Jako, że pytałyście o wyżej wymienione, to spróbuję coś na ten temat napisać, wrzucić kilka zdjęć. Oczywiście są to moje subiektywne odczucia ;)
Najpierw może trochę o zapachach. W Czarnogórze widziałam morze zieleni, mimo okresowego braku opadów. Tam, gdzie byliśmy, padało raz w ciągu naszego pobytu,
a wcześniej miało to miejsce w maju. Mimo to, rośliny są bardzo bujne i jest ich mnóstwo.
Niezagospodarowane połacie terenu wypełnia różnorodne zielsko. Niestety, nie znam ich nazw, ale popatrzcie:
Te roślinki mają mięsiste liście i łodyżki, a pachną trochę jak lawenda.
Bardzo ciekawa roślina, moim zdaniem, interesujące kwiaty i liście, ale bez zapachu.
Wszędzie rósł też chwast, pachnący jak kamfora, ale zdjęcia niestety brak.
Do tego agawy, o różnych wielkościach, również wszędzie rosnące, a w ogródkach:
Oleandry różnej wielkości
Imponujące palmy daktylowe, ale nie tylko ;)
Znalazłam również to:
czyli passiflorę, która jakby na nas czekała z jednym kwiatkiem, bo reszta już przekwitła :)
Przy każdym domu drzewa figowe, oliwne i z niedojrzałymi jeszcze granatami:
Znaleźliśmy nawet kiwi:
Do tego rozmaryn, który rósł sobie jako żywopłot nawet, winorośle, opuncje, mandarynki, cytryny .... totalna egzotyka.
Jak nam mówiły przewodniczki, nie wszystkie te rośliny są miejscowe. Wiele z nich przywieźli marynarze, którzy wypływając w dalekie kraje otrzymywali zadanie przywiezienia jednej rośliny i często jednej książki, przez co w Budwie na przykład, mają imponującą bibliotekę.
Co do smaków.
Jeśli chodzi o wyżywienie w hotelach i pensjonatach, to niestety daleko mu do uginających się od ilości i różnorodności szwedzkich stołów w Chorwacji, Egipcie, czy Hiszpanii.
Nasze jedzenie było dość monotonne i przewidywalne, czyli ogórki, pomidory ( ale jakieś włókniste w środku i bez smaku), żółty ser, jakaś wędlina i albo gotowane jajko, albo jajecznica. To, co mi najbardziej smakowało, było białym serem o konsystencji fety, ale nie takim słonym.
Obiady to zupa a la rosół, był w niej makaron i mniej lub więcej groszku i do wyboru ryż, ziemniaki, makaron, jakieś mięso, groszek z marchewką, słona kapusta ....
Zup Czarnogórcy raczej nie gotują, nie należą do ich kuchni, robią je pod turystów, jeśli już.
Owoce, oprócz tych, co u nas dojrzewają, czyli jabłek, gruszek, śliwek, to oczywiście figi - trafiliśmy akurat na sezon :) , melony i soczyste, słodkie arbuzy, przywożone z pobliskich pól. Nie było jeszcze, wyżej wspomnianych granatów, zielone na drzewach wisiały cytryny
i pomarańcze.
Tak więc nie rozpieszczano nas, ale ... będąc na wycieczce w Kotorze, zamówiliśmy
z mężem coś z owoców morza, czyli on spaghetti, a ja risotto z różnymi małżami, ośmiorniczkami itp.:
Smakowało "rybnie", było dobre, ale nie stałam się przez to entuzjastką tych potraw.
W inny dzień natomiast, mieliśmy biesiadę w gaju oliwnym. I to była najfajniejsza
wyżerka :))
Ale o tym i o wyprawie na Jezioro Szkoderskie napiszę jutro :) Dzisiaj zostawiam Was ( kto chce przeczytać) z powyższymi obrazami i tekstem :)