niedziela, 24 marca 2019

Wiosną o zimie

Sądzicie może, że mi odbiło i za zimą, która ledwo co się była uprzejmie zakończyć, tęsknię?
Nie, nie, zdecydowanie nie. 
Są albowiem miejsca, w których panuje zupełnie inny klimat niż np. u nas w Wielkopolsce i nie mam na myśli Alaski, czy jakiegoś innego bieguna południowego, dajmy na to.
Wystarczy podjechać od nas na południe naszego kraju, prosto w dół, w sumie ponad 200 km 
i już się jest w innej krainie. Krainie śniegu i lodu. Ale do rzeczy przejdźmy po tym wstępie.
Tydzień temu wybraliśmy się z Chłopem do Szklarskiej Poręby na weekend. Wyjechaliśmy 
w piątek po pracy, wróciliśmy w niedzielę wczesnym wieczorem. Celem naszym była wyprawa 
( dojazd samochodem, bądźmy szczerzy, po odgarniętych i suchych drogach ;)) do Jakuszyc, na Polanę, gdzie panują jeszcze całkiem fajne warunki do jazdy na nartach biegowych. 
Niania nasza z radością została z Franiem, który owinął ją sobie wokół najmniejszego pazurka bez trudu ;), nocleg zamówiliśmy w pensjonacie, w którym kilka razy byliśmy i pojechaliśmy.
Pod koniec naszej jazdy zaczął lać deszcz. Lać - to i tak jest mało powiedziane ... i tak praktycznie do samej Szklarskiej. Pocieszała nas myśl o tym, że w Jakuszycach jest inny klimat 
i śniegu trochę zostało. Poza tym, nawigacja skierowała nas na Złotoryję - kto jechał, ten wie, jaka to droga. Cóż, nie znamy tak dobrze tej trasy, nie mamy jej dobrze opracowanej jeszcze, więc zdaliśmy się na nawigację. 
Droga przez Złotoryję prowadzi oczywiście przez to miasto, a potem malowniczą i krętą drogą, miejscami złej jakości. W ciemnościach i przy ulewie nie wygląda to najlepiej. Z ulgą powitaliśmy Jelenią Górę i wjazd na drogę nr 3. 
A w sobotę - piękne słońce, małe zakupy w piekarni wciśniętej w podwórze ( i tam, jak w całej Polsce chyba - w sobotę rano zakupy robią panowie :)) i po śniadaniu pojechaliśmy do Jakuszyc.
Pani z wypożyczalni nas pocieszyła, że śniegu jest dużo, trasy obleciał ratrak, więc powinno się dobrze jeździć. No i tak było. Na nartach zrobiliśmy jakieś 18 km. Ludzi z rana praktycznie zero. Pojechaliśmy trasą na Orle - to taka łatwa, bo płaska traska dla początkujących, aczkolwiek 
z Polany jest jakieś 5 km w jedną stronę ... Napiliśmy się herbaty z prądem i ruszyliśmy 
z powrotem, skręcając jednakże na tak zwany Samolot. No i tam już są miejsca bardziej wymagające.
Jako, że moje umiejętności co do zjazdu i hamowania są mizerne, to wywaliłam się ze dwa, albo trzy razy, a raz ściągnęłam narty i doszłam sobie pieszo, bo bez przesady ....
Trzeba będzie w końcu wziąć kiedyś instruktora i technikę podszkolić, to może odważę się zjechać z niektórych wzniesień ;) Dlatego też zjazdówki nie dla mnie.
Chłopu mój był świadkiem ciekawej wymiany zdań pewnej pani z instruktorem. Pani ze swoją rodziną uczyła się jeździć na nartach, no bardzo dobrze, ale w pewnym momencie instruktor mówi, że jeszcze raz maja przejechać jakiś odcinek drogi. Na pewno nie jakoś bardzo długi, 
a pani mówi do faceta, że to takie męczące ... Instruktor odpalił jej, że jazda na biegówkach zawsze jest męcząca, ale to jest w tym bardzo fajne :)))) że się człek zmęczy.
Nie da się ukryć. Kondycja potrzebna jest, a ręce wieczorem bolą .... jakkolwiek, gdyby człowiek uprawiał regularnie nordic, to ręce by nie bolały, ot co.
Na drugi dzień też trochę pojeździliśmy, jakieś 10 km i w południe wracaliśmy do domu już. Byliśmy zmęczeni po tych dwóch dniach, bo jak się jest tydzień, to jeździmy w tym czasie jakieś 2-3 razy, to inaczej wygląda. A tu - krótko, acz intensywnie.
Niedziela była jeszcze piękniejsza, cieplejsza ... wybraliśmy sobie inną trasę, na górkę wjechałam, czy bardziej - wspięłam się na nartach, ale z górki to nawet Chłopu mój narty zdjął 
i zeszliśmy, bo głupio byłoby się połamać i zamiast do domu, trafić gdzieś na urazówkę.
Dobrze, a teraz parę widoczków ... było naprawdę, naprawdę pięknie :)
Zdjęcia tego nie ukazują, zwłaszcza, że w sobotę po południu zrobiło się pochmurno i nastąpiła dostawa białego puchu ( w górach to jest puch, u mnie białe g ....;)).

Ruszamy w trasę, sobota rano:



 Jadę, jadę :)) Nawet z małej górki się nie miotam ;) I nie mając toru też ;) Ta fioletowa to ja:



Zestaw ratunkowy na Orle ;) Pierwszy raz usiedliśmy sobie na zewnątrz, bo ten barek z koszami na śmieci na pierwszym planie, był czynny:



Sporo połamanych gałęzi i drzew, bo zimą przykryte były ogromną masą śniegu:





Nie mogło zabraknąć pociąga ;) Jeżdżą często, raz ze Szklarskiej do Czech, a za pół godziny 
w odwrotną stronę. No i dobrze:





Początek Polany Jakuszyckiej. W tym lewym domu jest wypożyczalnia i bezpłatny parking dla klientów. W niedzielę po południu było ich naprawdę dużo. 


A dzisiaj? Piękne słońce, ciepło, wczoraj pomyłam część bardzo, ale to bardzo brudnych okien, zmieniłam wystrój okna kuchennego, bo mnie do szału doprowadzał i wyglądał ... może lepiej powiedzieć, że nie wyglądał i nie chcielibyście tego widzieć ;)

Miłego dnia i do napisania :)

29 komentarzy:

  1. O,jak pięknie mieliście! Brawa za biegówki, sportowa rodzinko!
    Mało zimy w zimie miałam w tym roku, może ze dwa razy byliśmy na spacerze po śniegu,raz mieliśmy stres, auto szwagra,którym pojechaliśmy , miało jakieś opony dziwne,był duży problem z wyjazdem, tak się ślizgało.
    No a w mieście zimy niemal nie było, a kiedy była,to ślizgawica na ulicach i chodnikach, co też nie zachęcało do chodzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jazda była trochę uciążliwa, ale nie żałowaliśmy ani chwili, że sie wybraliśmy.
      U nas w mieście, zima też byle jaka i wredna.

      Usuń
  2. W zyciu nie mialam nart nawet przypietych tylko do nog, nie wspominajac o jakims zjezdzaniu czy bieganiu. Lyzew zreszta tez, bo ja ze sportow zimowych to tylko saneczki z gorki na pazurki. Teraz juz za pozno sie uczyc, zwlaszcza przy popsutych kolanach.
    No ale Wy, sportowcy z namietnosci, uprawiacie chyba wszystko co mozliwe. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narty biegówki po raz pierwszy założyłam dwa lata temu. Wrażenie dziwne, bo one są cienkie i długie, a niedajbuk się wywalić, to ze wstaniem są korowody, bo same się nie wypną. Trzeba albo wstać z nimi, albo je wypiąć i ponownie wpiąć po spionizowaniu się ;)
      Z zepsutym kolankiem to niekoniecznie takie wygibasy, chociaż po płaskim i powolutku można sobie tuptać :)
      Wszystkiego, co możliwe to nieeee .... ja przynajmniej, bo Chłopu mój to prędzej. Np. zjazdówki, czy snowboard - nie dla mnie. I parę innych też by się jeszcze znalazło ;) no ale wszystko wedle możliwości własnych trzeba patrzeć, nic na siłę.

      Usuń
  3. Znam tamte okolice, bo przez kilka lat mieszkalam w Jeleniej Gorze i czesto tez bywalam w Szklarskiej Porebie, bylam wtedy mloda i zima mi nie przeszkadzala.
    Lubilam narty biegowki, bo tempo jazdy bylo moje, tak jak mi pasowalo, mozna bylo podziwiac widoki wokol, zatrzymac sie kiedy sie chcialo, taki rodzaj chodzenia na deskach. Lubilam nawet samotne wyprawy na biegowkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, no to znasz te trasy doskonale ... Tak, na biegówkach można sobie tempo dyktować, parę godzin pochodzić, pojeździć, gdzie się da, a nawet adrenalinę podwyższyć na niektórych zjazdach :))
      Na Jakuszycach będą budowali wielkie centrum, jakieś hotele ... tak nie do końca się mi ten pomysł podoba, bo to miejsce straci swój pierwotny urok.

      Usuń
  4. Piękna tam zima, u nas takiej nie było. W tamtych okolicach bywałam tylko latem, na nartach uczyłam się jeździć jako małolata, ale poza oślą łączkę nie wyszłam, a później nie było okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam tak, nawet zima zachwyca, a w styczniu było jeszcze piękniej ... mam też zdjęcia z poprzedniego pobytu, tylko postu nie chciało się mi pisać i zdjęć obrabiać ;)
      Z moim strachem, to pewnie też nie wyszłabym poza oślą łączkę ;) a może i nie? Jakby się od dziecka człowiek nauczył, to też inaczej byłoby. Ale ja nigdy nie wyjeżdżałam zimą w góry, dopiero chyba jako studentka... dawno temu.
      U nas też takiej zimy nie było...

      Usuń
  5. Gdybym te 40 lat temu zamiast zjazdówek kupiła sobie biegówki, to może do tej pory biegałabym na nartach. A tak po kilku sezonach bez efektywnej nauki odpuściłam sobie, ale sprzęt jeszcze mam, właściwie to już zabytek ;)
    Fajowsko żeście sobie pojeździli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz je spróbować sprzedać pasjonatowi, albo jak ktoś będzie pensjonat urządzać... Czyli nie każdy na zjazdówki się nadaje... Ja też nie, ale jakoś nad tym nie ubolewam. Szkoda, bo może na biegowkach byś sobie użyła sportów zimowych. Daleko do Szklarskiej nie masz 😉

      Usuń
    2. Znasz powiedzenie, dla towarzystwa cygan dał się powiesić? No a moje towarzystwo w miejscu mojej pierwszej pracy wymyśliło sobie zjazdówki, byłam w tej grupie najmniej wysportowana, a potem jak zmieniłam pracę to po prostu nie miałam z kim jeździć i tak skończyła się moja przygoda z nartami ;) Buty narciarskie ustawiłam na szafie na przedpokoju i robią za bibeloty. Na kijkach powiesiłam taką torbę na miskę zrobioną ze swetra, tylko narty tkwią w nyży, ale może dla nich jeszcze też coś wymyślę ;)

      Usuń
    3. Jasne, że znam :) Grunt, że znalazłaś zastosowanie dla sprzętu, a narty - znając Ciebie, to w końcu coś wymyślisz :))

      Usuń
  6. Podziwiam, ja w życiu nie jeździłam na nartach!
    Wpis wcale nie jest dziwny, dwa lata temu syn z narzeczoną pojechali w majowy weekend do Karpacza, a tam zima na całego, musieli kupić sobie nauszniki, bo czapek już nie było...a na Śnieżce lód i 2 metry śniegu...taka ta nasza wiosna:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, Śnieżka - wszystko jasne ☺️ jeszcze lepsze są Kotły. Byliśmy tam kiedyś latem, a przeżyliśmy cztery pory roku niemalże. Ale byliśmy przygotowani nieźle, więc nie zmarzliśmy.
      Dziwne nie jest, że nigdy nie jeździłas na nartach, bo na nizinach to niby gdzie mieliśmy to robić... W góry na ferie mało kto jeździł. Ja np.nie.

      Usuń
  7. Zdecydowanie za mało zdjęć Frania :P
    Oj i by się nie chciało :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc nie będę Was epatować przykrymi widokami ;) a co zdjęć Frania, to jakoś mam opory, żeby je na tak szerokim forum prezentować. Ale kot oczywiście żyje i ma się dobrze ;) w każdej chwili można sprawdzić ;)

      Usuń
    2. Piękny on jest!!! Domagam się!

      Usuń
  8. Jak czytam to całkiem udany wyjazd Wam wyszedł. A tych nart biegowych po cichu Wam zazdroszczę. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na szczęście i mimo ulewnych deszczy w weekendowe wieczory, śnieg ma się doskonale :)
      Pozdrawiam Cię również :)

      Usuń
  9. Piękne krajobrazy, piękna wycieczka. Ale jakże pięknie musi tam być w lecie:) Letnich widoków te zimowe na pewno nie przebija:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tej przebitki, to osobiście pewna nie jestem.... Zimą ze śniegiem jest tak piękna, że zapiera dech ☺️ naprawdę. Fakt, że śnieg łamie gałęzie i czasem drzewa, ale jest naprawdę pięknie zimą. Mam zdjęcia ze stycznia, może je opublikuję... Kiedyś 😉

      Usuń
  10. Skoczyliście do głowy po bardzo dobry rozum :-))) z tym wyjazdem weekendowym
    Cieszę się że się Wam udało.
    No i Kicia się za Wami stęskniła.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak 💗 chyba trochę się stęsknił... Mimo wszystko 😉

      Usuń
  11. Och, jak tu pieknie zimowo - sportowo! Podziwiam i letko zazdraszczam;)
    Franio nie strzelal focha po powrocie?
    Pozdrawiam serdecznie
    Zabuell

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie strzelał :) Bardzo lubi swoją nianię, na całe szczęście.
      :)

      Usuń
  12. Ale fajna wyprawa zimowa na początek wiosny! Podziwiam Twoją kondycję Lidko i umiejetnosci narciarskie, bo ja oczywiscie ani dudu!
    Ściskam serdecznie i pełnego energii kwietnia życzę!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiejętności i u mnie nie są jakieś nadzwyczajne, ale kondycyjnie nieźle, jak na moje nicnierobienie ostatnio ...
      Dziękuję, Olu za życzenia i oczywiście odwzajemniam :)))

      Usuń
  13. Biegałam ostatnio osiem lat temu...To Ci zazdraszczam !! ;o)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo miło mi, jeśli zostawiasz komentarz :) Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć.