piątek, 26 lipca 2013

Post zachwycający ....... się

Pisałam wcześniej o naszej kijkowej wyprawie, trasa liczyła sobie ok. 8-9 km i zachwyciła mnie, chociaż niekoniecznie każdy ten mój zachwyt będzie podzielać ;)

Szliśmy drogą, ot taka sobie lokalna, w stylu dwudziestej kolejności odśnieżania, połatany asfalt, miejscowy, niewielki ruch samochodowy, a nawet i rowerowy.
Ale widoki, jakie się nam otworzyły po wyjściu z krótkiej, lipowej alejki, dźwięki i zapachy są trudne do opisania.
Po pierwsze: kwitnące tutaj lipy, które u nas są już po. Piękne zapachy i brzęk owadów uwijających się wokół drzew. 
Po drugie: świergolące skowronki i inne ptaki, cykające świerszcze, czy coś innego - miodzio :) Nic tylko stanąć i się zasłuchać .....
Po trzecie i kolejne: mieszanina zapachu dojrzewających zbóż, kwiatów i sama nie wiem czego jeszcze ... jak już samochody przejadą, oczywiście ;)
Doszliśmy do jakiejś wsi, daleko od szosy, mimo widocznej stamtąd wieży kościoła w Trzebiatowie i tam też pięknie pachniało lipami, dojonymi krowami, łąkami .... tyle, ze nigdy nie wiadomo, czy miejscowi tolerują obcych, więc dość szybko się stamtąd ewakuowaliśmy. 
Nie do przecenienia jest fakt, ze niektóre wiejskie psy lubią sobie wyskoczyć z zagrody i na nieznajomych poszczekać. Niby kijami można się w jakimś stopniu obronić, ale nie ma co zadzierać z miejscową ludnością. I ich inwentarzem ;)

A teraz zdjęcia:



Przepiękna panorama, na zdjęciu oczywiście nie tak imponująca, jak w rzeczywistości.
W dali - kościół w Trzebiatowie - katolicki, a lekko w prawo i mniejszy - wieża ewangelickiego.



Po drodze mijaliśmy rozległe łąki, a niej krówki ;)





One były bardzo przyjaźnie do nas nastawione :)

Boisko daleko od szosy


Tam dalej, za pastwiskami są tory kolejowe na linii Kołobrzeg - Szczecin. I nawet pociąg, jakiś pospieszny, którego wagony ciągnęła nieduża spalinka, też mi się podobał ;)

Tak trochę piszę niczym pańcia z miasta, która pierwszy raz na wieś przyjechała, ale widocznie dawno nie doświadczyłam takich pozytywnych bodźców i stąd mój zachwyt takimi zwykłymi widokami, zapachami i dźwiękami.
Nawet jadącym pociągiem ;)

U nas dzisiaj upał, ale nad morzem nie było tak źle. nawet poza plażą duchoty nie ma.

Trzymajcie się ciepło :) albo chłodno - kto co woli :))

8 komentarzy:

  1. Jesli mam wybor, to poprosze CHLODNO, albowiem dogorywam pod wentylatorem, duchota okrutna, a za oknem burza.
    Wiesz co ja na wsi lubie najbardziej? Zapach obory. I nie waz sie powiedziec, ze to dewiacja panci z miasta. No!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz chłodek ;) Ponoć od wtorku, środy ma się u nas ochłodzić. U Ciebie pewnie też.
      A z tą oborą, to piąteczka, Panterko :)) W żadnym wypadku tak nie powiem, bo mi te zapachy też nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie. Krowy i konie dają fajny zapach, gorzej ze swiniami i drobiem. Jak dla mnie.

      Usuń
    2. Me too.
      Ale ze mnie polidiotka, co nie?

      Usuń
    3. Nooo. W sumie tak trzeba w dzisiejszym nowoczesnym, multikulturowym i dynamicznym społeczeństwie ;)

      Usuń
  2. Wolę trzymać się chłodno. Znów u nas jakaś ekstrema, a nie żaden klimat umiarkowany. Drzewa schną. Podlewać nie da rady, bo komary jak airbusy.
    Pacz! Krowy na łące! To masz szczęście, dzisiaj to rzadki widok - w nas przynajmniej. Słyszeć je, słyszę, ale nie widzę nigdy.
    Nie za dużo masz tego urlopu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tego chłodku życzę :) Słyszałam w prognozie, że napływają do nas jakieś gorące masy powietrza z Tunezji chyba. Po co zatem tam latać? ;)

      Tutaj jest sporo łąk i widocznie te krowy mają szczęście, że je tamże wypuszczają.
      W tym roku faktycznie wyjechaliśmy na trochę dłużej nad morze :) I za bardzo nie chce mi się wracać.

      Usuń
  3. Jo tam nie lotum! Tu mi dobrze. Tylko te komary...Nie wrocej, nad morzem też chyba komarów nie ma. Bo w Zakopanem to ani pół komara nie uświadczysz. Mika mi powiedziała. Za wysoko i nie dolatują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo tyż nie lotum, afrykańskie upały same do nos przychodzum ;)
      W kwestii komarów to się wypowiem nastepująco: pożarta jestem, jak rzadko kiedy :(
      Na plaży walnęła mnie jakas końska mucha i zanim straciła życie, uczyniła to dwa razy w to samo miejsce!! Wylazł mi paskudny bąbel.
      I kilku komarom udało się zassać mojej krwi, nawet nie wiem jak i kiedy. Zawsze to mojego chłopa rąbały, a teraz widocznie preferują moją, pierwotną grupę krwi.

      Skoro w Zakopanem nie ma komarów, to widocznie wszystkie przyleciały na niziny i mają się tu doskonale, mendy jedne.

      Usuń

Bardzo miło mi, jeśli zostawiasz komentarz :) Każdy czytam i na każdy staram się odpowiedzieć.