wtorek, 22 lutego 2022

Póki zima trwa

Kalendarzowa zima trwa, luty to synonim siarczystych mrozów i potężnych śniegów, ale od parunastu lat zima wygląda inaczej. Przynajmniej u nas w Wielkopolsce. Nie narzekam, bo za zimą nie przepadam, ale czasem fajnie trochę śniegu zobaczyć, dotknąć i ostatnio - pojeździć na nartach biegowych.
W ostatni weekend naszych ferii, które były w pierwszym terminie, pojechaliśmy do Szklarskiej, żeby choć w sobotę i niedzielę sobie na nartach użyć.
Plan udał się połowicznie, bo w sobotę było w miarę ok. - mimo padającego śniegu, to w nocy zaczęło wiać i w niedzielę rano postanowiliśmy również wiać do domu.
Dobre i to.
Nocowaliśmy w nowym miejscu i dojazd dostarczył nam wielu atrakcji, gdyż pensjonat znajduje się dość wysoko - nie sprawdziliśmy tego ;) prowadzi doń wąska droga, taka na jeden samochód, wokół zaspy, może nie jakieś wysokie, ale były. W piątek po południu nie była jakoś fanatycznie odśnieżona, więc dostarczyła mi - nizinnemu kierowcy, sporo emocji. Na szczęście w ten dzień nic z góry nie jechało.
Ogólnie drogi w Szklarskiej były w weekend regularnie odśnieżane i ich stan był naprawdę dobry. 
Wiadomo - przyjeżdżają tam kierowcy z nizin, którzy odzwyczaili się od zimowej jazdy i dla ich/mojego spokoju, było w porządku. 
W sobotę zaliczyłam mijankę z osobówką z przyczepionym spychem, daliśmy radę. Stwierdziłam, że parę dni jazdy po tych drogach i szłoby mi coraz lepiej. Było nie było, dojeżdżałam do pracy samochodem, również i maluchem bez zimowych opon.

Żeby zatem nie zapomnieć, jak śnieg wygląda, upajaliśmy się nim na Polanie Jakuszyckiej - bez słońca, a z wiatrem i padającym śniegiem:










Jak widzicie - bez torów kolejowych, przystanku kolejowego i pociągów się nie obeszło. Pociągiem można sobie ze Szklarskiej do Jakuszyc dojechać. Jeździ dość regularnie - w sezonie.
Też się dość nieoczekiwanie przejechaliśmy, ale o tym może kiedy indziej ;)

A u nas wygląda tak:


W rzece sporo wody, ale parku jeszcze nie zalewa.

Dla wytrwałych natomiast - kilka fotek Frania - Szajbusa vel Psychola ;) :)))
Ostatnie dni - szajba, jak to określa u swoich kotów nasza koleżanka blogowa Drevni Kocur ;)
Budzi nas, albo tylko mnie około pierwszej w nocy i chce jeść. Jak zamknę drzwi od sypialni, to staje i drze japę ładnych parę minut, dość wytrwale, głośno i z modulacją. Wszyscy słyszą, jak kota maltretujemy ...
Druga pobudka - czwarta, piąta, dzisiaj była pierwsza w nocy i przed szóstą. Lubi też ostatnio biegać w dzikim tempie po mieszkaniu, ale to akurat nam nie przeszkadza, ruch mu nie zaszkodzi, do tego zabawa z piórkami, wędką ... chociaż i tak Franio najbardziej lubi spać.

Kilka fotek naszego szajbuska.
Lubi wchodzić mi na kolana, kiedy siedzę przy stole i cokolwiek robię. Czasem wchodzi na ramię i mruczy mi do ucha - jak tu takiego zrzucić?? ;)
Lubi też zapach jabłek - nie zawsze i nie wszystkie, ale często się w nich tarza, jak jakieś w siatce przyniosę. I jest ogólnie bardzo miziasty. Zmienił się bardzo przez te ponad trzy lata, jak jest u nas.






Trzymajcie się zdrowo :)

czwartek, 3 lutego 2022

Podsumowanie aktywności - styczeń

Kiedy wróciłam do aktywności fizycznej w czerwcu 2020, nie przywiązywałam zbytniej uwagi do liczenia kilometrów, czy instalowania programów, które zliczają aktywności itp.
Ale od tego roku postanowiłam spisywać sobie, ile tak mniej więcej tych kilometrów robię. Mam oczywiście zegarek, ale on jakiś oporny jest do współpracy, a ja jakoś nie mam parcia na wyniki i dokumentowanie tego w jakichś aplikacjach.
W każdym razie spisywałam sobie to wszystko w kalendarzu - taka staromodna jestem ;)
I wynik - taki tam sobie: około 111 km w styczniu.

Co się na to złożyło:
- spacer wokół jeziora, na który poszliśmy 2.01, żeby się w końcu ruszyć po trudnym Sylwestrze ;)
- bieganie - mam taką trasę, która liczy sobie 4 km
- nordic walking - tu trasy dwie: jedna 7,3 km, a druga 10 km.
I na zakończenie miesiąca 8 km na nartach biegówkach, ponieważ w ostatni weekend stycznia byliśmy w Szklarskiej Porębie i w sobotę udało się nam pojeździć w Jakuszycach.

Cóż, dzieląc to przez 31 dni stycznia, średnio wychodzi jakieś 3,58 km aktywności dziennie. Szału nie ma, ale jest dla mnie jakimś wyznacznikiem i motywatorem, żeby tyłek ruszyć z domu, a że po południu coraz dłużej jest jasno, to powinno być coraz lepiej. Taką mam nadzieję.
Do pracy mam jakieś 2 km w jedną stronę, a najczęściej chodzę pieszo. To też kolejne kilometry i czas spędzony w ruchu, a nie bezruchu.

Byle do wiosny - ptaki rano tak wiosennie już świergolą, a olcha i leszczyna już pylą na całego ;)




Trzymajcie się ciepło i zdrowo :)