Wczoraj wieczorem wpadła mi w oko i ucho reklama w tiwi, jedna z serii zachęcających do pomagania dzieciom. Jak pewnie wiele z Was kojarzy, w spotach biorą udział dzieci z różnymi schorzeniami, oraz ich rodzice. Wczoraj trafiłam na dziewczynkę kilkuletnią, która urodziła się jako wcześniak i do dzisiaj boryka się z wieloma problemami zdrowotnymi, wymagającymi intensywnej rehabilitacji.
A mnie wbiło w oparcie kanapy, coś mocno chwyciło za gardło, Chłop tylko na mnie spojrzał i zrozumiał po chwili, o co chodzi.
Otóż z wielką intensywnością doszło do mnie - po raz kolejny zresztą, ile mieliśmy szczęścia z moim bratankiem. Dzisiaj kończy 17 lat, jest normalnym, zdrowym chłopakiem z całym dobrodziejstwem nastoletniego inwentarza :) Urodził się jako kilogramowe dziecko z wylewem krwi do mózgu podczas porodu. Do tamtego momentu nie zdawałam sobie sprawy, że u noworodka coś takiego może wystąpić.
Co było powodem przedwczesnego porodu - nie wiadomo. Moja bratowa przez całą ciążę czuła się bardzo dobrze, wyglądała bardzo ładnie, a tu taki numer.
Szczęściem w tym całym ambarasie było to, że Mały urodził się w Poznaniu, w szpitalu wojewódzkim na Lutyckiej, gdzie mieli
( i pewnie mają do dziś) dobrze wyposażony oddział i takie maleństwa od razu trafiają pod respirator i inne przyrządy. Gdyby urodził się w naszym, powiatowym szpitalu, to ..... wiadomo, co by było najprawdopodobniej.
Jak w takim razie bratowa trafiła do Poznania? Nie przez nasz szpital bynajmniej. Otóż dzień wcześniej wybrała się z moim bratem na zakupy do Poznania. I mimo, że od rana czuła się nie najlepiej, pociąg miał spóźnienie, to jakimś niewytłumaczalnym instynktem nie zrezygnowała z tego wyjazdu. W Poznaniu okazało się, że coś się dzieje niedobrego, podjechali do najbliższej przychodni, a tam skierowali ich na Lutycką. A w nocy urodził się bratanek.
Żeby nie zanudzać, napiszę jedynie, że nie obyło się bez wielu, wielu wyjazdów do lekarzy, wspomnę choćby poradnię dla wcześniaków, rehabilitację, okulistę, neurologa ..... i coś tam jeszcze po drodze by się znalazło. Do tego dużo łez, strachu, bezradności, kiedy jakaś debilna i niedouczona lekarka rodzinna wywalała przed rodzicami perły swojej czystej głupoty, zamiast ugryźć się mocno w durny jęzor i zamknąć głupią gębę nie odzywając się, skoro dziecko było pod dobrą opieką specjalistki
w dziedzinie wcześniactwa.
Było, minęło, mam nadzieję, że bez konsekwencji.
Ja cieszę się, że on po prostu jest. Nawet, jak mi się nie podoba coś w jego zachowaniu, bo i tak jest ok. i nie ma to wiele wspólnego z pobłażaniem, naprawdę. Niech tak zostanie, albo będzie lepiej.
Taki z niego olbrzym był - na tym zdjęciu ma 3,5 miesiąca, minął miesiąc odkąd wrócił do domu, na początku rozwijał się tak, jak dzieci grudniowe. Przy wypisie ważył 2 kg, najmniejsze skarpetki i śpioszki były dla niego za duże ;)
Że byłoby dobrze, gdybym codziennie i świadomie widziała małe radości i umiała je docenić.
Czego i sobie, i Wam życzę :)
Czlowiek czasem denerwuje sie na dzieci, zamiast byc wdziecznym losowi, ze sa po prostu zdrowe i za wyjatkiem niewielkich infekcji i skaleczen, moga rozwijac sie normalnie, bez bolu i cierpienia, bez ograniczen, strachu o przyszlosc. To, co dla nas jest normalne, dla innych rodzicow znaczy droge przez meke lub calkiem nieosiagalny cel. Trzeba umiec doceniac wlasne szczescie,,, :))
OdpowiedzUsuńOtóż to, Panterko. Wielu chciałoby, żeby ich dziecko czasem popyskowało, zostawiło bajzel w pokoju, czy strzeliło nastoletniego focha. Powyższe wkurza, ale najczęściej mija, jak katar ;)
Usuńja ostatnio usłyszałam, że pewna mama (hejterka) "bałaby się o swoje dziecko, gdyby bawiło się z Księżniczką" - pomyślałam sobie - super! Przynajmniej dziumdzi nie wychowuję;))) A że jest "zdrowa" i pełna energii mimo alergii pokarmowej to tylko powód do radości;)))
OdpowiedzUsuńPozdrów bratanka;))) Fajny chłopak musiał z niego wyrosnąć;)
Też tak bym sobie pomyślała :)) Tylko dziecka hejterki żal, bo wychowuje jakąś koślawą sierotę, ale cóż na to poradzić. Twoja córka jest fajnym dzieciakiem :) Żywa, inteligentna i umiejąca już funkcjonować ze swoją alergią - to faktycznie powód do radości :)
UsuńDziękuję Ci za pozdrowienia :) Chyba fajny ;) Na razie wykluwa się niczym motyl z poczwarki ;))
No szczęście w nieszczęściu dobrze że wszystko się dobrze skończyło:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć :)
UsuńPozdrawiam również :))
nie miałam pojęcia że tak małe dziecko może mieć wylew.... jestem w szoku....
OdpowiedzUsuńPewnie rzadko się to zdarza, więc wiele osób nie ma o tym pojęcia. Na szczęście u nas wszystko dobrze się skończyło.
Usuńno cóż całe życie człowiek sie uczy, nie sposób wiedzieć wszystkiego... ludzie o dużej wiedzy jakich spotkałam byli to ludzie bardzo pokorni i skromni co w moich oczach jako całokształt wzbudzało respekt i szacunek
UsuńBo tak najczęściej jest. Wredni bywają sfrustrowani magistrowie, tudzież wyższe "szarże", których ktoś, kiedyś wepchnął na dane stanowisko, na które się nie nadawali i tak to jakoś działa.
Usuńniestety.
UsuńŻycie kołem się toczy . Życie to loteria . Banały ,ale takie jest życie .
OdpowiedzUsuńŻycie kołem się toczy ,żeby wpaść z deszczu pod rynnę ;))
Bratankowi życzę żeby się wykluł ciekawy i prawy człowiek :))))
Dziękuję Marija w jego imieniu :))
UsuńBanały, ale prawdziwe, nie da się ukryć. I przez to, że banały, to nie zwracamy na nie uwagi.
Tak, zdrowie to jest to, na czym wszystkim powinno zależeć i co powinniśmy doceniać. Często jednak się o tym zapomina... Tak jak piszesz, trzeba się cieszyć, jeśli dzieci są zdrowe i rozwijają się jak trzeba... W moim otoczeniu mam przykład dziecka, które też poważnie choruje i widzę, ile wysiłku , czasu i nerwów kosztuje to jego rodziców...
OdpowiedzUsuńTemat niedoceniania zdrowia i zdrowych dzieci to rzeka, nie da się ukryć. Na pewno ciężko jest tym rodzicom, bo nasz kraj zbytnio nie ułatwia im życia, niestety. Czego dowodem były chyba zeszłoroczne demonstracje rodziców z dziećmi pod sejmem.
UsuńMój pierwszy chrześniak miał 2100, jak się urodził. Pamiętam, że nie chciałam go wziąc na ręce, bo myślałam, że mi przez palce wyleci.
OdpowiedzUsuńŚliczny Twój bratanek, jak laleczka.
Moja koleżanka ma córeczkę, która w wieku 7 miesięcy wyłysiała i nie ma włosów do dziś, a ma 11 lat. Wyprowadziły się na wieś, bo miejskie dzieci jej nie akceptowały. W piaskownicy potrafiły powiedzieć "idź stąd, jesteś umarta". Na wsi dzieci ją akceptują, przychodzą do niej, nawet jest swego rodzaju autorytetem, gra na gitarze, gra w kosza.........
No, śliczny był :) teraz mu też niczego nie brakuje ;) Twój chrześniak to kawał chłopa był w porównaniu z moim :))
UsuńW głowie się nie mieści, ile niektóre dzieci muszą wycierpieć również z powodu braku akceptacji przez otoczenie. Dobrze, że córka Twojej koleżanki znalazła normalne towarzystwo, które nie zwraca pewnie większej uwagi na to, jak mała wygląda.
Tyle jest nieszczesc, tyle chorych dzieci...ech. Masz racje, trzeba cieszyc sie kazdym dniem, kazda chwila, bo nigdy nie wiadomo co nas spotka nastepnego dnia.
