykąpać

- mamy tam stałą miejscówkę, do której możemy przyjechać z kotem

- ostatnio jeździmy z kotem, bo nasza super niania się nam wykruszyła, a nie chcemy go samego w domu na dłużej zostawiać, żeby raz czy dwa razy dziennie ktoś do niego wszedł, dał jeść, wyczyścił kuwetę i chwilę posiedział

Pojechaliśmy w niedzielę, mieliśmy być w sobotę z powrotem, ale jesteśmy już dzisiaj. Powód losowy właścicielki naszej miejscówki - niestety, tak to wyszło.

Ale chociaż kilka dni pooddychaliśmy sobie morskim powietrzem, dwa razy weszliśmy do wody, było dość słonecznie, acz wietrznie i zero śniegu. Nawet pączków posypanych pudrem nie było. O dziwo - po wyjściu z wody i ubraniu się - zaczęłam się trząść, co nie jest niczym dziwnym po morsowaniu, ale już dawno tego nie miałam.

Dzisiaj wracaliśmy w słońcu, Franio miaukolił, ale nie wymiotował - fakt, że przed podróżą został przegłodzony, ale w niedzielę też mu jeść nie daliśmy, a puścił małego, ślinowego pawika.

I jedziemy w ten sposób, że ja kieruję, a chłopaki siedzą z tyłu, Franio na smyczy, a M. mu ogranicza możliwość poruszania się. Chociaż dzisiaj siedział mi trochę na kolanach - Franio, oczywiście...

Kot jest trochę spokojniejszy, kiedy jedziemy prostymi i równymi drogami, wybraliśmy więc trasę złożoną z prawie samych "esek" i kawałek A2 - moglibyśmy więcej, ale nie zamierzam płacić chytrusom kupy pieniędzy za przejazd kilkudziesięciu kilometrów.

Najgorszy odcinek to 92 i jej normalna jezdnia, bo dwupasmówka kończy się kilkanaście km za Poznaniem i dopiero w Skwierzynie wjeżdża się na S3. No dobra, nieważne 😉 w każdym razie, jazda zajęła nam jakieś 4,5 godziny, co jest naprawdę niezłym wynikiem.

A teraz - Franio śpi, bo podczas jazdy za bardzo nie miał kiedy, a my rozpakowaliśmy się i po wyjeździe.

Kilka zdjęć:






środa, 1 lutego 2023

Podsumowanie stycznia

I tak nam styczeń przeleciał - w sumie nie wiadomo, kiedy. Biegowo i kijkowo było tak sobie, ale zapiszę sobie, bo dawno nic na ten temat nie wrzucałam.

Statystyka wygląda zatem następująco:

nordic walking - 25,5 km

bieganie - 17,7 km

razem w styczniu - 43,2 km

Ogólnie, na podstawie zarejestrowanych kroków zrobiłam 93,32 km, co oczywiście nie odzwierciedla rzeczywistości, ponieważ nie zawsze noszę zegarek. 
A ostatnio nie nosiłam go w ogóle.

Dla porównania, grudzień był trochę lepszy, bo zrobiłam na treningach 55,5 km, a aktywność według kroków to 183 km, czyli jakieś 6 km dziennie.

Cóż, jak pisałam - w styczniu dopadło mnie jakieś przeziębienie i zniechęciło do wszystkiego praktycznie. I jeszcze do końca nie odpuściło, ale to już mniejsza z tym i o to.

Dorobiłam się za to bólów w stawie biodrowym i ciągnących się przez udo. Powód - za dużo siedzenia. Teraz muszę to wszystko rozchodzić w końcu.

Jak chyba pisałam - w poniedziałek byliśmy z Franiem na pobraniu krwi. Wyszedł podwyższony mocznik, a kreatynina się zmniejszyła.
Wedle sztuki lekarskiej - zalecane jest przejście na karmę renal i dopajanie. I tak Franio je mokrą, ale dolewam mu po trochu wody, za dużo nie mogę, bo nie chce jeść takiej rozwodnionej. Z karmami renal próbowałam już wcześniej, ale Franio za bardzo ich nie chciał. Dzisiaj przypomniałam sobie o karmie z firmy, z której jadł trzustkową ... zamówiłam mu nerkową i zobaczymy, co będzie.

U nas pada i pada ... wczoraj byłam na kijkach, a dzisiaj już nie dałam rady. Zdążyłam tylko zrobić zakupy, po które poszłam zresztą jakieś 2 km w jedną stronę, czyli jak do siebie do pracy. To trochę ruchu było.
Zobaczymy, co będzie jutro. Wedle prognoz - przed południem deszcz, po południu trochę nawet i słońca. Dzisiaj zaświeciło na kilka sekund. Ale było, czyli nikt nam go nie ukradł.

Trzymajcie się zdrowo ❤❤❤

czwartek, 26 stycznia 2023

Znowu o kocie napiszę

Wczoraj minął tydzień od zabiegu usunięcia zębów u Frania. We wtorek byłam z nim jeszcze na podaniu antybiotyku - nasyczał na panią weterynarz podającą szczypiący zastrzyk w zadek. Jego zadek, a potem chciała go pogłaskać w tenże ... to już było ciut za dużo dla naszego kota.
Mnie dziabnął w rękę, która go przytrzymywała i która go karmi - tak dla przypomnienia. Nic się nie stało, bo jakiejś agresji wielkiej w tym nie było, ot takie przywołanie kobiet do porządku ;)
Na poniedziałek umówiłam się na pobranie krwi pod kątem parametrów nerkowych i zobaczymy, co dalej.
Wygląda na to, że Franio czuje się dobrze. Biega, skacze, je, mruczy, przytula się ... zachowuje się tak, jak zawsze. Ogólnie to jestem bardzo ostrożna w pisaniu, że wszystko jest ok. Taka zachowawczość, bo a nuż ...
Cała ta sytuacja skończyła się dla mnie katarem, z którym męczę się do dzisiaj, a który zaczął się w zeszłym tygodniu.
Uważam, że to na tle nerwowym, bo dawno tak długo kataru nie miałam. A jak miałam, to trwał ze dwa dni, mimo że normalnie tydzień się zakłada.
Nic to, przejdzie. Od poniedziałku mam wolne, bo u nas zaczynają się ferie. Nie wiem, jak Wy, ale i ja i moje koleżeństwo pracowe jesteśmy bardzo, ale to bardzo zmęczeni. Czyli nie jest to tak, że ja sobie coś wkręcam, bo rozmawiałam z kilkoma i wszyscy jadą na oparach.
Cóż - sytuacja w oświacie wygląda bardzo źle. Oczywiście tak zwany minister pier......doli głupoty, jak to wszystko fajnie idzie, wszystko jest w porządku, wszystko jest przygotowane, nawet uczniowie mogą mniej umieć na matury, bo mieli zdalne. Podwyżki dostaliśmy - no po prostu same sukcesy!
Tylko czemu jest tak źle, skoro jest tak dobrze?
Dlaczego przy oficjalnych próbnych maturach zapomniano o maturzystach z techników po gimnazjach? Dlaczego nie zmniejszono wymagań odnośnie egzaminów zawodowych? Przecież przedmioty zawodowe też mieliśmy zdalnie.

Ale co tam, co tam. Propaganda sukcesu trwa, jak za starych, dobrych czasów. 
I szczerze? Ja w nią nie wierzę :P 

Trzymajcie się zdrowo :*

czwartek, 19 stycznia 2023

Franio po zabiegu/operacji ...

Wczoraj już nie miałam sił pisać, dzień wypompował mi niemalże wszystko...
I czułam, że coś będzie nie tak, chociaż daleka byłam od pisania i wymyślania czarnych scenariuszy.

W każdym razie Franio żyje, ale w czasie tej operacji usuwania zębów musiał być reanimowany, bo odleciał. Przyczyna? Nie wiadomo.
Nie miał badanego serca, zrobiliśmy morfologię, z której wyszły podwyższone parametry nerkowe, czyli kreatynina i mocznik. Przed usuwaniem zębów miał robione kroplówki płuczące nerki i jeszcze do soboty będzie je miał.
Dostawał też już lek na wychwyt fosforu i pewnie będzie go musiał brać nadal. Mam wypisane wytyczne, ale dokładnie jeszcze ich nie przeczytałam, bo nie miałam sił.
Dzisiaj też jedziemy na kroplówkę.

W każdym razie, nocka przeszła spokojnie, jak Franiowi przeszło pierwsze otumanienie przeciwbólowymi, to od razu skierował się do kuwety - z sukcesem, chociaż prób było kilka.
Na noc zostawiliśmy mu jedzenie, zjadł i chciał więcej.
Schował się pod łóżkiem, ale nie miaukolił żałośnie, jak to było ostatnim razem.
Cóż, zobaczymy ....

Mocznik wyszedł 2,1 mg/dl - granica jest 2,0.

Kreatynina - 77 mg/dl - granica to 70.

No to tyle. Zaczął śnieg padać, mrozu jakiegoś nie ma, ale nie lubię.

I muszę się jakoś pozbierać, bo zaczęło mnie boleć gardło i w nosie kręcić.


sobota, 14 stycznia 2023

Frania perypetii ciąg dalszy

Od poniedziałku zaczynamy - nawet nie wiem, jak to nazwać ...
W czwartek pojechałam z Franiem na pobranie krwi, jak pisałam w poprzednim poście. W piątek kontaktowałam się telefonicznie z naszym gabinetem i pani weterynarz nie miała dla nas dobrej wieści, bo podskoczyły parametry nerkowe - nie jakoś alarmująco, ale przed zabiegiem Franio musi mieć zrobioną kroplówkę z płukaniem nerek...

Kiedy słyszę "nerki" zamieram, bo przecież Mefi, Niuniuś, Amberek .... i wielu innych futrzastych przyjaciół już nie ma.

Ale póki co - poniedziałek, wtorek płukanie, a w środę ma być zabieg.

Dużo, jak na małego kotka ...

Siedzi mi teraz na kolanach i mruczy. Przytula się, kładzie na przedramieniu. Mój stalker, który miaukiem wita nas w korytarzu, kiedy zbyt długo zostawiamy go samego w domu.

Nawet już nie myślę, jak to będzie i co będzie. Jeszcze sobota wieczór jest, potem niedziela. Poniedziałek dopiero za dwa dni.

czwartek, 12 stycznia 2023

Ehhhh, ten nasz Franio ....

O czymś innym chciałam pisać, ale w tak zwanym międzyczasie wyszedł mi taki żalipost na fejsie i rozbudowuję go tu na blogu.
Chodzi o naszego Frania.
Wczoraj pojechałam z nim do naszego gabinetu weterynaryjnego, bo kotek stracił apetyt 
i słabiej zaczął jeść, poza tym mieliśmy i tak jechać na wizytę kontrolną wedle uszu, a konkretnie wydzieliny z niej. Zwróciłam uwagę też na oblizywanie się kota i już jakiś czas temu raz mu się zdarzyło ślinienie. Ciocia wet do pyszczka zajrzała, a tam stan zapalny, mamy więc powtórkę sprzed roku, kiedy miał usunięte dwa zęby, a teraz polecą już wszystkie.
Po tym zeszłorocznym usuwaniu okazało się też dokładnie, że oprócz kła nie ma jeszcze jakichś zębów, czyli musiał mieć już w poprzednim swoim życiu taki zabieg robiony. Czyli kolejny wniosek dla nas - miał dobry, dbający o niego dom.
Problem z Franiem jest taki, że po poprzedniej ekstrakcji, pięć dni pod łóżkiem siedział, biadolił 
i jeść nie chciał. Nie tak jak większość kotów, która od razu po wyjściu z transporterka rzuca się na jedzenie jakby nigdy nic... I zachowuje się jakby nigdy nic.
A tu takie arie i cyrki i dopiero whiskasem go do jedzenia zachęciliśmy...
Taki to nasz psychol rudy jest.
Dzisiaj pojechałam z nim na pobranie krwi, bo wczoraj chwilę przed wyjazdem do weta jadł, więc musiałam go zatargać właśnie dzisiaj. Obyło się bez torby iniekcyjnej, trzymałam kota na ramieniu podczas pobierania, fakt - trochę krwi jego spłynęło mi na rękaw bluzy, ale obyło się bez miauku i wyrywania się.
Jestem dziś jakoś mocno zmęczona, za dużo emocji chyba. Zaraz się położę, jakąś medytację włączę i pewnie zasnę.
Smutno mi też, bo dzisiaj za Tęczowy Most pobiegł Mefi - czarny kocurek naszej blogowej koleżanki Drevni Kocura ...
I tak to się toczy.

Trzymajcie się wszyscy :)


środa, 4 stycznia 2023

Jak to z koleżanką na kijki poszłyśmy

Swoimi osiągami kijkowo - biegowo - rowerowymi w 2022 pochwaliłam się na fb. W znajomych mam też koleżeństwo z pracy. I przedwczoraj jedna z koleżanek odezwała się do mnie w te słowy, mniej więcej: "Przeczytałam twój wpis na fb i zainspirowałaś mnie ... tak mnie bolą plecy ostatnio, chciałabym zacząć chodzić z kijkami .... może poszłabyś ze mną, pokazała mi, jak to się robi ..."
Umówiłyśmy się na wczorajszy wieczór, nad naszym Zalewem, wcześniej w pracy zapytałam ją, czy da radę 5 km - zrobiła wielkie oczy, nie da rady, dobrze, będzie mniej.
Zrobiłyśmy prościutką trasę, spacerowym tempem, miło sobie rozmawiając i tak nam minęły 3 km ... Fakt, trochę zmarzłam, ale koleżanka się nie zniechęciła, podobało się jej, bo ostatnio jeździ głównie samochodem, więc fajnie się czuła.

Dzisiaj jestem z pracy, a koleżanki nie ma. Patrzę w plan - ma być, a jej nie ma. Kurczę, no, co jest??
Piszę do niej zapytanie, jak się czuje po wczorajszym, a ona mi na to, że siedzi w domu, bo ma jelitówkę!

Kurtyna, dziękuję, nie mam pytań :)))

PS. Tzw. jelitówką koleżanka zaraziła się od swoich dzieci, które były chore w czasie świąt, więc ten spacer jej nie zaszkodził, ale taka to sytuacja ;)
Mam nadzieję, że mnie nie sięgnie, akurat na weekend...

Fakt, dzisiaj wieje i pada deszcz, więc i tak nici z wieczornej aktywności, ale jutro, pojutrze ... okaże się.

Trzymajcie się zdrowo :)

Zdjęcia zrobione na mojej trasie 31.12.2021 - bożonarodzeniowy śnieg już stopniał oraz wieczorem ognisko na działce, w tym roku nie zrobiliśmy, ale nic straconego: