Jako, że układ mieszkania mamy, jaki mamy, to siłą rzeczy uczestniczę czasem w mundialowych rozgrywkach, które to
z upodobaniem Chłop mój ogląda. Niech mu tam będzie. Wczoraj poinformował mnie, że na mundialu prawdziwe cuda się dzieją, bo chorzy zdrowieją. Cóż pomyślałam sobie, Brazylia to pobożny podobno i katolicki kraj, więc czemu nie, przy okazji rozgrywek może i jakieś uzdrowienia mają miejsce.
Otóż chodzi o ludzi na wózkach, którzy podczas emocjonujących momentów z tych wózków wstają. Pewnie niektórzy są w stanie to zrobić, ale okazało się ,że niezwykłą moc mają bilety dla osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Już nie pamiętam, czy całkowicie darmowe, czy z dużymi zniżkami. Mogą powodować, że ludzie muszą poruszać się na wózkach, mając do pomocy opiekuna, po dotarciu na stadion, chromość mija, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki :))
Trudno się mi, oczywiście odnieść do tych rewelacji, bo sama na mundial nie pojechałam, ani też nie znam nikogo osobiście, kto by tam pojechał, ale może coś w tym jest? Druga taka okazja może się już nie trafić. Pamiętacie film "Nieoczekiwana zmiana miejsc"? Tak mi się skojarzyło ;)
Piłka nożna, piłką nożną, mnie to ani ziębi, ani grzeje, bo przetwory czekają. Dostałam wczoraj od mamy prawie 3 kilo wiśni
z ogrodu i dzisiaj je przerobiłam na przetwory. 3 kilogramy to nie jest jakaś oszałamiająca ilość, ale wyszło mi kilka słoików
z kumpotem ;) i trzy z konfiturą. Nigdy takiej nie robiłam, zobaczymy, co z niej wyjdzie. Konfitura najprostsza z możliwych - wiśnie i cukier jako składniki.
Do tej pory zakonserwowaliśmy kilka słoików truskawek z "angrystem" i syrop z kwiatów hyczki, czyli czarnego bzu. Zawsze to miło jesienią i zimą sięgnąć po dary natury, a ja mam coraz większą ochotę na robienie zapraw - jest w tym coś magicznego dla mnie. Poza tym, nie przerabiam ilości hurtowych, to mnie ta praca nie nuży. Nawet drylowanie poszło mi szybciutko, bo miałam drylownicę do dyspozycji.
W międzyczasie poleciałam sobie z kijkami i znów spotkałam dalszą sąsiadkę, która wyszła na spacer z psem. Często się nam takie spotkania zdarzają :)) Sąsiadka zainteresowała się kijkami, ile takie ustrojstwo kosztuje i, że może ona też by sobie kupiła ... czemu nie, piesa przyuczyć i jedno z drugim da się połączyć. Zapytała się, ile kilometrów chodzę i przeraziła się moją odpowiedzią - a to tylko 6-7 km!
Cóż ....
A co po drodze widziałam? Zdjęcia zrobione tydzień temu, ale za dużo się nie zmieniło
Najpierw na biało:
Daawno tego na zbożu nie widziałam. Sporysz, psze Państwa:
Zdjęcie w stylu: Co się nawinie przed obiektyw.
Tych wisienek już nie ma, zostały obżarte przez okoliczne dzieci, jak mniemam.
Doczytałam się, że to jakaś azjatycka franca, która zagraża naszym biedronkom. Jestem przeciwna zabijaniu żywych stworzeń, ale jeszcze raz ją spotkam, to .......
Jako, że mieszkam, gdzie mieszkam, nie może zabraknąć tych kwiatków. Szybciutko zrobione zdjęcie, żeby mnie ktoś z rajek nie przegonił, chociaż stałam na samym ich brzegu. Osobiście nie przepadam za ziemniakami, jeść ich codziennie nie muszę, ale ładnie kwitną :)
Gdzieś tam burze się kotłują, ciekawe, czy do nas dojdą. Dzisiaj było dusznawo i pochmurno. Dziwna ta pogoda.
A na koniec mała zagadka dla komentatorek i komentatorów mojego bloga. Jutro będę obchodziła rocznicę. Czego?
Odpowiedzi poproszę na maila, będą jakieś drobne słodycze, tylko jeszcze nie wiem, jakie i ile ;) Na maile czekam do jutra, do godziny 12.00 w południe.
Zagadka jest banalnie prosta, dużo prostsza od urodzinowej.
Miłego wieczoru wszystkim życzę :))
Cos czuje, ze jak przybede do kraju to bede tylko liscie na drzewach wisniowyh podziwiac...a takie mialam plany kulinarno wisniowe. Moze choc maliny na mnie poczekaja w ogrodzie mym ? :)
OdpowiedzUsuńLidia, mialas racje co do gosci moich poznanskich, pyrow nie chcieli jesc ;) Woleli nalesniki z konfitura truskawkowa :)
Wsrod Twoich zdjec zobaczylam cos, za czym tesknie, a czego tu nie ma...chabry :) Piekne niebieskie kwiatuszki.
Odpowiedz wyslalam na @ :)
Usciski :)***
Maliny chyba poczekają, a wiśnie - trudno powiedzieć, bo może u Ciebie później dojrzewają?
UsuńZ Twoimi gośćmi zgadzam się kulinarnie co do joty ;) Też wybrałabym naleśniki :))
Nie ma chabrów w Brytanii?? Straszliwe niedopatrzenie. Są takie piękne, mam nadzieję, że jeszcze się na nie załapiesz :)
Dziękuję za maila, zaraz go sprawdzę :)
Buziaki :***
Moze i som tam gdzies te chabry w Brytanii, moze je odkryje dzies tam ;)
UsuńPoki co to podziwiam owieczki na pastwiskach, duzo owieczek :) Tysiace owieczek :)
No widzisz, coś za coś. U mnie owieczek nie ma. Krowy rzadko na łąkach można spotkać.
UsuńCzy odpowiedź na @? Bo spalę, jak trafię:))
OdpowiedzUsuńPyrki z tej Hameryki przywieźli dla kwiatków ponoć, a jeść chcieli takie zielone, kulki, co po kwiatkach zostają, dopiero potem wpadli na to, że je się bulwy. Ja lubię pyrunie, szczególnie młode z masełkiem i koperkiem. Mniam!!!
Tak, na maila dawaj :)
UsuńMłodymi z masełkiem i koperkiem też nie pogardzę :)) Tak, ponoć dla kwiatków najpierw były hodowane, a zielonymi kulkami to się można z lekka podtruć ;)
UsuńOdpowiedz wyslana!
OdpowiedzUsuńWiesz, ze nigdy nie przygladalam sie, jak kartofle kwitna? A kwitna naprawde niezwykle ladnie, jak jakie orchidee. :)))
Dziękuję za maila, zaraz sprawdzę :)
UsuńWyglądają bardzo ładnie, takie kwitnące rzędy. Też dawno nie widziałam, a jak teraz z kijkami chodzę, to odkrywam na nowo takie swojskie widoczki :)
Bardzo podobają mi się kwitnące kartofelki. W tym roku mam tylko ze trzy dla kwiatów właśnie, choc czasem młode kartofelki lubię zjeść.
OdpowiedzUsuńTo nawet z tych trzech będziesz miała trochę młodych do zjedzenia na bieżąco :)
UsuńJa się obijam w najlepsze i na razie tylko kolekcjonuję słoiki, ale w przyszłym roku rzucę się w wir robienia przetworów z szaleńczym błyskiem w oku ;-))
OdpowiedzUsuńU mnie kartofle kwitły na fioletowo :))
Ciebie czeka niesamowita przeprowadzka, więc nie dziwię się Twojemu obijaniu się ;)) Nadrobisz w przyszłym roku.
UsuńFioletowe też pamiętam, ale teraz widzę tylko białe.
Nie mogę jakoś wysłać maila. No i cukierasy przepadają. Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńOwieczko, próbuj jeszcze wysłać. Mogę podać Ci drugiego, chociaż obydwa są czynne.
UsuńCo też ta piłka z ludźmi robi... Cuda, panie, cuda!
OdpowiedzUsuńAż mi się wierzyć nie chciało he, he ....
UsuńSzaleni południowcy ;)
To nie tylko Polak potrafi?
UsuńJak widać, chyba nie tylko. Są nawet lepsi od nas ;))
UsuńKurna, nie pamiętam o jaką rocznicę chodzi:((((
OdpowiedzUsuńTo poszukaj, Hanuś na blogu :)
UsuńPaczę i paczę i nic! Zaćmiło mnie czy jak?
UsuńO tej porze wszystko możliwe :)
UsuńMail leci :))
OdpowiedzUsuńSuper :)) Sprawdzę za chwilkę :)
UsuńWysłałam, jestem łasuchem strasznym :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję, Mirko, sprawdziłam pocztę, odpisałam :)
UsuńWitam Cię serdecznie po raz pierwszy. A przyszłam jak się domyślasz od Gordyjki.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Mundial to wcale się nim nie interesuję. Wystarczy, że moje chłopy w ilości 1 mąż i 2 synów się nim interesują do szaleństwa. Bo wnuki jeszcze za małe.
Piękne zdjęcia najróżniejszych kwiatów. Ja z kwiatów to najbardziej te polne lubię, zrywam bukiety, ale zanim doniosę do domu to już mi więdną. Ale wsadzam do wody i podziwiam.
Pozdrawiam serdecznie.
A rocznica to pewnie któraś blogowania?
Witaj Stokrotko :) Mam nadzieję, że zagościsz u mnie na dłużej :)
UsuńWnuki pójdą pewnie niedługo za światłym przykładem swych ojców i dziadków i zapewne też zaczną oglądać. Coś przyciągającego w tej piłce musi być ;)
Tak, polne kwiatki są bardzo piękne, ale szybko więdną, niestety. Dlatego utrwalam je na zdjęciach, możliwości makro w aparatach są świetne, a jak jeszcze jakiś robaczek się załapie, to już w ogóle pełnia szczęścia ;))
Pozdrawiam Cię równie serdecznie, Stokrotko i zapraszam :)
Z trudem opanowałam swą chęć łasuchowania (nie mogę mieć teraz w domu nic słodkiego, bo zeżrę a przeciez sie odchudzam!) i dlatego nie odpowiem na Twe pytanie, bo a nóz widelec wygram i co???
OdpowiedzUsuńMoje ziemniaki jeszcze nie kwitną. Jakos w tym roku wszystko później. Za to z każdym dniem coraz wiecej wielkich ,żółtych kwiatów na cukinii. Oj, cieszę sie z tego, bo zamierzam w tym roku zrobić mnóśtwo przeróznych przetworów, a cukinia najlepsza jako naturalny zagęszczacz sosów. Tez robiłam weki ostatnio- z moich przepysznych trzesni. Wyszło 11 litrowych słojów a resztę owoców dojadam na bieżąco stercząc każdego dnia na drabinie i podziwiając świat z wysoka.
Mundialu na szczęście nie musze oglądać, bo mój mąz nie przepada za sportem - za co jestem niezmiernie niebiosom wdzieczna. Maciejka teraz w ogrodzie wieczorami kwitnie, wiec siedzimy tam do zmroku wwąchując sie w jej cudny zapach a potem zazwyczaj zaraz spanko w domowych pieleszach uskuteczniamy.I juz jest nastepny dzionek. iIznów do roboty czas.
Lidko! Całusy zasyłam serdeczne i zyczenia cudownie spędzonej niedzieli!:-)))
To oddasz słodycz Cezaremu ;))
UsuńU Ciebie zawsze trochę później jest niż u nas, a pewnie od odmiany też zależy. Niektórzy sadzą ziemniaki już w marcu, najwcześniej, jak się da, mam taką znajomą panią, która prowadzi gospodarstwo rolne i płody sprzedaje na targu i zieleniaku potem.
Cukinia pięknie kwitnie :) A trześnie się u nas już kończą, niestety ... 11 słoików - ładny wynik :) Moja sąsiadka kupiła jakiś czas temu 10 kilo i przerabiała na konfitury.
Tak sobie lecą dni, wypełnione pracą i odpoczynkiem i ani się człowiek nie spostrzeże, mija kolejny rok.
Wam również miłej niedzieli życzę :))