OdpowiedzUsuńTwoj siestrzeniec pewnie wyrosl na fajnego mlodzienca, a to, ze ma humory, to wiadomo w tym wieku to normalka, hormony buzuja.
Pozdrawiam:)
Jest fajny, a jego humory staram się olewać, albo zrozumieć, bo niełatwo być nastolatkiem. Wszyscy wymagają, żeby chodził do szkoły, bardzo dobrze się uczył, był grzeczny, miły, uprzejmy i co tam jeszcze, a tu się po prostu nie da, jak hormony mózg zalewają. Ciężkie to życie na Ziemi ;)
UsuńMy- którzy mamy zdrowe dzieci i wnuki nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo szczęśliwi jesteśmy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dokładnie tak jest. Miną najgorsze dni i człowiek też zapomina, że niewiele brakowało...
UsuńAle czasem człowiek reklamę obejrzy, albo coś przeczyta i ponownie do pionu postawiony zostaje :)
Pozdrawiam również, Stokrotko :) Ale ranny ptaszek z Ciebie :)
Przeczytałam Twego posta wczoraj wieczorem, ale nie miałam już siły pisac komentarza. Wracam więc ponownie. Mnie tez czasem, tak jak Ciebie, ni stąd ni zowąd jakaś reklama, czy jakaś informacja albo reportaż mocno porusza, zostaje pamieci, coś waznego przypominając, przejmując do głębi.A wydawałoby się, ze człowiek już taki na wszystko uodporniony, bo wszystko już było, bo emocje sie od tego nawału przykrych wieści stępiły, bo bombardują nas zewsząd tymi apelami o pomoc a przecież wszystkim pomóc sie nie da. Żeby tak wszystkiego nie przężywac mocno, to sie człowiek po prostu jakos wyłącza.Oddala od tych strasznych problemów w swój mały światek. Bo bezsilnośc dusi...Chciałoby sie mieć mnóstwo kasy, żeby cokolwiek pomóc, a tu nawet bliskim pomóc sie nie da, bo niestety żadnego grosza na zbyciu nie ma. Ale przynajmniej zdrowie jako takie jeszcze jest. A inni cierpią, chorują, proszą, mają nadzieję, tracą ją...Ech, niesprawiedliwosci tyle, cierpienia bezsensownego, samotności...No i lekarzy z prawdziwego zdarzenia też coraz mniej. Te częste ostatnio przypadki smierci dzieci, bo szpitale pomóć nie chciały, trawione biurokratyczną znieczulicą i rutyną...
OdpowiedzUsuńDobrze, że Twojemu bratankowi sie udało! Że zyje i dobrze się ma będąc teraz siedemnastoletnim, zupełnie normalnym, młodym mężczyzną!i kto by wtedy, gdy ważył zaledwie jeden kilogram pomyslał o tym, że wszystko tak dobrze sie skończy? Toż to cud prawie! Jak dobrze, że zdarzają sie takie cuda!
Dobrego, pełnego słońca i cudu bliskosci międzyludzkiej dnia zyczę Ci Lidko!:-))*
Jest tak, jak piszesz, Olu. Człowiek dla własnego dobra próbuje uodparniać się na zło tego świata, bo inaczej się nie da, a świat i tak przypomina, tak dla równowagi zapewne ;)
UsuńZ bratankiem to był Cud, na pewno, wyproszony i wymodlony przez wiele osób. Człowiek sobie sprawy nie zdaje z tego, jakie powikłania mogą wystąpić u wcześniaków, a durne lekarki z lubością o nich mówią, mimo, że nie ma przesłanek, żeby wystąpiły. Dobrze, że pani doktor z poradni wcześniaków jest nie tylko osobą z dużą wiedzą i doświadczeniem, ale również taktowną, bo dopiero po trzech latach ( tyle czasu tam jeździli) przyznała się do swoich wątpliwości.
Ludzi to ja dzisiaj spotkam dość sporo ;) mam nadzieję, że będą to udane spotkania :)
Dziękuję, Olu za życzenia, Tobie również dobrego, słonecznego dnia :))
mamy chrzesniaka, który urodził się jako kilogramowy wcześniak, jest po dwóch wylewach krwi do mózgu... jego karta w chwili adopcji straszyła ślepotą, głuchotą i wszystkimi możliwymi zaburzeniami... teraz rośnie z niego chłopak o inteligencji w granicy normy, dolnej ale to i tak sukces! Nie jest to oczywiście okaz zdrowia ale naprawdę wiele problemów dało się wyrehabilitować. Po urodzeniu przez rok był w szpitalu i domu małego dziecka - na zmianę. Kiedy wreszcie miał możliwość adopcji został odrzucony przez kolejne cztery rodziny. Mam nadzieję, że limit złego już wyczerpał.... niektórzy mają naprawdę ciężki start w życie....
OdpowiedzUsuńo durnych lekarzach to nawet się nie rozkręcam bo nie starczyłoby mi miejsca na komentarz.... :)
:******
Biedny ten mały :(( Ile znaczy dla takiego dziecka wychowywanie się w rodzinie, która o niego zadba! Przecież najlepszy szpital, czy dom dziecka nie jest w stanie dać miłości, czułości, wsparcia, bo nie tylko zabiegi medyczne się przecież liczą. Bo przecież dziecko czuje, czy ćwiczenia robi z nim rehabilitantka, czy później kochająca osoba ... tak mi się wydaje, przynajmniej.
UsuńMam nadzieję, że Wasz chrześniak wyrośnie z tych wszystkich problemów.
Lekarze to temat - wodospad, jak najbardziej.
:******
Piekny, wzruszajacy post.
OdpowiedzUsuńZycie jest bardzo kruche tak jak piszesz Lidia. Wystarczy chwila...
Uczmy sie doceniac male radosci, szanujmy to, co mamy. Badzmy dla siebie dobrzy.
Twoj Bratanek wazyl tyle przy wypisie ile moje Szczescie mialo gdy sie urodzilo :)
:*
Właśnie - bądźmy dobrzy dla siebie, bo jak twierdzą różni ludzie - jesteśmy naczyniami połączonymi. I jeśli jesteśmy wredni dla innych, to i dla siebie, oraz na odwrót. Coś w tym chyba jest.
UsuńTen tekst pisałam pod wpływem sporych emocji i tak jeszcze nie popłynęłam na maksa, bo wtedy chyba nie byłabym w stanie go dokończyć ;)
Dwukilowy noworodek to maleństwo :))) A dla nas była to magiczna cyfra, bo wtedy Młody mógł być wypisany do domu - pod warunkiem, że potrafił samodzielnie jeść i oddychać, co też nastąpiło dużo wcześniej :)
:***
Pracowałam w szpitalu dziecięcym i już od pierwszych dni gdy zostałam mamą byłam szczęśliwa, dziękowałam Bozi. A to dlatego, że i wdziałam wiele wcześniaków i w inkubatorach nawet ważących poniżej kilograma,
OdpowiedzUsuńPoruszająca historia i nawet nie chce mysśeć co by było gdyby bratowa została wtedy w domu , nie pojechała z mężem do Poznania:)
To się napatrzyłaś na radość rodziców, których dzieci zostały uratowane przez lekarzy, ale też i na rozpacz i łzy w tej pracy trzeba mieć naprawdę sporą odporność psychiczną.
UsuńGdyby nie pojechali wtedy do Poznania, to Młodego pewnie by już nie było, bo z naszego szpitala i tak musieliby przetransportować go te 50 km. A tu czas odegrał najważniejszą chyba rolę.
Cieszę się patrząc na kuzynki syna. Wywalczyli przez lata rehabilitacji że chłop zdrowy prawie jest, ślady pozostały prawa strona nie do końca sprawna, ale jest to mądry i sprawny mimo tego chłopak Wiele wiele lat a nawet leczenia energią dało efekty. Leczenie energią - słynne spotkanie zorganizowane przez grupę uzdrowicieli dla kilku tysięcy dzieci i ludzi na wózkach. W wypadku kuzynki syna, stał się prawdziwy cud. Dziecko 2 lata które nie chodziło, stanęło na nóżki po tym spotkaniu. Też się wzruszam ważna jest postawa rodziców i nieustępliwa walka.
OdpowiedzUsuńCieszę się, kiedy czytam takie historie :) Z bratankiem do uzdrowicieli nie jeździli, bo wystarczyło leczenie konwencjonalne i rehabilitacja, ale jestem o tym przekonana na 100%, że modlitwy rodziny miały ogromne znaczenie. Energia to niesamowita sprawa, jak tak się człowiek zastanowi.
UsuńJaki bobas sliczny. Duzo zdrowia mu zycze w juz prawie doroslym zyciu:)
OdpowiedzUsuńMoj syn, tez juz podrosniety, student, ale ciagle pamietam, jak lezal na intensywnej i nie bylo wiadomo, w ktora strone zechce pojsc. Zycia czy smierci. Jak tylko zaczyna mi odbijac, przypominam sobie, ze jednym z najpiekniejszych dni w moim zyciu, byl nasz wspolny spacer w parku. Tylko i az tyle.
Dziękuję, Kasiu :)
UsuńDobrze, że możesz cieszyć się obecnością zdrowego syna, nawet, kiedy Cię wkurza ;) Takie drobiazgi są ważne, wbrew pozorom. Spacer z dzieckiem, które idzie na własnych nóżkach, albo non stop gada ,zadaje milion dziwnych pytań, ma niespożytą energię, kiedy matka pada na twarz ... Właśnie, tylko i aż tyle.
Aż mam ciarki na rękach, ależ musieliście przeżyć horror. Całe szczęście wszystko dobrze się skończyło! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSkończyło się, ale emocje nadal żywe ....
UsuńPozdrawiam Cię również :))
Jejku, aż czułam tę sytuację sprzed 17 lat... Ile to musiało być bólu,nerwów, niepokoju i starań, aby ten chłopczyk cieszył się zdrowiem i życiem. Ciekawe czy on o tym wszystkim wie...
OdpowiedzUsuńCo się z nim działo to wie, ale do końca na pewno nie zdaje sobie sprawy, ile to nas wszystkich kosztowało emocji. Pewnie coś tam pamięta, bo do trzeciego roku życia jeździł do poradni wcześniaków i osobiście na koniec wręczył kwiatki, czy słodycze swojej pani doktor, no i coroczne EEG - nie pamiętam już, do kiedy, ale jako kilkulatek ... okulista kontrolnie - do tej pory, mimo, że wzrok ma dobry ... w podświadomości co zostało - tego nie wie nikt, on sam pewnie też wielu zachowań, reakcji nie jest świadomy.
UsuńMój brat mimo podejrzenia wady serca został wypisany razem z mamą do domu, gdzie po dwóch tygodniach po prostu umarł. To był początek lat siedemdziesiątych, czasami myślę sobie, że dzisiaj to by się nie wydarzyło, opieka nad matką i noworodkiem jest jednak lepsza, chociaż w tym roku też w TV mówili o "dziwnych" wypadkach. Czasami myślę, że służba zdrowia sobie dużo olewa, bo czują się niedofinansowani - zarówno personal jak i cała działalność - i idą często po mniejszej linii oporu.
OdpowiedzUsuńOjej, Gaju ależ mi się przykro zrobiło ...... może dzisiaj Twój brat miałby większe szanse, ale, jak sama zauważyłaś, że różne, dziwne "wypadki" i dzisiaj się zdarzają. Wszystko zależy pewnie od tego, gdzie się trafi i na kogo. Pamiętasz pewnie głosną sprawę głupich pielęgniarek, które z takimi maleństwami - wcześniaczkami robiły sobie zdjęcia, wkładając je do kieszeni fartuchów? Babsztyle z kilkuletnim doświadczeniem zawodowym, ale zachowały się, jak kompletne idiotki.
UsuńCzuć to się mogą niedofinansowani, ale z drugiej strony ..... no własnie. Temat rzeka po prostu.
Gaju , moj synek dostal zyciowa szanse bo sie urodzil po 1985 roku. Wczesniej nie wykonywano w Polsce tak skomplikowanych operacji na otwartym sercu. Jakiz ten los okrutny.
UsuńŻycie jest kruche a chwila może go zmienić bardzo..coś o tym wiem:):Ciesze się ,że wszystko dobrze s ię zakończyło....takie trudne chwile uczą nas pokory, uczą nas cieszyć się z drobiazgów...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Ano właśnie tak jest, jak piszesz. Trzeba tylko pamiętać o tych trudnych chwilach i umieć i cieszyć sie z tych dobrych dni :)
UsuńPozdrawiam Cię równie serdecznie :)
:):)
UsuńZnam dziecko, które urodziło się jeszcze mniejsze. Jest teraz piękną małą dziewczynką:) Zdrową:)))
OdpowiedzUsuńTobie i Twoim Bliskim - wszystkiego dobrego życzę;)
Dziękuję Arteńko - Tobie również :) Medycyna czyni cuda :)
UsuńDobrej jesieni:)
UsuńDziękuję :) I wzajemnie :))
UsuńPiątego mam urodziny,imieniny w jednym dniu.Buziaki.Piękne dziecko oby było zdrowe i szczęśliwe.
OdpowiedzUsuń:)) Mam koleżankę, która urodziny ma też piątego.
UsuńI mam taką nadzieję i życzenia, żeby to zdrowie i szczęście dopisywało mu cały czas :)