wtorek, 3 kwietnia 2018

Jezdę potforę

Przejrzałam dzisiaj zdjęcia na fejsie z ostatniego morsowania i się przeraziłam.
Wyglądam na nich koszmarnie, niczym potwór z Loch Ness - chociaż nikt go ponoć nie widział 
i nikt nie wie, jak wygląda, to nie bez powodu nazywany jest potworem, nieprawda.
Wienc ja podobnież.
Oczywiście wiem, że po pierwsze primo są ludzie o wiele, wiele grubsi ode mnie i wcale nie muszę oglądać programów o grubasach, bo ja przy nich to chucherko jestem, piórko i puch marny, no i nie muszę mieć rzeczy szytych na miarę, bo w L-kę wchodzę bez problemu, 
a ostatnio nawet w jednym sklepie w M-kę, ale to chyba jest taktyka firmy, żeby powiększyć rozmiarówkę. Ale, niech im tam będzie, mnie oczu się nie zamydli, ale przez chwilkę jest miło ;)
Po drugie primo - są poważniejsze problemy na świecie, a nawet w najbliższych otoczeniu, oraz w moim domu się też pojawiają. Wiem, ale co z tego? Zdjęcia wstrząsnęły mną i tak.
Po trzecie primo - zamiast się tutaj wypłakiwać, trzeba wziąć dupsko w troki i ruszyć albo w trasę, albo na wspomnianą przeze mnie kiedyś siłownię na dworze, którą mam pod oknem niemalże. 
Z tegoż okna ją widzę w każdymbądźrazie .... ale, że jest to okno od pokoju, w którym śpimy 
i wyciągamy kota z szafy, nie mam wyżej wymienionej non stop na oku, więc tego...
Nic to. Wymyśliłam, że może na blogu będę swoje aktywności zapisywać? Nie, żeby się chwalić, ale jako motywator dla siebie?
Zobaczymy, zacznę od jutra ;)
Jeśli chodzi o kota naszego, może ktoś chce wiedzieć. Dzisiaj byliśmy na zmianie plastra 
i dokładniejszym przemyciu rany, pani doktor zadowolona, bo tworzy się owa ziarnina. No to jest dobrze. Kubraczek oczywiście bezwzględnie konieczny do końca leczenia i nie ma, że zmiłuj, bo zdjęcie owego z kota zniweczy cały proces gojenia. Zwierzaki, a koty w szczególności liżą, dłubią, drapią, wykazując się niesamowitą pomysłowością w ściąganiu szwów i opatrunków wszelakich.
Pani wetka opowiadała nam dzisiaj o swoim innym kocim pacjencie, który jest po operacji złamanej łapki, którą składali z kostnych puzzli i mimo kołnierza - już dwa razy wygryzł sobie szwy. Teraz gojenie przebiega na otwartej ranie, jak u naszego i musi siedzieć w zamknięciu, żeby nie zniweczyć efektów operacji.
Opowiedziała nam to chyba po to, żeby nas pocieszyć, że tutaj nie jest tak źle. W sumie teraz nie jest, potrzeba tylko czasu i naszej wytrwałości i odporności na kocie fochy, bo takowe są, że hohoho ....
W sobotę bodajże, się nasz Bonus obraził i wlazł do szafy na jakąś godzinę. A o co?
O to, że przebraliśmy go w czyste ubranko, a on chciał, żebyśmy już je zdjęli na zawsze. 
Byście musieli widzieć kota podczas tego przebierania! Położył się, żeby było nam trudniej założyć, w momencie unoszenia go ważył sto kilo, a grawitacja w tym miejscu działała pięćdziesiąt razy silniej niż normalnie.... Myślę, żeby takimi anomaliami zainteresować jakichś naukowców ... bo to naprawdę ciekawe i niespotykane na co dzień ;)
Poza tym, ubierając kota w ww., trzeba uważać na nogawki. Bo kot nasz oszukuje, że nogaweczki zostały podciągnięte do końca, a wcale tak nie jest, bo tylko do łokcia. I człekowi wydaje się, że wszystko gra i bucy, ładnie założone, a tu niespodzianka. Personel przestaje zwracać uwagę na kota, a on myk,myk i łapecki wolne, nogawecki swobodnie dyndają i można zająć się dalszą pracą polegającą na wydobyciu się ze znienawidzonego chomąta.
Nas na tę kwestię uczuliła pani wetka, bo kiedy przebieraliśmy kota w gabinecie, ona rzekła kiedyś: "Bonus, nie oszukuj...." i zobaczyliśmy, jaki z niego cwaniaczek.
Ubranko to ma wycięcia na przednie i tylne łapki, na początku zawijaliśmy kota w całość - potrafił tylne oswobodzić!! A potem stwierdziliśmy, że tylne może mieć wolne, tylko trzeba zabudować przednią część.
W tym celu, pod ubrankiem ma jeszcze body, a bezpośrednio na plastrze z żelem - jeszcze gazę jałową. Oczywiście liże się po tym i czasem próbuje się podrapać, ale do rany nie dojdzie - chyba i oby, jedynie body sobie trochę może wyciągnąć. Ale tylko trochę.
Tak to u nas wygląda.
No a teraz to moje odchudzanie ... Chłopu już nic nie będę mówiła, że zdjęcia mnie wystraszyły ;) 
I tak od stycznia trochę schudłam, bo dojazdy do pracy temu sprzyjają, często spacer z dworca do szkoły i z powrotem, a to prawie 2 km w jedną stronę ... i od września mam szansę na kontynuację zatrudnienia :)
Zobaczymy, jak to będzie.

