niedziela, 15 grudnia 2013

Dwa światy

Weekend okazał się nader i niespodziewanie intensywny. Spędziłam go w dość skrajnych miejscach, w dwóch różnych światach i rzeczywistościach, jakby.
W sobotę pojechałam do Poznania, wedle tego, co napisałam w poprzednim poście. Niewiele brakowało, natomiast, a nie jechałabym wcale. Z bardzo prozaicznej przyczyny.
Obudziłam się bowiem po piątej rano z uciskiem na żołądku i mało przyjemnymi doznaniami, co jest przy tym logiczne :/ Po kilkunastu minutach musiałam wstać, podjąć decyzję co do pozycji  usadowienia się w łazience, w której spędziłam kilkanaście chwil :P Nie będę epatować Was szczegółami ;) w efekcie poczułam się na tyle dobrze, że podjęłam wysiłek wyjazdu.
Cóż, początek był dobry, ponieważ dotarłyśmy tam z bratową rano. Tłumów tam zatem nie było, gęsto zaczęło robić się koło południa. Koło południa również, zaczęłam tracić siły, poranne "ablucje" nie przeszły bez echa. Szczęściem w nieszczęściu, w rzeczonym miejscu jest sporo "wysepek", gdzie można przysiąść i odpocząć. 
Wkurzały mnie, niestety, ostre światła, głośna muza w niektórych sklepach, 
a w opisywanym już kiedyś sklepie sportowym miałam nieprzyjemność natknąć się na tego anglojęzycznego pracownika, nad którym pastwiłam się już na blogu i uczynię to teraz po raz kolejny. Kto nie chce, to niech nie czyta ;)
Dobrze, że weszłyśmy tam na samym początku, kiedy byłam pełna sił i entuzjazmu ;)
Mam ci ja szczęście do tego gościa :( Sklep ów jest dwupoziomowy, albowiem. Poprzednim razem niemota była na dole. Wczoraj weszłyśmy od razu na górny poziom, bo tam znajdował się interesujący nas asortyment i co widzą moje zmęczone od rana oczy i słyszą skołowane uszy? Brawo! Niemotę, jak nawala z innymi pracownikami, w międzynarodowym narzeczu. Młody i dynamiczny zespół, złączony wspólną pracą na rzecz swego pracodawcy, szczęśliwy, jakby im kto do kieszeni narobił nasypał złota, aż przyjemnie było popatrzeć :P Chłopaczki radosne z powodu, że znają perfekt brytyjskie narzecze i mogą sobie je w Polsce utrwalać z, że tak powiem nejtwspikerem, za darmo 
i jeszcze im za to płacą, jakkolwiek by to niedorzecznie i nielogicznie nie zabrzmiało!
Dobrze, że nawinęła się dziewczyna, mówiąca po polsku, bo potrzebowałyśmy niewielkiej pomocy w dokonaniu zakupu. Ufff, co za ulga!
Gdyby nie osoby stojące za mną do kasy, to spytałabym się jej o niemotę. Może kiedyś będę miała ku temu okazję, ale chyba nieprędko.

Pod koniec zwiedzania galeryjnego przybytku, usiadłam sobie na jednej z tych dziwnych plastikowych wysp, bratowa weszła do jakiejś ciuchlandii i mogłam poobserwować sobie to mrowie ludzi, które przewijało się w różne strony. Żadnych ekscesów nie zanotowałam. Zauważyłam tylko jedną kłócącą się rodzinkę, na którą składali się rodzice i nastoletnia córka. Ojciec miał jakiś problem, wymachiwał rękoma i coś klarował swej towarzyszce najprawdopodobniej życiowej. Ale po krótkiej chwili udali się razem w określonym kierunku.
Naprawdę z dużą ulgą wsiadłam do pociągu i wróciłam do domu.
A wieczorem szybko położyłam się do łóżka, stawy biodrowe mnie bolały, pomogła trochę gorąca kąpiel, żołądek pobolewał, ale ciepła herbata zaradziła i jeszcze przed północą czułam się już całkiem znośnie.
Nie mam pojęcia, kto sprzedał mi wirusy niestrawności, podejrzewam, że ktoś z rodziny trochę dalszej, gdyż brat mój rodzony zległ wczoraj z tymi samymi objawami. Jego trzymało mocniej i do dzisiaj, a uczestniczyliśmy dwa dni temu w pogrzebie i pogrzebinach naszej ciotki. Jedzenie nie było powodem, bo chwyciłoby też naszych rodziców i całą resztę, nie wczoraj dopiero, tylko już w piątek.
Tak to już z tą rodzinką jest ;)

Dzisiaj czułam się na siłach, by pojechać z chłopem do naszego lasu, na kijki rekreacyjne, czyli mogłam zrobić więcej zdjęć :)) I wolniej szliśmy.
W tym miejscu czuję się bardziej "u siebie". Chociaż i tu spotykamy czasem dziwnych ludzi. Dzisiaj np. dwóch panów w typie "gumisia", którzy w towarzystwie konia zaprzęgniętego do wozu, zbierali gałęzie, obficie przez Ksawerego porozrzucane po lesie tydzień temu.
Koń nie zbierał tych gałęzi, rzecz jasna ;) , tylko ciągnął wóz, na którym owe leżały.
Gumisie popatrzyły się dziwnie na nas - dziwaków z kijkami, my na nich, może mniej dziwnie, bardziej z pobłażliwością dla ich zdziwienia i poszliśmy swoją drogą, uważając, żeby nie zażyć błotnej kąpieli na środku ścieżki.
I kilka zdjęć z naszej wędrówki. Mam nadzieję, że z przyjemnością je obejrzycie.
Na początek - zdjęcie zrobione w tym samym mniej więcej miejscu, w którym zrobiłam inne kilka tygodni temu. Spójrzcie na górę bloga i porównajcie ;)


Kilka późnojesiennych ujęć. Taki las też mi się podoba, mimo pewnej kolorystycznej monotonii :





Dzisiaj weszłam na teren tych opuszczonych budynków, o których też kiedyś pisałam 
i zrobiłam kilka fotek. Do środka nie właziłam, mąż odmówił pójścia ze mną. Szczerze mówiąc, ciarki mi trochę po plecach przeszły w tym miejscu, nie z gorączki bynajmniej. Dość niesamowicie tam jest, sama nie wiem, dlaczego.






Jesienna sceneria znakomicie komponuje się z tym miejscem.
Ogólnie, bez grzybiarzy - oszołomów fajnie tam jest. 

Po południu zaliczyliśmy jeszcze rodzinną wizytę u mężowskiej ciotki. Mieszka kilkanaście kilometrów od nas, dojazd był szybki i sprawny. Wizyta też ;)
Intensywnie było, nie ma co.
Spokojnego wieczoru życzę :)

29 komentarzy:

  1. No wizyty w mieście nie zazdroszczę jeszcze do tego takim dużym. A las piękny jak zawsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś dałam radę. Do miasta w sumie nie wychodziłyśmy, bo ta galeria połączona jest z dworcem, pojechałam z odpowiednim nastawieniem i zdało to egzamin ;)

      Usuń
  2. podziwiam, że z wirusem tym paskudnym dałaś radę zakupom! Ja padłam i leżałam.... podnosiłam się tylko kiedy nie miałam już żadnego, innego wyjścia :)
    A las, chociaż inny, to piękny!
    Wsiąkłam w żubry dokładnie! Całe rodzinki dzików przychodzą i ptaki... to wspaniały relaks... naprawdę!
    Buziole :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nie ścięło mnie tak dokumentnie, bo wtedy nie pojechałabym, oczywiście. Taką podobną trzydniówkę miałam ładnych parę lat temu, to też tylko leżałam i końca czekałam ;)
      Ja też :)) Teraz widzę stado saren. Nikt im nie przeszkadza, to pasą się spokojnie :)
      :***

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nie. Tylko i wyłącznie w chlebaku ;)

      Usuń
    2. To ja tam jeszcze nie byłam. Ale chyba niewiele tracę.

      Usuń
    3. Bardzo niewiele. B. jest bardziej klimatyczny, powiedziałabym, na tyle oczywiście, na ile galeria może być klimatyczna ;)

      Usuń
  4. Szkoda ruinki, jeszcze chyba do uratowania - dobra, niemiecka robota...Bierz i remontuj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Jak wygram w totka, to może ;) Nie wiem, do kogo należy, czy do Lasów, czy komuś opchnęli ... Fajne miejsce na agroturystykę dla spokojnych i kulturalnych ludzi, szukających ciszy i oddalenia od cywilizacji.

      Usuń
    2. Dowiadywałaś się? Różnie bywa. U nas w lesie stała chatynka, całkiem, całkiem. Należała do Lasów i można ją było wziąć w zamian za materiał rozbiórkowy z zawalonej obory/stodoły tamże. Tzn. trzeba było rozebrać oborę na własny koszt i oddać odzyskany materiał. I nie było chętnych. W końcu dom został zburzony i nie ma po nim śladu. Szkoda.

      Usuń
    3. Szczerze mówiąc, to nie dowiadywałam się, bo nie wiem, czy chciałabym tam mieszkać. Kiedyś słyszałam, że ktoś to kupił, ale ruchów wielkich tam nie widać, oprócz poprzebieranych za żołnierzy dzieciaków - czasami.

      Usuń
  5. Wlasnie, Hana ma racje, calkiem do rzeczy jeszcze te ruiny, a ludzie niby nie maja gdzie mieszkac. A tu takie dobro sie marnuje.
    Masz w sobie cos z masochisty, Lidus, mnie by zadnymi pieniedzmi nikt nie byl w stanie przekupic i wywlec na zakupy w grudniu. Wystarczy mi tortura, kiedy kupuje niezbedne zarcie. Wszyscy maja jakis amok w oczach, balabym sie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, widzę zmianę nicka :))
      Ano, marnuje się od lat kilku.
      Trochę może mam ;) Ale jakoś przetrwałam, pojechałam z odpowiednim nastawieniem, rano były pustki, a potem to już wracałyśmy do domu. Byłam zajęta swoim zmęczeniem i nie zwracałam uwagi na ludzi. Ta galeria ma szerokie korytarze, więc jakoś te tłumy się mieszczą, chociaż po południu robi się naprawdę gęsto. Narazie się tam nie wybieram, resztę gotówki przeznaczonej na święta, wydam u siebie.
      Z tym amokiem, to masz rację, Aniu. Dlatego staram się jakoś przed tym wszystkim chronić.

      Usuń
    2. G+ brutalnie odarl mnie z nicka, choc wcale tego nie chcialam :(((

      Usuń
    3. Co za zaraza jedna. Nieładnie z jego strony, oj nieładnie ....

      Usuń
  6. Strasznie dawno nie byłam juz w takich supermarketach i jak czytam u Ciebie o tych oczadziałych tłumach i anglofobicznych niemotach to mysle, że świat zwariował albo ja do reszty zdziczałam. Odwyka sie bardzo od takich rzeczy siedzac na cichej wsi. Dla mnie nawet wyprawa do miasteczka jest wielką wyprawą!
    Dobrze, że Cię Lidus, że Ci zoładek i jelita w końcu odpuściły i mogłaś wybrać się dla relaksu w las. Nie masz to jak potęga i spokój drzew, cisza oraz przestrzeń wokół. A co do napotkanych gumisiów, to i my z męzem takimi bywamy. Po co sie ma tyle dobra, czyli chrustu marnować, gdy mozna tym z powodzeniem dom ogrzać i jeszcze zostanie?
    A propos lasu to u nas biało, snieżnie i lodowo jak na Syberii! Spogladam przez okno i widzę, że znowu slizgawica na dworze.
    Nie spotykamy tu nikogo z kijkami - w ogóle turystów jak na lekarstwo, tylko mysliwi grasuja coraz bardziej i przeganiaja nam z pola widzenia te sliczne, niewinne sarenki!
    Acha! Chciałam jeszcze pochwalic Twój styl pisania - jest lekki, pełen humoru i po prostu fajnie sie Ciebie czyta. Miło zaczać dzień z usmiechem! Dzięki!
    Pozdrawiam Cię ciepło i dobrego dzionka zyczę!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oleńko, dziękuję za pochwałę :)) Z Twoich ust, to naprawdę dla mnie radość i zaszczyt :)) Piszę to zupełnie poważnie.
      Rozśmieszyło mnie Twoje porównanie Was do gumisiów, bo nie sądzę, że wyglądacie z Cezarym, jak oni :))) Po tych panach widać zmęczenie życiem i ostatnią, albo i przedostatnią libacją ;) Ale ważne, że ruszyli w las po chrust, przynajmniej świeżego powietrza sobie łyknęli ;) i będą mieli ciepło w domu.
      Też mam czasem wrażenie, że totalnie zdziczałam, mimo, że żyję w mieście, małym, bo małym, ale zawsze. Wolę pusty i cichy las, zamiast galerię handlową pełną ludzi, świateł, hałasu.
      Brak turystów u Was - to brzmi bardzo zachęcająco w moich uszach, w sumie już latem "czailiśmy się" na Wasze strony, ale koniec, końców, wybraliśmy morze.
      U nas, jak widać - śniegu nie ma i wcale, ale to wcale mi to nie przeszkadza. Za miastem trochę leży na polach i w rowach. I słońce się teraz pokazuje.
      Miłego dnia, Olu :)) Pozdrawiam równie serdecznie :)

      Usuń
  7. :) Lidia, Ty masz szczescie do tego engliszowego pana :) Nie klelas tam cichaczem ? Przyznaj sie :)
    Widze, ze niedziele spedzilas bardzo powietrzowo, przyroda sobie odpoczywa, ruinka tez, moze znajdzie wlasciciela i nie bedzie straszyc. Serce sciska gdy patrze na marnujace sie obiekty.
    Tutaj w polskich sklepach ogloszenia powyklejane na szybach i czym jeszcze sie da :) ZAPISY na karpia i ciasta :) Cyrk na kolkach :) Sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę klęłam ;) a nawet pozwoliłam sobie na kilka głośnych złośliwości wypowiedzianych do bratowej, a potem do męża przez telefon, bo musiałam do niego zadzwonić. Ale młódź była tak rozbawiona, rozgadana i rozkokoszona, że niekoniecznie to słyszała. Co sobie jednakże pogadałam, to moje he, he ...
      U nas w tej chwili panuje tendencja rozwalania wszystkiego, albo czekania aż samo się rozleci, niestety.
      Święta muszą być z karpiem i ciastami, każdy chce zarobić, więc wszyscy liczą na klientów ;) U nas też tak jest. Wiele sklepów przyjmuje zamówienia na ciasta, a karpie można bez problemu dostać w wielu miejscach.
      Poszłam dzisiaj do miasta i normalnie przeżyłam szok. Ludzi tyle, co w sobotę. Szał ciał i umysłów :P
      Jak tu żyć?
      :*

      Usuń
    2. Zachowac spokoj :) W sobote bralam czynny udzial w Wigilii klasowej mojego syna w polskiej szkole sobotniej. Podeszlam do sprawy bardzo powaznie, a wiec, biale obrusy, oplatek, ciasto, pierogi i barszczyk. No i co ? Ktorys z rodzicow przyniosl Cole i czipsy... Dzieci sie rzucily na te wynalazki, na barszcz i pierogi nawet nie patrzac, rodzice sie zaczeli klocic i szukac winnego ale nikt sie nie przyznal ;) A ja wrocilam do chalupy z tymi pierogami i barszczykiem i zaplamionymi Cola obrusami. A mialo byc tak pieknie, wez sie tu czlowieku staraj ;)

      Usuń
    3. No, jedynie spokój moze nas uratować.
      Ale żenada z tą colą i chipsami ... Muszą coś do nich dodawać, że te dzieciaki się na nie rzucają, jakby w życiu tego nie jadły i nie piły :(

      Usuń
  8. Ależ Ty masz szczęście w tym sklepie:P żartuję oczywiście:) Nie zazdroszczę wizyty w galerii, teraz to już w ogóle zwariować można takie tłumy są:( świetna ruinka, szkoda, że jednak nie weszliście do środka, no ale w sumie czasem nie warto ryzykować:) a ja nie lubię takiego lasu, ale już niedługo się zabieli i będzie ślicznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się ukryć, szczęście mam, jak nie wiem co ;) :)) Może zagram w jakąś grę losową? ;)
      Nie wchodziłam, bo sprawiała wrażenie, że zaraz mi coś na łeb zleci, niestety.
      Biały las faktycznie jest śliczny, tyle, że ja nie lubię zimy ;) Chociaż las się mi wtedy podoba, ot taki paradoks :)

      Usuń
  9. Jesteś masochistką? Nic, ale to nic mnie nie zmusi przed świętami do tego piekła pojechać. Wyobrażam sobie, co tam się teraz dzieje. Wolałabym do takiego lasu na spacer iść, z braku laku, nie idę nigdzie,no chyba, że z psilem do parku. A zakupy zrobię w osiedlowym sklepie samoobsługowym i na bazarze, który też jest zatłoczony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, chyba nie jestem. Czasem zdobywam się na taką odrobinę szaleństwa w tym nudnym życiu ;)
      U nas też wszędzie tłok, dzisiaj tłumy w mieście niczym w sobotę.

      Usuń
  10. Faktycznie, intensywny łykend miałaś. :) To latanie po galeryji, to jak 12 godzin w kamieniołomach!!!
    Ludziska szaleją, parkingi zawalone samochodami, ....noszą siaty przeogromne, ja ze swoją maleńką siateczką wyglądałam jak z innej planety ;)
    Leśna wyprawa zdecydowanie przyjemniejsza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co tam się działo po południu i wieczorem? Strach pomyśleć.
      W lesie zdecydowanie przyjemniej, po sezonie grzybiarskim jest dość pusto.
      Siaty tak i pełne kosze czegoś tam ze spożywki.

      Usuń

Bardzo miło mi, jeśli zostawiasz komentarz :) Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć.