U GosiAnki dziś od rana post o dobrych ludziach. Osobiście bujam się z tym tematem od - nawet nie środy, tylko od zeszłego tygodnia.
Pisałam jakiś czas temu o rowerowym wyczynie mojego ojca. W poniedziałek po owej sobocie ( czyli już prawie 2 tyg. temu) okazało się, że to nie zwykłe zapalenie pęcherza, tylko problem wielu starszych panów, czyli prostata. Która to była od lat pod kontrolą urologa, rzecz jasna, a pod koniec stycznia zdecydowała dać czadu.
Ojcowy urolog - z miasta wojewódzkiego, powiedział mu, że tu jedynie operacja i jeśli on miałby ojca wziąć do swojego szpitala, to dopiero w kwietniu. Niby kwiecień to niedługo, ale ... właśnie.
Jako, że do naszego miasta przyjeżdża jeszcze jeden urolog z województwa - pracuje w innym szpitalu, to brat pojechał do tego szpitala, żeby się o rzeczonego spytać, gdzie przyjmuje, bo może szybciej dałoby radę do tegoż szpitala przyjechać na wizytę. Pani,
z którą brat rozmawiał zaproponowała innego lekarza. Bo ten wyżej wymieniony jest za bardzo zaganiany i jeszcze parę szczegółów dorzuciła - jest to prawda, bo i ojciec i bratowa mieli z nim do czynienia już wcześniej.
W każdym razie, pani ta umówiła wizytę w zeszły piątek, a w poniedziałek był telefon z tego szpitala, że ojciec ma przyjechać doń w czwartek ( czyli wczoraj) i dzisiaj zapewne będzie operowany. To chyba dobrze, bo sytuacja ta życiu nie zagraża, ale jego komfort pogorszyła i to bardzo.
Jestem naprawdę zbudowana postawą tej pani, która popchnęła sprawę ostro do przodu - można? Można.
Poniedziałek i wtorek były dość mocno zawirowane. Poniedziałek szczególnie. Okazało się, że ojciec ma brać zastrzyki przeciwzakrzepowe. Pani podała nazwę, trzeba było iść do rodzinnego ( Poniedziałek!!! Pełnia sezonu grypowego!!!) po receptę, a potem ewentualnie do zabiegowego, żeby zastrzyk został zrobiony, albo zrobić go samemu.
Jako, że poniedziałek miałam wolny ( rozmrażałam lodówkę!!), zadzwoniła do mnie mama, czy nie pojechałabym z ojcem, żeby to wszystko załatwić. Do przychodni nie można było się w ogóle dodzwonić - przeziębiona bratowa próbowała, bo chciała się zarejestrować do lekarza. Skoro już pojedziemy, to ją zarejestruję.
W rejestracji niemiła niespodzianka - do żadnego lekarza nie ma już numerków!! A receptę - to proszę wejść sobie bez kolejki do jednego lub drugiego lekarza. Nosz ............. sobie wejść, jasne .... ja, która nienawidzi tłumów i wpychać się do kolejki nie umie. Ojciec też nie potrafi. Zresztą osłabiony był po tym wszystkim.
Ale za chwilę robię drugie podejście do rejestracji i pytam się, co ma zrobić chora osoba ( bratowa) w tej sytuacji - urlop brać, czy co??
Nie wiem, co się stało, bo kobita mówi, że jeszcze jeden numerek został do lekarza X.
Bratowa zarejestrowana, ale przed drzwiami gęsto. Cholera. Kichający i kaszlący tłumek. W końcu mówię ojcu, żebyśmy pojechali prywatnie do sąsiadki - lekarki z tej samej przychodni, która pracę zaczynała po południu. Jesli będzie w domu, to poprosimy o wypisanie recepty, a jak nie, to za dwie godziny bratowa pójdzie do lekarza X. i bez łachy i proszenia się komukolwiek, ojciec wejdzie razem z nią.
Sąsiadka w domu była, receptę wypisała ( rodzice chodzą do niej, zresztą), kasy nie wzięła. Ulżyło mi. Pojechałam wykupić te zastrzyki, a potem załadowałam towarzystwo do samochodu i zawiozłam do przychodni. Zastrzyk został zrobiony, rodziciel zawieziony do domu, a po godzinie pojechałam po bratową.
Nie wiem, ile kursów zrobiłam, niczym DHL ;) Najważniejsze, że załatwiliśmy.
