wtorek, 28 czerwca 2022

Podróże duże i małe

Ostatni czas obfituje u mnie w wyjazdy. Długo nic się nie działo, bo wiadomo - plandemiczne wygłupy nie sprzyjały, a ja nie z tych, co się pokornie podporządkowują absurdom ... mniejsza 
z tym i o to, zresztą.
W każdym razie w kwietniu, maju i czerwcu wydarzyło się kilka - mimo wszystko, przyjemnych wyjazdów. Niektóre były służbowe, bo z uczniami, a w ostatni długi weekend czerwcowy jak najbardziej prywatny i dość spontanicznie (nie)zaplanowany.
Oraz z Franiem. A tak. Zawsze do tej pory Franio zostawał w domu, ponieważ na czas naszej nieobecności była z nim jego niania, czyli moja koleżanka, która mieszka zaraz obok i mogła się do nas przeprowadzić. Niestety jej sprawy osobiste bardzo mocno się skomplikowały i nie może opiekować się kotem na cały etat. Postanowiliśmy więc, że na wakacje wyjeżdżamy 
z Franiem nad morze - tam, gdzie zawsze jeździmy od wielu lat, a kilka dni przed weekendem, przyszedł mi do głowy pomysł, żeby jechać z nim na kilka dni - w to miejsce i zobaczymy, jak to zniesie.
Wolne miejsca w agro były, właścicielka uprzedzona - okna i pojechaliśmy.
Pomysł na podróż z naszym kotem był taki, że dostanie szelki i smycz, w które to szelki zostanie zapięty, początkowa faza jazdy będzie w transporterku, a potem jedno z nas będzie go trzymać na smyczy.
Jeszcze tylko przypomnę, że kot nasz nie lubi jeździć samochodem i w transporterze miaukoli całą drogę. Tak było, kiedy jechał z Wrocławia do nas. Stąd te szelki i smycz.
Czyli kolejność była taka, że najpierw zapięcie szelek, potem transporter, a kilkanaście km od domu zwymiotował, trzeba było stanąć, wytrzeć, co było do wytarcia i Franio pojechał już dalej na wierzchu. Ja jechałam za kierownicą, a M. siedział z tyłu z kotem i ustalał reguły gry. Czyli, co i gdzie kotu wolno w samochodzie, a gdzie nie. Tutaj nie ma odstępstw. Kot siedzi z tyłu, ale nie wchodzi na tylną półkę. Może siedzieć sobie na transporterze i patrzeć przez okno. I jakoś dojechaliśmy. Trochę miauku było, bo 6 godzin jazdy to i dla nas było dużo - niestety, trzeba było wyjechać wcześniej, bo po drodze i tak mijaliśmy procesje, a Koszalin był tak zawalony samochodami, że przejazd zajął nam sporo czasu - pewnie też procesja.
W nowym miejscu Franio potrzebował dwóch dni, żeby tak się do końca zaaklimatyzować. 
I udało się mu tak skutecznie schować - w naprawdę małym pomieszczeniu, że osobiście miałam stan przedzawałowy, bo nie było możliwe, że kot wyszedł z pokoju, a go nie było! Okazało się, że siedział pod ławą, wciśnięty i wyszedł dopiero po paru chwilach wołania go 
i poszukiwania w szafie oraz pod łóżkami. Ehhhh....
Zaliczyliśmy również dwa spacery. Franio chodzi inaczej niż Bonus, który trochę szedł, a potem kontemplował. Nieee, ten cały czas idzie, wącha, zagląda do krzaków - nie wszędzie mu pozwalam, rzecz jasna ... ale jest bardzo strachliwy i spacery były możliwe wtedy, kiedy w pensjonacie nikogo nie było. No i wokół, bo tam jest duży ogród i głównie to miejsce poznawaliśmy.
Potem chciał wychodzić, ale bez szelek. Nie pozwalał sobie ich zakładać. To nie było wychodzenia...
I tak nam te dni minęły. W drodze powrotnej kot był dużo spokojniejszy, a w lipcu też odbędziemy tę samą trasę i w to samo miejsce. Tylko inny pokój będzie - większy. I okna musimy zabezpieczyć siatką, co oczywiście zostało z właścicielką omówione. Wolałabym zostawić kota w domu, ale nie ma opcji, żeby siedział sam w domu przez dwa tygodnie i ktoś do niego przychodził dwa razy dziennie.
To teraz zdjęcia z naszej podróży. Franio w samochodzie i na spacerze :)







Trochę nie po kolei się te zdjęcia wkleiły, ale trudno. 
Pierwsze zostało zrobione od razu po wyjściu Frania z transporterka, samochód stał, Franio chciał wejść na deskę rozdzielczą, a potem na mnie, więc jego podróż z przodu została przesądzona. Tzn. musiał jechać z tyłu.

A tak z innej beczki - u nas dzisiaj nie padało ... burza przeszła bokiem i tyle ją widzieli.

Trzymajcie się :)

23 komentarze:

  1. U mnie czyli na działce pod Warszawą była okropna burza.
    A jeśli chodzi o podróż x koteczkiem Franiem to fajnie mieliście. :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do nas dzisiaj w nocy mogą jakieś burze i deszcze przyjść. Zobaczymy. A podróż z Franiem - ciekawe doświadczenie, nie ma co ;)

      Usuń
  2. I u nas nie padało - od dawna. Powiało tylko trochę, upał na parę godzin zelżał, ale dzisiaj powtórka z rozrywki.
    Ładnie wygląda Franio w szeleczkach. Kotek zwiedza świat i dowiaduje się, że istnieje cos wiecej niz jego znane cztery kąty. To dla niego szok. Moze jednak z każdą podrózą będzie te wyjazdy i nowe miejsca pobytu lepiej znosił. Oby, bo w koncu chcecie na tych wyjazdach odpocząć fizycznie i psychicznie a nie wciaz stresować się jego zestresowaniem.
    Widok morza rewelacyjny. Dla tego widoku, dla powiewu morskiej bryzy i mozliwości spaceru boso po piasku warto jednak znieśc wszystko. Nawet wybryki zestresowanego Frania.
    Pozdrawiam Cie serdecznie, Lidko!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wyżej napisałam ja,Olga J.😀

      Usuń
    2. Szeleczki były starannie wybrane w sklepie zoologicznym, czekaliśmy na nową dostawę w którymś momencie, bo były tylko różowe :)))) I pani sprzedająca sama dopytała, czy to kocur, czy kotka i stwierdziła, że różowe dla kocurka - nie róbmy mu tego ;) szaleństwo po prostu ;)
      Nam już się chciało wyjechać, a dla Frania ważne, że byliśmy z nim, stado było w komplecie, a do miejsca w dwa dni się w pełni przystosował.

      Usuń
  3. 6 godzin jazdy... Jezuniu, jak blisko masz do morza!
    Idę się rozpłakać.

    OdpowiedzUsuń
  4. u mnie się nie da bo 12 kotów i pies...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety.... tu już musiałaby być dobra opieka i mieszkanie na czas Twojej nieobecności.

      Usuń
  5. No to opcja z kotem sprawdzona, więc możesz planować kolejne wyjazdy, super!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad morze na pewno :) Bo tam zwierzęta mile widziane.

      Usuń
  6. Podróżowałam kiedyś z kotem, ale nie były to przyjemne chwile, bo kot nienawidził jazdy samochodem. Miauczał caluśką trasę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz kot też nienawidzi jeździć, ale w transporterze. Na zewnątrz dał radę, trochę miaukolił, bo nie może łazić po całym samochodzie, ale było ok.

      Usuń
  7. No to już podróżnik światowiec będzie 🐱😸
    Gwiazdor 😸❤️

    OdpowiedzUsuń
  8. Ach wspaniale, że byliście nad morzem razem, przemiło się czytało o i oglądało. <3 Mój Timmi to by spanikował na maksa, ależ on panikuje w aucie, zaraz go wytulę. :) U mnie był mocna burza wczoraj, no wreszcie. Zgasło światło w pracy, zrobiło się klimatycznie, mnie tam to bawiło nie wiadomo czemu, bo też nie działo się nic groźnego. Tylko że klimatyzacja się wyłączyła a tam ponad 40 stopni i Agnieszka musiała pracować w upale...co jednak spowodowało, że szybciej skończył, bo się zmobilizowała, by uciec od ciepła. hehe Niezbyt wiem, czemu to pisze. :D Do morza mam jakoś tyle samo, ale cóż, ważne, że mamy szanse go zakosztować, wielki to dar. :) Pozdrawiam serdecznie, niech popada deszczyk, bo ziemia sucha, przytulam mocno. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) u nas też padało i była burza, ale bez wyłączenia prądu... Zwierzaki różnie reagują na jazdę samochodem, problem robi się wtedy, kiedy faktycznie trzeba stwora gdzieś zawieźć lub przewieźć. Z małym mniejszy problem, tylko później w czasie jazdy mamy efekty akustyczne i nie tylko ;)
      Mam tyle samo nad morze, co w góry :) ale wolę morze.
      Dziękuję Ci za ten komentarz i pozdrawiam serdecznie:))

      Usuń
  9. Ho ho ho Franio podróżnik, brawa dla Frania i dla was! :)
    Myka tylko raz na samiutkim począteczku udało mi się znieść na podwórko, już na dole, tylko cudem dałam radę że mi nie uciekł, wypiął się z szelek. Więcej nie próbowałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szelki założyliśmy mu wcześniej, w domu i nie kombinował, żeby z nich wyjść. Być może był kiedyś do nich przyzwyczajony i nauczony. A na spacerze szedł, jakby całe życie nic innego nie robił ;) te nasze kociambry ;) każdy inny, kombinator.

      Usuń
  10. Przypomniał mi się mój Feliks jak podróżował 1400 km z Anglii do Polski, a potem z Polski do Anglii 😊
    Ubiegłego lata to była ostatnia jego podróż specjalna firma przewozowa dla zwierzaczków 😊
    Teraz pokonuje trasę ok 15 km i się drze jak najęty cała drogę 🙈
    Wszystkiego dobrego dla Was Lidus i Frania ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pisałam ja, Orszulka

      Usuń
    2. Fajnie, Orszulko, że się odezwałaś :) Franio też japę drze w transporterze, ale jeżdżę z nim do weta i z powrotem, w ramach miasta, więc niedaleko.
      A Feliksowi może brakuje tych długich podróży? ;) Albo ma traumę po tej ostatniej, biedulek ;)

      Usuń

Bardzo miło mi, jeśli zostawiasz komentarz :) Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć.