Rozpisałam się w tym miesiącu, jak nigdy ;)
Cóż. Najpierw Franio. Wczoraj rano rzygnął se w chodniczek w sypialni. Rzyg był w formie śliny, karmiony był tylko karmą hypoalergiczną, która powinna mu służyć i poprawiać trawienie. Tyle, że Franio niezbyt ją lubi. Jadł, bo nie miał wyjścia, a potem takie kfiatki.
W desperacji dostał łyskasa, bo stwierdziłam, że albo w jedną albo w druga stronę to pójdzie. No i wymiotów po tym nie ma. Dzisiaj dotarła karma intestinal, która Franiowi lepiej wchodziła, więc na razie będzie ją dostawał i czasem łyskacza. Taki mam plan, a co z tego wyjdzie - czas pokaże.
Dawno nie robiłam podsumowania ... Niestety ostatnie miesiące są bardzo trudne dla mnie i nie chce mi się nigdzie wychodzić. Kończę pracę najczęściej o 15 i nie, nauczyciele nie pracują tylko trzy godziny dziennie ... i kiedy wracam jest już ciemno, często padał deszcz ... I tak naprawdę wyszarpywałam te aktywności w sobotę lub niedzielę, jak się dało. A to wszystko malutko. Trochę ratuje mnie chodzenie pieszo do pracy, 2 km w jedną stronę.
Tak więc w styczniu aktywności ruchowej nazbierało się - według wskazań zegarka - 49,3 km
i tylko 8 wyjść z kijkami. Dystans na podstawie liczby kroków to 185 km, czyli jakieś 6 km dziennie. Oczywiście zegarka nie noszę non stop, więc te dane nie są do końca miarodajne.
Od tygodnia mamy nowy plan i w jeden dzień kończę pracę o 12.30. Aż mi dziwnie tak wcześnie z pracy wychodzić ;)
Ale może ten dzień wykorzystam na jakieś treningi.
Teraz w sobotę będzie trening, bo wybieramy się na zawody do Poznania, 5 km. Nie zamierzam jakoś bardzo się nadwyrężać, bom starsza pani już i poza tym trochę mi sił brakuje.
Poniżej zdjęcia z wczoraj. Było trochę mroźnie, ale ładnie. Zdjęcia z rzeką są z mojej trasy do pracy, te słoneczne - znad jeziora, a dwa zaśnieżone z lasu - z niedzieli.
Trzymajcie się zdrowo :)