Tak, jak pisałam w poprzednim poście, ale przypomnę, kto nie czytał. Od faceta sprzedającego "czacz" nad morzem, kupiłam stary pamiętnik należący do Irene z Berlina. Wpisy pochodzą z przełomu lat 40/50.
Nie mam pojęcia, dlaczego dokonaliśmy tego zakupu. Może dlatego, że kiedy po raz pierwszy wzięłam go do ręki i przeczytałam pierwszy wpis, to coś mnie za serce chwyciło, że się tak górnolotnie wyrażę, ale nic bardziej adekwatnego nie przychodzi mi do głowy.
Ciekawi z mężem jesteśmy, co stało się z jego właścicielką? Czy jeszcze żyje? Myślę, że mogłaby mieć około 75-80 lat.
Ciekawy też sen miał Chłop mój, gdyż przyśniła się mu starsza pani na zdjęciu i w tym śnie wiedział, że to Irene. Kobieta na zdjęciu uśmiechała się. Jeśli to była ona, to chyba nie ma nic przeciwko temu, że nabyliśmy jej własność.
Zeskanowałam kilka wpisów. Jak widać, pismo na większości jest w miarę współczesne, ale trafiły się też perełki, o których pisała Owieczka w komentarzu pod poprzednim postem:
"Pokaż sztambuch. Uwielbiam takie pamiątki. Ciekawa jestem tez pisma. Czy
juz takie bardziej współczesne, czy poczciwy i ładny Sütterlin."
Strona tytułowa:
Jako pierwsza wpisała się jej mama. Było to w Boże Narodzenie 1947 roku.
Ja jestem Twoja!
Ty jesteś moja!
Tego powinnaś być pewna!
Zamknięta jesteś w moim sercu,
kluczyk został zgubiony.
Musisz teraz zawsze w środku być.
Z miłością
Twoja mama
( Tłumaczenie moje)
A tutaj, trochę niewprawnym pismem przyjaciółka Erika:
Trenuj tylko w nocy i w dzień,
a zobaczysz, co się stanie;
dzięki temu zostanie osiągnięty każdy cel,
a zrozumienie powoli znajdzie się w zasięgu Twojej ręki.
Kochaj serce matki, dopóki bije
bo kiedy umrze, będzie za późno.
Nie ten, kto z Tobą się śmieje,
Nie ten, kto z Tobą płacze,
lecz ten, kto z Tobą współodczuwa,
jest Twoim przyjacielem.
Poniższy wpis to mistrzostwo świata. Zobaczcie sami, zresztą :)
Lisel wywodziła się najwidoczniej ze starej szkoły pisania, a jej wpis jest bardzo oryginalny. W żadnym pamiętniku nie widziałam tekstu piosenki z nutami.
Tyle wczoraj zeskanowałam. I bardzo luźno przetłumaczyłam.
Dzisiaj, natomiast pakujemy się i ruszamy między innymi do ojczyzny Irene na tygodniową wycieczkę z pracy mojego Chłopa. Tyle, że na południe, a niestety nie w Panterkowym kierunku :(
Będziemy w Karlovych Varach, Dreźnie, Monachium, Garmisch, czyli miejsca, w których mnie jeszcze nie było. Tzn. jako siedmiolatka zwiedzałam Drezno, ale - co dziwne i to bardzo, nic z tego nie pamiętam. Tylko obiad w jakiejś restauracji. A poza tym NIC. Kompletnie.
Tydzień zapowiada się zatem bardzo intensywnie, dostępu do netu nie przewiduję, no chyba, że gdzieś tam zerknę z przyczajki
i anonimowo się odezwę.
Nocka będzie trudna, bo w jej środku musimy ruszyć na dworzec, wsiąść do nocnego pociągu i udać się do Poznania na miejsce zbiórki. Ale jakoś damy radę.
Trzymajcie się więc ciepło :) Na komentarze jeszcze odpowiem, oczywiście :)