czwartek, 18 czerwca 2020

Czy to początek końca dla tych zwierzaków?

Wczoraj przeczytałam na fejsie wiadomość, która mnie ucieszyła i mam nadzieję, że akcja, która się rozpoczęła, zostanie doprowadzona do samego końca. Dla dobra tysięcy nawet - jak się szacuje, psów w schronisku mordowni, w Radysach.
Wielu z Was słyszało o tym miejscu, które jest hańbą w naszym kraju. 
Wczoraj - wedle przekazu jednej z organizacji zwierzęcej, rozpoczęła się tam szeroka akcja 
z prokuratorem i policją na czele. Oby doprowadzono ją do tego, że właściciele schroniska zostaną surowo ukarani za swój wieloletni i haniebny proceder, a ci, którzy wspierali również otrzymają swoją zapłatę - jeszcze w tym życiu, na Ziemi.
Tu macie link do akcji z pomocą, ale jest tam opis tego, co się wczoraj zaczęło dziać: https://www.ratujemyzwierzaki.pl/ratujemy-psy-ze-schroniska-w-radysach
Jako osoba niewierząca i podejrzliwa, daleka jestem od hurraoptymizmu, ale mocno kibicuję tym biednym zwierzakom, by w końcu znalazły dobre domy i godne życie.

Mało mam sił ostatnio, ale dziś kończymy tę nierówną walkę, to znaczy oceny wystawiłam już 
w poniedziałek, dzisiaj zdalna rada klasyfikacyjna i prawie koniec.
Prawie, bo jeszcze muszę przebrnąć przez akcję drukowania świadectw - nigdy tego nie robiłam, jeszcze jakiś protokół na dzisiaj - ponoć e-dziennik ma mi go sam wygenerować, ale nie chce ze mną współpracować w tej kwestii. Lekceważę go, bo napiszę ten protokół sama, nie ma co za bardzo na elektronikę li i jedynie liczyć.
Potem jeszcze egzaminy zawodowe - jestem w komisjach i na początku lipca może zacznę urlop. Do kiedy? Tego jeszcze nie wiem. Może dzisiaj się dowiem.
A ponoć tyle wolnego mam. Kto ma, to ma - nie mówię, że nie.
W każdym razie liczę na regenerację sił, trochę mi w tym pomaga pobyt na RODOS, bo po pobycie tam czuję się trochę lepiej, w sensie nie tak zmęczona.

Zyczę Wam zdrowia i do zobaczenia - mam nadzieję wkrótce na Waszych blogach również :)

wtorek, 2 czerwca 2020

I co ja mam z tym kotem zrobić?

Musze, bo się udusze ... Ręce mi opadły i wszystko, co tylko możliwe. Obraz mojego kota - przytulasa i słodziaka z charakterkiem Franciszka Rudolfa Augusta rozpadł się na drobne kawałeczki.
Franciszek Rudolf August ... otóż kot nasz 

u p o l o w a ł n a b a l k o n i e w r ó b l a !!

Niemożliwe? A jednak.
Co dziwniejsze - wróbel był z drugiej strony siatki i żeby go wyjąć w celu pochowania - bo nie było już kogo ratować, musiałam lekko nadpruć siatkę. A przedtem wyjąć Franciszkowi Rudolfowi Augustowi z pyska jego zdobycz. Myślałam, że ptak jest tylko skotłowany i odleci, ale niestety - robota fachowca - mordercy zawodowego.

A teraz najadł się zadowolony i położył się w budce na balkonie. I odpoczywa po dobrze rozpoczętym poranku.

I co ja mam z tym kotem zrobić? ;)

Dowód zbrodni mam - czyli zdjęcie kota z wróblem - już po naszej stronie siatki, chciał się nim pobawić, ale mu nie pozwoliłam, tylko zakopałam biedaka - wróbelka pod krzakiem.

niedziela, 31 maja 2020

Na koniec maja: działkowo - ogrodowo

Bardzo szybko przeleciał mi ten maj. W ogrodzie zakwitły i przekwitły bzy, drzewka owocowe, narcyze, konwalie też już prawie. Zakwitły maki, wilczomlecze, wykiełkowała marchew, rzodkiewka, kwiaty i trawy.
Zbliża się koniec roku szkolnego i dobrze, bo mam dosyć tego wirtualnego nauczania, maili itp. Nie jestem w tym odosobniona, rzecz jasna.
Franio kocha balkon i budkę z filcu, w której sobie leży od samego rana.
Na działce mam trzy eksperymentalne grządki, ponieważ sama nigdy nie uprawiałam pomidorów w gruncie... Zobaczymy, co z nich wyjdzie. Do tego zasadziłam dwie cukinie. A między tymi warzywami - posiałam aksamitki, nagietki. Muszę się naprawdę dokształcić ogrodniczo, bo dawno nie miałam z tym nic wspólnego.
Odpoczywam tam.

Widok na warzywno - kwiatowe grządki


Jeden ze skalniaków i stokrotki, które na balkonie przeżyły dwa lata, a tu czują się nieźle.

Choinki, choinki ...

Wilczomlecz jest bardzo ekspansywny

Mak po naszej stronie - od pani babci sąsiadki, wczoraj go jeszcze nie było w takiej postaci
A w nocy padał deszcz, wiec trochę wody w glebie jest w tej chwili.
Niech czerwiec dobrze się dla nas wszystkich zacznie ♥♥♥ 
 

czwartek, 21 maja 2020

Wyciąganie energii, odpoczynek wśród drzew.

Mamy już drugą połowę maja, czyli koniec roku szkolnego już bliski. I obojętnie, jakie nauczanie, oceny trzeba wystawić. To się zaczęło! 😤😤😤
Oj przypomniało się niektórym, że szkoła pracuje jednak. I codziennie, odkąd uwięziono nas 
w domach, pojawiały się na stronie internetowej zadania, wskazówki, tematy na każdą lekcję Ina każdy dzień, według planu. 
A niektórzy zapomnieli... I jak otrzymali w ocenach proponowanych jedynkę lub nieklasyfikowanie, to od razu wiedzieli, jak się z nauczycielem, czyli np.ze mną, skontaktować.
W każdym razie, do zmęczenia tym całym świrusowym cyrkiem, doszło zmęczenie szkolno - świrusowe. Wczoraj i dzisiaj czułam się tak, jakby mi ktoś odciął zasilanie. Wczoraj pojechałam sobie rowerem do lasu, bo niestety trochę go zaniedbałam - i rower, i las, a dzisiaj najpierw medytacja - nie zawsze się udaje, a po obiedzie do lasu na rowerze. 
Musiałam odejść od komputera, właściwie i tak na dzisiaj skończyłam, a to czego nie zrobiłam, zrobię jutro... Miałam bowiem wrażenie, że niektórzy uczniowie wyciągają ze mnie energię, przez ten komputer. Tego już za wiele! 
Chciałam pokazać Wam zdjęcia, które zrobiłam wczoraj w lesie oraz po drodze. 

Z perspektywy runa leśnego 😉

Buty są moje, butelka z wodą też. 
Z pozycji runa leśnego korzeń wygląda jak wielki pająk 🕷 😮
Moje ulubione ... jeszcze kwitną, bo w cieniu.
Niestety nic nie jechało - w sensie pociągu, ale trawy piękne.
To też trawy, podobne do zbóż ;)

Za chwilę też jadę. Muszę, bo inaczej mi zimno wieczorem i nie jest to gorączka. Tylko mało ruchu. Nie dziwię się starszym ludziom, którzy nawet latem ciepło się ubierają, że im zimno. Jak mało wychodzą, to niestety tak jest. 

Trzymajcie się ciepło i zdrowo ♥♥♥
 

sobota, 2 maja 2020

Ruszyłam maszynę

I zaczęłam trochę szyć. Maszyna stała sobie niepokojona przez nikogo, dobry rok, dwa lata? Nie wiem. W końcu nadszedł ten moment, kiedy zdecydowałam ją odpalić. Na szczęście focha nie strzeliła i zaczęłyśmy współpracować. Fakt, musiałam sobie przypomnieć, jak się nici zakłada 
i szpulkę do bębenka. Bo miałam kolorowe nici, a potrzebowałam białe.
I u nas była akcja szycia maseczek dla szpitala. Zgłosiłam swój akces i udało się mi uszyć 
z powierzonego materiału, bodajże 41 sztuk.
Ale najpierw musiałam rozpracować technologię produkcji tychże. I z takiej tkaniny na dziecięcą pościel, której kawałek mi zostało, uszyłam dwie. Jedna z kotem, a druga z zakładkami już oraz kwiatkiem i pszczółką - dla męża mojego, który dojeżdża do pracy samochodem z kolegą. Długo 
i tak jej nie ponosił, bo przy jego przebytych chorobach, nie powinien żadnej szmaty na twarzy nosić, to raz. Poza tym mamy w domu tyle kominów, takich na szyję, że nie ma co dusić się 
w namordniku, w razie czego. 
W każdym razie, w żółtej wystąpił na badaniach okresowych 😂😂😂
To nie koniec moich wyczynów, ale najpierw fotki namordników.


Co było dalej, zatem. Dalej to mnie zaczęła boleć noga w biodrze. Prawym. Raz od szycia, bo ładnych kilka godzin mi to zajęło, a pedał maszyny cisnę prawą stopą, a dwa - zbyt długo przesiadywałam przed komputerem i też widocznie nieprawidłowo, że się wszystko skumulowało. Musiałam wdrożyć rehabilitację, czyli "rusz dupe z domu", jedź rowerem do lasu, skoro nieżont ci na to łaskawie zezwolił. No to pojechałam. Inaczej organizując sobie pracę, bo inaczej się nie da. Nie mówiąc już o tym, że nadal zakupy robię w tym sklepie dalej położonym od mojego domu. Tam pracują naprawdę rozsądne osoby.
Jest dużo lepiej, ale nie mogę za długo siedzieć. Bo normalnie w pracy, bardzo mało siedzę.
W każdym razie, wczoraj wyciągnęłam pierwsze z moich magicznych pudełek, w których mam różne szmatki. W pudełku był filc. Dość duży kawałek. Co zrobić z filcu? Różne rzeczy można. Koniec końców, trafiłam na pewną stronę, na której ujrzałam domek dla kota.
Czyli możecie sobie zajrzeć tu.
Zrobiłam więc wykrój z papieru, stwierdziłam, że filcu wystarczy i wycięłam poszczególne elementy. Przy zszywaniu okazało się, co prawda, że wykrój nie do końca pasował, ale przy nadsztukowaniu jednego boku - całość przypomina domek kota. Nie zrobiłam, co prawda ozdób, ale zawsze mogę. I mój domek wygląda trochę gorzej niż domek z linku, ale co tam ;)
Czy Franiowi się spodobał? Hmmmm....






W tej chwili leży mi na szyi i mruczy, ale przecież jestem milsza od filcu, nieprawdaż? 😉 
Już poszedł spać gdzie indziej, w swoje stałe miejsce, na zielonym kocyku od cioci Gosi :)
Zdrowia i spokojności Wam życzę.
U nas trochę popadało w końcu :)

czwartek, 23 kwietnia 2020

Działkowo - ogrodowo

Witam serdecznie wszystkich, którzy tu zaglądają 😀
Dzisiaj straszyć nie będę, chociaż te filmiki, które wrzucałam na bloga nie miały za zadanie straszyć, tylko zmusić do refleksji, może niektórym otworzyć szerzej oczy i choć trochę obudzić, może zachęcić do dalszych poszukiwań tajemnic większych, czy mniejszych.
Od razu napiszę, że cieszę się, jak czytam np.w komentarzach na jutubie, że ktoś pisze, iż po danym filmiku otworzyły mu się oczy. I jest zszokowany/-a tą całą ściemą, jaką nam media głównego ścieku fundują. Super, im więcej ludzi świadomych, tym lepiej dla nas.
No ale nie o tym ma być post.
Jako, że dużo siedzę przy komputerze i niestety czuję słabsze krążenie - zimno mi po prostu, to próbuję zrobić, co muszę koniecznie w ramach pracy, a potem wyjść. Odkryłam niedawno, na bazie wkurwu na jedną sklepową ze sklepu, do którego najczęściej chodziłam, że obiekt tej samej sieci znajduje się ciut dalej, czyli dłuższy spacer, a asortyment jest tam praktycznie ten sam. Od dwóch dni chodzę więc tam.
Od razu też dodam, że reszta pań sprzedających jest ok., ale zawsze trafi się jakieś zgniłe jabłko, które w sytuacji trudnej - coraz bardziej się psuje. I dlatego ta jest sklepową, a reszta to panie sprzedawczynie.
 Ale widocznie miałam ruszyć się dalej z domu, więc Los mi takie, a nie inne zdarzenia przysłał. Wyszłam dzisiaj z domu w cienkiej kurtce i było mi zimno, mimo świecącego mocno słońca. 
W drodze powrotnej - zawijałam już rękawy. A potem poszłam na działkę, już bez kurtki. Podlałam, poprzycinałam suche badyle na drzewach, które wcześniej mi umknęły, a potem zdjęłam buty i z wielką przyjemnością chodziłam boso po tych naszych - nie naszych włościach. Ostatnimi czasy takie bose chodzenie sprawia mi dużą przyjemność.
Kwitną drzewa owocowe, a właściwie już powoli przekwitają, wzeszła rzodkiewka i perz, żonkile, które Chłop mój w zeszłym roku gdzieś przy torach wykopał, szykują się do kwitnienia...konwalie, bez... Tylko strasznie sucho.
Ale pokażę Wam kilka zdjęć, które zrobiłam dzisiaj i wczoraj bodajże, albo ze trzy dni temu:

Zdjęcie robiłam na zbliżeniu - telefonem, ale mam nadzieję ,że widać pięknego trzmiela, którego nazywam bąkiem ( mój bratanek, jak był mały, to mówił na wszystkie te grubasy - bąki/bączki :)), a że na Bonusa też mówiłam Bąku, to tak zawsze chce mi się płakać, kiedy tego trzmiela widzę.
Bo on zawsze do nas przylatuje, gdzieś w pobliżu musi mieć swoje gniazdo.

Stokrotki, które w zeszłym roku, czy dwa lata temu już, rosły na balkonie, a teraz małe, bo małe, ale jeszcze sobie kwitną ...
Sliwa
Wiśnia

Tutaj mała śliwka - w zeszłym roku miała kilka owoców, w tym - może będzie więcej, zobaczymy.


Mniszki się rozhulały już, ale mi one na trawniku nie przeszkadzają... zresztą, żeby trawnik był trawnikiem z prawdziwego zdarzenia, potrzebna jest wilgoć. Której już nie ma.

I tak to wiosna u nas wygląda. Zaczynają już kwitnąć jabłonie - też mnie co roku te kwiaty zachwycają.
Na działce nie mamy.
Jutro kolejna nasiadówa przy komputerze, ale potem porobię zdjęcia jabłoniom, w drodze do mojego nowego -starego sklepu ;)
A dlaczego starego? Bo jak byłam dzieciakiem, to tam też sklep stał, ale niedawno wyburzono rachityczny i ciasny pawilon,  wybudowano nowoczesny obiekt. Niezbyt duży, bo wokół są domy jednorodzinne. Mieszkałam kiedyś na sąsiedniej ulicy, a teraz mieszkam w obrębie tego osiedla, które się dość mocno rozbudowało.
Spokojności i zdrowotności Wam życzę :)

wtorek, 21 kwietnia 2020

O hipnozie

To jeszcze jakiś kontrowersyjny ( nie dla wszystkich, rzecz jasna) temat pociągnę.
Znalazłam wywiad z terapeutą, który leczy hipnozą. U nas w Polsce to nadal szok, niedowierzanie i zabobony dla wielu, ale są kraje, w których hipnoza należy do jednych 
z elementów terapii, którą pacjent ma do wyboru. I tak powinno być, że to od pacjenta zależy, jaką formę leczenia wybierze. I nikt nie powinien w to ingerować, tylko udzielić rzetelnej informacji na temat wszystkich terapii. Co oczywiście jest bardzo, bardzo trudne, czego mamy dowód w tej chwili.
W każdym razie, pan ów rozsądnie mówi. Moim zdaniem.
Kto chce, niech posłucha:


Boleję nad zahipnotyzowaniem naszego narodu. Karnie maseczki, kurwa nosi, zamiast olać temat. Kto chce, niech sobie nosi, ja nie zamierzam, ale niestety jestem zmuszona, wchodząc do sklepu, to uczynić. Oczywiście nie żadnej maski, tylko szal, który i tak normalnie nosiłabym ...
Ale jest to zamach na mnie, moją wolę, moją wolność i co? Lemingi i tak tego nie widzą.
 

środa, 15 kwietnia 2020

To wracamy do rzeczywistości po Świętach - edit!

Nie, żebym jakoś odleciała przez te dwa dni, o nie ... w sumie to moje święta były dość podobne do innych świat, ponieważ od dawna nie obchodzimy ich w dużym gronie, tylko w rodzinnym głównie. Z tą różnicą teraz, że zazwyczaj przyjeżdżał do nas brat mojej mamy z rodziną, albo my jeździliśmy do nich, jak dzieciaki jego były małe, a teraz nie przyjechali.
Ale ja nie o tym.  Chciałam Wam wrzucić kolejny "niepoprawny" film, jest krótki, tylko 10 minut, 
a dotyczy nielubianego przez wielu prezydenta Trumpa ... I jeśli to wszystko prawda, a wiele wskazuje na to, że tak, to robi się ciekawie.
Osobiście nie jestem fanką USA. Nie popieram wywoływania przez nich wojen i niepokojów. Do Stanów się nie wybieram, nawet teraz, jak znieśli wizy ;) Nigdy się tym krajem nie zachwycałam, żal mi Indian, filmów amerykańskich nie lubię za bardzo - jest kilka wartościowych, owszem, ale większość to papka. Wkurzają mnie żołnierze, wycinka lasu pod ich jakieś magazyny i ich samoloty, które mi nad głową po nocy latają. Do Trumpa mam neutralny stosunek, uważam jednak, że lepiej iż to on został wybrany na prezydenta niż Clintonowa. Nie znam angielskiego, więc nie śledzę anglojęzycznych mediów, tyle wiem, co wyszukam w polskim Internecie.
Do wielu rewelacji i tak zwanych teorii spiskowych podchodzę bardzo ostrożnie. I wszystkim to zalecam, bo tutaj też może jakaś zasłona dymna być.

Czemu się Wam tłumaczę? Bo taką mam potrzebę.
Teraz do rzeczy. Trafiłam przed chwilą na ten filmik, którym chcę się z Wami podzielić. Nie zmieniam zdania, że w ramach ogłoszonej rzekomej pandemii, zostaliśmy zrobieni w bambuko i to mocno.
Poczytajcie sobie też komentarze pod tym nagraniem.
Ale oczywiście nikogo nie zmuszam do czytania i oglądania. Wchodzicie tu na własną odpowiedzialność ;)


Sprawdzone źródło podało, że film ten został wczoraj wyemitowany w Danii, w oficjalnej telewizji.
Dania otwiera przedszkola i szkoły. 
Wszystko w temacie.

sobota, 11 kwietnia 2020

Działkowe impresje na Wielkanoc

Zaczęliśmy pracę na działce. Nie, żeby szaleć i zaraz cały trawnik skopać i przeznaczyć na jakieś uprawy warzyw oraz połowę zaorać, redliny porobić i zasadzić ziemniaki, żeby na zimę były. Jeszcze nie ten moment, który może przyjdzie, a może nie.
Tak sobie myślę, na fali tego, co się dzieje i tego rzucenia się do sklepów po ryż, makaron 
i papier toaletowy, że staliśmy się bardzo uzależnieni od cywilizacji. Uprawa ogródków przestała się opłacać, spiżarni w domach nie ma, własne przetwory na zimę - a po co, jak wszystko jest w sklepie i tańsze niż nasza praca, prąd, cukier, owoce itp.
A wokół domów najlepiej zasiać trawę i posadzić tuje.
Czas pokazuje - oczywiście ja to tak widzę, że taki kierunek, obrany przez nasze społeczeństwo po 89 roku, niekoniecznie jest dobry.
Zobaczmy, jak to wygląda. Wszystko można w sklepie kupić, ale skład tego...tablica Mendelejewa się chowa. Przesadzam oczywiście. Zasłodzone strasznie, to potem domowe powidła nie smakują, bo za kwaśne. Kompoty - ile razy słyszałam od znajomych, że już nie będą robić, bo nikt nie chce ich pić. Tak, sklepowe napoje kuszą, łatwiej iść do sklepu i kupić niż zejść do piwnicy po słoik.
Nie mówię też, że mamy zaraz wielkie grządki marchwi, buraczków, sałaty, rzodkiewki czy ziemniaków uprawiać. Niestety, system pracy się zmienił i czasem nie ma na to sił i czasu właśnie. Ale małą grządeczkę z sałatą i rzodkiewką na wiosnę? Że szczypiorkiem, czy pietruszką na nać? Widzę, że sporo osób już coś takiego u siebie zaprowadziło, na swoich ogrodach. Kilka lat temu, kiedy byliśmy we Włoszech, widzieliśmy takie warzywniczki, które bardzo się nam podobały.
I coś podobnego mamy na działce, bo reszta to trawa.
Co do tych spiżarni - we współczesnym budownictwie mało kto coś takiego wyodrębnia w domu. O blokach nie wspomnę, bo te nowe nie mają często piwnicy, sukcesem jest komórka lokatorska. Niektórzy mają to w mieszkaniu, niektórzy na poziomie piwnic, tylko nie nazywa się piwnicą, lecz komórką lokatorską.
Wymusza to niestety brak choćby niedużych zapasów żywności, o przetworach nie wspomnę. Nie mówiąc już o rowerach. Ale po co komu rower, samochodem trzeba jeździć i w korkach stać.
Inaczej ten post planowałam napisać, ale tak samo mi jakoś wyszło.

Poniżej zdjęcia z działki. Czereśnia, wiśnia i najmniej ulistniona śliwa.
To żółte to nie wiem, jak się nazywa, ale ładnie wygląda, chociaż krzak wymaga uporządkowania. I bukszpan - symbol Wielkanocy. Mamy spory krzak, dość ładnie uformowany przez poprzednich właścicieli i nadal tę formę trzyma. I rabarbar. Stary już chyba, ale nie mam powodu, żeby go wykopywać i usuwać.
Grządki kwiatowo - warzywne zrobiliśmy. Posiałam nawet marchew i rzodkiewkę, posadziłam seler i pory oraz posiałam kwiaty. Głównie aksamitki ( fitosanitarne), nasturcje i nagietki. 
I zobaczymy, co z tego wyrośnie, bo nie mam jakiejś super gleby, ale nawozu nie zamierzam dawać. Ziemia ta wymagałaby porządnej pielęgnacji i utrzymania. Zobaczymy, jak to dalej będzie wyglądało.
Na razie dostała trochę obornika, zielonego nawozu i wapna.
A w domu mam małe sadzonki pomidorów, ale one dopiero w maju zostaną wysadzone, bo jednak za zimno jest.
Sama jestem ciekawa, co mi z tych działań wyniknie.












Zdrowych i spokojnych Swiąt wszystkim Wam życzę ♥♥♥

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Jeszcze jeden świrnięty filmik

A co mi tam - podzielę się.
Jeśli macie jakieś inne informacje na ten temat, to podzielcie się w komentarzach. Konkrety - co sami widzicie wokół siebie.
Na pewno różnie to wygląda w różnych miejscach, tu chodzi o duży rozdźwięk między tym, co pokazuje tiwi w Polsce, a tym, co dzieje się w rzeczywistości.
Tak, jak pisałam - osobiście jestem wkurzona na tę manipulację. 
Komu na tym zależy?
Czas pokaże komu, bo skutki już są nieciekawe.


A co ja widzę w moim mieście? Spanikowanych ludzi.

piątek, 3 kwietnia 2020

Siedząc w domu

Jeśli tu ktokolwiek jeszcze zechce zajrzeć, to chciałabym zachęcić do obejrzenia pewnego filmiku na youtube. Na temat oczywiście obecnej sytuacji.
Osobiście daleka jestem od siania paniki, jadę ostatnio bardziej na wkurwie - za przeproszeniem, na tę całą sytuację i psychopatów, którzy wmanewrowali nas w to bagno. 
A tak, wiem, nowy wirus, zabija, ludzie mrą jak muchy, szpitale pełne, krematoria nie wyrabiają, we włoskim Bergamo, przez miasto sunął korowód samochodów z trumnami ... 
Jak tylko zobaczyłam te trumny, od razu pomyślałam, że to ściema - zdjęcia są z 2013 roku, kiedy u wybrzeży Włoch rozbił się statek z uchodźcami ... zginęło wtedy ponad 300 osób. Stawiałam na jakąś klęskę żywiołową, trzęsienie Ziemi, ale mogą być i rozbitkowie. 
Zwróćcie uwagę, jak szybko korona wyleczyła grypy, nikt nie umiera na zawał, udar, nowotwory, czy inne choroby ... Nie ma ich. Nie istnieją! Szczególnie w przestrzeni medialnej. 
Każda śmierć jest stratą dla bliskich tej osoby - no prawie, ale na przełomie 2018/2019 na grypę zachorowało ponad 3 i pół miliona ludzi w Polsce! W sezonie zimowym mamy mnóstwo nieobecności uczniów w szkoła, bo chorują. 
A teraz? Fakt - to jest coś nowego, ale czy wprowadzenie nam powtórki ze stanu wojennego, było konieczne? Co dobrego zrobiły media w tej sprawie? Niewiele. Pięknie nakręciły spiralę strachu. Brawo. Ich mocodawcy są z nich dumni. Pięknie wykonały swoją pracę. Pięknie 
i perfekcyjnie. Bo niewielu oszołomów takich jak ja, nie dało się na to nabrać. 
Nie mówię, że wszystko jest złe, bo mycie rąk ( niektórzy się w końcu nauczyli), izolacja chorych, zasiłek dla rodzica, który musi zostać z chorym dzieckiem w domu, albo umożliwienie temu rodzicowi pracy zdalnej, jest jak najbardziej w porządku. Okazuje się, że wiele rzeczy można załatwić inaczej, łatwiej.
Ale to wszystko poszło za daleko - moim zdaniem. 
Pamiętacie, jak było z ptasią grypą, czy świniakiem? Moim zdaniem , były to przygrywki do obecnej symfonii strachu i upodlenia człowieka. Teraz się w końcu udało.
Wiem, że to co piszę, to dla wielu są teoriami spiskowymi, nie musicie się ze mną zgadzać. Czas pokaże.
A teraz filmik. Obejrzyjcie go sobie spokojnie, trwa niecałe 50 minut. Postarajcie popatrzeć na niego z w miarę czystym umysłem, bez uprzedzeń. Tych politycznych również.
Jak ktoś nie chce, to nie zachęcam. To, o czym tam mówią, nie było dla mnie niczym odkrywczym, potwierdziło moje przypuszczenia tylko, ale nie uważam się za osobę, która wie wszystko. Ja tylko kieruję się dewizą, że "jestem za, a nawet przeciw" oraz "wiem, że nic nie wiem", a także "nikomu nie wierzę, dopóki sama nie sprawdzę". Czasem jest to niemożliwe, dlatego pewna doza nieufności jest zawsze wskazana.


To jest kanał "w Realu24" - "Fałszywa pandemia? Niemieccy lekarze przerywają zmowę milczenia - Agnieszka Wolska z Kolonii!"

A dla niemieckojęzycznych: https://www.wodarg.com/
W tym filmiku jest o tym panu wspomniane, jeszcze tego bloga nie przeglądałam.

Trzymajmy się zatem zdrowo, szczególnie psychicznie, fizycznie również. Obie rzeczy są ważne.
Sciskam wszystkich mocno ♥♥♥

czwartek, 9 stycznia 2020

Z nowym rokiem, kolejna kocia historia

Witajcie w 2020 :)
Chciałam wymyślić jakiś podchwytliwy tytuł i błyskotliwy, ale jakoś nic mi nie przyszło do głowy, 
a poza tym po dwóch miesiącach niepisania co tu dużo kombinować.
Będzie to historia, która cieszy serce i duszę, chociaż z drugiej strony smuci i dobija ludzka podłość w stosunku do zwierząt.
Ale od początku.
Mężu mój pracuje jakieś 15 km od naszego miasta, w innym, ale mniejszym miasteczku, bazę ma na dworcu kolejowym. Pod koniec października, dziwnym trafem po jego i jego kolegi powrocie 
z "wygnania" ( musieli jeździć jeszcze dalej do pracy), na dworcu pojawiła się koteczka. Podchodziła do innych ludzi, do nich, trochę nieufnie, ale mąż i ten kolega zaczęli ją dokarmiać. Nie wyglądała na zabiedzoną, myśleliśmy, że się komuś zagubiła, albo przychodzi sobie 
z okolicznych domów, ale bardzo łakomie jadła i praktycznie cały czas przebywała na tym dworcu. Wynalazła sobie dziurę, do której wchodziła, oni sprawdzili to miejsce, które okazało się ich pracową piwnicą, do której nikt nie wchodzi, bo tam znajdują się tylko jakieś kable.
Po kilku dniach, kiedy okazało się, że kotka została najprawdopodobniej wywalona ( na ogłoszenia nikt nie odpowiadał), zrobili jej w tej piwnicy legowisko i budkę ze styropianu.
Kotka tam sobie siedziała, czasem czekała rano z ludźmi na pociąg i na tych dwóch świrusów, którzy ją dokarmiali. I zaczęliśmy szukać jej domu.
Koteczka w typie europejskim, biała z burymi plamami, czyli podobna do kocurka spod sklepu, którego dwa miesiące wcześniej adoptowała moja uczennica.
Po miesiącu zdarzył się cud. Na adopcję zdecydowała się moja koleżanka z pracy. U niej sytuacja wyglądała w ten sposób, że kilka dni wcześniej stracili kocurka, który był wychodzący, miał adhd i temperament małego tornada średniej mocy, ale rodzina się do niego bardzo przywiązała i jego odejście sprawiło, że poczuli w domu pustkę ( chociaż jest ich tam w domu sporo, bo 6 osób). Postanowili przygarnąć nowego kota, ale już niewychodzącego. Bazując na doświadczeniu z Franiem stwierdziłam, że ta kicia z dworca nie będzie chciała raczej wychodzić po takich przejściach i traumie, ale jest młoda i spokojna, to może nauczy się wychodzić na smyczy. 
Tak więc pojechałam na drugi dzień po Chłopa do pracy, wzięłam transporterek, załadowaliśmy kicię do środka z jej kocykiem i pojechaliśmy najpierw do naszego gabinetu weterynaryjnego, żeby pani doktor obejrzała kicię, ewentualnie zaaplikowała coś na pasożyty, chociaż pcheł kicia nie miała - na szczęście.
Koteczka była tak spokojna podczas badania i obcinania pazurków, oraz czyszczeniu uszek, że my nie posiadaliśmy się ze zdumienia, że takie koty istnieją, bo Franio wiadomo - torba i różowe gacie na łebek.
Potem pojechaliśmy do nas do domu, bo koleżanka miała jeszcze jakieś obowiązki w pracy 
i półtorej godziny koteczka spędziła u nas. Miałam cichą nadzieję, że się z Franiem dogadają, ale nic z tego. Franio na nią nasyczał i zwiał pod łóżko. Po prostu jej się bał. On chyba boi się innych zwierząt.
Kicia była bardzo spokojna, podeszła do niego, żeby pewnie się obwąchać, a ten od razu nerwy 
i strach ... co zrobić ... Potem leżała sobie u Chłopa na kolankach, mruczała i była tak słodka, że gdybyśmy mieli taką możliwość, to byłaby nasza.
W domu koleżanki czekali już na nas, ona, jej mąż i ich dwóch synów w wieku licealno - studenckim. Licealista nie poszedł nawet na jakieś wieczorne zajęcia do szkoły ( dodatkowe coś tam mieli), bo stwierdził, że chce być w domu, kiedy kotka przyjedzie. Bardzo mnie tym ujął.
No i tak to się skończyło i jednocześnie zaczęło. Kotka powoli się zadomawia i powoli się otwiera, ostatnio wskakuje na kolanka, a od początku śpi w łóżku z moją koleżanką ... seniorkę rodu, osobę bardzo zamkniętą w sobie i surową, owinęła wokół najmniejszego pazurka i dzień przed Sylwestrem dostała rujkę!
A termin sterylki miała ustalony na obecny, mijający już tydzień! Dostała tabletki wyciszające i w najbliższym, możliwym dniu będzie miała zabieg.
Dlaczego napisałam o ludzkiej podłości? Bo koteczka na pewno miała dom, była grubiutka 
i zadbana, oraz przyzwyczajona do ludzkiego jedzenia, które to dostawała również wtedy, kiedy opiekun jadł. Poza tym, kicia lubi starsze osoby, dlatego chętnie przesiaduje u seniorki, a śpi 
z koleżanką, która też jakąś młódką wedle metryki nie jest. Chociaż przed dzieciakami nie ucieka i też na kolankach przesiaduje, szczególnie studenta. Ale oni są już dorośli i spokojni, bo przed pięciolatkiem z sąsiedztwa wiała, ile sił w łapkach, gdzieś pod tapczan, albo do seniorki ;)
Poza tym, kolega dokarmiający kotkę stwierdził na podstawie pewnych przesłanek, że kicię mógł przywieźć jeden ze współpracowników, któremu w październiku zmarł ojciec i ten ojciec miał ponoć jakiegoś kota. Bo dziwnym trafem, kicia znalazła się na dworcu dopiero wtedy, gdy mąż z kolegą wrócili tam 
z wygnania. Kolega też kociarz.
Przypadek? Nie sądzę.
Pytanie, dlaczego nie zapytał się normalnie, czy ktoś kota nie chce, bo ojciec nie żyje i nie ma się kto zwierzakiem zajmować? Odpowiedź brzmi: bo takie proste rozwiązania, wielu ludziom nie przychodzą do głowy.
W tej kwestii jest jeszcze mnóstwo do zrobienia.

Życzę Wam wszystkiego, co najlepsze w nowym roku 🎉 🎊 🥂 💗💗💗