poniedziałek, 11 marca 2019

Dzień jak nie codzień

Mówią, że jaki poniedziałek, taki cały tydzień. Mam nadzieję ,że nie.
Dzisiaj miałam kumulację wydarzeń, które niekoniecznie podniosły mnie na duchu, czy radośnie nastroiły, bym z radością oczekiwała nowego dnia - cóż dobrego mi przyniesie ...
Cóż, nie ma to jak obudzić się o czwartej rano z kotem na twoich nogach, który postanowił sobie rzygnąć na twoją kołdrę ... pod którą leżysz sobie aktualnie przykryta, mając nadzieję na dospanie do godziny szóstej z minutami. Nie było mi to dane.
Musiałam wstać, ocenić rozmiary katastrofy, ściągnąć powłoczkę i stwierdzić, że pod gołą kołdrą da się spać, bo nie jest brudna ( mam wełnianą). Po tym krótkim zamieszaniu, położyliśmy się wszyscy do łóżka, mając nadzieję na półtorej godziny nieprzerwanego snu. Nie muszę chyba dodawać, że najszybciej zasnął Franio, lokując się znów na moich nogach.
Koło szóstej wstał Chłop, odsunął roletę w drugim pokoju i zakomunikował radośnie, albo i nie, że śnieg spadł ...
Niby nic nadzwyczajnego o tej porze roku, no ale... trzeba mieć nadzieję ,że ABS-y 
w samochodzie zadziałają.
W tym tygodniu samochód należy do Chłopa mego, więc ja mam dwie jakby możliwości dotarcia do pracy: rowerem lub pieszo. Mogę jeszcze taksówkę zamówić, ale na razie nie korzystam.
Rowerem jadę jakieś 10 minut, pieszo trochę ponad 20 mam. Mimo śniegu, który się topił, wybrałam opcję "rower".
Po siódmej ruszyłam swoją trasą, nad rzeką, nad którą jest kilka mostków, jakiś muszę wybrać, żeby przejechać na drugą stronę. Scieżka jest wybrukowana, a mostki maja takie drewniane jakby szczebelki, wzmocnione metalowymi, żeby się nie rozłaziły. Wybrałam jeden z nich, tych mostków, zwolniłam dość mocno, bo wiem, że te szczebelki są śliskie i się wywaliłam. Dzięki małej prędkości szkód nie było wielkich. Trochę sobie kolano zdarłam.
Pozbierałam się i wkurzona jadę dalej. Zaczęło padać jakieś gó.....wno. Ni to deszcz, ni to grad, prosto w twarz, ojapierdolezajakiekiegrzechy.
Dojechałam do pracy i niestety znów zapomniałam jakiejś foliówki, żeby siedzenie przykryć.
Poniedziałkowy plan mam do kitu. W pewnym momencie jadę do domu, żeby potem jeszcze przyjechać na jedną lekcję. Nietrudno się domyślić, że jak jechałam po raz drugi, to padał ostry grad, 
a potem śnieg wielkimi płatami. Bo czemu nie?
Dojechałam kompletnie przemoczona, nic nie widząc przez zaparowane okulary, ale chociaż foliówkę wzięłam. Na mokrym przynajmniej nie siedziałam, kurde bynajmniej.
Dobrze, że mnie nikt nie zaczepiał, kiedy zsiadłam z roweru i wchodziłam do szkoły, bo zagryzłabym chyba.
Trochę się dosuszyłam, bo kaloryfery na szczęście ciepłe były, potem wyszło piękne słońce, żeby na moment mojego wyjazdu do domu, zajść za kolejną chmurę, która przyniosła tym razem deszcz.
Jeszcze tylko z samego dołu musiałam się cofnąć do klasy, w której miałam lekcje, bo zapomniałam z niej wziąć klucza do zamknięcia od roweru i foliówki, które to położyłam na kaloryferze, aby trochę wyschły.
Klucz od zamknięcia jest na smyczy, która zmokła - po to położyłam ten pęk na grzejniku.
A czemu zmokło? No bo miałam go w koszyku, a nie w torebce.
A foliówka była mokra, bo się zamoczyła od siedzenia żelowego, więc wzięłam ją ze sobą, żeby 
z powrotem nie siedzieć na mokrym, bo siedzenie i tak było mokre.
No i tak to mną zakręciło.
Okazało się też, że wygrałam licytację na rzecz pewnej lokalnej fundacji zwierzakowej, 
a przedmiotem tejże była sesja zdjęciowa swojego pupila. No chyba do końca tego nie przemyślałam, bo Franio, co by nie mówić, wzorem towarzyskości nie jest, komend typu "siad", czy "podaj łapę" nie uznaje :)) Najwyżej fotografka będzie się za nim czołgać pod łóżko pełne kurzu i ciemności ;) takiego pleneru chyba jeszcze nie miała.
W sobotę była u nas kuzynka ze swoją córką lat cztery i Franio nie był skłonny się zaprzyjaźniać z nimi, mimo, że mała jest grzecznym dzieckiem, mało hałaśliwym - w gościach przynajmniej ;)
Wyszedł z kryjówki pod koniec ich wizyty, ale najwyraźniej potrzebuje więcej czasu, żeby dać się komuś miziać.
Od dorosłych nie ucieka, ale też ich towarzystwa nie szuka.
Na nasze kolana pakuje się często, wystarczy usiąść na kanapie, albo położyć się - Franio za chwilę na człowieka wchodzi.
No i nianię też zaakceptował. Na całe szczęście.
Jutro też wstaję skoro świt, bo na pobudkę do internatu, ale to jadę razem z Chłopem, on mnie zawozi i jedzie po kolegę, z którym razem dojeżdżają.
Trochę czuję kolano po upadku i mięsień nad kolanem, ale nie tak mocno. Poobijane z lekka tylko.

Udanego tygodnia Wam życzę :)

PS. Z edycją tego postu też są jaja. Coś nacisnęłam i zniknął mi ten górny pasek do edytowana postu, tekst jakby w html był, ale na szczęście zapisałam to i może się uda mi go opublikować.

45 komentarzy:

  1. Dobrze że wszystko zakończyło się w miarę szczęśliwie...poza kolanem oczywiście !
    Czekam na zdjęcia z sesji zdjeciowej Frania :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rękę też trochę czuję, bo ją naciągnęłam, podpierając się w czasie upadku ...
      Sama jestem ciekawa, co z tej sesji wyjdzie :))
      Pozdrawiam Cię również, Elu :)

      Usuń
  2. Pogoda była dzisiaj, zaiste, milusia. Na szczęście nigdzie nie musiałam wychodzić. Za to pieski musiały, a jak wyglądały "po" żadne pióro nie opisze.
    Za żadne piniondze nie wsiadłabym dziś na rower. Chapeau bas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę sobie wyobrazić, jak wyglądały. Tak, jak ja po przyjeździe do szkoły za drugim razem. U Chłopa w pracy nie padało, a to tylko 14 km na południe od nas.
      A ja zamiast ujeżdżać na rowerze, mogłam wziąć parasol i iść pieszo przecież. Nie zmokłabym tak bardzo. Czasu miałam dosyć ....

      Usuń
  3. Ojej,no to miałaś kiepski dzien,ale wpis sie opublikowal, zatem nie taki poniedziałek stracony i może reszta tygodnia juz pójdzie jak po masle:)
    Rzyg się zdarza czasem i u nas, Rysiu jak zbyt łapczywie zje,to potrafi,albo niekiedy jak za duzo trawy zje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję na to "po maśle" ;) Pamiętam, jak pisałaś o łapczywym Rysiulku ... u nas to chyba ma bardziej związek z trzustką Franiową, na szczęście przerwy w rzygach są coraz dłuższe i bardzo dobrze. Ale miejsce to sobie skubaniec wybrał naprawdę długo i starannie ...

      Usuń
  4. Wszystko dobre co się dobrze kończy.
    Ostatnio mojej Puśce też się zdarzyło rzygnąć, ale była na tyle cwana, że naciągnęła na swoje rzygi ręcznik... Oczywiście nie przewidziałam tego i wdepłam w to... Myślałam, że wyrzucę kota za ogon za okno :D.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję, że dobre :)
      Widzę, że Puśka jest równie kreatywna jak Franio... Bo nie można normalnie, na podłogę rzygnąć, tylko trzeba kombinować ...a to na kocyk, a to na pościel, przykryć ręcznikiem, może nie zauważą ;))
      Pozdrawiam Cię również, Karolino :)

      Usuń
  5. Znaczy się miałaś "szewski poniedziałek", oby na poniedziałku się skończyły te "atrakcje"!
    Marzec pokazuje, że pogodowe przysłowia w dalszym ciągu obowiązują, wszak mówi się że: w marcu jak w garncu ;) U nas pogoda też dawała dzisiaj do wiwatu, ino śniegu nie było.
    Sesyjkę Franusie będziecie mieli, może zamiast Franusia tobie zrobią sesyjkę, możesz się przecież przebrać za kotkę i zawstydzić Frania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taką nadzieję... chociaż dzisiaj rano szukałam innych kluczy, bez których trudno się mi po szkole i po internacie poruszać, tzn.wchodzić, wychodzić .... były w torebce, ale w innej kieszeni ...
      Dobry pomysł z tym przebraniem się :)))) muszę poszukać tylko odpowiedniego stroju ;) a Franusia to chyba nic nie zawstydzi. On jest po prostu idealny ;)
      Szewski poniedziałek - znam to określenie, ale nie używam go w sumie. Ciekawe, dlaczego szewski.

      Usuń
    2. Znalazłam takie wytłumaczenie
      "Dawniej tydzień był pełen rytuałów.
      We wtorek niczego się nie pożyczało, środa idealnie nadawała się na handel, czwartek – na sianie. Piątek był dniem postu i zadumy nad Męką Pańską. O radości i zabawie, takiej jak dziś, nie mogło być mowy. W sobotę należało wracać do domu przed zmierzchem, by nie paść ofiarą złych mocy. W niedzielę zaś nawet mycie było zakazane, bo szkodziło zbawieniu duszy. Dzień święty przeznaczano na mszę i wyjście do… karczmy.
      W poniedziałek wreszcie niczego nie wypadało zaczynać. I to jest zrozumiałe – bo kto ma głowę do roboty po hucznym święceniu niedzieli? Tak narodził się szewski poniedziałek, bo właśnie tym rzemieślnikom przypisywano największą skłonność do nadużywania napojów wyskokowych."
      https://www.werandacountry.pl/component/content/article/300-archiwum/2010/022-34204/13171-dlaczego-szewski-poniedzialek
      Mój tatulo śpiewali taką piosenkę:
      Po to Pan Bóg dał niedzielę,
      by po tygodniowym trudzie,
      pomodliwszy się w kościele,
      do karczmiska pooooooooszli luuuuuuuuuudzie!!!!!!!!!!!!!!!!

      Usuń
    3. Dziękuję, Marija za tak wyczerpującą informację 💗 dzisiaj niczym nie handlowalam, ale warto pamiętać ☺️

      Usuń
  6. Lidus, Ty przeklinasz! No dobrze musialo dac Ci do wiwatu. :)))
    Ja na szczescie dzisiaj wzielam sobie wolne i zabralam sie za wiosenne porzadki we wnetrzach, nie musialam w ogole wychodzic.
    Ciekawa jestem efektow tej sesji z Frankiem, moze fotografka ma jakies swoje sprawdzone metody na przyciagniecie uwagi fotografowanego obiektu. Nie wiem jakie, bo ja mam z tym problemy przy foceniu moich futer, zwlaszcza kocich. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, trochę mi dało, jakkolwiek potem sobie tłumaczyłam, że lepiej mieć takie przeboje niż np.w szpitalu leżeć... zawsze to jakieś pocieszenie.
      Porządki dobra rzecz, mnie musi się zachcieć ;)
      Franio też nie przepada za foceniem go, sama jestem ciekawa, jak to rozwiążemy. Może ja się za kota przebiorę hahaha ...

      Usuń
  7. Opisujesz swoje przygody tak, że czyta się niemal na jednym wdechu. Dzisiaj wracałam z dyżuru tuż po śnieżycy, na szczęście, bo nie miałam parasola.
    Kocie rzygi najczęściej znajduję w przedpokoju, gorzej z kupą, bo kiedyś przylepił mu się kawałek do kudeł na tyłku i usiadł sobie na mojej czapce. Dobrze, że poczułam i nie ubrałam.
    Bardzo jestem ciekawa Franusiowej sesji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś faktycznie szczęście, że przemknęłaś pomiędzy śnieżycami. Ja przeważnie nie mam, ale co tam.
      Motyw z kupą mocny :))) Franiowi raz sie zdarzyło, iż mu się przylepiło i rano starmosił dywanik w przedpokoju, bo musiał się gdzieś wytrzeć ... i też to bladym świtem było ... te koty jedne ...

      Usuń
  8. Frania rozumiem i popieram całkowicie - na widok dzieci zachowuje się tak samo jak on :) Co do roweru się nie wypowiem, nie będę kopać leżącego :) Natomiast budowa Twojego podziału godzin mnie zbulwersowała do nieprzytomności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pamiętam, że masz wyjątkowy wstręt do aktywnosci fizycznej :)))
      Dzisiaj przemieściłam się pieszo z powrotem do domu, a jutro pewnie znów rowerem.
      Franio widocznie nieprzyzwyczajony do dzieci był, może w czasie jego tułaczki goniły go i rzucały kamieniami ... albo wrzeszczały przynajmniej.
      Zaraz Cię jeszcze bardziej zbulwersuję, gdyż albowiem w poniedziałek mam cztery lekcje i uwaga .... cztery okienka zblokowane po dwa. Fajnie, nie?
      To pierwsze zawsze jakoś sobie zagospodarowuję, wczoraj np. gazetkę na korytarzu zrobiłam :)) na drugim już mi się nie chce w szkole siedzieć, ani po galerii handlowej łazić, bo niedaleko jest, tylko jadę do domu, jakieś zakupy, obiad, kota pomiziać ... ale niedługo kolejna zmiana, bo jak zapewne i u Ciebie, maturzyści kończą szkołę.

      Usuń
    2. Ja pierdzielę!... Taż to jakiś zbrodniczy system...
      Większy wstręt mam do dzieci - bo totalny, a z aktywności fizycznej jednak lubię przynajmniej pływanie i mogę chodzić skolko ugodno (byle po równym).

      Usuń
    3. Po prostu osoba, która układa plan, nie jest jeszcze jakoś do systemu wdrożona i takie kwiatki się dzieją ...
      Ja może wstrętu do dzieci nie mam, ale cierpliwości też nie za wiele. Ale z małą, która u nas teraz była, było ok. Fakt, że gościła się tylko kilka godzin.
      Dobrze, że choć pływanie akceptujesz i chodzić mozesz, bo ostatnimi czas i chodzenie jest towarem deficytowym, wielu albowiem sadza tyłek do samochodu i go w nim wszędzie wozi. A wiadomo, że organ nieużywany - zanika. Ot,co.

      Usuń
    4. Po prostu nie mam samochodu :) Do pracy czy po zakupy wolałabym wpław, tylko warunków nie ma :)))

      Usuń
    5. P. S. Fakt, II prawo Lamarcka pamiętam jeszcze z LO (ja po biol.-chem.). Plagą dzisiejszych czasów jest zanik masy szarej :))

      Usuń
    6. Już Cię widzę, jak z zakupami na plecach plyniesz do domu 😂 albo do pracy 😂😂😂
      A szare komórki - no niestety, towar deficytowy coraz bardziej.... Przykre.

      Usuń
    7. też sobie wyobraziłam tę scenę, dzięki czemu zaczynam dzień od rechotu w środku nocy :)))

      Usuń
    8. I tak się w sumie powinno dzień zaczynać, bez względu na wszystko 😁
      Masz bujną wyobraźnię, więc codziennie możesz sobie inny obrazek wyobrazić.... Ty z zakupami, Ty z pracami uczniów, zapakowanymi i związanymi sznurkiem w zgrabną paczuszkę... Co robisz po wyjściu z wody... Wielkie dmuchawy Cię suszą, włos rozwiewaja... Piękne widoki, wylaniasz się niczym Wenus z piany...
      Ale wstawać to wstajesz o nieludzkiej porze, też tak mam 2 razy w tygodniu... Ale

      Usuń
    9. Daj spokój, to powinno być karalne! Jełopa, który wymyślił zaczynanie pracy o tej porze, z przyjemnością torturowałabym całymi latami i to tak, żeby błagał o śmierć i żeby go przypadkiem nie dobić!

      Usuń
    10. Te dwa razy u mnie to jest internat, pobudka. A lekcje normalnie, jak wszędzie, acz są też dodatkowe o siódmej rano. Ale to już dobra wola nauczyciela i chęć uczniów.
      Chodzą, naprawdę na tę lekcję.

      Usuń
    11. No co Ty? To nawet w moich czasach lekcje zaczynały się o 7.00 - np. gdy chodziłam do liceum. Hańba pomysłodawcom!

      Usuń
    12. Hańba, hańba, oczywiście, co do tego nie mam wątpliwości ... u mnie w liceum lekcje zaczynaliśmy o 8.00. Nie było mowy o siódmej rano, na szczęście.
      W innych szkołach zaczynali o 7.45.

      Usuń
  9. Oj zdjęć Frania by się przydalo duuuzo :) U nas wczoraj też był jakiś Armagedon z pogodą. Ja wszędzie nogami. Chyba ze daleko to wtedy szukam podwozki, bo prawa jazdy nie mam. Czekam na sesje Frania! ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też przeważnie chodzę pieszo, bo jazda samochodem po moim mieście wkurza mnie czasem do białości. A jazda do pracy, to czyste wygodnictwo z mojej strony. Jadąc z pracy już się nie wkurzam, bo od razu daję sobie ripostę, że trzeba było rowerem jechać. I wszystko w temacie.
      Nie mamy drugiego samochodu, bo stwierdziliśmy, że nam niepotrzebny. I tak w sumie jest, a koszy utrzymania spore, mimo wszystko.

      Usuń
  10. Pogoda szalona, jak to w marcu, co jak w garncu!:-) U nas w nocy spadł śnieg i leży jakby to był styczeń.
    Wspóczuję Ci upadku na rowerze a jednocześnie podziwiam, że nawet w takich nieprzyjaznych warunkach atmosferycznych decydujesz sie na użycie tego pojazdu. Mam nadzieję, że dzisiaj mniej Cię juz noga boli.
    Nieraz patrzę jak tutejsze kobiecinki dzielnie pedałują do miasteczka w każdą pogodę i niepogodę, o każdej porze roku. Jestem dla nich pełna podziwu, bo u nas stromizny takie, że ja bym nei dałą rady a one daja i dzięki temu figury mają jak nastolatki a ja? - szkoda gadać!
    Uściski serdeczne Ci zasyłam i życzenia by reszta tygodnia była lepsza niz poniedziałek!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rano szyby były do skrobania, jakis zamróz wyszedł i nieźle się trzymał.
      Noga mnie już raczej nie boli ,trochę tylko, jak dotykam ( klęczeć w kościele bym nie mogła ;)).
      Kobiecinki przyzwyczajone, bo kiedyś nikt samochodu nie miał, rower był rarytasem, a motocykl to hoho ... Urodzone i od małego po tych stromiznach biegają, to i rowerem dadzą radę, niekoniecznie górskim ;)
      Zawsze możesz, Olu zacząć jeździć :)
      Odściskuję i życzę również udanego tygodnia :)

      Usuń
  11. Bywają takie, oj bywają, te zmiany pogody też dają popalić, jak nie głowa to inne problemy.
    Mam nadzieję, że tydzień, nie będzie jak poniedziałek, bo i u mnie nie był najlepszy.
    Trzymajmy się więc dobrej strony mocy, bo co nam zostało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, nic innego nam nie pozostało. Tylko dobra strona mocy, bo ta ciemna nie śpi i zewsząd atakuje, jak tylko może ...
      Zmiany pogody dobre nie są, też się ostatnio nienajlepiej czułam. Przedwiośnie trudne jest, zawsze było, co zrobić.

      Usuń
  12. Wniosek jest jeden:
    Są takie dni ze nie dzieje się zupełnie nic. A są takie, że można szału dostać, bo wsystko się wali i komplikuje.
    Teraz to już musi byc dobrze. Nie ma innego wyjścia.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj tylko kluczy szukałam, ale innych niż opisuję w powyższym tekście, bo mam ich w tej chwili trzy smycze. Znalazły się i więcej niespodzianek nie było. I niech już tak zostanie.

      Usuń
  13. Oby sie nie spelnila... ta przepowiednia z poniedzialkiem. Bo wlasnie w poniedzialek skrecilam noge w drodze do pracy:) Totez współczuję upadków na rowerze i gratuluję, ze były szczesliwe:)
    I dołączam do fanek Franka zaineresowanych efektami sesji zdjęciowej, choćby i pod łóżkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej... Skręcenie nogi to już poważniejsza sprawa niż moje wywalenie się... Mam nadzieję, że było lekkie tylko...
      Zobaczymy, co z sesją, jutro będę z tą dziewczyną rozmawiać ☺️

      Usuń
  14. Faktycznie pechowy dzień. Oby takich było jak najmniej;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Chcę być na tej sesji Frania !! ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakiś weekend będziemy działać. Przyjeżdżaj, to się z Franiem będziesz w kurzu czolgac 😂😂😂 za jakieś 2-3 tyg.

      Usuń
  16. Czytuję Cię od Niedawna, więc miałam chwilowe wątpliwości czy Franio to rzygający kot, czy też pies cyt." bo Franio, co by nie mówić, wzorem towarzyskości nie jest, komend typu "siad", czy "podaj łapę" nie uznaje"(a tak chyba się zwracamy do psa). Tak czy inaczej życzę udanej sesji, bo a nuż kariera na opakowaniu karmy się zapowiada. Ilość negatywnych zdarzeń jak na jeden dzień imponująca, ale na pocieszenie powiem, że taki "dobrobyt" zdarza się rzadko, więc teraz może być tylko lepiej. U nas w stolicy dzisiaj na przykład słońce świeci, którego i Wam życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) Franio to oczywiście kot, a tych komendach pisałam z przymrużeniem oka, bo kto widział kota wykonującego takie komendy?? Ja nie, chociaż może takie przypadki historia zna ;)
      Haha,może i kariera nas czeka ;) Pożyjemy, zobaczymy.
      Dzisiaj też dużo słońca u nas było :)

      Usuń

Bardzo miło mi, jeśli zostawiasz komentarz :) Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć.