Ostatnie dni wypruły ze mnie chyba wszystkie siły, aż dziw, że tyle ich miałam i na tak długo wystarczyły.
W każdym razie, wczoraj wcześniej troszkę wróciłam ze szpitala i stwierdziłam, że czas wrócić do treningów, ruszyć tyłek, wzmocnić powoli nadwątloną mocno kondycję. Tym razem nie zabierałam kijków, tylko zrobiłam sobie mały marszobieg
z przewagą marszu, po mojej starej trasie, czyli 6 km. Pamiętając o przestrodze, której udzieliła mi kiedyś Kretowata
( po miękkim!), tam gdzie było miękko pozwoliłam sobie na wolniutki truchcik, a na chodnikach - szybki marsz.
Pogoda była bardzo ładna, słońce pięknie zachodziło, zrobiłam więc kilka zdjęć komórką, w moim ulubionym miejscu, czyli na torach ;) albo przy nich. I przy mirabelkach, których trochę rośnie przy asfaltowej drodze o bardzo lokalnym znaczeniu.
Najpierw magnolia, obok której codziennie przechodzę lub przejeżdżam.
Po prawej są tory kolejowe:
Widzicie pajączka na gałęzi?
Na mirabelce, mimo późnej pory, praca trwała najlepsze. Chwilę trwało, zanim zlokalizowałam źródło dźwięku i sprawców osypywania się płatków. Były to sporawe trzmiele. Nie udało się mi ich uchwycić ładnie, ale nie nalegałam na pozowanie, nic na siłę, albowiem.
Chłopa w końcu wypisują ze szpitala. Po trzech tygodniach, bitych i równych. Mógł spokojnie wyjść w czwartek, ale nie. Brak mi po prostu słów na tych starych pierdzieli, rządzących chirurgią, jak własnym folwarkiem. Nie będę na razie tego tematu rozwijała, musi się mi uleżeć.
Gdyby dzisiaj go nie wypisali, to planowałam akcję odbicia go stamtąd, bo już z tej desperacji różne myśli przychodziły mi do głowy. Za jakąś godzinę jadę po niego.
Zastanawiam się, co zrobić, by dojść do równowagi psychicznej. Spa, psycholog, fryzjer, kosmetyczka i zabiegi na twarz, masaż rehabilitacyjny na kręgosłup?
Bo płacz tylko czeka, aż go uwolnię, zbiera się cały weekend.
Chłop mój też musi coś w głowie przerobić, ja również, to powyższe to tylko środki pomocnicze, doskonale o tym wiem.
Aż mi się nie chce tam już jechać. Niedajbuk spotkam na korytarzu tego palanta ordynatora, tudzież jego szarą eminencję
i gębę obiję? Do dupy nakopię, albo z przodu w golenie wyceluję? Bo jaj to oni już dawno nie mają, więc nie ma się co wysilać
i tak wysoko nogi podnosić.
Albo tylko wzrokiem zabiję. Na razie wystarczy.
Biedna i steskniona! Lec zatem, ino bez meza nie wracaj! :)
OdpowiedzUsuńWróciłam z nim :) Innej opcji nie było.
UsuńPozegnacie sie ze szpitalnym molochem i szybko zapomnicie o tej trzytygodniowej przerwie w zyciorysie! Twój mąz nareszcie wróci do normalności, do kontaktu z przyjaznymi, godnymi zaufania ludźmi, z budzacą sie do zycia przyrodą, z cudowna codziennością (którą tym bardziej teraz doceni!).
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię Lidko serdecznie, zachwycajac sie pieknymi, szlachetnymi magnoliami na Twoich zdjęciach!:-))***
Pożegnaliśmy się już, wróci tam za kilka dni na zmianę opatrunku tylko. Muszę go odpaść (?), bo wychudł straszliwie, biedaczek.
UsuńMagnolie coraz piękniejsze są :))
:******
Nareszcie będziecie w komplecie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam magnolie ...cudne zdjęcia :)
Już jesteśmy razem :)
UsuńSporo tych magnolii w osiedlowych ogródkach, co jedna to ładniejsza :)
Odbij Go, jak nie będę chcieli oddać!. A tym draniom dokopać by się przydało. Bez dwóch zdań. Buziaki!
OdpowiedzUsuńPomysłów na odbicie miałam kilka i pewnie w tej desperacji któryś zostałby zrealizowany. Sława na cały kraj zapewniona ;)
UsuńDranie pochowały się po kątach sobie tylko znanych i żadnego nie widziałam, na szczęście. Do zmiany opatrunku oddelegowano młodego, a wypis przyniosła sekretarka. Tym razem się im udało.
:***
Piękny marszobieg. Będzie coraz lepiej, zwłaszcza, jak "chłop" (jak ja uwielbiam to Twoje określenie) do formy wróci:-)).
OdpowiedzUsuńJa wczoraj miałam bieg ...do tramwaju. Oj, brakuje kondycji po zimie, brakuje:-)).
Powoli wróci, już jest w miarę dobrze. U nas tak się mówi "chłopy" i "chłop" w kontekście partnera życiowego :)
UsuńKondycję trzeba odbudować, bez dwóch zdań :))
te przeżycia mają to do siebie że zapominają się niedługo po wyjściu ze szpitala... a nawet jak się nie zapominają to, jak to nazwałaś celnie, ulegną się i nie będą już tak kłuć :)
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się! :****
Będziemy robić wszystko, żeby tak się stało.
UsuńDzięki, będziemy się trzymać :***
Ha jak by tak większość porządnie ryła obiła zaraz by jaja odrosły. :))
OdpowiedzUsuńSerdeczności dla obojga i dbajcie o siebie wzajemnie, bo macie siebie dla siebie i to najważniejsze. :)
No możliwe i jakoś inaczej to wszystko by funkcjonowało. A tak, - jest, jak jest.
Usuń:))
no to się męża doczekałaś...
OdpowiedzUsuńW końcu tak, z coraz mniejszą cierpliwością, ale się doczekałam :)
UsuńPonoć najlepszy odstresowywacz to w przypadku kobiet fryzjer i zakupy. Chyba Ci się należą:))))
OdpowiedzUsuńNa pewno :)) Fryzjer muss sein, zakupy - jak przejrzę garderobę i wywalę większość łachów ;)
UsuńLidia, a jak nie dasz rady sie pohamowac, to "jedz z tym koksem". Mnie sie pare razy zdarzylo nie zdzierzyc jasniepanstwa szpitalnego.
OdpowiedzUsuńDobrze, ze i magnolia i mirabelka-koja Twoja dusze.
Mezowi -kisielek swojski;) A Tobie kieliszek czerwonego wina;)
Buziaki.
Jaśniepaństwo chyba wyczuło sytuację, bo ani ich widu, ani słychu. I bardzo dobrze.
UsuńSporo mirabelek i magnolii na naszym osiedlu, pięknie kwitną, pachną, więc w jakiś tam sposób koją duszę znękaną.
O, kisielek to dobry pomysł :) Wino zresztą też :)
:******
Zdrowiejcie szybko, skutecznie i w pięknych okolicznościach przyrody. Olać dziadostwo, szkoda życia.
OdpowiedzUsuńPostaramy się, Hano :) Tak, dziadostwem nie ma się co zajmować, niech tam sobie żyje w swoim ciasnym światku. Trochę czasu musi minąć, żebyśmy ochłonęli, ale sprawdzić w nfz, jakie zabiegi zostały wykazane ;)
Usuń6 kilosów! Fiu, fiu! Niech ci się uleży co ma się uleżeć, teraz nacieszcie się sobą. Buziaki
OdpowiedzUsuńTo taka trasa przez osiedle, więc nawet nie widać tych kilometrów, ale kiedyś zmierzyłam, to wiem :)
UsuńMężowi od razu lepiej, jak do domu wrócił :)
:******
W koncu razem ! To byly trzy stresujace tygodnie, gdybys byla Lidio blizej to wyciagnelabym Cie na odstresowujacy spacer, a potem kieliszeczek nalewki pod Czarownica :)
OdpowiedzUsuńZdjecie nr 5 mnie urzeklo, na mnie zadzialalo bardzo uspokajajaco :)
Sciskam mocno i pozdrow uwolnionego ze szpitalnych murow Malzonka :)
Bo Ty, Orszulko już w Polsce jesteś :)) Z chęcią dałabym się namówić na spacer, naleweczką też bym nie pogardziła :) Kawałek drogi do siebie mamy, niestety.
UsuńTeż mi się ten widok bardzo podobał i podoba, za długo nie mogłam tam stać i podziwiać, z oczywistych względów, zdjęcie pozostało.
Dziękuję za pozdrowienia, odściskuję :***
I super, że mąż już w domu. Naciesz się nim ile wlezie:) Super zdjęcia udało Ci się zrobić! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń:)) Wieczór był tak ładny, że te zdjęcia musiały być zrobione. Pozdrawiam również :)
UsuńI tylko po miękkim!!!! A chłopa należy się odpaść, pobyć sobie razem, stresy miną, zostanie tylko blizna;) Na mnie działa najlepiej, jak nie robię nic. Fryzjer mnie wkurza, u kosmetyczki nie byłam nigdy,siadam sobie pod stodołą i nie robię zupełnie nic - tak z godzinę, i to pomaga. Pozdrów chopa! I siebie też!
OdpowiedzUsuńDziękuję za pozdrowienia, uczyniłam to niniejszym :))
UsuńMoże, gdybym miała stodołę, to też usiadłabym sobie i to wystarczyłoby. Kosmetyczkę odwiedzam nader rzadko i to od niedawna, więc wszystko przed Tobą ;) Wizyta u fryzjerki - zalezy, jak za długo to już mnie nudzi, ale wybrać się i tak muszę.
Takie nic nie robienie jest faktycznie wyciszające.
Najwazniejsze, ze w koncu chlopa masz juz w domu. Dbajcie o siebie wzajemnie i do przodu:)
OdpowiedzUsuńPiekne wiosenne zdjecia zrobilas i do nas wiosna pomalutku sie zbliza, juz nawet ptaszyska dra mordki - wreszcie, nareszcie:)
Serdecznosci dla Was obojga przesylam:)
To dobrze, że w końcu wiosna zdecydowała się do Was przyjść :)
UsuńDbamy, jak tylko możemy :)
Pozdrawiam Cię serdecznie :)