We wtorek zaliczyliśmy jeszcze krótką wizytę na izbie przyjęć - przed południem, więc teoretycznie najpierw lekarz rodzinny powinien wystawić skierowanie (!!!!), ale przyjęli ojca i udzielili pomocy. Na dyżurze był chirurg, którego pamiętałam z zeszłego roku, przy którym Smerf Maruda to największy na świecie optymista :))) ale gość jest bystry i nawet się ucieszyłam, jak go zobaczyłam. A na jego marudzenie jakoś jestem uodporniona ;)
Mam nadzieję, że na tym niemiłe niespodzianki się skończyły, chociaż pewności nie ma.
Tak się jakoś składa, że w ostatnich latach, prawie co roku, ktoś z rodziny ląduje w szpitalu. Chłop mój, brat, bratowa, Młody. Mama była dwa dni na rozbijaniu kamieni, mnie w tym spisie nie ma i niech tak zostanie, kurde.
Nie wiem ,dlaczego tak się dzieje, czy jakieś odczynianie musiałoby być? Oczyszczanie? Jakieś pomysły macie może? Pytam poważnie.
Dzisiaj piękne słońce u nas. Mam nadzieję, że uda się mi wyjść sobie na kijki, wczoraj byłam :)
Miłego dnia wszystkim życzę :)
Szukajmy więc dobrych ludzi wokół i dobrych zdarzeń.
Jak ta słuzba zdrowia potrafi człowieka umęczyć (mimo tych kilku perełek - dobrych ludzi tamze urzędujących)! To wszystko jest przerażające.A my - biedni, bezradni pacjenci - zdani na łaskę i niełaskę tego przeżartego rakiem biurokracji i znieczulicy systemu.
OdpowiedzUsuńDobrze, że zajęli sie szybko Twoim Tatą Liduś i pomogli mu bez zbędnych upokorzeń i ciągnących się w nieskończonosc formalności. Miejmy nadzieję, że na tym niespodzianki zdrowotne tego roku skończą sie w Waszej rodzinie.Zyczę Ci tego z całego serca!:-))
U nas też słonko! Nareszcie! Trza wyjśc z domu i zaczerpnąc witaminy D, bo już człowiek taki skapcaniały, że ledwo dycha.
Pozdrowienia serdeczne zasyłam!:-))*
Niestety, system jest przeżarty, ale tak sobie myślę, że to rządzącym jest na rękę. Im większe zamieszanie i zamydlanie ludziom oczu, czy rzekoma niemożność załatwienia pewnych regulacji od ręki, tym dla nich lepiej, bo moga swoje wałki kręcić, np. próba sprzedaży lasów.
UsuńWitaminę D zaczerpnęłam, bo u nas też słońce, dziękuję Olu za dobre słowa, trzymajcie sie ciepło z Cezarym :*** Jak słonecznie na dworze, to od razu lepiej na duszy się robi :))
Dobrze Lidzi, że to masz za sobą. Prawie wszystko załatwione. I dobrze, że słoneczko świeci.
OdpowiedzUsuńU mnie też ładne słoneczne niebo ale ja zasmarkana i ledwie żyje. Zostałam w łóżku i herbatki , zióła i rózne takie ... moze przejdzie?
Pozdrawiam serdecznie
Na pewno przejdzie :)) Życzę tego Tobie z całego serca :) Dobrze, że leżysz w łóżku, te parę dni tak niestety trzeba. Ja leżałam półtora dnia, a na katar pomogło mi grzane wino wypite wieczorem, przed pójsciem spać. Psikadła też stosowałam, herbatki, polopirynę i co tam jeszcze.
UsuńZ tym szpitalem to naprawdę się udało. Brat w mieście wojewódzkim pracuje i zawsze moze podskoczyć, podjechać, żeby się dowiedzieć co i jak. A my pojedziemy pewnie w niedzielę, jak już tatę wybudzą.
Oczywiście, że mamy! Przestańcie w końcu biegać, skakać, jeździć na rowerach, latać z kijami i uprawiać inne łamańce, które grożą utratą życia, zdrowia albo czymś jeszcze gorszym :) U mnie wszyscy zdrowi, bo nikomu do głowy nie przyjdzie takich dziwnych rzecz robić :)))
OdpowiedzUsuńRodziciel mój znowusz taki wyczynowy nie jest, oj nie ;) Na rowerze jeździł, ale bez przesady. Do sklepu i z powrotem, do miasta i z powrotem. Czasem w niedzielę wybrał się gdzieś dalej - żaden to wyczyn ;) Reszta rodziny też mało sportowa jest, niestety.
UsuńA ja nie zrezygnuję, o nie,nie, never, w życiu ;) To jest jak używka, wciąga i nie pozwala przestać :)) A mi to wcale nie przeszkadza ;) To uzaleznienie :))
Coś podobnego... Myślałam, że uzależniają tylko rzeczy przyjemne!
