poniedziałek, 11 listopada 2013

Gorąc w domu, a poza tym : "Na dzień świętego Marcina lepsza gęś, niźli zwierzyna".

Gorąco się u nas w domu zrobiło. I dzisiaj, i wczoraj też było. A wszystko to za sprawą pewnej młodej dziewczyny, a właściwie dwóch dziewczyn, oraz mojego męża.
Ale nic z tego, nie będzie żadnych pikantnych opowieści, może jedno zdjęcie. Pikantne ;)

Parę dni temu chłop mój wyszedł wieczorem do sklepu. Sklep mamy niedaleko, powinien był uwinąć się dość szybko, a jego nie było dłuższą chwilę. Już miałam wyjść, aby poszukać go, bo może w ciemnościach gdzieś pobłądził, kiedy wrócił z dziwną miną. 
Otóż spotkał po drodze znajomych. Stanęli, wdali się w pogawędkę, zeszło również na jedzenie i gotowanie, mąż zagaił, że on owszem, bardzo lubi, nawet stosowny dokument sobie wyrobił, w którym "stoi", że przeszedł szkolenie w kierunku kucharskim .... Znajoma na to, że u niej w pracy ( lokalna gazeta nasza) szukają osób lubiących gotować, szczególnie zależy im na facetach i fajnie byłoby, jakby mąż mój się zgodził na wywiad 
i zdjęcia.
Mąż powiedział, że się zastanowi i da znać. Na drugi dzień znajoma zadzwoniła do niego, że w pracy już się wygadała, że znalazła kogoś takiego i dziennikarka mogłaby zaraz zadzwonić w celu umówienia się ....
Koniec, końców spotkanie odbyło się dzisiaj, u nas w domu, mąż przygotował obiad, pora zresztą była ku temu odpowiednia i przy dziennikarka mogła zrobić nieupozowane zdjęcia przy okazji.
Potem wywiad i zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Lekki stres był, bo przy okazji musiałam omieść w chacie pajęczyny, a porządki wolę robić, kiedy jestem sama w domu. 

A teraz to pikantne zdjęcie:


Wczoraj Anka Wrocławianka miała na obiad ziemniaki pokrojone w podobny sposób, a ja to odgapiłam. Nasze wyszły na ostro, dostały oprócz przypraw, trochę oliwy z oliwek, smakowały nieźle.

Nie było to oczywiście jedyne danie ;) Gęsiny też nie było, za to na deser mąż upiekł ciasto marchewkowe:


Niewiele już go zostało :)

Po tych kuchenno - wywiadowczych ;) emocjach, musieliśmy pokrzepić się czymś solidnym, a że dzisiaj 11.listopada, to wypadło, jakżeby inaczej, na :


świętomarcińskie rogale.

Niech tam stolica sobie robi zadymy, w Poznaniu świętuje się od lat imieniny ulicy Święty Marcin, bezpiecznie i radośnie. O ogólnopolskim święcie też się nie zapomina, więc można? Można.
Oczywiście nie urodziłam się wczoraj i mimo wszystko naiwną panienką już nie jestem, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pożary i chaos w Warszawie nie są dziełem przypadkowej bandy chuliganów, a mendia wszelakie, chętniej pokażą zadymę niż radosnych, kolorowych ludzi, objadających się rogalami w Poznaniu.
Jak również wiem doskonale, że ulica Święty Marcin, dziś tak ludna i kolorowa, tak naprawdę umiera. Kiedyś główna arteria miasta, z wieloma sklepami, tętniąca życiem, po południu trudno czasem było przejść swobodnie chodnikiem, a dzisiaj - szkoda gadać. 
W wyniku idiotycznej polityki władz miasta, powoli pustoszeje. 

Żeby nie zakończyć tak do końca na smutno. Wiecie, że dzisiaj w Kolonii ( tej niemieckiej) rozpoczął się karnawał? Dokładnie o 11.11.
Tutaj możecie wejść na stronę miasta i pooglądać sobie zdjęcia z otwarcia sezonu karnawałowego, nawet, jeśli nie znacie niemieckiego, czy angielskiego.
Poza tym, gdzieś w necie przeczytałam, że również w Portugalii obchodzony jest dzień 
św. Marcina. Przysmakiem są pieczone kasztany.
To oczywiście nie jedyne kraje, honorujące Marcina. Doczytałam się, że dzieje się tak na Węgrzech, we Francji, Austrii, Szwajcarii, na Malcie i kilku innych miejscach. Kto chce, to sobie poszuka więcej na ten temat :)

Tym akcentem kończę dzisiejszy wpis, życząc spokojnej nocy i ciepłej, bo jak mówi przysłowie: "Na świętego Marcina zima się zaczyna" - paskudnie, ale inne zaraz nas pocieszy, że "Chmurny Marcin chętnie przyprowadza łagodną zimę, mrozy straszne zgładza" i "Jak Marcin z chmurami, niestateczna zima przed nami" :))

P.S. Pod pojęciem "niestatecznej zimy" rozumiem łagodną:)

44 komentarze:

  1. Lidko gratuluję ślubnego :)
    No dziewczyno mam nadzieję że jakaś kariera się mu kroi , potrawki rewelacja :)
    Uściski ślę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Ilonuś :) A wiesz, że mój ma na drugie tak samo jak Twój na pierwsze?? ;)
      No będą wywiady, autografy, i ta telewizja, o której kiedyś dyskutowałyśmy hi, hi.
      :***

      Usuń
    2. O to Pawłów przybywa , ponoć to dobre chłopy :)
      Wiesz a dlaczego by nie te wywiady , telewizja , pamiętasz ten film Julia i Julia , więc Twój ślubny powinien poszukać męski odpowiednik i gotować według jego przepisów może Gordon R.?

      Usuń
    3. Pewnie, że dobre, przynajmniej te nasze :))
      Mój był tak zestresowany tym wywiadem, a to była sympatyczna rozmowa z dziennikarką i kilkanaście zrobionych zdjęć w domu, a co dopiero, jakby miała telewizja przyjechać ;) Chociaż, z drugiej strony, można się na to uodpornić. Zobaczymy, jak będzie wyglądał ten artykuł ;)
      Filmu nie pamiętam za bardzo, ale tytuł jest mi znajomy. Poszukamy go moze i obejrzymy, skoro o gotowaniu jest :)

      Usuń
  2. No proszę, małżonek karierę rozpoczyna...to już do telewizora, krótka droga :) Gotujący mąż zdarza się...ale piekący!!!!...Zazdraszczam takiego skarbu ;)
    Ciasto marchewkowe piekę, lubię i pożeram z przyjemnością.
    Rogaliki Świętomarcińskie są pyszne...raz w życiu je jadłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu przypomniała się mi nasza rozmowa ;) :))) Mówisz, masz, może ja też się załapię, jakiś okruch sławy na mnie spłynie, byleby w sercu nie utkwił ;)
      Tak naprawdę to on ma dwa ciasta, które piecze i wychodzą mu, innych jeszcze nie próbował. Nasz piekarnik jest trochę humorzasty i dlatego nie robimy ambitniejszych ciast ;)
      A jaki masz przepis, Beatko na Twoje ciasto? Podzieliłabyś się przy okazji, jak będziesz miała czas i chęci?
      Gdzieś przeczytałam, że pączek przy rogalu jest wręcz dietetyczny ;) ale u nas nikt się tym nie przejmuje, każdy wcina, ile może ;)

      Usuń
    2. Nie wyobrażam sobie, że tylko małżonek miałby robić karierę telewizyjną ;)
      A się podzielę przepisem...tylko muszę swój kajet z przepisami przegrzebać ;)
      Ten jeden raz, kiedy jadłam rogala, zastąpił mi obiad ;)

      Usuń
    3. Ja też nie ;) wcisnę się za nim, a co tam ;) Będzie mógł powiedzieć, że żona zrobiła karierę wjeżdżając na jego plecach ;)
      Z przepisem się nie spieszy, mąż próbuje różne z netu, bo nie zapisał tego pierwszego ;) więc tak szukamy wypróbowanych.
      Rogale rządzą ;)

      Usuń
    4. A u mnie na wsi rogali ni ma...

      Usuń
    5. To ciekawe. Zapotrzebowania brak, czy nie ma u Was tradycji i rogalowego szaleństwa?

      Usuń
    6. Nie wiem, bo nie ma tu sklepu!

      Usuń
    7. No tak, tej możliwości nie wzięłam pod uwagę ;)

      Usuń
  3. ziemniaczki wyglądają pysznie ale na ciasto mam ogromną ochotę. Na pewno smaczne i teraz do kawy chętnie bym się poczęstowała:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie udało się wszystko, nawet przy tym naszym humorzastym piekarniku. Ciastem mogę, póki co, tylko wirtualnie poczęstować :)), a realnie zostało już pożarte przez kilka chętnych osób. Fakt - było na mniejszej blaszce upieczone, ale na ciasto amatorzy zawsze się znajdą ;)
      Pozdrawiam również, Izo :)

      Usuń
  4. W dniu swietego Marcina jest tradycja tzw. pochodow marcinowych. Dzieci snuja sie z latarniami, czesto towarzyszy im Marcin na koniu.
    https://www.google.de/search?q=martinsumzug&client=firefox-a&hs=nlt&rls=org.mozilla:de:official&tbm=isch&source=lnms&sa=X&ei=fhuCUp6NKoidtAbU14DwAQ&ved=0CAcQ_AUoAQ&biw=1366&bih=640

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Snują się, powiadasz ;) chyba rodzice nie przepadają za organizowaniem tego święta?
      Ja znam piosenkę : "Laterne, Laterne, Sonne, Mond und Sterne ...." :))

      Usuń
  5. A to ci kariera;))) A która to gazeta? I kiedy będzie wywiad? Zaraz kupię sobie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z naszego miasta, bardzo lokalna ;) U Was chyba jej nie ma. Wywiad ma się ukazać już w tym tygodniu.

      Usuń
    2. Mogę Ci skan później przesłać :)

      Usuń
    3. Jak się zgodzi, to na bloga wrzucę :)

      Usuń
    4. Czekam na to z innymi dziewczynami. :))

      Usuń
  6. Skan dawaj na bloga, w koncu zona slawna jestes, prawda:))))))))
    Co za czasy moj chlop tez ciasta piecze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, sławna, nie ma co ;) Nigdy sławna nie byłam i jakoś nie widzę się jako sława ;) ale kto wie, kto wie ....
      Bo teraz nikogo to nie dziwi, że faceci rządzą w kuchni :) Fajnie masz, słodzi Tobie ten Twój chłop :))

      Usuń
  7. Odnosnie nadchodzacej zimy Lidio, pognalam wczoraj do sklepu i kupilam wloczke na szaliczek i czapke :) Szaliczka juz pol jest ;) Gratuluje meza ze zdolnosciami kulinarnymi i zazdraszczam tych smakolykow wczorajszych, moge sobie tylko popatrzec na fotki i pomarzyc :) Ale zawsze to cos ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rogale można sobie samemu upiec, tylko, że zabawy z tym jest na cały dzień. Od patrzenia na fotki się przynajmniej nie tyje ;)
      Szalik idzie szybciutko, jak jest pół, to drugie będzie raz, dwa ;) Kiedy ja na drutach robiłam .... A czapki to chyba nigdy. Rękawiczki jedynie.

      Usuń
    2. Oj, tu w Londynie rogale byly dostepne wczoraj w polskich sklepach, tylko takie wymemlane, na sile pieczone...nie to, co prawdziwe polskie na polskiej ziemii. Teskno mi bardzo za moja czarownica w kuchni, pocieszam sie tym, ze w grudniu ja zobacze :) A szaliczek troche moj malzonek dziergal dzis :) Pozdrawiam i zycze dobrej nocy :)

      Usuń
    3. To zdolnego masz chłopa :))) Zawsze to pchnięcie roboty do przodu :)
      Zaskoczyłaś mnie tymi rogalami w Londynie :) Ciekawa jestem, gdzie były pieczone, wymemlane to już nie to ... widocznie jakaś silna poznańska grupa powołała je do życia ;)
      Czas szybko leci, grudzień tuż, tuż, czarownica też na pewno tęskni.
      Dobrej nocy, Orszulko :) Pozdrawiam również :)

      Usuń
    4. Wy to ale mężów macie! Mój wprawdzie niemąż, ale i tak kompletnie zapędu nie ma w tym kierunku. Gorzej, że ja też nie...

      Usuń
    5. To się, Hano, uzupełniacie :) Na szczęście jest tyle prostych przepisów i możliwości, że zawsze się coś wymyśli.
      Ja tak robię, prosto i mało skomplikowanie i żeby można było to jeszcze odgrzać.

      Usuń
    6. Taa, takie gotowanie wyćwiczyłam do perfekcji. Jeśli zupka, to na trzy dni, jeśli obleśniki, to 15. Czasem poświęcam parę godzin, coś upichcę i zamrażam, potem tylko do gara i już. Cały czas powtarzam, że gotowanie to burżuazyjny przesąd, a jedzenie powinno być w pastylkach. A jakby kto chciał, to niech tam sobie pichci!

      Usuń
    7. Moze sama niekoniecznie jestem zwolenniczką pastylek, ale fajnie byłoby mieć wybór - jeść, albo nie jeść, pastylki, albo normalne jedzenie ;)
      Właśnie wycudowałam obiad na dwa dni - zupy, dwie różne zrobiłam na jednej bazie. A co mi tam ;)

      Usuń
    8. Lidia, rogale londynsko marcinskie pieczone w polskich piekarniach sa, jesli chodzi o grupe poznanska to i owszem silna jest i bardzo ale to bardzo lubie poznaniokow :) No a jesli idzie o gotowanie to ja tyz ide po bandzie jak sie da, podobnie jak Hana :) tylko pastylek bym nie mogla, bo niesystematyczna jestem w tym wzgledzie :)

      Usuń
    9. Trzeba się trzymać razem, bo w końcu to do Was jest najbliżej w góry z Wielkopolski :) Większość Poznanioków łatwo rozpoznać, wystarczy, że się odezwą ;)

      Usuń
  8. Męża przy garnkach troszku zazdroszczę, mój wodę przypala w czajniku:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jest, jak nie muszę cały czas przy garach stać :) Przypalenie wody jest naprawdę nie lada sztuką, to też trzeba umieć ;)

      Usuń
  9. Moja Droga! masz męża gwiazdę:) oczywiście czekam na wywiad z Nim (mam nadzieję skan będzie dostępny u Ciebie na blogu?) ciasto marchewkowe wygląda obłędnie. Powiem Ci w sekrecie, że mój M. zawsze mówi, że smakuje jak orzechowe. A rogale świętomarcińskie toż to bomba kalorii:) podobno pączki na przeciwko tych rogali to przekąska light:D:D:D:D:D:D Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, gwiazdę ;) tylko, żeby mu woda sodowa nie uderzyła do głowy ;) :)))
      Jak się zgodzi, to jakiś skan z wywiadem wrzucę. A z tym orzechowym smakiem, to coś jest na rzeczy, ciekawe to jest. Też gdzieś o tych pączkach czytałam. Wczoraj jedna pani w telewizji regionalnej mówiła, że aby spalić jednego rogala, trzeba przejść 6 km. Ona do cukierni ma trzy, więc w obie strony będzie sześć, zatem spokojnie może jednego zjeść :))

      Usuń
  10. Tylko pozazdrościć takiego męża, nie dość że ugotuje to jeszcze będzie sławny ... :) A ciasto marchewkowe i rogale świętomarcińskie wyglądają bardzo apetycznie, niestety nie znam ich smaku bo nigdy ich nie jadłam :) Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może lepiej, niech pozostanie przy gotowaniu? ;) A moze i nie? Nie wiem.
      Rogale można zrobić samemu, ale pracy jest z tym ogrom i zabawa przez cały dzień. Z racji, że mieszkam w Wielkopolsce, jem je co roku, chociaż teraz można je kupić przez cały czas w niektórych miejscach.
      Te prawdziwe są z białym makiem :)
      Degustacja więc jeszcze przed Tobą, Beato :))
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  11. Pyszne rzeczy:) origamiiptaki.blogspot.com zapraszam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ależ apetycznie wyglądają te słodkości:) A ja mam trzech chłopa w domu i wszyscy gotują tylko pod przymusem:) tzn. z głodu jak mnie nie ma:( Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do mnie. Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam na Twojego bloga, tak na szybko - podoba mi się :)
      A Twoje chłopaki widocznie nie lubią gotować, albo wiedzą, że najczęściej ich nakarmisz :))

      Usuń

Bardzo miło mi, jeśli zostawiasz komentarz :) Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć.