Na działce, którą użytkujemy rośnie śliwa. Nie wiem, jaki to gatunek, ale mniej więcej w połowie lipca dojrzewają śliwki, których potrafiło być sporo.
Oto ona - wspomniana śliwa:
Owoce są tak dobre, że trudno przestać je jeść ;) ale ostatnie zbiory mieliśmy chyba ze trzy lub cztery lata temu. Dlaczego tak? A bo raz pojechaliśmy nad morze i śliwki zerwali moi rodzice. Dostałam potem jakieś powidła od mamy, ale to nie to samo. Kolejny rok był rokiem odpoczynku drzewa, a w zeszłym - przymrozek nam ściął wszystkie kwiaty.
W tym roku również były wiosną przymrozki. Akurat wtedy, kiedy drzewa były w pełnym rozkwicie. Myśleliśmy, że i w tym roku nic nie będzie, żadnych owoców, a tu niespodzianka. Zielonych nie było tak dobrze widać, bo schowały się w liściach, jakieś pojedyncze jedynie.
A kiedy zrobiły się fioletowe, okazało się, że jest ich całkiem dużo. Trochę pospadało i napoczęły je osy lub ptaki, ale i dla nas coś zostało. Zrobiłam więc powidła i parę kompotów.
Lubię robić powidła. Cały ten proces ma w sobie coś magicznego. Taka chwila ulgi i radości, którą poczułam aż w sercu. Może wydawać się to niemożliwe lub zbyt egzaltowane, ale tak właśnie było.
Magia się zadziała i mam nadzieję, że przetwory dobrze zapasteryzowałam. O śliwkach pisałam już na blogu - pod etykietą "przetwory" możecie te moje wpisy znaleźć.
I kilka zdjęć z samego procesu:
Z tego garnka wyszło mi jakieś 12 słoiczków - różnej wielkości. A dzisiaj 6 słoików kompotów. Kompoty owocowe wyszły już chyba trochę z mody, bo szczególnie młodzież ich nie lubi i nie pija - lepsze są przecież energetyki, czy jakieś kolorowe wody gazowane słodzone sztucznymi słodzikami ... ale ja lubię i trochę różnych w domu mam.
I jeszcze małe pytanie - czy ktoś z Was zna się na cięciu drzewek owocowych? W jakiejś książce ogrodniczej przeczytałam, że śliwy tnie się dość oszczędnie. Do tej pory cięłam zawsze na wiosnę gałązki, które są bez liści. Ale skubana wypuściła mi nowe przyrosty:
I one mogą być chyba przycięte, żeby drzewko za bardzo w górę mi nie poszło. Bo widać chyba na zdjęciu, że ono nie jest jakieś bardzo wysokie.
Czy jeszcze jakieś przetwory będę robiła - nie wiem. Zależy od tego, co będę miała do dyspozycji.
A Wy coś robicie w tej materii?
O, jakie fajne śliweczki, może to ciemna odmiana renglod?
OdpowiedzUsuńNie robię już żadnych przetworów, nie mam dostępu do dobrych owoców. Czasem zdaży się kilka słoików ogórków kiszonych, jeszcze ze dwa mam z zeszłego roku, tak oszczędzałam😀
Musialabyś poszukac informacji na yt. na temat przycinania śliw, albo jakiegos doswiadczonego sasiada dzialkowicza.
Możliwe, bo są większe od węgierek, ale mniejsze od takich tych bardzo dużych ;)
UsuńOgórki kiszone też robię, ale zabiorę się za nie później :)
Mam książkę napisaną przez ogrodniczki i tam wyczytałam te informacje, ale czasem ktoś podpowie bezpośrednio.
Przetwory? Zgiń, przepadnij, siło nieczysta! A kysz, a kysz!
OdpowiedzUsuńA czemuż to?? ;) W sumie nie każdy musi to lubić :)
UsuńLubię śliwki, świeże, suszone, w placku i dżemie, ale lubię jeść, przetwory nie mój konik, podziwiam...
OdpowiedzUsuń😊jeść też lubię ....
UsuńŁadny pokrój ma to śliwkowe drzewko, śliweczki też pysznie wyglądają, a powidełka zapewne pyszota!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie żadne kuchenne zajęcia nie mają nic z magii, wręcz przeciwnie wysysają ze mnie energię.
Ja przetwory kupuję, ino nie te z masowej produkcji ale takie robione w domowych kuchniach ;)
Bratanica mi naraiła jedną taką panią i od Inkwi tej od owiec, też kupuję. Od Inkwi dużo kiszonek, a od tej drugiej kobitki to głównie przeciery pomidorowe na zupę i różniaste dżemy.
Tak, pokrój tego drzewka mnie od zawsze zachwyca :) I nie chciałabym go zepsuć.
UsuńJeśli chodzi o gotowanie, to też nie przepadam i zdarza się mi kupować przetwory od kogoś innego, ale też takie domowe, a nie z marketu.
Pięknie piszesz o śliwkach i tej zwyczajnej–niezwyczajnej codzienności.
OdpowiedzUsuńCzytając, czułam ten zapach powideł i cichą radość, która płynie z ich powolnego mieszania. Masz rację – to prawdziwa magia… Taka cicha, domowa, która działa w sercu.
Co do kompotów to bardzo je lubię. Może i wyszły z mody, ale mają duszę. I smak dzieciństwa, którego nie da się zamknąć w puszce po energetyku.
Twój wpis to właśnie taka łyżeczka ciepłego kompotu w środku dnia🙂
Pozdrawiam serdecznie🙂
Energetyki odczuwam jako zimne i cuchnące, ale wielu nie może się bez nich obejść.
UsuńDziękuję za miłe słowa, pozdrawiam Cię również :)
Taki własny zbiór jest najlepszy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Dokładnie :) Pozdrawiam Cię również.
UsuńMyśmy kiedyś mieli na wsi 2 albo 3 śliwy, które dosyć ładnie rodziły. Niestety uschły i tata je ściął. Szkoda, bo rodziły smaczne i słodkie owoce. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNiestety, jak uschły to już po nich i cóż było robić .... Zawsze można zasadzić nowe. Pozdrawiam również :)
Usuń