UsuńBo to JEST przyjemne :))
UsuńMhm...
UsuńNo, niby są i tacy, co S/M lubią, i jeszcze gorsze rzeczy, i tez twierdzą, że są przyjemne...
O, to to, widzisz, tak to jest, właśnie :)) Jedni lubią S/M i ekscytują się np. pięćdziesięcioma twarzami Greya, inni lubią biegać, czy nordic, a jeszcze inni lubią imprezy i nawalić się co piątek ;) I każdy Tobie powie, że TO jest przyjemne :)
UsuńMatuchno, ileż to dewiacji na tym padole...
Usuń:))
Nooooo ;) a niektóre takie fajne :)))
UsuńLoboga!
Usuń:))
UsuńLidus, jezeli chodzi o rady odczyniajace to napisze do Ciebie na @.
OdpowiedzUsuńJa wierze, ze sa na tym swiecie osoby z sercem, ktore nie sa obojetne na problemy innych. Tylko nie zawsze mamy to szczescie je spotkac w danym momencie...
Niech Twoj Tato wraca do zdrowia. Dobrze, ze ta dobra kobieta stanela na Waszej drodze i pomogla.
Sciskam Cie mocno :***
Dziękuję za dobre słowa, Orszulko :)) Może, kiedy bardziej uwierzymy w tych dobrych ludzi i się rozejrzymy, to będzie ich więcej wokół nas? Spróbować nie zaszkodzi, zachowując pewną ostrożność ;)
UsuńWidze, że @ już doszedł :) lecę czytać :)
:***
Dobro generuje dobro:)
OdpowiedzUsuńNa pewno i trzeba w to uwierzyć ,a nie słuchać gadania, że każdy dobry uczynek zostaje ukarany - wiele razy miałam okazję to zdanie słyszeć, albo czytać. Co uważam za kompletną bzdurę.
UsuńDobro generuje dobro :) I tego się trzymajmy :)
Cos takiego..Co za ludzie, takie rzeczy wygaduja! Ja tez uwazam, ze dobro powraca.
UsuńWłaśnie, tego powinniśmy się trzymać, a jak coś nie wychodzi, to trudno, jakieś zakłócenia na linii się czasem pojawiają ;)
UsuńTak sie zastanawiam, czy to nie patologia, ze cieszycie sie z rzeczy i zjawisk, ktore powinny byc na porzadku dziennym. A sa niestety wyjatkami na tyle rzadkimi, ze trzeba o nich pisac peany pochwalne. Jaka laske robi sluzba zdrowia, ze przyjmuje chorego? Jaka laske robi panienka na poczcie, ze przyjmie list, a listonosz, ze go dostarczy? Ludzie, cos tu nie gra!
OdpowiedzUsuńMyślę, że cały nasz świat to jedna, wielka patologia. Niby wiemy, jak powinno wszystko wyglądać ,ale nie wygląda. Widzisz, gdyby nie ta dobra dusza, ojciec bujałby się z cewnikiem do kwietnia. Wystarczyła odrobina zainteresowania i życzliwości i wszystko wygląda inaczej. Co do poczty, to u mnie takich patologii, o których dziewczyny czasem piszą, nie ma. Panie są miłe, uprzejme, pomocne, a listonoszka robi to, co do niej należy.
UsuńCóż nam więc pozostaje? Cieszyć się i zauważać takie różne, czasem drobiazgi.
Lidia kiedys francuski system uznawany byl za najlepszy na swiecie. Od killu lat delikatnie sie sypie, a jak w koncu p...e, to sie Francuzi zdziwia. W kasie wiadc dno, ale czynnik ludzki tez szwankuje.
OdpowiedzUsuńPolecam bardzo, na przedwiosniu, wszystkim pylek pszczeli. Widzialam efekty, jak sie pieknie moj synek regenerowal po ciezkim zabiegu, zapaleniu pluc, z dnia na dzien po prostu, po tym pylku.
A na urologiczne historie-fitolizyne. Mamie zwlaszcza, na kamyki.
A jak to się zjada? Rozpuszcza z wodą?
UsuńTo nie wiedziałam, że francuski system był najlepszy :) Tym bardziej szkoda, że sie sypie, czyli coś w pewnym momencie zazgrzytało i leci w dół.
UsuńMam w domu pyłek - zapomniałam o nim. Fitolizyna - chyba już kiedyś o niej pisałaś, Kasiu. Muszę zobaczyć co i jak.
Pyłek, Gosiu, można jeść np. na kanapce :)
to prawda... nie każdy umie wbijać sie w kolejki... "trzeba mieć sporo zdrowia by chorować" - mawiała przy okazji naszej służby zdrowia moja nauczycielka od prawa
OdpowiedzUsuńI miała rację ta Twoja nauczycielka, zresztą każdy z nas się chyba o tym przekonał.
UsuńLidko, dzięki za post. Uważam, że nic się nie zmieni, jeśli nie zaczniemy cieszyć się i doceniać normalności, która zaczyna wchodzić w nasze życie. Wieczorkiem wrócę.
OdpowiedzUsuńNo cóż, to raczej droga przez mękę, to co przeszłaś, ale faktycznie jest sezon grypowy, dzikie tłumy w przychodniach. Współczuję chorób i szpitali. Nie mam pojęcia co zrobić, aby to odwrócić. Musi chyba samo...
UsuńTrzeba mieć nadzieję, że wszystko minie i tego się trzymać. Dzisiaj poszłam do owej przychodni po recepty dla rodziców i w poczekalni nie było NIKOGO. Normalnie w szoku byłam. Pandemonium zacznie się pewnie w poniedziałek ;)
UsuńMasz rację, Gosiu - trzeba tę normalność doceniać, a wszelkie zmiany zacząć od siebie. Jak zacznie więcej osób, to może przyniesie to jakiś efekt.
Pewnie że dobro powraca. A nawet jeśli czasem nie, to przecież "oko za oko" prowadzi donikąd.
OdpowiedzUsuńProwadzi do nienawiści i eskalacji złych emocji, nie nazwałabym tego "donikąd".
UsuńO tak, do nienawiści i totalnego zapętlenia się w poczuciu krzywdy. Zasklepieniu się w swoim nieszczęściu. To nic dobrego.
UsuńW kontaktach ze służbą zdrowia trzeba mieć dużo cierpliwości !!
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrówka dla całej Twojej Rodzinki !!
Pozdrawiam
Dziękuję bardzo ,Elu :)
UsuńTak, to są ćwiczenia w cierpliwości.
Wyniki od kwietnia roku pańskiego 2014 noszę i nie mogę się zebrać do lekarza... teraz to już boję, bo mnie opieprzy. Tylko gina pilnuję,ale do niego nie ma tłumów.
OdpowiedzUsuńTrochę długo, ale może powiedz mu, żeby się ucieszył z jednej nawróconej grzesznicy niźli z tłumu jego wiernych pacjentek?? ;)
UsuńSwoją drogą, rzuć tę hutę i zajmij się wróżeniem? Trafnie w komentarzu napisałaś te dwa tygodnie temu, co ojcu memu moze być...
Mój tato to miał...chcesz to na priv Ci napiszę, bo jeśli jest operacyjna to jeszcze nie jest źle, mojemu nie chcieli operować, niech tato zrobi wyniki na PSA, koniecznie...
UsuńMój tato już jest po operacji, wczoraj go cięli, dzisiaj będą zapewne wybudzać. Pewnie zrobią mu też i to badanie. Napisz mi maila :)
UsuńNo proszę, z jednej strony przygody ze służbą zdrowia Cię omijają, a z drugiej i tak musisz w tym czynnie uczestniczyć. Życzę Ci nieprzemijającego zdrowia.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Dokładnie, chcąc nie chcąc, człowiek w tym uczestniczy, z różnicą jedynie taką, że nie na mnie robione są wszelkie operacje, badania, zabiegi .... ale czasem bolą, jakby były.
UsuńLidko niech wreszcie słońce i pogoda zapanują w sercach naszych, może da radę rozszerzyć to na cały świat?
OdpowiedzUsuńZdrowie i radość pewnie razem za rękę się trzymając wędrują, byleby tylko nie kuleli :-
Na Walentynki na szerzenie serdecznych uczuć ♥♥♥
:)
Dziękuję, Elu :)) Dobrze byłoby, żeby rozszerzyć to na cały świat, a zdrowie i radość szły dziarsko razem :)
UsuńDzisiaj, kiedy szłam z kijkami, to dwóch panów się do mnie uśmiechało - nie jednocześnie, oczywiście ;))
Miłych ♥♥♥♥♥
Jeśli chodzi o służbę zdrowia to trzeba mieć stalowe nerwy..niestety:( A co do dobra, to ono zawsze wraca z nawiązką!
OdpowiedzUsuńStalowe nerwy - zdecydowanie :( i starać się nie korzystać z ich usług. Chociaż czasami nie ma wyjścia, niestety.
OdpowiedzUsuńGdyby każdy to dobro czynił .....