Pojechaliśmy i wróciliśmy zatem. A im dalej na północ, bo mniej więcej w tym kierunku się udawaliśmy, tym więcej śniegu wczoraj było. U nas marniutko i bardzo dobrze, a tam, niecałe 100 km od nas - toż to szok ;)
Nie napisałam w poprzednim poście, że ja nie pobiegnę, tylko Chłop mój. Dystans ciut za długi jak dla mnie, nie byłam przygotowana, więc dałam sobie spokój. Jako, że pojechaliśmy sami, to robiłam za obstawę trasy, czyli foto i kurtka. To ważne, zwłaszcza zimą, żeby takiego rozgrzanego po zawodach biegacza, wcisnąć od razu w jego kurtkę, żeby go nie przewiało. Wiadomo, są depozyty, a i parking był niedaleko, ale zawsze ten kawałek trzeba przejść, a tu jeszcze emocje grzeją ;)
W każdym razie, Chłop spokojnie tę dyszkę przebiegł, niektórzy fajnie się poprzebierali, inni biegli z gołymi nogami i ramionami, jeden w samych spodenkach - to są dopiero hardkory :)))
A po biegu, w tej samej miejscowości, odbywał się bal sylwestrowy, na którym obecnych było wielu biegaczy.
Bal, jak bal - mnóstwo pysznego jedzonka, nie do przejedzenia i alkoholu, ile kto chciał i jakiego kto chciał. Jeśli zatem ktoś miał plany uwalić się na sztywno - mógł to zrobić szybko i skutecznie. Mieszając do tego różne trunki alkoholowe. Mniam ;)
Tylko, że potem na drugi dzień człowiek jest do niczego, łeb pęka, pić się chce, zakwasy jak po maratonie ..... nie, dzięki, to nie dla mnie.
Co do ubioru, to pod koniec roku zaszalałam trochę z zakupami ciuchowymi, bo nie miałam naprawdę w co się ubrać. Jeszcze na tego sylwestra coś w szafie znalazłoby się, ale na chrzciny - dramat. A przy okazji i na sylwestra też mi coś do ręki weszło ;) Mogę to zresztą nosić na co dzień. Czarno - biała spódnica, trochę krótka, ale nie straszę ;) i do tego koszulka bez rękawów
z połyskiem. I, żeby mi zimno nie było, poszłam do lumpeksu i wygrzebałam taki szeroki szal z wiskozy pod kolor ubioru. Szal nówka nieśmigana, za pięć zyla, żal było nie kupić ;)
Piszę o ciuchach, bo Ola się mi o to pytała pod poprzednim postem :)
Co zrobił Chłop mój? W kwestii ubraniowej. Otworzył szafę, wyjął garnitur, koszulę i krawat, zapakował i był gotowy :))
Tylko muzyka była dość paskudna, bo grał taki zespół - zepsuł, ale ludziom się podobało. Widocznie ja mam jakiś spaczony gust, bo fałszowanie mi trochę jednak przeszkadza. Wolę zawsze dobrego DJ-a, o którego też chyba niełatwo, z tego, co miałam okazję obserwować i słuchać na wielu weselach itp. imprezach.
Przez noc kropił sobie deszczyk, który zmył prawie cały śnieg. Droga powrotna była przyjemna, szybko minęła, bo jechało się bardzo płynnie. Żadnych zawalidróg, nawet za mocno gazu nie cisnęłam, bo paliwa szkoda ;) I słońce towarzyszyło nam przez część drogi. Jak to w życiu bywa.
Na razie jedno zdjęcie z wczoraj. Urokliwie było, nie ma co:
Spokojnej nocy zatem wszystkim życzę i łagodnego wejścia w nowy rok :)
A daaaaaj pani spokój, jutro wchodzę w pracę...
OdpowiedzUsuńNo to niech owo wejście będzie łagodne i spokojne :)
UsuńA, do diabła...
Usuńzum Teufel .... ;)
UsuńJawohl.
UsuńGeheime Staatspolizei już w formie, szlag mać.
Oni zawsze są w formie... mać szlag.
UsuńA to są ONE - jak wiadomo, baby (nie kobiety!) gestapówki są jeszcze gorsze od facetów gestapowców, z którymi czasem można dogadać się ludzkim językiem.
UsuńCiekawe, dlaczego tak się dzieje. Hormony?
UsuńA pieron wie...
UsuńJeden dzień Frau i znowu wooolne:))
OdpowiedzUsuńCiuszki z SH są zawsze fajne, bo za małe pieniążki:)
A potem znów wtorek wolny ....
UsuńA jeszcze jak coś lekkie jest, a sprzedają na wagę, to tym bardziej fajnie się płaci ;)
Jesuuu, ten Twoj chlop to dopiero hardkor, dyche przebiegl i poszedl na bal. Ja bym po kilkuset metrach zeszla, a o tanczeniu mowy by nie bylo. Mam nadzieje, ze pokazesz wiecej zdjec z wyjazdu.
OdpowiedzUsuńPokażę, tylko muszę je obrobić, wczoraj już mi się nie chciało.
UsuńTo są sportowcy, Panterko :)) Chłop mój, ma od zawsze naturalne jakieś predyspozycje do uprawiania sportu, a teraz tym bardziej zmęczenia nie czuje, bo regularnie biega i poza tym miał kilka godzin na regenerację ;) To duży talent lekkoatletyczny, ale niestety zmarnowany.
a ja myślałam że jak z wiskozy to mięciutki przyjemny jednak zimny i na szal nie nadający się bo to przeca hłodny taki materiał na lato dobry
OdpowiedzUsuńMasz rację ,Filiżanko, wiskoza to chłodny materiał, ale ten raz, że pasował mi do całości, a dwa obronił się wielkością, mini sukienkę można z niego zrobić :), więc dał radę. Po dworze biegać nie musiałam, tyle tylko, żeby przejść z pokoju na salę, a że ja zmarzluch jestem, to czułam się lepiej, mając coś na ramionach.
Usuńno tak:))
UsuńAch, dzieki za opis stroju Liduś! Na pewno slicznie migotała ta Twoja połyskliwa koszulka w świetle sali sylwestrowej. Muzyka, jaki piszesz, do kitu, ale się chyba trochę wytańczyłaś? Teraz odpoczywasz sobie w domowych pieleszach do poniedziałku, tak?
OdpowiedzUsuńPiekne to czarno-białe, zimowe zdjęcie. Takie jakby starodawne troszkę...
U nas wciaz śnieg lezy, bo co się w dzień troche stopi, to nocą w skorupę zamarza. Niebezpiecznie na drogach więc w ogóle na razie z domu sie nie ruszamy.W przyszłym tygodniu jednak trzeba będzie, niestety...
Serdeczności zasyłam Ci kochana i dobrego weekendu zycze!:-))***
|Oczywiście, Olu, że tańczyliśmy i to prawie cały czas :) Zespół jakąś tam linię melodyczną trzymał, dzięki syntezatorom, więc daliśmy radę :)) Ja mam wolne do środy, kiedy to z przytupem będę wykorzystywać ostatnio nabyte uprawnienia, czyli egzaminować, na co zejdzie mi całe popołudnie i wieczór zapewne, podobnie w czwartek. I tak to już dalej poleci ;)
UsuńPaskudna taka pogoda, jak u Was. Bardzo niebezpieczna, Chłop mój takiej nie znosi, bo na kolei też wtedy co chwilę jakiś problem mają. U nas leje deszcz i wieje dość silny wiatr. Ale zimno nie jest.
Tobie też miłego weekendu, Olu :*******
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i wzajemnie - wszystkiego najlepszego Tobie życzę :)
Usuńwow... garnitury, szale.. zadaliście szyku :) Pięknie! :)
OdpowiedzUsuńU nas rano w Nowy Rok było na ulicach i chodnikach istne lodowisko ... dobrze, że u Was spokojnie sie wracało :)
Buziaki noworoczne :******
Trzeba trochę było, chociaż niektóre panie się naprawdę postarały - długie suknie trochę jak z lat 70., fryzury misternie upięte .....
UsuńNa szczęście u nas w Nowy Rok wszystko się uspokoiło, bo gołoledzi też się obawiałam. Ociepliło się i dzięki temu można było bez strachu jechać.
Odbuziakowuję :******
Jak człek się przez tydzień na bal szykuje, to przeważnie jest potem rozczarowany - za dużo i za długo sobie wyobrażał, jak to będzie. Nie ma jak spontan!
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest :) Moje ciuchy kupiłam w ostatniej chwili ;) do fryzjera nie poszłam, bo nie miałam kiedy, prostownicy użyłam i już ;) Jak są za duże oczekiwania, to później większe rozczarowanie, a to sala nie taka, albo muza beznadziejna, kelnerzy niezbyt szybcy ;) tu na szczęście tylko do muzyki się mogłam doczepić, aczkolwiek w tańcu aż tak bardzo nie przeszkadzała :))) Trochę słuch raziła jeno ;) Mój słuch, Chłopa zresztą też ;)
UsuńLidka, ale czad - ja miałam być na balu koniarza, eh... szkoda gadać;)
OdpowiedzUsuńNa pewno byłoby fajnie, szkoda, że się nie udało. Ale może w karnawale jakiś bal koniarza będzie i wtedy zaszalejesz? :)
UsuńTwój mąż szalony, najpierw maraton później bal - chyba w Nowy Rok to padł:) A z ciuchami to tak jest, jak już się zacznie kupować to zawsze po drodze coś dodatkowego wpadnie do szafy:)
OdpowiedzUsuńTrochę szalony jest, ale tacy już są ci biegacze ;) to raptem dyszka była, nic wielkiego zatem ;) Nie padł, na szczęście, zakwasów też nie ma, wszystko jest ok. :)
UsuńTaaa, a potem otwierasz tę szafę i "kurna, znów nie mam co na siebie włożyć" ;) Ehhh ....