Jeśli ktoś przeczytał wszystko, to super, a jeśli nie - to też dobrze ;) bo nie wszystkich muszą interesować perypetie z naszym kotem.

Cóż, mamy wiosnę, chociaż jeszcze u nas szaro, buro, ale słońce trochę poświeciło dzisiaj 
i wczoraj.
Na koniec - wiosenna piosnka w wykonaniu niejakiego Sławomira - nie wszystkim podobają się jego utwory, ale ja traktuję je z dużym przymrużeniem oka, więc mnie osobiście śmieszą:


Wszystkiego najlepszego na tę porę roku Wam życzę :)

Pozdrawiamy z chrapiącym kotem :)

26 komentarzy:

  1. Na swoje zdjęcia już nie patrzę, wyglądam jak hipopotam w ciąży. Mimo że dużo chodzę to przez zimę utyłam. Chętnie przeczytałam o Bonusiku, byłam ciekawa co u niego.
    U nas szaro, ale od dwóch dni słonecznie i dzisiaj już ciepło. Może zima już poszła?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zimą to chyba normalne, że organizm spowalnia metabolizm. I człowiek, czyli kobieta nigdy nie jest zadowolony ze swej sylwetki ;)
      Na zdjęciach też nie lubię siebie oglądać ostatnio, na pewno psychologicznie jest to jakoś uzasadnione, ale nie będziemy w to już wnikać. Kondycję trzeba poprawić i już.
      Mam nadzieję, że zima już sobie poszła, u nas dzisiaj było ciepło i przyjemnie, w drugiej połowie dnia przynajmniej.

      Usuń
  2. Tęż bym mogła być chudsza i nawet bym chciała, ale z różnych powodów się raczej na to nie zanosi, za Ciebie jednak czymiem mocno kciuki, jeśli Ci na schudnięciu bardzo zależy :)))
    Bonusisko cwaniakuje, dobrze, że pilnujecie i że w końcu zaczyna się goić. Psy jednak o wiele cierpliwsze są, mam na myśli naszego Morusa i jego historię z utratą oka. Znosił wszystkie zabiegi, cierpliwie i bez protestu.
    Niech Wam się wiośni wszystko dokoła :))) No i chudnij, chudnij Lidka, ino niech cosik z Ciebie zostanie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam na pewno zostanie, najbardziej to mi na poprawie kondycji zależy. A zdjęć oglądać nie muszę ;)
      I widzisz, co na rzeczy musi być z tymi psami i kotami. Na psach się nie znam, bo zawsze miałam koty. Tyle łatwiej z naszym, że zjada lekarstwa bez kombinowania i obgryzania np.mięsa dookoła. Tu działa jak pies. Mieszam tabletkę z karmą, kotu je.
      Dużo o tym można pisać...

      Usuń
  3. Na razie zwyciezacie w tym nierownym pojedynku, ale kot ma duzo czasu, ktory z pewnoscia zuzywa na kombinowanie, jak Was wytriksowac i wydostac sie z chomata. Zobaczymy, kto wygra. Koty to znane cwaniaki, zawziune i uparte w dazeniu do celu. A ile czasu uplynie, zanim Wam te zniewage kociego jestestwa wybaczy i zapomni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))) Śmiech śmiechem, ale masz rację, Panterko. On dobrze wie, że ma nie kombinować, ale chęć jest silniejsza, nie mówiąc o tym, że go pewnie swędzi.
      Staramy się, żeby nie miał za dużo czasu na kombinowanie, ale wiadomo - do pracy trzeba iść, gdzieś wyjść i wtedy hulaj duszo kocia ...
      Fochy ten nasz kotu strzela pierwszorzędne, ale nie trzyma długo urazy, chociaż różnie to moze być. Aczkolwiek przytula się do mnie bardziej niż kiedykolwiek. Może liczy, że mnie zmiękczy ;) Bo uparciuch jest z niego niczym np. Twoja Miećka w swoim wkurzeniu na Bułkę ;)
      Nie ma opcji, my musimy wygrać :)) Innego wyniku nie przewiduję. Lato się zbliża, spacery i musi być wygojone, ale kiedy będzie, tego nie wie nikt.

      Usuń
  4. Nessie, ubawiłam się setnie przy tym potworze. Nie narzekam na ubogie słownictwo, ale w obliczu Twej potworności brakuje mi jednak zasobu leksykalnego na adekwatne określenie siebie.
    Bij czołem o podłogę i płacz z radości nad Bonusem - ja tęsknię za moimi dziewczynami do nieprzytomności.
    A Sławomira lubię, bo on się wygłupia z tym robieniem wiochy, to jest profesjonalny aktor z fajnym pomysłem na siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I z taką intencją ten post pisałam, żeby rozbawić czytających :)) Co do Twojego słownictwa - może musisz pogrzebać trochę w swej leksykalności?? ;)
      Nas te jego podchody, ucieczki do szafy, kiedy widzi wyłaniający się transporter, te sto kilo wagi bawią. Ale kombinacje przy chomącie trochę wkurzają i opierdziel też musi czasem dostać, bo rozpuszczony jest jak dziadoski bicz, kot oczywiście, nie chomąto ;)
      I dziękuję niebiosom za osobę, która usilnie namawiała mnie na zmianę weterynarza, bo inaczej też pewnie byłoby po kocie ... nawet nie myślę o tym, co by było, gdyby, bo to nie ma sensu. Ani co będzie.
      Sławomira nie znałam, dopiero niedawno trafiłam na jakiś artykuł o nim :)
      Bo z piosenką o Zakopanem wchodzimy przeważnie do wody podczas naszych morsowych igraszek ;)

      Usuń
    2. Moja kultową jest "Megiera", a zaczynałam od "Ni mom hektara".

      Usuń
    3. Teksty ma naprawdę niezłe :))))

      Usuń
  5. Moja kotka wlazła mi dzisiaj pierwszy raz do szafy. Nie wiem jak sobie otworzyła drzwi, ale jakoś dała radę. Zwierzaki są sprytniejsze niż myślimy i nie dadzą sobie zrobić krzywdy(chociaż my wiemy, że wszelkie zabiegi są dla ich dobra). Potwór z Loch Ness? Coś Ty, założę się, że nawet w 1% go nie przypominasz, a cóż tu mówić o pozostałych 99% podobieństwa. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już masz szafę z głowy ;) Kotka miała dużo czasu, kiedy nie było Cię w domu, więc kombinowała. U nas jest łatwiej, bo mamy szafę z przesuwanymi drzwiami, więc kot bez problemu sobie ją otwiera.
      Może w 1% to nie, ale w jakichś 0,01? ;)

      Usuń
    2. Właśnie ja też mam szafę z przesuwanymi drzwiami, ale chodzą one tak ciężko, że czasami i ja mam sama problem ją otworzyć. A tutaj proszę, taka pchła jak moja dała sobie z tym radę

      Usuń
    3. Próbowala i w końcu się jej udało, po milimetrze :D

      Usuń
  6. Weź przestań nawijać o swojej grubości, ja też widziałam Twoje fotki w necie! Może nie wszystkie, nie wiem, ale do TUSZY to Ci baaardzo daleko. Poza tym na zdjęciach nikt się nie lubi. Osobiście unikam jak diabeł święconej wody.
    Ja od jutra na dietę hreczkową przechodzę. Rozpasałam się i rozpasłam przez te święta.
    Biedny kocur i biedni Wy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fotki na fejsie to ja starannie selekcjonuję ;)) chociaż resztę można znaleźć, oczywiście, jak sie wie gdzie i jak ;) ale w sumie po co.
      Pewnie, że mi do tuszy brakuje, dzisiaj w banie widziałam kobitkę w moim wieku, albo młodszą, zgrabne nogi i ręce, ale reszta - koszmarna. Przyczyny mogą być różne, ale ile kilo muszą dźwigać jej kolana ...
      Hreczkę kupiłam, kefir w domu też mam, ale to wszystko ;) podziwiam wszystkich, którzy stosują diety :)
      Kocur dzisiaj po raz pierwszy nie wkurzał się, kiedy mu przemywałam ranę. O dziwo. Ale poza tym, biedulek ... na spacerku dawno nie był, ale zaczął znów na balkon wychodzić, jak tak ciepło sie zrobiło.

      Usuń
  7. No to macie z tym kotem trochę zajęć...
    Ale najwazniejsze, że idzie ku lepszemu.
    A Ty naprawdę jesteś gruba, czy tylko nas tak kokietujesz.... a lasencja z Ciebie nie byle jaka...???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że idzie, wierzę pani weterynarz, bo na takich ranach to ja się absolutnie nie znam. I trudno mi stwierdzić, na jakim etapie jesteśmy.
      Do lasencji to mi daleko, ale aż tak gruba nie jestem, w rozmiar L wchodzę bez problemu, trochę pokokietowałam, aczkolwiek na wzmiankowanych zdjęciach wyglądam tak sobie.

      Usuń
  8. Miałam problemy z oczytaniem tytułu ;)




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe i tak miało być, bo tytuł ma przyciągnąć i zachęcić do przeczytania reszty ;) chociaż przekombinowany może zniechęcić.
      Kilka dni temu napisałam długi komentarz pod Twoim postem i mi internet wysiadł .... zbieram się do ponownego, bo takie piękne fotki zrobiłaś :)))

      Usuń
  9. Juz dawno skonczyly sie czasy moich zdjec, nikt nie ma prawa mnie fotografowac, bo zabije, ja nawet do lustra nie patrze, no tylko jak musze, nawet nie musze sie martwic ze wlosy mi stoja, bo regularnie fryzjer goli mnie prawie na zapalke.
    Z kilogramami to mam odwrotnie, od ostatniej chemii tucze sie i panicznie boje spadac z wagi. Ale masz racje, dla zdrowia, dla dobrego samopoczucie uprawiaj sporty, ja gdybym moga to bym chodzila w nature, chodzisz, patrzysz, podziwiasz.
    Rozbawilo mnie "Bonus nie oszukuj.." a to kochany bystrzaczek i jak walczy o swoja wolnosc, troche trwa to leczenie, ale jak mus to mus, cos wiem o tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sytuacji choroby to nawet lepiej, kiedy ma sie z czego schudnąć. Mimo, ze sama choroba nie jest niczym komfortowym.

      Mnie się też chciało śmiać z tekstu pani wetki :))) Bo sama nigdy bym nie wpadła, że kotu kombinuje.
      Niestety, tak jak ludzie mają ograniczoną wolność, kiedy idą do szpitala np., to i kot nasz musi się przemęczyć w ubranku i body. Nie możemy sobie pozwolić już na zniszczenie kilku już tygodni kuracji plastrem Granuflex. Nie ma takiej opcji.

      Usuń
  10. Zalecam poranną maksymę do lustra: Piękna jestem po całości, czy mam tłuszczyk, czy mam kości...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baardzo dobry tekst, muszę się jeszcze tylko przekonać o jego słuszności :))

      Usuń
  11. Dzien dobry, ja tu pierwszy raz. Czy mozna? Tak zajrzalam przypadkiem ze wzgledu na tytul a tu taka niespodzianka: Kot!!! Potwierdzam w 300%, ze koty to niezle lobuziaki, nasza kotka wyplatala sie ze specjalnych szeleczek (ciasno zapietych) i poszla w ogrod! Sasiadka zawolala czy to nasz kot sie kreci przy furtce? NIEEE, nasz jest zapiety! (Hahaha, zasmiala sie mala zwinna koteczka)Jakiez bylo nasze zdumienie kiedy zobaczylismy szeleczki jak uprzednio ciasno zapiete ale BEZ kota w srodku! Od tej pory nic mnie nie zdziwi...
    Zabuell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Zabuell :) Jasne, że można, jak najbardziej można i trzeba ;)
      Chyba zawału dostałabym, gdyby nasz kot się z szelek wyplątał. Wystarczy, że raz się mi przez szparę w drzwiach z mieszkania wyślizgnął, drzwi na dole były otwarte i kotu spierdzielił na zewnątrz. Na szczęście szybko go chwyciłam - sygnał w głowie: Nie goń go. Ale od tego momentu potroiliśmy czujność. No i samozamykacz wywalczyłam, od drzwi domofonowych. Bo wczesniej był, ale ktoś go ukradł. A zamykaniem drzwi - to u nas same Państwo mieszka, tylko odźwiernych brak ;)

      Usuń

Bardzo miło mi, jeśli zostawiasz komentarz :) Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć.