czwartek, 28 stycznia 2016

Uszytkowe drobiazgi

Myślałam, że uszyję trochę więcej, ale jak mówią starzy górale "Lepszy rydz jak nic", albo "Lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu" itp., coś tam podzióbałam/ podziubałam?? w kwestii zmniejszenia otaczającej mnie górki szmatek.
Od poniedziałku mam pewien zastój i niemoc mnie ogarnęła, odczekam aż sobie pójdzie.
Ale szło już całkiem nieźle, więc jakiś progres zanotowałam. Zawsze to coś.

Jedziemy zatem ze zdjęciami:

 To nie pomyłka. Kolejne ptaszki zostały przeze mnie uszyte. Pewnej osobie się spodobały, że domówiła towarzyszy :)) 
Nie ukrywam, że zamówienie to, bardzo mnie ucieszyło.

 Te serduszka będą, być może, ozdobą na walentynki :) W tej chwili uszycie ich idzie mi bardzo szybko.

 Prawie dwa lata przeleżały w takiej formie, czekając na swoją kolej. Pospinane szpileczkami, częściowo pozszywane.

 Wyszły dwie podkładki np. pod kubki. Materia stawiała opór podczas szycia - chyba przyzwyczaiła się do formy przejściowej 
i nie wierzyła, że coś konkretnego z niej powstanie ;)

 Była sobie szara koszulka techniczna.

 Kilka cięć według istniejącej już czapki "ze sklepu", uważne spięcie szpilkami, wyciągnięcie overlocka i ...

jest. Czapka do uprawiania sportów :)
Szyje się ją bardzo prosto i bardzo szybko. To żadna filozofia. Jak będzie ktoś chciał, to pokażę, jak. Poza tym, że w sieci można znaleźć liczne podpowiedzi, rzecz jasna ;)
Uszyję jeszcze jedną, a tak w ogóle, Chłop mój zażyczył sobie, żebym z jednego niebieskiego komina uszyła taką czapkę. Jest to, oczywiście możliwe, tylko wczoraj opanowana byłam przez niemoc twórczą i nie dało rady.
Ale tę jedną dałam radę. Nawet overlocka wyciągnęłam. Jeszcze nie do końca lubię na nim szyć, może się w końcu przekonam. Jest bardzo dobry do obrzucania brzegów, żeby się nie strzępiły i do szycia takich rzeczy, jak czapki - idealny.
Zapowiadali u nas opady deszczu i silne wiatry. Prognoza się realizuje, ale i tak muszę wyjść z domu. Dla lepszego samopoczucia. 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie ♥

PS. Z tym wróblem w garści skojarzyła się mi reklama okien, w której występuje kot niemogący zdecydować się, czy skoczyć na gołębia, siedzącego w oknie, czy sięgnąć po łatwiejszą zdobycz, czyli rybkę w akwarium :)) Zastanawialiśmy się, co nasz kot by wybrał. Bo na ptaszki polować to on lubi i umie (!!), co do jedzenia natomiast - wyłącznie rybne. Może być z mieszanką jakiegoś kurczaka ewentualnie. Innych nie rusza. Wołowina - zapomnij.
Jakby tak się zastanowić, to ma zwierzak rację. Który kot żywi się wołowiną, cielęciną, czy jagnięciną, jeśli ma wybór?
Mówisz, masz, kocie ;)

PS.2 Niedawno znalazłam takiego kota: http://kotstudent.pl/. Tylko nie wiem, czy działa jako motywator, czy demotywator he,he.

sobota, 23 stycznia 2016

Żubry na Polanie w Białowieży

Poprzedni post wyszedł mi emocjonalny, dlatego żubrów już do niego nie dodawałam.
Co innego ten. 
Od kilku dni, prawie codziennie włączam stronę z kamerą w Białowieży. I wydaje się mi, że w tym roku, do paśnika przychodzą głownie żubry. O ile kiedyś wieczorami obserwowałam świniaki, jelonki, to teraz pasie się tam spore stado królów i książąt Puszczy.
Obejrzyjcie sobie moje skany ze strony żubry online.








Dwa ostatnie skany są z dzisiaj. W tej chwili na Polanie pasie się sporo żubrów.
Nasz koleżanka z Podlasia doniosła, że oprócz obrazu jest jeszcze dźwięk. Faktycznie. Czasem słychać jakieś ptaszki i szum wiatru.

Na koniec coś z życia odkurzacza ;) mojego. Dwa dni temu wciągnął skarpetkę! W życiu się mi takie coś nie zdarzyło. I jak to często bywa, skarpetka utkwiła w bardzo ciekawym miejscu, a mianowicie tam, gdzie kończy się giętka część rury, a zaczyna kawałek plastikowej, u mnie lekko pod skosem - tam dołączam zazwyczaj drugą rurę - metalową. 
Jak się domyślacie słusznie, nijak nie szło francy wyciągnąć, bo z jednej strony trudno przebić się przez całą giętką część, 
a z drugiej skos.
Skończyło się na cięciu części giętkiej i sklejeniu jej taśmą pakową. 
Dzisiaj wyciągnęłam z szafy kilka rzeczy do prasowania. Nagromadziło się tego od ... nie wiem, kiedy. Zrobił się miły luzik, który został wykorzystany przez Bonusa - ta część ciuchów nie jest jeszcze tak bardzo zakłaczona ;))
Szafa woła o porządki, bo ja już prawie niczego tam znaleźć nie mogę. Ciekawe, niby odkłada się rzeczy na swoje miejsca, a po jakimś czasie i tak masz bałagan, i tak. To na pewno krasnoludki, które, jak wszystkim wiadomo - siedzą w szafie i ubrania zwężają. Oraz wszystko mieszają.
Przedwczoraj wyciągnęłam na światło dzienne coś, co zaczęłam szyć prawie dwa lata temu. Wczoraj skończyłam - pokażę 
w kolejnym poście. 
Drobiazg, bo podkładki pod kubek, ale musiało tyle czasu odleżeć. Materia stawiała silny opór, trochę krzywo wyszło, nie mówiąc o tym, że nici, akurat w tych kolorach mi zabrakło i musiałam dokupić. Bywa.
Dzisiaj też się za coś zabiorę.

Udanego weekendu wszystkim życzę :)

czwartek, 21 stycznia 2016

Na smutek

Wierszy pisać za bardzo nie umiem, więc polecę prozą. Jak zawsze.
Smutno porobiło się na blogach.
Od rana zajrzałam na bloga Gosianki, a tam wiadomość o odejściu Amisi, kochanej, słodkiej koteczki. 

Ktoś powie "To tylko kot, czego przeżywasz?".
Moja odpowiedź zabrzmi krótko i prosto - A co ciebie to obchodzi? Zajmij się swoimi sprawami ...

Poznałam Amisię osobiście i chociaż skubana, nie dała się mi pogłaskać, to i tak była moją ulubienicą spośród Gosiankowej zwierzęcej gromady.
Mam nadzieję, że jest szczęśliwa tam, dokąd się udała. Co oczywiście nie zmniejsza smutku rozstania tych, którzy ją kochali tu na Ziemi.
Kilka dni wcześniej, Hana napisała wstrząsający post - list do sąsiada. O zwierzętach, które są tak podle traktowane przez swoich "właścicieli", że podlej już nie można. I jak się okazuje, jest to spory problem w naszym kraju.
Zmiany następują, ale strasznie powoli, niczym kropla drążąca skałę.
Znów ktoś napyskuje, że przecież tylu jest potrzebujących wśród dzieci, starszych, biednych ...
Owszem, jest i co z tego? Pomagasz im? Bardzo w to wątpię.
Poza tym, każde stworzenie na tej Ziemi ma prawo do godnego życia. Ma prawo do ciepłego miejsca do spania, ma prawo do wybiegania się, ochrony przed upałem, prawo do jedzenia i picia. To tak dużo?
Nie musi mieć karmy z najwyższej półki, jeśli kogoś na to nie stać, nie musi spać w łóżku ze swoim Personelem, ale skoro bierzesz do siebie zwierzę, to zapewnij mu to minimum, a przedtem upewnij się dokładnie, czy stać cię na mieszkanie 
i koegzystencję z nim. Czy masz jakieś podstawy wiedzy na temat zachowań kota, psa, chomika, świnki morskiej ....
Zwierzę to nie pluszowa zabawka, tylko żyjące stworzenie.
Wiem, że większość z Was o tym wie, ale może znajdzie się ktoś, kto tak nie do końca zdaje sobie z tego sprawy?
Ale co tu mówić o szacunku do zwierząt, jeśli ludzi się nie szanuje. Teoretycznie każdy z nas ma prawo do poszanowania, do pracy, do godnego życia, a rzeczywistość skrzeczy. Sami o tym wiecie doskonale.
I tak a propos tego wszystkiego, zajrzyjcie pod ten link.
Taka puenta, jeśli chodzi o szacunek.

Post miał być o żubrach, ale wyszło mi coś innego. Jakieś nieśmiałe słońce wygląda zza chmur, chyba się na kijki wybiorę, dawno nie byłam, wiatr głowę przewieje, a potem siądę do maszyny ...

Ściskam wszystkich serdecznie ♥

niedziela, 17 stycznia 2016

Uszyłam :)

W nawiązaniu do poprzedniego postu nadmieniam, że rzeczony komin został uszyty :)
Bonus i tym razem dzielnie przy mnie trwał, śpiąc słodko przy terkocie maszyny. Mogłam zatem spokojnie wykroić drugi komin, zeszyć go i rozpocząć rzecz najważniejszą, czyli zrobienie komina dwustronnego. Wszystkie szwy miały być, rzecz jasna schowane.
Cóż, był już wieczór, wszelkie obrazki poglądowe w Internecie średnio do mnie przemawiały, a ja koniecznie chciałam mieć dwustronny.
Odwróciłam więc sytuację, pospinałam tak, jak miało być i jakoś wymyśliłam, jak to ma być zrobione ;)
Na jednej ze stron wuwuwu był taki sam sposób pokazany, zresztą.
Ale co tam, jest komin, jest zabawa.
Kilka fotek z tego pasjonującego procesu:

Dwie części komina, które należało połączyć razem.

 Splątane, w twórczym szale ;)

 I jest! Udało się! Strona wrocławska - techniczna.

 Strona trzebiatowska - bawełniana. Szwy schowane, można nosić z jednej, jak i z drugiej strony.

Mój niezastąpiony asystent :)


Dzisiaj też przy mnie siedział podczas moich szyciowych działań. Chyba to lubi ;)
Wymyśliłam sobie wyzwanie, które ma potrwać do wiosny - tak sobie założyłam. Związane jest z zagospodarowaniem szmatek wszelakich. Na razie nic więcej pisać nie będę, może się uda. A, jeśli się nie uda, przeżywać wielce nie będę.
I jeszcze jedno wyzwanie - też fajnie byłoby, gdyby udało się mi do wiosny zrobić. Jest to możliwe. Zobaczymy, czy się powiedzie ;)

Pozdrawiam wszystkich serdecznie :)

niedziela, 10 stycznia 2016

Dlaczego nie dokończyłam komina i widoczki znad Rusałki

Oglądaliście dzisiejszy mecz siatkówki? Ja, o dziwo też, nawet wciągnęłam się w akcję, jak nigdy. Bo wielką fanką piłki wszelakiej nie jestem, ale dzisiaj tak wyszło.
Wynik mnie zaskoczył, bo nie wierzyłam, że chłopaki nasze dadzą radę. Poza tym posądziłam ich i cały związek piłki 
o sprzedanie meczu. No bo jak to - gospodarze mają przegrać? Niemcy w dodatku??
Mało mam wiary w ludzi, oj bardzo mało. Ostatnimi czasy jeszcze mniej, a tu taka niespodzianka. Siatkarze ruszyli do boju niczym husaria pod Wiedniem ... albo bardziej armia Wojska Polskiego pod Lenino, albo Kołobrzegiem na ten przykład, bo tam Niemcy przegrali z kretesem, jakby nie było.
Takie powstanie z kolan cieszy.

A teraz wracam do tematu.
Dwa dni temu zaczęłam szyć kolejny komin. Tym razem zużyję do niego dwie koszulki - jedną techniczną, a drugą bawełnianą 
i zamierzam być użytkowniczką tego komina.
Zaczęłam i nie skończyłam.
Dlaczego?
Popatrzcie na kolaż. 


Jak widać, jedna koszulka przedstawia Halę Stulecia we Wrocławiu, a druga słonia z Trzebiatowa. Obie dostaliśmy na zawodach. Te wrocławskie, nie były wprawdzie udane dla mnie, ale zostały zrekompensowane spotkaniami z dwiema naszymi koleżankami blogowymi - Mariją i Gosianką. Marija nie miała jeszcze wówczas swojego bloga i, jeśli dobrze pamiętam, zaczynała swoją przygodę z blogosferą, wpisując pierwsze komentarze między innymi u mnie. 
Skąd natomiast słoń w Trzebiatowie? Poczytajcie sobie choćby tutaj.
Wzięłam zatem wrocławską koszulkę, rozłożyłam na podłodze, żeby spiąć ją równo szpilkami i wyciąć, a tu Bonusik kochany położył się na niej i nie chciał zejść! Co tu robić więc?
Zabrałam się za drugą. Tę trzebiatowską położyłam na tapczanie, żeby wykonać analogiczne czynności i wykroić choćby jedną część. Myślicie, że się udało?
Zobaczcie:


Jak widać - niekoniecznie. Wpięłam raptem dwie, czy trzy szpilki, kiedy kot stwierdził, że bawełna będzie milsza jego dupci 
i rozwalił się na niej. Cóż było robić i w tym wypadku?
Wypięłam szpilki, żeby Bonus krzywdy sobie nie zrobił i uszyłam, póki co, "wrocławski" komin.
Reszta musi poczekać, może do jutra. Zobaczymy.

Wczoraj pojechaliśmy z Chłopem na kolejny bieg z cyklu City Trail, chociaż bardzo się mi nie chciało, ani jechać, ani biegać. Bieg ten odbywa się nad Jeziorem Rusałka, z racji śniegu, mrozu i deszczu było ślisko. Ale biegłam w specjalnych nakładkach, wiec żaden lód nie był mi straszny. 
Marudziłam straszliwie przez większość drogi, ale Chłop mój się nie poddawał, biegł razem ze mną, motywując niczym najlepszy coach :)) Podziwiam go, naprawdę :))
Po biegu, człowieka zalewa euforia, mało kto na pewno żałuje, że zdecydował się na taki wysiłek. Ja również nie żałowałam, poza tym wyszło słońce, zrobiło się pięknie, mieliśmy dość dużo czasu do odjazdu pociągu. Porobiłam kilka zdjęć i zrobiłam 
z nich kolaże.

Pierwszy pokazuje widoki nad samym jeziorem - w rzeczywistości było dużo, dużo ładniej:


Drugi - wiadukt kolejowy, który przebiega nieopodal. Też bardzo ładne miejsce. Linia kolejowa wiedzie do Piły, a potem dalej do Kołobrzegu.
Po przeciwnej stronie jeziora też są zresztą tory, do Szczecina i Świnoujścia.


Żaden pociąg nie jechał, niestety. Taka pora dnia, że nic akurat tamtędy nie podąża w jednym, czy drugim kierunku.

A dzisiaj Chłop mój orkiestruje ostro, bo u nas jest bieg, w którym każdy może wziąć udział, przebiec kawałek, przejść się 
z kijkami lub bez. Po wpłaceniu pieniędzy na WOŚP można otrzymać medal, kubek, czy co tam jeszcze.
Nie biorę w tym udziału, bo miejsce mi nie odpowiada i nie wybieram się tam już nigdy ( trochę dziwnie to zdanie brzmi, pod względem stylistycznym, ale tak to wygląda). Z powodów osobistych. Mamy z Chłopem wspólnotę finansową, więc jego cegiełka jest również i moją :)

Udanego wieczoru wszystkim życzę i takiegoż poniedziałku :)

czwartek, 7 stycznia 2016

Obcinamy pazurki, a poza tym zima wokoło

Nieoczekiwanie spadł śnieg i przymroziło. Niby nic dziwnego o tej porze roku i w naszej szerokości geograficznej, ale jednak daliśmy się zaskoczyć i zadziwić wzmiankowanym zjawiskiem pogodowym.
Wyszłam sobie wczoraj pobiegać, na razie dobiegam do przejazdu mego i lecę z powrotem. Z małym przystankiem na zrobienie zdjęć ;)
Udokumentowałam zatem tegoroczną zimę. Uważam, że całkiem ładnie wyszła, biało - brązowa.

Moje ulubione miejsce:







Bawełna? ;)


A co z pazurkami, wspomnianymi w tytule?
Stwierdziłam, że muszę Bonusowi obciąć pazurki. Wiecie, co zrobił, kiedy pokazałam mu obcinaczki?
W życiu nie zgadniecie ..... sama bym nie zgadła.
Otóż, kiedy pokazałam mu obcinaczki, mówiąc, że obetniemy teraz pazurki, to Bonus zeskoczył z krzesła, na którym siedział 
i ...... 
podszedł do drzwi balkonowych, nie mając w planach ucieczki bynajmniej ....
Od pewnego czasu obrzęd obcinania odbywa się albowiem w tym miejscu, bo jest najjaśniej, a nie chcę kotu krzywdy zrobić, przycinając mu za mocno.
Poprzedni Personel przyzwyczaił Bonusa do tego zabiegu, na szczęście. Księciunio czasem się trochę wyrywa, tak dla zasady, powiedziałabym, ale wszystko przebiega szybko, sprawnie i bezkrwawo.
Ale dzisiaj udało się Księciuniowi - Królowi Dżungli* mnie zaskoczyć :)))

Spokojności życzę wszystkim :)

*Jeśli ktoś z Was nie czytał u Gosianki bajki o Bonusie - przez nią napisanej, to zachęcam :)

wtorek, 5 stycznia 2016

Dzięki kominom - luźniej w szafie

Ciekawe, co sobie pomyśleliście od razu, czytając tytuł postu? Że zrobiłam porządki w szafie i niepotrzebne ubrania spaliłam 
w piecu?
Otusz nie ;) W życiu never ;) Po pierwsze primo nie mam pieca węglowego, a po drugie primo - jestem przeciwna takim praktykom. Ja wiem, że ludzie różnie tłumaczą, że bieda, że cośtamcośtam, ale dla mnie najczęściej nie są to żadne wyjaśnienia.
Bo często, gęsto niekupienie węgla na zimę, czy oszczędzanie go, ma inne podłoże. Dwa przykłady z mojego najbliższego 
i sąsiedzkiego otoczenia. W jednej rodzinie to nauczenie się takiego dziadostwa. Ojciec zbiera różne śmieci, a zimą pali tym 
w piecu. Może ich nie stać, skoro utrzymują synka - nieroba, "chłopaka" w moim wieku. W drugiej rodzinie nabrano kilka pożyczek, dwóch nierobów podczepionych pod mocno starszego człowieka i żerujących na jego emeryturze. Takie q...... pasikoniki w domu, w którym węgiel kupowany był latem i to w ilości wystarczającej - kiedyś. Wiedza o tych pożyczkach dotarła do nas wczoraj, bo jeden pasikonik w końcu pękł.

No, ale nie miało być o węglu i ogrzewaniu. Tak mi się tylko skojarzyło.

Mamy z Chłopem w domu kilkanaście koszulek, które fajne są, a już się ich nie nosi. Wyrzucić szkoda, bo ładne, niektóre mają wartość sentymentalną.
Co z nich zrobić?
Ano, wzmiankowane kominy na przykład. Wczoraj i w sobotę uszyłam z dwóch koszulek, tak zwanych technicznych, czyli takich sztucznych, jakie dostaje się np. w pakiecie startowym przed zawodami.
Bonus dzielnie mi sekundował, warkot maszyny nie zakłócał mu drzemki.
Na pierwszy ogień, uszykowałam sobie taką kupkę:

Jak widać - futrzasta kontrola musi być ;)

A potem wybrana została m.in. ona:


Chodziło głownie o to, żeby napisy pojawiły się na kominie. Ten pierwszy został wycięty ze środka. Chłop mój wpadł przy tym na doskonały pomysł - syn krawcowej, było nie było, żeby nie wycinać, a potem zszywać, tylko najpierw zeszyć, a potem wyciąć komin. Zdecydowanie lepiej się zszywało, bo materiały są śliskie i wymagające trochę.
Na szczęście mam igły do streczu, a moja maszyna - specjalne ściegi elastyczne. Jakoś zatem poszło. Idealnie wykończone nie będzie, ale bez przesady.
Po wycięciu zostało mi to:


Zostały niewykorzystane boczki, które trzeba było uciąć i zeszyć. Dałyśmy radę z maszyną. Zwłaszcza w obecności kontrolera jakości:



I tak powstały kominy, oraz opaski na głowę. Zielone opaski są z rękawów. Niebieski były niestety, za wąskie.



A z takiego dłuższego komina można zrobić czapkę :)
Z tym, że ja mam tyle koszulek, że będę próbowała uszyć czapkę do biegania np. z jednej z nich. Jak się nie uda, nie będzie żal wyrzucić.
Mam też fajne koszulki bawełniane, których Chłop mój już nie nosi, bo przeszedł z rozmiaru XL na M i zastanawiam się, co z nich zrobić. Czy przerobić dla siebie, czy jakąś siatkę uszyć, bo mają np. nadruk z Budvy w Czarnogórze, żeby mieć miłe wspomnienia na wierzchu ;)?
Internet pełen jest inspiracji, ale jeśli macie jakieś pomysły, to może się podzielcie?
Widziałam fajne naszyjniko - szaliczki z T-Shirtów, na pewno jakieś zrobię :)
Może wena do mnie powróci, a pomysły rozmnożą się jak wszy na radzieckim żołnierzu - to określenie Mnemo bardzo się mi spodobało :))
Nie mówiąc już o tym, że napisałam drugą bajkę do kalendarza, ale publikacja nastąpi chyba 3. lutego. Jeszcze jakieś inne chodzą mi po głowie, jak nie przymierzając wszy ;), może uda się mi je złapać i w słowa zamienić.

Miłego dnia wszystkim życzę :)

piątek, 1 stycznia 2016

Czarny kot na szczęście i dodatek z Białej Kury

Witajcie w nowym roku :)
Oby był lepszy od poprzedniego.
Niech się zatem nam wszystkim darzy :)

Kto zakupił unikatowy kalendarz, czyli Białą Kurę, ten wie, że do każdego obrazka z danego miesiąca, zostanie napisana historia, żeby sam kalendarz stał się bardziej zrozumiały dla osób bardziej postronnych, oraz dla dzieci.
Wymyśliła to Gosianka, a ja bardzo szybciutko, korzystając z weny, która była przy mnie ponad miesiąc temu, napisałam opowiadanie do styczniowej kartki. Bo przecież nasz Bonus rozpoczyna ten nowy rok :)
A wedle przysłowia, zobaczyć obcego kota na swojej werandzie w Nowy Rok, ma przynieść widzącemu szczęście. Nie wiem, czym kierowały się koleżanki nasze, wybierając taką, a nie inną kolejność występowania danego zwierzaka w kalendarzu, ale podświadomie - jeśli nie świadomie, bardzo trafnie umieściły naszego czarnego kota już w styczniu.
Być może, ktoś inny jeszcze napisał opowiadanie o Bonusie, ale jeśli już, to zostanie opublikowane w Kurniku, bądź u Gosi.

Najpierw czarny kot na szczęście:)


Oto historia naszego Bonusa, opowiadanie jest w większości prawdziwe, trochę baśniowe, wszelkie podobieństwo do znanych Wam osób jest jak najbardziej zamierzone :)) Miłej lektury :)
Ilustracja do opowiadania pochodzi z kalendarza Biała Kura i jest autorstwa Hany. Takoż i wierszyk :)
Obrazek pokazuje prawdziwą sytuację, oczywiście :)


Jak to z Bonusem było


Dawno, dawno temu, w pewnym mieście, na świat przyszedł czarny kotek. Ta maleńka, puchowa kulka dorastała 
w ciepłym,cudownym domku, pod opieką kochającej go mamusi i w towarzystwie swojego rodzeństwa.
Kocia mamusia bardzo dbała o swoje dzieci. Z oddaniem karmiła je, myła i uczyła. Kotki miały miękkie legowisko, towarzystwo do zabawy i swój Personel, oczywiście.

Na zabawie i nauce minęło kilka miesięcy. Kocie maluchy dorosły i ruszyły w daleki świat do nowych, wspaniałych domów. 
Z mamusią został tylko czarny, puszysty synek z wyłupiastymi oczkami.

Pewnego dnia zobaczyła go Dobra Wróżka, zakochała się w nim i zabrała do swojego domu, w którym na nowego lokatora czekał Mąż Dobrej Wróżki. Czarny kotek z ufnością przytulił się do nowej opiekunki, mając nadzieję na nowy, dobry rozdział otwierający się w jego życiu. I tak też się stało. Dobra Wróżka nazwała go Bonus i zadbała, żeby niczego mu nie brakowało.

Żyli sobie szczęśliwie w trójkę, aż któregoś dnia, do ich domu przybyła Mała Dziewczynka. Bonus zaakceptował nowego członka rodziny, zwłaszcza ,że na początku Mała Dziewczynka nie zwracała na niego większej uwagi, a później stała się dla niego towarzyszką zabaw. Wiedziała również, że Bonusa nie wolno ciągnąć za ogon, czy wąsy, bo sprawiłoby mu to ból. Głaskała go więc delikatnie i przytulała do siebie tak, jak nauczyli ją tego jej rodzice.

Minęło kilkanaście miesięcy. Mała Dziewczynka zachorowała. Dzięki czarom Dobrej Wróżki i jej Pomocników, dziecko wkrótce wyzdrowiało, ale nie trwało to długo, jak choroba ponownie dała o sobie znać. Dobra Wróżka i jej Mąż szukali więc ratunku u innych Pomocników, którzy zrobili Małej Dziewczynce mnóstwo badań, po których okazało się ,że ich córeczka nie może przebywać w tych samych pomieszczeniach, co Bonus.

Co więcej, nie może przebywać z jakimkolwiek zwierzątkiem.

Zrozpaczeni Rodzice Małej Dziewczynki postanowili poszukać Bonusowi najlepszego domu na świecie i kiedy nie mogli go sami znaleźć, Dobra Wróżka zwróciła się o pomoc do Starszej Czarownicy. Starsza Czarownica napisała listy do swoich koleżanek – innych Czarownic. Listy włożyła do baloników, które związała sznurkami, następnie weszła na wzgórze i prosząc Wiatr o pomoc, wysłała wiadomość na wszystkie strony świata.

Balonikowy list dotarł również do Trochę Tylko Młodszej Czarownicy, która po wielu latach chciała znów zaprosić jakiegoś kota do swojego domu. Bo tak naprawdę, co to za czarownica bez kota?

Starsza Czarownica bardzo mocno namawiała Trochę Tylko Młodszą Czarownicę, by ta zaopiekowała się Bonusem. Czuła bowiem, że są dla siebie stworzeni.

Okazało się ,że miała rację. Bonus szybko przyzwyczaił się do nowego domu, z wzajemnością pokochał Trochę Tylko Młodszą Czarownicę i jej Męża i chociaż często wstaje bladym świtem, budząc swoimi skokami i harcami swój Personel, zostaje mu to wybaczone.

Kot wynagradza bowiem swoje pobudki, gotowością do obrony domu przed inwazją myszy, oraz mruczeniem i przytulaniem się.
Pełna sielanka, jednym zdaniem :)

KONIEC OPOWIADANIA ;) 



Jeszcze raz życzę Wam szczęścia, nowych pomysłów, wielu wspaniałych postów, miłych komentujących, udanych zdjęć - bo trzeba na bloga zrobić ;) 
i wszystkiego najlepszego :)