Poagitowałam ostatnio za ruszeniem się pospolitym z kanap, sof, foteli, dywanów, czy innych tam siedzisk. Wypadałoby teraz pochwalić się własną aktywnością, żeby nie być gołosłowną.
To proszę bardzo. Moje chodzenie w tym miesiącu:
Wygląda nieźle, moim zdaniem :) Bo, jak już napisałam w poprzednim poście, jakieś trybiki odpowiedzialne za ruch, w końcu zaskoczyły. Chyba. Czasy, które podałam, są ogólne, bo idąc nie włączam żadnych stoperów, czy aplikacji, tylko patrzę na zegar wychodząc. Bo po drodze robię zdjęcia ,albo staję i pacze sobie w dal, więc się nie liczy. Albo na pociągi czekam.
Co do pogody, to trochę śniegu spadło wczoraj, większość na szczęście stopniała i dobrze.
Pooglądajcie sobie zdjęcia sprzed kilku, kilkunastu dni:
Widok na moje miasto we wtorek:
Trochę biało się zrobiło, ale potem stopniało. Dopiero wczoraj ....
Dzisiejsze popołudnie było dość emocjonujące. Kiedy szłam z kijkami, zadzwonił mój brat. Niestety nie słyszałam go za dobrze, bo w tamtym miejscu wiało i zasięg się gubił. Zrozumiałam tyle, że mam zadzwonić do rodziców, bo mama chora, ojciec chory, może do lekarza trzeba będzie z nimi jechać ... brat wyjeżdżał do pracy. Wczoraj wszystko było ok., więc co się stało? Dobrze, że go w całości nie dosłyszałam, bo zdenerwować się człowiek zawsze zdąży. Wróciłam do domu, przebrałam się w suche rzeczy
i poszłam do rodziców, mieszkam niedaleko, dzwonić nie będę. Okazało się, że mama miała wieczorem gorączkę, dzisiaj już było lepiej, ale trochę ją to osłabiło, a ojciec - no ten się popisał. Miał problem z oddaniem moczu i nad ranem pojechał sam!! rowerem !!! do szpitala na pogotowie, czy jak to tam się teraz nazywa. Założyli mu cewnik, co przyniosło ulgę i wrócił znów sam, tym rowerem, z założonym cewnikiem do domu. No ręce opadają. Jako, że pani na dyżurze nocnym nic mu nie przepisała,
w sensie recepty, tylko kazała kupić neofuragin, to w południe zawiozłam go ponownie na ten dyżur, był jakiś sensowniejszy lekarz, który przepisał ojcu jakiś antybiotyk plus urosept. I uspokoił go co do objawów.
Ojciec przeziębił sobie najprawdopodobniej pęcherz, jeździ na rowerze po zakupy itp., spoci się, nie przebierze i problem gotowy. Mam nadzieję, że na tym się skończy, a w poniedziałek pojedzie oczywiście do urologa, do którego i tak umawia się na wizytę co jakiś czas.
A po co napisałam o tym? Z dwóch powodów. Po pierwsze, powtarzam się do znudzenia - trzeba o siebie dbać, a po drugie - jeśli coś Wam dolega, to proście swoje dzieci o pomoc. Czy kogokolwiek innego. Lepiej zadzwonić w nocy do nich, czy obudzić, jeśli są pod ręką w domu, niż samemu coś kombinować. Bardzo Was o to proszę.
Bo tłumaczenie jest takie, że nie będę robić komuś problemów, ale tak postępując, można zrobić jeszcze więcej kłopotów. Sobie i innym.
A tak w ogóle, to idziemy dzisiaj na studniówkę. W listopadzie i grudniu miałam zastępstwo w jednej z naszych szkół. I dostałam zaproszenie na studniówkę, którego w ogóle się nie spodziewałam :) z osobą towarzyszącą ,za którą oczywiście się płaci. Ciekawe, jak będzie ....
Udanego weekendu wszystkim życzę :)