niedziela, 22 października 2017

Pociągi, pociągi... Dużo pociągów

Dzisiaj więcej zdjęć starych lokomotyw, pociągów i innych ciekawych - jak dla mnie miejsc.
Trochę już mniej ich robię, ponieważ najbliższa linia kolejowa jest zamknięta z powodu remontu, a na dworzec rzadko się wybieram ostatnio.
Ostatni raz pociągiem jechałam tydzień temu. Wybraliśmy się albowiem do stolicy zachodniopomorskiej w celu odwiedzenia rodziny, a wyjazd ten odkładany był już nawet nie z miesiąca na miesiąc, tylko z roku na rok. Niestety nie powiem, że się komfortowo jechało. Spółka Intercity dała ciała. Cóż, do Szczecina jechaliśmy Intercity. Brzmi pięknie, wagon wyglądał nieźle, ale kiedy się człowiek przyjrzał temu i owemu bardziej, to niestety, niestety .... mocno rozluźnione stoliki, z których jeden nie dał się w ogóle podnieść, a drugi to i owszem, na chwilkę, a potem spadł mi na rękę. A potem zastanawiałam się, czemu mnie owa boli.
A z powrotem jechaliśmy TLK ... ehhhh .... z powodów technicznych opóźniony. Kiedy po 20 minutach podjechał, oczom naszym ukazały się dwa wagony, które ciągnęła lokomotywa. Jako, że była niedziela, ludzi sporo, na korytarzu tłok, ciasny przedział - tu nic nowego, bo wagony mają po kilkadziesiąt lat, więc znam je od zawsze. Na szczęście po drodze nadrobił opóźnienie i do Poznania przyjechaliśmy punktualnie, co dla nas miało kluczowe znaczenie, bo przesiadka. A jeszcze wjechał na peron 4b ( kto był, ten wie gdzie), zatem dojście do innych peronów zabiera trochę czasu.
(Pamiętacie może zespół Wanda i Banda i ich piosenkę "Mamy czas"? Teledysk został nagrany właśnie na owym peronie, który zbyt wiele się nie zmienił od tamtego czasu).
Wracając jednakże do tematu. Wsiedliśmy w końcu do pociągu lokalnego i tu już było ok.

No i tak. Skansen Lokomotyw w Karsznicach istnieje już od lat 80. Informacja ta była dla mnie ogromnym zdziwieniem, ale kto miał mi powyższej udzielić na dobrą sprawę. W tamtych stronach byłam kilka razy, ale w celu odwiedzenia licznej zamieszkałej rodziny i ważniejsze były dla mnie starsze kuzynki.
 Znalazłam bardzo ciekawy film - popatrzcie, jeśli macie ochotę.
Film bardzo nostalgiczny, jak dla mnie, bo dotyczy też mojej rodziny:


A teraz moje zdjęcia. Z racji, że skansen był nieczynny, zdjęcia robiłam tylko przez płot. Biedne te staruszki z powybijanymi oknami, z rdzą, czy wyblakniętą farbą, ale dobrze, że od niedawna są ogrodzone i całość przejęło miasto Zduńska Wola, 
a nie jakaś dziwna spółka kolejowa, która ma pierdylion prezesów i gdzieś historię.
Popatrzcie zatem:
Wchodząc do skansenu, od razu zauważamy ten pociąg. Służył do odśnieżania, a obok dźwig:



Idąc dalej, natykamy się na wagonik kolejki linowej i spory mechanizm, który wciągał kolejkę do góry - jest o nim mowa podczas filmu:





Idziemy dalej i za płotem widzimy sporo staruszek, które nie poszły, na szczęście do huty w celu ich przetopienia, tylko stoją sobie i zachwycają różnych kolejowych świrusów ;)







Zwróćcie uwagę na wielkość kół tych lokomotyw. Jedne mają większe, a inne mniejsze. Dowiedziałam się, dlaczego tak wyglądają, od mojego ojca - właśnie w tym dniu, w którym byliśmy w skansenie. Ciekawe, że nigdy wcześniej nie przyznał się do swoich kolejowych fascynacji. Urodził się w Karsznicach i mieszkał przy samej kolei - bloki kolejowe stoją do dziś.
Z okna mieszkania widać było tory i pociągi.
Otóż mniejsze koła mają parowozy towarowe, a większe osobowe. Bo dzięki mniejszym kołom łatwiej pociągnąć kilkadziesiąt wagonów z towarami.
Teraz nie ma to chyba najmniejszego znaczenia, ale dla lokomotyw parowych to i owszem.
Mam nadzieję, że kiedyś zwiedzę skansen tak dokładniej i z bliska.
Jeszcze kilka zdjęć chcę Wam pokazać. Przedstawiają one obrotnicę dla lokomotyw. Ta w Karsznicach jest bardzo duża, nie wiem, czy jeszcze działa, może czasami tak.
Do czego służyła i służy obrotnica? Jak sama nazwa wskazuje - do obracania lokomotyw. Bo jeśli wjechały na stację
z jednego kierunku, a chciały wrócić, to trzeba było coś wymyślić, żeby nie musiano jeździć kilometrami w celu zawrócenia.
W elektrowozach tego problemu nie ma, bo pulpity sterownicze są po obu stronach lokomotywy i maszynista przechodzi sobie z jednego końca lokomotywy, czy pociągu na drugi. Wielu z Was zauważyło z pewnością takie manewry załogi pociągu :))
A piszę o powyższym tak dokładnie, ponieważ kiedyś spotkałam się z pytaniem, jak zawracają lokomotywy. Ano tak :)






I na dzisiaj byłoby tyle. Pociągowych zdjęć mam sporo, wszystkie są bardzo ciekawe ;) Jeszcze Wam napiszę, że w czerwcu jechaliśmy tak zwanym Czerwonym Pociągiem w Szwajcarii, przez Alpy oczywiście.
Ale to już kolejny temat.

środa, 11 października 2017

Co by tutaj ...

po przerwie półrocznej napisać, żeby nie zanudzić tych, którzy tutaj wejdą, w post się zagłębią, a może i komentarz zostawią? Swoją drogą, policzyłam, pół roku mi wyszło i wierzyć się nie chce, że to już tyle czasu...
O czymże mogę napisać ... oczywiście, będzie częściowo o pociągach i kotach.
Pociągami jeżdżę w tej chwili rzadziej, bo nie mam takiej potrzeby póki co. Poza tym, próbuję reaktywować chodzenie 
z kijkami, namówiłam nawet koleżankę na ten proceder, ale i tak chodzimy gdzie indziej, nie na przejazd, tylko do parku 
i nad jezioro. Nad jeziorem jest siłownia, z której sobie lajtowo korzystamy ;) żeby się zanadto nie ponaciągać ;)
Zresztą, linia kolejowa na Warszawę jest w tej chwili zamknięta, ponieważ od czerwca trwa remont tejże. Po co ten remont? Ano po to, żeby podróż z Poznania do Warszawy skrócić o 8 minut, żeby firma szwagra wygrała przetarg, dostając zlecenia, kasując PKP na dużą forsę, po to by firma drugiego szwagra kupiła kolejne autobusy, jeżdżące w ramach komunikacji zastępczej ...
Jeśli jest inaczej, z miłą chęcią powyższe odszczekam na blogu, hau, hau ...

Do rzeczy jednakowoż. 
W sobotę pojechałam z rodzicami na pogrzeb ciotki - bratowej mojej babci, która to bratowa przeżyła cały wiek z hakiem. Udaliśmy się do Zduńskiej Woli, gdzie mieszka duża część moich krewnych, którzy przybyli z Wielkopolski w latach około trzydziestych XX wieku. Pojechali właśnie tam, ponieważ ze względu na budowę wielkiego węzła kolejowego, potrzebowano ludzi do pracy, a z historii pamiętamy, że okres ów to wielki kryzys i bezrobocie. Zostali już na zawsze. 
Z domu wyjechaliśmy dość wcześnie, ponieważ rodzice chcieli odwiedzić dwa cmentarze i groby rzecz jasna. Ten plan został w 100% wykonany.
A potem zostało jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia. Rodzice nigdy tam nie byli, ja tym bardziej. Miejsce szczególne, które wywołało u mnie skrajne emocje. Skansen Lokomotyw w Karsznicach.
Pewnie znane części z Was.
Skąd te Karsznice zatem? Od kilkudziesięciu już lat są dzielnicą Zduńskiej Woli, ale wcześniej była to osobna miejscowość, w której to powstał wspomniany przeze mnie węzeł kolejowy. W tej chwili działa, mimo wielu przemian i przeciwieństw lat 90., kiedy to przestało się opłacać cokolwiek w Polsce produkować i robić.
Ale lokomotywy były przy okazji. Bo tak naprawdę, celem naszym było to:


A po chwili poszliśmy dalej, kiedyś nie można było tam wchodzić. Lokomotywowania ( ciągle istnieje i praca w niej wre), 
a na jej terenie taki obelisk:



Brat mojej babci ze swoim kolegą został w tym miejscu zamordowany przez Niemców. Powieszeni publicznie, po kilku miesiącach spędzonych w niemieckim więzieniu, poddawani torturom. Nie wiedzieliśmy o torturach, przeczytaliśmy o nich dopiero w książce, która została niedawno wydana o karsznickim węźle.
To się w głowie nie mieści, że jeden człowiek potrafi zadać tak potworny ból i cierpienie drugiemu. W imię czego? Kogo?
Postaliśmy w milczeniu i wstrząśnięci, bo co innego usłyszeć opowieść, a co innego na własne oczy zobaczyć miejsce, 
w którym miała miejsce zbrodnia. 
Oboje zostali pochowani na cmentarzu w Zduńskiej Woli. W jednym grobie.

Wszystko się miesza na tym skrawku ziemi. Tragiczna historia naszego kraju, chwalebna przeszłość pięknych lokomotyw, które dumnie przemierzały setki kilometrów, oraz teraźniejszość, bo życie toczy się dalej.
Dzięki grupie zapaleńców, Skansen istnieje, chociaż wiele lokomotyw wymaga remontu. Stoją pod gołym niebem, ale na ogrodzonym terenie. W sobotę było cicho, ponieważ zwiedzanie w ten dzień możliwe jest po uprzednim zgłoszeniu się. Słychać było tylko odgłosy z lokomotywowni, w których odbywały się jakieś przeglądy, czy remonty.

Kilka ujęć zatem:


 W budynku po lewej stronie znajduje się zakład remontowy, a po prawej - pomnik z pierwszego zdjęcia.



 Podeszliśmy bliżej, gdzie stały dwie lokomotywy.


Lokomotywowania - ogromny teren przed, mnóstwo torów, kiedyś musiał być tu duży ruch, dlatego nie wolno było wchodzić na jej teren.





 I budynki biurowe, puste i zrujnowane. Obok budki telefoniczne ...



To nie wszystkie zdjęcia, ale może zostawię je na później. Jeśli ktoś chce sobie o Skansenie poczytać,  zapraszam tu.

O kotach też będzie, w kolejnym wpisie.
Tak jakoś bardzo poważnie mi wyszło, ale inaczej się nie dało.

Do następnego napisania więc.